Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Zgłoś



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Toż to arcydzieło z całego dnia:)
    • Brzozy to takie najładniejsze:)
    • @Rafael Marius Trudno mi coś konkretnego doradzić.
    • Jest długie, chociaż wspomnieć należałoby, że wysokie szerokie bardzo, tak że ominąć go nie można.   Z początku nie sposób w nim zobaczyć wiele, gdyż trzeba się odsunąć od fasady ludzkiego szkła.   Szkła; bowiem cymbały jeszcze wybrzmiewały, a teraz: głos aniołów, ich języki, proroctwa, wiedza cała, tajemnice, poświecenie, jałmużny, posypały się i zapadły pod ziemię, a z piachu, który unosi się na powierzchni plaży ludzkich Syzyfowych, bezowocnych trudów, gdzie woda już nie dociera   .. cywilizacja ..   wytopiła sobie: poklask, pychę, bezwstyd, egoizm, gniew, niesprawiedliwość,   nikczemność.   Gdzie nikt nikomu w nic nie wierzy, nikt nikogo nie znosi, nikt nie ma wobec nikogo żadnej nadziei, nikt nie jest w stanie przetrzymać choćby jednego dnia postu bez błogosławionego świńskiego wnętrza na patelni ostatecznej prawdy codzienności.   I być może zabrakło tu jednego spójnika by zarzucić komukolwiek cokolwiek lub nie zabrakło żadnego, bo nikt niczego nie spełnił z powyższych.   Lecz wszystko zgoła inny miało początek. Lustra zbędne były, gdy widziało się w drugim siebie, gdy na każdy paproch w ustach istot, iście boskich, przedstawiających się za wyznaczniki obiektywnego stwierdzenia, rzeczywistych cnót w bezkresie głębi studni życia, reagowało się słowem "tak", słowem "przepraszam" słowem "dziękuję" słowem "proszę" słowem "nie ma problemu"   Nie było problemów by iść wgłąb lustra, niczym nowy twór wgłąb macierzy światła, niczym odkrywca króliczej nory, pustynny wędrowiec na tropie oazy.     Podróż była przyjemna, zbudowana na ufności, na wierze, na nadziei.   Na nadziei, że te wszystkie noże wbijane w serce o których nawet za bardzo się nie myślało to tylko piórka łechcące ego, to tylko głaszcząca matczyna ręka, poważny głos inteligentnego, oczesanego, silnego ojca uśmiech brata i siostry, kuzyna, ciotki, wujka morał księdza zza ambony, opowieść babci o schronach, opowieść dziadka o okopach historie romantyzmu, spełniającego się za ościeniem życia coś o trójkątach, trygonometrii i całej reszcie ścisłych światów smaczki na temat zbawicieli ludzkości, postaci zmieniających bieg życia, zmian w ludzkiej moralności rosnącej jak na drożdżach etyce, proliferacji myśli, idei, nurtów, wspaniałych trendach w ludzkim roku wszystko o bogu, honorze, ojczyźnie wszystko o tym domu, tej Ziemi.   Lecz uderzył piorun, gdy zdrowie zamarło, jakby gdzieś zabrakło równowagi. Jakby kolejny mach spalanym tytoniem wbił gwóźdź w serce a myśl o kobiecych pośladkach rozerwała je w drobny mak.   I nastała cisza.   Cisza wśród złocących się pól wśród wzrastających upraw i truskawkowych plantacji, cisza w pokojowym planowaniu kolejnego skrawka nowego rozwiązania wprowadzanego z wielkim zapałem, wielką chęcią i wielką radością by podzielić się z potrzebującymi, rozwiązać trudy tych, których nagli dzień. Cisza wśród kobiet, by oglądać tę najważniejszą, czystą, dobrą i nieskalaną.   Lecz ciągle, będąc głuchym, gdy słysząc "dziękuję" dało się słyszeć nieme "nie ważne", gdy słysząc "proszę" dało się słyszeć nieme "na jedno wychodzi", gdy słysząc "przepraszam" dało się słyszeć nieme "niechcący", gdy słowo "tak" znaczyło "nie", gdy zdanie "nie ma problemu" oznaczało "wykończę się"   ..oddech zabierała jakaś nieznajoma twarz rzeczywistości, jakaś magia słów, nazw, kształtów, faktów, snów i jawy.   Na horyzoncie jednak pojawiał się mrok, czarne niebo z czerwonym horyzontem, w punkcie zerowym, operacja ciemnych poświat nabierała głosu, niesłyszalnego wtedy jeszcze w sercu, które fantazjowało by wystrzelić się daleko w kosmos i nigdy nie wracać, choćby przy pomocy robactwa drążącego w gruncie, by żyć tu inteligencja była rzeczą wtórną kiedy cel uświęcał środki, a środki są tam, gdzie je można znaleźć.   Jednak, gdy pękła bańka, niczym zasłona historii w Konstantynopolu w 1453 roku gdy z dosłownej ciemności zrodziła się zimna światłość, niczym opadający śnieg po jesieni średniowiecza, a na niebie pojawiła się ciemna chmura zwiastująca dosłowną walkę z fizycznymi bytami gdy to, co było prawdą już w całości zostało określone kłamstwem,   po krótkiej lecz gwałtownej burzy nadeszły dni ochłody   niczym zima postnuklearna pożerająca wszystko, opadami radioaktywnymi, zatruwająca serce, i całe ciało, niczym finał, by dobić człowieka konającego psychicznie cierniami kłamstw kalających tego, co fizyczne, by wrzucić go do studni bez dna, z której nie może wyjść inaczej, jak przez dno.   Tym dnem jest kłamstwo tym dnem zawsze było, jest i będzie kłamstwo dnem, którego nie ma, dnem, które należy rozumieć tak, jak rozumieć nie można Bowiem słodkie jest w oczach absolutnej prawdy niezrozumienie, z którego początek biorą: chaos, rozbicie, podział, mróz, lód, jęki, ból, cierpienie, zgon. Być może krew ma słodki smak; tym, którym tak smakuje, tych z pewnością napoi, ci napoją siebie samych.     Lecz tajemnica to wielka, a tajemnice zmarły, pochowane w metalowych i betonowych trumnach twardych dobytków; w dobytkach na 4 kołach; w dobytkach na 4 nogach i na fundamentach gładzi doskonałych w grobach pobielanych leżące. Tajemnice nie warte by je tknąć choćby kijem, ze wstydu niedopasowania do reszty eteru.   Tajemnica to jednak prosta, prostsza niż dodawanie dwóch pierwszych liczb. Lecz by dodać te liczby tajemnicę ową trzeba znać. Tajemnica, która odkopana może zostać jedynie łopatą woli. Jednak kopiącemu nie przyszedł nikt ze szklanką wody kopiącemu, po pracy, nie przyszedł nikt rozmasować nóg czy pleców, umyć nóg czy pleców, czy choćby z kromką chleba po ciężkiej pracy. On, po ukończonym trudzie dnia, schorowanymi bólem: rękami, nogami, kostkami, starganymi od krawędzi łopaty podeszwami stóp kroczył dalej, w głodnym umyśle kopiąc głębiej.   Umysł wykonując pracę rośnie lecz męczy się, by zrzucić resztę wieczoru na pragnące odpoczynku serce. Odpoczynek ten jest samotny, a każdy wdech dzieli powietrze na dwie komory - jedna jest moja, druga jest twoja.   Lecz kim jestem ja, a kim jesteś ty? i czy spotkamy się w jamie nosowej delikatnie bawiąc się, jak Eskimosi?   Z pewnością nie, bowiem ty nie wychodzisz na spotkanie nie masz tego, co najcenniejsze, nie masz pytań.   Kopiąc, nie chciał wiele, nie chciał uznania nie chciał bogactw nie chciał woni olejków nie chciał pięknych wizerunków nie chciał ciała kobiety, ni mężczyzny   ..lecz chciał tego wszystkiego, by się tym dzielić.   lecz nie przyszedł do niego z pytaniem właściwym żaden nawet duch Ziemski, poza jednym ale był to duch jedynie.   Wcześniej oskarżony o oderwany umysł, został wrzucony w wir szaleństwa, cyrk ekstrapolowany na społeczeństwa i zasady moralne w ramach norm rzekomo się mieszczące.   Lecz właściwe pytanie nie pojawiło się od tamtego czasu, aż do teraz i nie pojawi się nigdy.   Pytanie, którego treść jest prosta. Lecz kontekst nieskończenie złożony złożony, przez zasady zabudowane tysiącami lat, poukładane niczym pustaki na wierzy Babel, z zaprawą hektolitrów cyjanu którego nie zburzą fale grawitacyjne najpotężniejszych czarnych dziur.   Kontekst, który obudował ludzkie serca który stał się twierdzami na wysokościach, sięgających stratosfery, 8 miliardów tych twierdz wznosi się, rzucając cień na powierzchnię faktów, cień tak mroczny, że odwraca pojęcie "światła", czyniąc ludzkie życie "światłem" o mocy miliarda słońc bez mocy   Kontekst, w którym pytanie "czego potrzebujesz?" zakończone uśmiechem nie brzmi prawidłowo, ponieważ:   nie ma władzy nie ma motywacji nie ma chęci nie ma nagłości nie ma zapachu nie ma troski nie ma dźwięku nie ma wiedzy nie ma odniesienia nie ma przedmiotu nie ma wstydu nie ma okoliczności nie ma prawdy nie ma życzliwości nie ma konsekwencji nie ma skutku nie ma oddania nie ma godności nie ma zupełności nie ma szczegółowości nie ma sensu dalej wymieniać   lecz nader tego.. nie ma celu .. poza uciszeniem sumienia nadawcy komunikatu   nie ma miłości     Twierdze owe są nicością, jak pusta przestrzeń, w której nie rozchodzi się światło - może tak najprościej?   Lecz w lustrze światło było, jest i będzie. To zwierciadło czynione cudownie raz weneckim, raz pospolitym, przez które zobaczyć można domy i łodzie - - brudne, zaniedbane i dryfujące bez celu; na wycieczce, której punktem przeznaczenia jest powiedzieć "byłem w Wenecji".   Pomogło by - być może - nie czynienie tego zwierciadła ciągle weneckim. Lecz zapomnieć nie można,   że po drugiej stronie medalu zawsze jest ktoś, kto chce przekroczyć krawędź, bezprawnie, bezczelnie, bezwstydnie.   Przekroczyć ją może lecz ta ciemność, którą on jest stanie w obliczu światła i spłonie. Tak czy inaczej   Bowiem tam gdzie jest miłość nienawiść musi zginąć, a tam gdzie jest jasność ciemność musi zagasnąć Tak czy inaczej.     W tej ciszy, gdzie już wszystko zostało ukryte w ciemności przebywamy w cieniu, niczym złodziej doskonały, niczym w lustrze przeglądamy historię, w której prawda została przed nami ukryta.   I przygrywają nam słowa echem odbijające się w wieczności, coraz głośniej i głośniej:   Zapieczętuj to, co powiedziało siedem gromów, i nie zapisuj tego      
    • @mariusz ziółkowski Ciekawa perspektywa jakiejś retrospekcji pozdrawiam serdecznie

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...