Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Pewien niewielki, sucho brzmiący, ale powodujący poruszenie społeczne wycinek tej sprawy trafił do kroniki policyjnej, jej zaś okoliczności nieznane ciekawskim czytelnikom lubującym się w rozpoczynaniu lektury codziennej prasy od kroniki wypadków, były znacznie bardziej interesujące. Przytaczam je tutaj dla poznania zawiłości rodzinnych i dziwactw, jakie daje posiadanie brata bliźniaka.

Miasto wojewódzkie gdzieś w Polsce. Pan Jan jest z wykształcenia matematykiem, ale nie ma zamiłowania do wykonywania terminowych spraw, z czym wiązałaby się praca na pełny etat. Żyje z udzielania korepetycji młodzieży szkolnej. Jest korepetytorem bardzo cenionym, do którego ustawiają się kolejki rodziców dzieci, którym potrzebna jest akurat pomoc z matematyki, ale nie tylko. Pan Jan ma takie samo nazwisko jak szef kuratorium oświaty w województwie. Oprócz nazwiska panów nie łączy nic więcej, ale pan Jan daje do zrozumienia, że owszem tak i że może on bardzo wiele. Z obaw rodziców o dzieci i zapewnieniu im ewentualnej pomocy
wynika, że nasz bohater nie lęka się o dochody w przyszłości. Żyje skromnie lecz nie ubogo.

Jest kwiecień i sezon korepetycyjny w pełni, kiedy w kronice policyjnej lokalnego wydania gazety ogólnopolskiej zdumieni rodzice znajdują informację, że Jan P. został zatrzymany za uporczywe żebractwo. W czasie, kiedy w mieście nie gasną komentarze o niecodzienności zarzutów postawionych szeroko znanemu i bardzo cenionemu korepetytorowi-matematykowi, w szpitalu wojewódzkim lekarze opatrują ranę pacjentowi przywiezionemu przez policję, w którego uchu zdiagnozowali silną pouderzeniową infekcję. Człowiek ten jest odziany w łachmany, zarośnięty i śmierdzący, i podaje się za Jana P. właśnie. Został zatrzymany za kradzież sygnetu męskiego złotego, podczas żebrania przed kościołem, do którego zjeżdżają czasami pielgrzymi. Pewien człowiek podniósł hałas, że żebrak ukradł mu sygnet. W rzeczywistości wołający o policyjną pomoc pątnik wrzucił garść bilonu do kapelusza siedzącego na trotuarze żebraka. Zrobił to bardzo dynamicznie i z wielkopańskim gestem, więc razem z drobnymi wrzucił sygnet, który spadł mu z palca. Żebrak zręcznym ruchem schował go w łachmany. Akurat gdzieś w pobliżu przechodził patrol policyjny i zabrał nędzarza na posterunek. Darczyńca złożył zawiadomienie o kradzieży i żebraka zatrzymano. Przed tym jednak, jeszcze na placu przed kościołem rozsierdzony pątnik zdzielił drewnianą laską żebraka w łeb.

Policja nie ma pojęcia, że ten łachmaniarz jest fizykiem jądrowym a z prawdziwym Janem P. za którego uparcie się podaje, łączy go tylko bliskie pokrewieństwo. Obaj panowie są braćmi bliźniakami. Żebrak zostaje zatrzymany a policja wszczyna śledztwo w sprawie kradzieży rzeczy wartościowej.

Policja ze zdziwieniem odkrywa tajemnice łachmaniarza zatrzymanego za kradzież. Już wie, że człowiek ten ma na imię Stefan, jest bratem Jana P., mieszka w wielkim mieszkaniu zabytkowej kamienicy, stanowiącej własność nieżyjącego od dwudziestu lat ojca bliźniaków, byłego dyrektora  fabryki porcelany, który był synem przedwojennego jej właściciela. Stefan P. nie posiada żadnych dokumentów i według władz zmarł kilka lat wcześniej, ale dzisiaj stoi przed prokuratorem, cały żywy i w pełni władz umysłowych. W trakcje przesłuchań wychodzi na jaw, że Stefan P. sam się uśmiercił podrzucając, swoje dokumenty i rzeczy osobiste zmarłemu żebrakowi, z którym jeżeli można tak powiedzieć, kiedyś się przyjaźnił. Zbieg okoliczności chciał, że w momencie ukazania się w kronice policyjnej krótkiej notatki o zatrzymaniu żebraka, który podał się za Jana P.  prawdziwy korepetytor bawił na wybrzeżu, w odwiedzinach u swojej przyjaciółki.

Rzadko zdarza się mieć policji do czynienia z nieboszczykami, którzy się
ruszają, chodzą i dobrze zarabiają.
Podczas przeszukania w domu nieżyjącego, ale wciąż krzepkiego fizyka jądrowego policja odnalazła bardzo wiele cennych przedmiotów. Jednym z nich był wypchany, stojący na kredensie gronostaj. Konkretnie był on wypchany brylantową kolią wartości kilkuset tysięcy złotych.

Obaj bracia zeznali, że część ze znalezionych w mieszkaniu bogactw pozostawił synom ojciec, bardzo się niepokojący brakiem nawyków swoich dzieci do systematycznej pracy. Inne przedmioty dużej wartości takie jak obrazy, srebra i antyki były kupowane przez żebraka z obsesji, aby zagwarantować sobie przyzwoite życie w czasie, kiedy ze względów zdrowotnych nie będzie już mógł żebrać.

Według zeznań obu braci korepetytor matematyki nie miał zielonego pojęcia, czym zajmuje się jego brat bliźniak i usłyszane od policji rewelacje były dla niego prawdziwym wstrząsem.

W następstwie tej sprawy dwie osoby poniosły straty a jedna instytucja
zyski.

Do korepetytora przylgnęło złośliwe określenie żebrak.

Fizyk jądrowy znów znalazł się w biurokratycznych sidłach państwa.

Urząd skarbowy wyciągnął zaś swoje chciwe szpony po podatki od dóbr i dochodów żebraka.
W świecie już tak jest, że aby ktoś coś zyskał ktoś inny musi stracić.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...