Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Historia edycji

Należy zauważyć, że wersje starsze niż 60 dni są czyszczone i nie będą tu wyświetlane
Duch7millenium

Duch7millenium

Nie przypadłem ci do smaku,

byłem mdły, mało pikantny,

nie szczypałem w język,

nie miałem tego zapachu

szaleństwa i obłędu,

bez polotu- mówiąc wprost,

bez bezczelności i uporu,

postawić jedynie mogłem

kawałek mięsa przy lodówce

pełnej wędlin aromatycznych,

a postawiłem zaledwie namiot,

do którego nie przyszłaś,

uznając mnie za obłąkanego..

chociaż on stał już wcześniej,

nie mój, nie nasz.

 

Tam w nocnej otchłani

pełnej istot kosmatych,

dziwnych, chimerycznych odgłosów,

rozmyślając nad tym kto odkręca wodę,

nad pordzewiałą wanną,

gdy kurek poruszył się sam

wydając odgłos rozpaczy,

by zmyć resztki twojego mięsa

z mojej duszy, czekałem

na wiadomość "będę".

 

Byłaś w doborowym towarzystwie

wesoło konsumując pizzę z salami

żadna Margarita

mi jednak do gustu nie przypadała

jedynie ty, femina K

będąc moją witaminą

sprawiłaś, ze krew we mnie zakrzepła,

gdy serce się już wykrwawiło -

na kaszankę zbierając

wykrzykiwałaś "jesteś chory".

 

Może chore rzeczy spożywać lubisz,

w lustrze spoglądając na swoje potrawy,

obrzydliwym gestem sięgając po golonka,

inne świńskie nogi, w gnoju życie całe brodzące.

 

W swojej osobliwości - stałaś się jakby chodzącą świnią,

obok naiwnego psa, który musiał zjadać te ohydne kości,

twoich urojeń, twardego serca, nieugiętości względem,

tego, wszystkiego, co tylko jeszcze śmiercią się nie nazywa.

 

Nie dla psa kiełbasa.

 

 

Zostałem samotnym, białym wilkiem.

 

 

 

 

Duch7millenium

Duch7millenium

Nie przypadłem ci do smaku,

byłem mdły, mało pikantny,

nie szczypałem w język,

nie miałem tego zapachu

szaleństwa i obłędu,

bez polotu, mówiąc wprost

bez chamstwa i uporu,

postawić jedynie mogłem

kawałek mięsa przy lodówce

pełnej wędlin aromatycznych,

a postawiłem zaledwie namiot,

do którego nie przyszłaś,

uznając mnie za obłąkanego..

chociaż on stał już wcześniej,

nie mój, nie nasz.

 

Tam w nocnej otchłani

pełnej istot kosmatych,

dziwnych, chimerycznych odgłosów,

rozmyślając nad tym kto odkręca wodę,

nad pordzewiałą wanną,

gdy kurek poruszył się sam

wydając odgłos rozpaczy,

by zmyć resztki twojego mięsa

z mojej duszy, czekałem

na wiadomość "będę".

 

Byłaś w doborowym towarzystwie

wesoło konsumując pizzę z salami

żadna Margarita

mi jednak do gustu nie przypadała

jedynie ty, femina K

będąc moją witaminą

sprawiłaś, ze krew we mnie zakrzepła,

gdy serce się już wykrwawiło -

na kaszankę zbierając

wykrzykiwałaś "jesteś chory".

 

Może chore rzeczy spożywać lubisz,

w lustrze spoglądając na swoje potrawy,

obrzydliwym gestem sięgając po golonka,

inne świńskie nogi, w gnoju życie całe brodzące.

 

W swojej osobliwości - stałaś się jakby chodzącą świnią,

obok naiwnego psa, który musiał zjadać te ohydne kości,

twoich urojeń, twardego serca, nieugiętości względem,

tego, wszystkiego, co tylko jeszcze śmiercią się nie nazywa.

 

Nie dla psa kiełbasa.

 

 

Zostałem samotnym, białym wilkiem.

 

 

 

 



×
×
  • Dodaj nową pozycję...