Przesiąkam żalami jak ziemia czarnymi
i słodyczą gorzkiego, niby łzy sumienia,
przepływam między wartkimi rzekami -
tak obficie nurtami podzielonymi.
Biegnę przed siebie, nie inaczej niż zwykle,
do ciebie przechadzam się tylko czasem,
z kamienia na kamień nietrafnie skaczę,
polując w deszczu, najcichszym łkaniem.