Oto historia Jakuba,
story Jonasza, uwiedzenie Józefa – nie przez kobietę,
lecz Boga (podobno mężczyznę) – samotność, obcość,
mętne obietnice. I wbrew logice – brak czasu, przeczucie
twierdzenia Einsteina, triumfu teorii nad empirycznym
dotykiem.
Śnił mi się straszny statek, twarze w grymasie – szerokie
źrenice umarłych, strach lub brak światła, usta krwią
zalane, imię wypisane henną, ilość pieczęci - nawet
nie liczyłem.
Wyszliśmy się zapić – umrzeć w teatralnych lalkach,
rozedrzeć rdzeń postaci, zdeformowanych marionetek.
Wyszliśmy się przejść
po ludnej stronie Warszawy, mając przy sobie rewolwer
i trzysta złotych, dwa dowody, jedno prawo jazdy – zupełnie
niepotrzebne, dwa półlitrowe kubki. Trudniłem się
żebractwem, czy opływałem w luksusy, jak Ty –
najdroższa.
Czy miałem coś wspólnego z zamachem w Memphis. Czy
byłem czarny jak Luter czy biały. Po której stronie stałem,
czy skoczyłem? Czyim byłem ojcem, kogo synem. Czy
wyzbyłem się belki w oku, wywracając powiekę – zawiniętą
rzęsę. Czy umarłem w grzechu. Czy żyję? Kim jestem?
Ile żyć przede mną? Co w tym jednym?
Nie tak.