Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

               Tego dnia w domu panowała dziwna atmosfera. Nikt się nie odzywał. Mama spoglądała ze smutkiem na dziecko nucące wesołą melodyjkę. Jakby na przekór nastrojowi ubrała córkę w ulubione palto z niebieskiej wełny z białym nalotem imitującym płatki śniegu. Dziewczynka podskakiwała z zadowolenia, gdy mama przypięła biały kołnierzyk z misia. Kobieta jednak nie uśmiechała się na widok uradowanej twarzy czterolatki. Na rękaw założyła czarną opaskę na znak żałoby. Krótko wyjaśniła, że idą na pogrzeb dziadka.

               Dziecko nie pojmowało zaistniałej sytuacji, dziadek stał obok i zakładał kapelusz. Chciała mu wskoczyć na kolana, ale smętnym głosem starszy człowiek zawsze skory do zabawy odmówił.

               Ela zauważyła łzy na policzkach mamy.

               — Mój tata mieszkał nad morzem. Dlatego rzadko go widywałaś, ale bardzo cię lubił. Jesteś oczkiem w głowie dziadków. Pojedziemy na cmentarz pożegnać mojego ojca. Zachowuj się spokojnie, nie śpiewaj, nie tańcz, nie szalej. W taki dzień obowiązuje powaga.

               Gdy trumna dotarła z Gdańska w zaspawanej skrzyni, rodzina wsiadła do czarnego autokaru z zarysem wieńców po bokach karoserii.

               W drewnianym kościółku na Bródnie przyglądała się wymalowanym scenom biblijnym. Wnętrze przykuło jej uwagę. Wiedziała, że złote otoki na głowie, oznaczały świętych. Kiedyś tata pokazał jej piękne pocztówki z figurami Matki Boskiej i aniołów, których skrzydła zachwycały swą przejrzystością.

Zajęli miejsca w pierwszym rzędzie tuż za katafalkiem. Pod koniec mszy nozdrza dziecka lekko podrażnił zapach kadzidła. Lekko pokasływała, co wzbudziło niepokój mamy. Poklepała na plecach i dolegliwość ustąpiła. Mała przyglądała się okryciu głowy mamy i babci. Nigdy przedtem nie widziała woalki spływającej z czarnego kapelusza i zasłaniającej twarz.

Jedyne skojarzenie, jakie przyszło jej do głowy, to baśnie i teatr. Uwielbiała wszelakie opowieści, zwłaszcza te czytanie przez mamę dysponującej ładnym głosem i niesłychaną wrażliwością. Pięknie czytała dialogi, które córka czasami potrafiła powtórzyć z pamięci.

Kondukt opuścił kościółek i podążył szeroką aleją, a następnie w połowie cmentarza skręcił w lewą stronę. Minęli mogiłę wujka, który zginął tragicznie zanim Elżunia przyszła na świat. Dziewczynka odwróciła głowa aby zobaczyć „odarlinowany” grób. To słowo w zniekształconym brzmieniu zasłyszała w rozmowie mamy z babcią. Nie wiadomo, dlaczego utkwiło w pamięci. Podobały jej się drobne roślinki zasadzone pośród darni i choiny przypominające maleńkie kaktusy.

W dziecinnym słownictwie zawsze znajdowały się dziwne elementy, na przykład „Grand Hotel” nazwała „Grand Fotel”, gdyż ludzie tam zwykli odpoczywać. Słowa kapłana „Spoczywaj w pokoju” wzbudziły wątpliwości, czy dziadkowi będzie wygodnie spać w tak małej przestrzeni, gdzie trudno obrócić się na bok.

W miejscu pochówku dominowały doły. Cały obszar jawił się jako składanka wąskich ścieżek pomiędzy kopczykami piasku, co napawało strachem. Mama trzymała kurczowo córeczkę za rękę aby nie potknęła się. Ten krajobraz pełen głębokich otworów w ziemi trzymał ją w napięciu. Zawsze płakała, kiedy w baśni Andersena, nadchodziła ponura wiadomość, że Calineczka będzie musiała wyjść za mąż za kreta i zamieszkać z daleka od powierzchni lądu. Wyobrażenia o podziemiu odpychały ją i narażały na ból. Wolała patrzeć na drzewa stojąc niż zagłębiać się w korzenie, które uwypuklały się pod warstwą asfaltu.

Powtarzała imię dziadka, Feliks. Na półce w domu stała książka „Arabia Felix” czyli szczęśliwa kraina. Ktoś o takim imieniu nie powinien umierać, przecież przeznaczony mu był szczęśliwy żywot.

     Te i inne zawiłości, których nie potrafiła zrozumieć, przywołały sen o wiele bardziej przerażający niż uroczystość pogrzebowa.

****

     Doły nie dawały jej spokoju. Krążyła po cmentarnej kwaterze, gdzie tylko niewielkie skrawki ziemi nadawały się do przejścia. Zaglądała w głąb. Tylko piasek i glina. Dziadek Staś często mówił, że glina zbyt często mu towarzyszyła w pracy, chciał spocząć z dala od piachu i wody w murowanym grobie.

Ela jako jedyne dziecko w rodzinie często podsłuchiwała rozmowy dorosłych, ale umykał jej sens wypowiedzi. Teraz pojęłą, dlaczego ten żyjący dziadek nie chciał, aby jego zwłoki pokryły ciemne warstwy ziemi.

Zbytnio pochyliła się, a małe nóżki zaczęły zapadać się. Próbowała chwycić się rączkami krawędzi wykopu, ale sypki piach nie umożliwiał wydostania się na powierzchnię. Obsuwała się coraz bardziej ku nieznanemu przeznaczeniu. Nie mogła krzyczeć. Dusił ją pył. Zasłaniała nosek haftowaną ażurową chusteczką.

     Obawiała się spotkań z tajemniczymi stworami z bajek, bazyliszkiem, smokiem i diabłem. Powoli zachodziło słońce. Ciemność ogarnęła całą okolicę, tylko biały kołnierz z misia dawał pozory normalności.

     Wykonała kilka kroków i zobaczyła obok wydrążoną katakumbę ze ściankami z cegieł, przy której paliły się znicze. Dłońmi wyczuła kanalik łączący oba doły. Przedostała się do pomieszczenia, gdzie piach nie drażnił oczu. Starała się wykorzystać nierówności aby wydostać się na zewnątrz. Wszystkie próby udawały się połowicznie. Ciągle ześlizgiwała się po gładkiej powierzchni. Nie liczyła na ratunek. W nocy ludzie nie zakłócają królestwa zmarłych w obawie przed duchami, strzygami i innymi potworami.

Usłyszała rozmowę dwóch grabarzy. Zaczęła recytować wierszyki o uwięzionej królewnie z patosem i goryczą nad swoim losem. Modulowała głos, raz krzyczała, raz szeptała. Opadały siły i nadzieja na uwolnienie.

     Kroki mężczyzn wyraźnie oddalały się. Krzyknęła z rozpaczą „Aniele Boży, sStróżu mój, Ty zawsze przy mnie stój”.

Te słowa prastarej modlitwy przekazywanej dzieciom z pokolenia na pokolenie zaniepokoiły przechodzących. Nie wiedzieli, czy prosi o ratunek ciało na marach czy żywa istota zagubiona w nocy. Cienki głos nie pasował do osoby dorosłej. Cofnęli się i zapalili latarkę. Światło padło na biały kołnierzyk. Zwykle duchy ukazują się w bieli, ale potrafią się swobodnie przemieszczać. Płacz dziecka poruszył wyobraźnią. Podeszli kolejno do trzech wykopanych mogił aż zobaczyli małą zapłakaną postać, która wymachiwała ramionami. Nie miała już sił błagać o ratunek.

    — Kim jesteś? Co tu robisz? — nieustannie zadawali pytania.

    Przypuszczali, że mały kociak z białą łatką wpadł do dołu, a teraz przeraźliwie miauczy w poszukiwaniu matki. Płacz płaczem, ale zwierzę nie prosi o pomoc słowami. Sytuacja zaintrygowała spieszących do domu po pracy.

— Nazywam się Elżunia i jestem w ceglanym otworze pod ziemią. Mam zziębnięte ręce, stopy. Umieram jak dziadziuś Feluś, którego dzisiaj pogrzebano.

— Stój spokojnie. Zaraz przyjdę po ciebie.

      Dwudziestoparolatek zsunął się w dół po linie. Dziewczynka znajdowała się kilka metrów pod ziemią, gdyż właśnie murowano pierwszą kondygnację pod rodzinny grobowiec zamożnej rodziny. Zapamiętała tylko, że gruba lina podnosiła ją do góry jak w filmach o zdobywcach wysokich szczytów.

W domu usiadła na schodach w oczekiwaniu na mamę. Tata jeszcze nie wrócił z pracy. Trzęsła się z zimna spragniona ciepłej herbatki i kontaktu z rodziną.

 

****

      Rodzice obudzeni płaczem ukochanej jedynaczki czule przytulali dziecko, które uparcie powtarzało, że nie chce wrócić na cmentarz do dołu, gdzie pusto i ciemno. Ta trauma prześladowała wyobraźnię malucha przez prawie rok.

Kiedy odwiedzali cmentarz, Elunia zawsze trzymała się blisko rodziców. Nie opuszczała taty ani o krok, gdy mama porządkowała groby bliskich.

               Po kilku latach zauważyła, że z Bródna znikają krzyże z powykręcanych żelaznych zwojów opartych na betonowej podmurówce. Nastąpiła era lastriko, a potem pojawiły się granitowe pomniki. Elżbietka jednak zawsze omijała wystawny pomnik z czarnego marmuru, miejsce swojego wyimaginowanego uwięzienia, które pozostawiło pewną skazę w psychice.

               Nie gustowała w filmach grozy ani w horrorach, które przywoływały niemiłe przeżycia.

 

Bożena Joanna

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

@BożenaJoannaW tej kwestii zgadzam się bez zastrzeżeń. Takie filmy również "rodzą" nieprzyjemne sny. 

 

Perspektywa dziecka na pogrzeb jest oczywiście inna niż dorosłego człowieka. Dziecko nie odczuwa tak boleśnie straty kogoś bliskiego w przeciwieństwie do osoby dorosłej.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Somalija   Dobra, posłucham pani rady, przestanę chodzić do dentysty, codziennie zacznę pić piwa, nie będę brał kąpieli i będę non stop jadł mięso, proste i logiczne? Chciałaby pani takiego mężczyznę? I w ten sposób dobiła mnie pani - jest pani wyjątkowo złośliwa i paskudna, byłem bardzo głodny, a pani poszła sobie do wróżki! To jest normalne? Nie, proszę pani, ode mnie ciągle macie jakieś wymagania, a w zamian co dajecie? Żegnam panią! Ta rozmowa do niczego nie prowadzi!   Łukasz Jasiński 
    • @Nefretete   Żegnam pana! Przemądrzały bandyta! A do tego jeszcze na smyczy czarnej mafii - kościoła! Wielki Obrońca ZŁA - wymiotował będę na taką glistę moralną...   Łukasz Wiesław Jan Jasiński herbu Topór 
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @Dekaos Dondi Zuzia kiedyś zrozumie, a może już zrozumiała, że to za sprawą Stasia wiśnia tak zaowocowała. Fajne opowiadanko, pozdrawiam!

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Nagle każdy z nas wybuchnął śpiewem; A ja radością byłem przepełniony Jaką czuje ptak wypuszczony z klatki, Gdy trzepotem skrzydeł niesiony Przez białe sady i pola zielone; Odlatuje w dalekie strony.   Wszystkich głosy nagle się uniosły; I piękno przyszło jak zachód słońca: Me serce zadrżało od łez; a strach Zniknął... zabrała go pieśń kojąca Każdy był ptakiem, a pieśń nie miała słów; Będziemy ją śpiewać bez końca.   I Siegfried (Listopad 1918):  Everyone suddenly burst out singing; And I was filled with such delight As prisoned birds must find in freedom, Winging wildly across the white Orchards and dark-green fields; on – on – and out of sight.   Everyone's voice was suddenly lifted; And beauty came like the setting sun: My heart was shaken with tears; and horror Drifted away ... O, but Everyone Was a bird; and the song was wordless; the singing will never be done.
    • Odnoszę wrażenie, że z E-kranów coraz bardziej chlorowana woda leci. Jakby jej odcinano dostęp do naturalnej świeżości i tylko sypano (gmatwano) pseudo ulepszacze. Kotłuje się więc w głowach, ale pić trzeba... a może nie trzeba... ? hmm, może teraz jest odpowiedni czas na wykopanie studni. Wiesz skłaniający do refleksji.   Pozdrawiam :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...