Z księgi na księgę wyrasta,
Sterta prochów, głucha trwoga,
Przeklęty dom w środku miasta,
Bez porządku i bez Boga.
Okna puste, puste plany,
W martwe ramy mgła się wlewa.
Robactwem wypełnione ściany,
Każda myśl tu w pył się zmienia.
Skóra pęka, kruszą księgi,
Flaga w strzępy się przemienia.
Dom obłędu, gdzie głos nędzny
Brzmi w symfonii zapomnienia.
Sejmem zwą go – śmiech ponury,
Gniją słowa w mroku ciszy.
Wokół cienie, trupów góry,
A zgnilizna się rozrasta
W centrum miasta, rak wyrasta
Krwawym cierniem obleczony
Krzyk rozpaczy w ciszy ginie
Nikt nie słyszy
Wszystko gnije