Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Konfrontacja


Rekomendowane odpowiedzi

Widywałem od jakiego czasu pewną kobietę, pracującą na kasie w znanym hipermarkecie w Polsce.
Była bardzo ładna (piękne znam tylko 3) i odnosiłem wrażenie, że dobrze patrzy jej z oczu. I o ile piękno
z pewnością jest zjawiskiem pozytywnym tak samo w sobie stanowi co najwyżej przedsionek
ku sprawiedliwemu życiu.
O ile kiedyś byłem kochliwy i potrafiłem się zadurzyć po uszy w byle kim
ciskając swoje głupie nadzieje w odmęty desperackiego, spolegliwego potakiwania każdemu życzeniu
byle duchowemu kopciuszkowi, tak teraz, z pewnym wsparciem z Góry miałem już mocno zakorzenione
przekonanie, że to jednak nauczy mnie czegoś więcej niż oglądania blizn na swoim fatalnie pokiereszowanym już sercu.

 

 

Dzień 1.


- Dzień dobry - powiedziałem, gdy w tle słychać było pikające dźwięki skanera kodów kreskowych, a ona zwinnie
swoimi drobnymi dłoniami przesuwała mniejsze lub większe przedmioty po szybie z laserem szukającym szczęścia
w czerwieni oślepiającej naiwnych konsumentów.
Zauważyłem wtedy, że ma na palcu plaster, a mając tego dnia dobry humor, powiedziałem sobie, ze może coś zagaję.
- A co się stało z palcem? - dodałem nieco szarmanckim, aczkolwiek pełnym szacunku tonem.
- A, zacięłam się kartonem. - odpowiedziała z uśmiechem.
- Tutaj, w pracy? - zapytałem poniekąd z ciekawości, poniekąd by pociągnąć temat.
- Tak. Jaka forma płatności?
- Zapłacę kartą - odparłem, wyciągając z kieszeni telefon i przystawiając go do czytnika NFC. I pomyślałem sobie, że spróbuję czegoś jeszcze.
- Myślałem, że to w pośpiechu, gdy kroiła pani rano pomidory mężowi na śniadanie - niewinnie rzuciłem.
Myśląc, że usłyszę odpowiedź typu "nie mam męża" - bo przecież w końcu, jako informatyk poszukuję metod pozyskiwania informacji celem podejmowania decyzji, (zboczenie zawodowe) - usłyszałem jedynie cisze przy widoku nieco przypominającym zawstydzenie. Wyszedłem.

 

 

Dzień 2.


Jako, że nie jestem osobą, która miałaby coś do stracenia, nie jestem też specjalnie brzydki, a już na pewno nie zaniedbany,
postanowiłem, że spróbuję się z nią umówić. Proszę nie mylić tego z "przełamać" się, ponieważ jako osoba, która jest świadoma
swojej całkowitej anonimowości w ludzkim tłumie, bariery interpersonalne dla mnie realnie kończą się tam, gdzie kończą się utarte,
chociaż ekstremalnie śmieszne normy społeczne. Jednak bariery barierami, a inicjatywa inicjatywą, która - jak od dawna przeczuwałem
nie ma sensu istnienia na poziomie emocjonalnym.


Po powrocie z sąsiedniego miasta powiatowego w celach formalnych, wszedłem do owej kaźni dusz żądnych czekolady. W sumie, prawdę mówiąc
planowałem to już od samego ranka, nie pamiętam już szczegółów całego procesu myślowego, zwyczajnie wciąż miałem na myśli, że "dobrze patrzy jej z oczu". Łapnąłem, co potrzebowałem czyli paczkę chusteczek i kilo marchewek, co by trochę witaminy A oczom dostarczyć i spokojnie ruszyłem w kierunku kasy. Trochę zdenerwowany ale raczej brakiem pewności, co do tego czy okoliczności pozwolą wymienić kilka słów, stając przy regale z "alkoholem bezalkoholowym", udając, że szukam idealnego 0%, trzeźwego umysłu wśród racjonalnie uformowanych przez garncarza puszek kojącego życie znerwicowanych, wypatrywałem sposobności. I nadeszła, chociaż zwlekałem o kilka sekund za długo; lecz któż jest doskonały? Podszedłem.


- Witam znowu - rzuciłem, mając na uwadze fakt, że rano już tu byłem po sok i wodę w 25km podróż swoją piękną gwiazdą.
Tu nastąpiło krótkie kasowanie.
- Jak tam palec? - rozwinąłem.
- A w porządku, już nie ma problemu - odparła z uśmiechem.
- O której kończycie pierwszą zmianę? - zapytałem.
Zapytałem z nieco udawanym zaciekawieniem, chociaż nie do końca udawanym. Jako "niemalże absolwent uczelni wyższej"
na dumnie brzmiącym kierunku "Zarządzanie i marketing", fetyszysta na punkcie zagadnień organizacji pracy oraz osoba przenikliwa, szukająca
metod do prowokacji pożądanych przez siebie zachowań w tej sytuacji próbowałem być zwyczajnie bezpośredni.
- O 14:30 - odrzekła.
- Co Pani robi dzisiaj po pracy?
- Idę do domu.
W tym momencie miałem przerwać, słysząc pewnego rodzaju szyderę w treści komunikatu. Jednak zapytałem czy może chciałaby się
spotkać i porozmawiać by się poznać. Usłyszałem:
- Nie mam takiej potrzeby.
Pożegnałem się i poszedłem w kierunku domu, ciesząc się, że przynajmniej mój ogród ma potrzebę spotkania.

 


Dzień, który nie nadszedł (666.).


Po dłuższej nieobecności na nieboskłonach wymarłych dinozaurów spożywających swoje marzenia, zniechęcony faktem, że znów muszę zobaczyć anielskie
oblicza na tle nisko chodzącego, nisko żyjącego robactwa oraz zniechęcony również faktem, że w sąsiadującym, innym markecie cytryny nie dają soku,
jakby dostawca wieczności jechał przez Saharę melexem, postanowiłem zrobić te 39 kroków ku obiektowi swoich westchnień (cytrynie). Każdy krok
trwał tyle co kawałek mojego życia czyli chyba rok. No ale cóż, od miłości ku nienawiści jeden krok.


Wszedłem. Podobno w ciemnych okularach mi do twarzy, z resztą nie mam zaślepek przeciwsłonecznych w swoim kabriolecie, bo plastiki wyschły i skruszyły
się jak wiara toksycznie wychowywanej nastolatki w miłość (niech was szlag, "rodzice"). Tak więc, chcąc pozostawać anonimowy na drodze, by nie
dostrzegły mnie oczy starych dobrych kumpli, życzliwych przyjaciół i bezinteresownej rodziny postanowiłem zostać anonimowy również tam, gdzie anonimowy już jestem.
Złapałem cytryny i zbliżyłem się do kasy niczym Józef do Marii po tym jak urodziła Jezusa (chociaż wcale nie wierzę, że nie ciupciali się, gdy ona jeszcze była brzemienna; ech te dziady, które skaleczyły prawdę o miłości). Market był pusty.

- Dzień dobry.
- Dzień dobry. - chwila ciszy; zważyła wieczność - Dawno Pana u nas nie było.
- Nie było takiej potrzeby - odpowiedziałem zaciekawiony konsekwencjami swojej wypowiedzi.
- Zemsta? - odparła prowokująco
- Zemsta jest słodka - odrzekł mój uśmiech samych ust
- Nieładnie. Ale w sumie czego się spodziewać?
- Widzi Pani, spodziewać można się różnych rzeczy, na przykład sprawiedliwości, bo tutaj przykładowo pani już trochę poznała mnie, a ja pani
nie miałem sposobności poznać. Chociaż być może wcale tego jednak nie chcę.
- Rozumiem, nie chce mnie pan znać.
- Pani to powiedziała ale być może ja już panią poznałem wystarczająco? - chwila zażenowania błysnęła w jej oczach.
- No ale to czego pan ode mnie oczekuje?
- Niczego, tego, że wypełni pani swój obowiązek wobec społeczeństwa.
- To znaczy co? Nie rozumiem, co ma pan na myśli.
- Tak to właśnie wygląda, że wydaje się pani, że pani wszystko wie, a nie potrafi usłyszanych słów umieścić w kontekście sytuacji.
- Wciąż nie rozumiem.
- Na co wskazuje właśnie cały kontekst. - podtekst tych słów zabiłby tu samego Boga ale w czarnej dziurze wszystko znika
- Ale co pan ma na myśli mówiąc "kontekst"?
- Gdzie jesteśmy i co robimy?
Tu nastała krótka cisza, wydawało się, że zrozumiała.
- Wie pan co, ja wcale nie jestem taka głupia, jak się panu wydaje. A pan jeździ starą Astrą bez połysku i fiatem CC.
W tym momencie postanowiłem już całkowicie polecieć w blef by się rozbiła o swoje dysonanse odnośnie tego jaka jest ta zasrana rzeczywistość.
- A pani rozumiem ma wysokie progi i chce sobie ulżyć dolarami. To rozumiem już jest pani potrzeba, którą pani realnie ma?
- Każdy ma swoje potrzeby.
- To prawda, każdy ma swoje potrzeby, każdy chce być bogaty, każdy chce mieć wygodne życie, każdy chce.. lepiej nie wspominać o tym, co wy ludzie chcecie.
- Ale pan jest biedny.
- A pani jest bogata i siedzi pani na kasie dla zabicia nudy. Mówiąc prawdę, to istnieje kilka rodzajów bogactwa ale pani ich w ogóle nie rozróżnia.
- O co panu chodzi?
- O nic mi nie chodzi ale wydaje mi się, że, mówiąc kolokwialnie "pani wyżej sra niż dupę ma". - nie chciałem być dosłowny czy wulgarny ale chuj, nie ma kolejki to sobie użyję.
- Pan jest chamem.
- Lepszy cham, niż ignorant, przynajmniej pani przy porodzie nie zostawi. - mrugnąłem do niej oczkiem.


Zobaczyłem jak coś się w niej sypie, ale jakiś potężny wiatr od ziemi unosi ten cały gruz z powrotem w gorę.


- Oj tam. Powinien pan przeczytać jakąś dobrą książkę, o kobietach.
W tym momencie prawie się zaczerwieniłem i wyszedłem obracając się na obcasie swoich Vansów, które katuję jeżdżąc na deskorolce u świtu kryzysu wieku średniego (Tony Hawk jeszcze żyje i jeździ, no co?)
- Pani to najlepiej, żeby już nic nie czytała, bo z wiedzą, i inteligencją, którą pani posiada jest pani ustawiona do końca życia.
I na tym chciałem skończyć tę śmieszną "kłótnię" ponieważ trafiłem na jakiś zabetonowany umysł.
- No dobrze, to jakie to rodzaje bogactwa pan ma na myśli? - zapytała, jakbym nie wiedział, że to zwykła prowokacja i pytanie retoryczne.
- Ja to wytłumaczę pani od drugiej strony - biedy. Bo widzi pani, są trzy rodzaje biedy, tak jak są trzy rodzaje bogactwa. Nie
  wnikam w to, jakie jest pani bogactwo materialne. Nie wnikam w to, czy jest pani bogata umysłowo ale w sumie widzę, że duchowo jest pani nędznikiem.

Tutaj zobaczyłem, jak kobieta dostaje wyrzutów sumienia.

- Nie no, widzi pan, nie chciałam pana skrzywdzić - odparła, jakby jebane "przepraszam" było nieosiągalne dla zakłamanego umysłu, chociaż w sumie to sformułowanie nie jest sprzeczne
- Ja nie chciałem, żeby pani zrobiło się smutno - ponownie odrzekł mój uśmiech samych ust.

W tym momencie poczułem jakby ktoś poczuł wobec mnie respekt. Respekt, o który nigdy nie zabiegałem. Bo gdzieś mam respekt
i gdzieś mam życie w fałszywym związku, o który - proszę mi wybaczyć to słowo - "zabiegałem" . Poza tym jaki sens budować związek na cudzych wyrzutach sumienia mieszanych ze strachem przed tym, kogo rzekomo się kocha?
Pomyślałem, że ta rozmowa i tak już trwa zbyt długo, a wchodzenie w szczegóły, w których tkwi diabeł doprowadzi tylko
do mentalnego cudzołóstwa. Złapałem za cytryny i stanowczym krokiem wyszedłem z - jakby nie było, miejsca, w którym człowiek współczesny
zaspokaja pewien aspekt części swoich podstawowych potrzeb fizjologicznych.

 

Względnie taką potrzebą może być sprawowanie kontroli.

 

Lecz i kontrola gówno warta. Jednak cel uświęca środki.

 

Amen.

 

Edytowane przez Duch7millenium (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Leszczym   Powtarzam i przypominam i powtarzam: nie zapominam i nie wybaczam i nie przepraszam i nie pomagam - nigdy w życiu! Głosowałem przeciwko wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej, więc: mam czyste sumienie i nie mam żadnego obowiązku brać odpowiedzialności za wybory innych osób, a w ostatnich wyborach parlamentarnych głosowałem na Bezpartyjnych Samorządowców - wszystko dobrze funkcjonowało do października zeszłego roku - wtedy nastąpiła zmiana władzy i nagle mam "dług" na dwa tysiące i nagle mam "dług" na osiemset złotych - dwie sprawy zgłosiłem do prokuratury i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego - od tego jest sąd, a nie ci - samozwańcze prusaki! Ten drugi "dług" mam już z głowy, a ten pierwszy "dług" - za rok będę miał z głowy, oczywiście: w książeczce rachunkowej wpisuję - "rata" - to nic innego jak wyłudzanie kasy - pasożytnictwo lichwiarskie, zresztą: ta władza często myli system państwowy od wolnego rynku, proste i logiczne? Nikt mi nie udzielił pomocy, a frajerem nie jestem - nie pozwolę na to, aby złodzieje pod pozorem prawa zadłużali mnie odsetkami! Proszę teraz nie odwracać kota ogonem - szukać kozła ofiarnego i przerzucać własną odpowiedzialność na niewinną osobę! Zrozumiano!?   Łukasz Jasiński 
    • @Anna-PK Bardzo ładnie, podoba mi się. Do tego dochodzi jeszcze piękne zakończenie. W ogóle lubię wiesze o przemijaniu, jesieni, itp.
    • Jak ten czas szybko płynie,  lato życia  skończone,  Czuję łzę na policzku, widzę  ręce zmęczone... Zima życia nadchodzi,  czas na podsumowanie, Co dobrego zrobiłam i co po mnie zostanie. Jakie były zasiewy, gdy łan był zielony, Czy wyrosły nań chwasty, czy też obfite plony... Czy łan pełen nienawiści, czy w miłość bogaty Jak jest bilans życia, czy mam zyski czy straty... Zima kiedyś się skończy,  wiosna znów się obudzi. A człowiek zostanie tylko, w pamięci bliskich mu ludzi. A kto mnie  wspominać  będzie, czego ja się spodziewam?   Pamiętać będą najbliżsi i zasadzone mną drzewa. 
    • Poprawnie   Łukasz Jasiński 
    • Jak dla mnie: forma - chaotyczna, treść: pełna kompleksów, pedagogiki wstydu, podwójnej moralności, dualizmu psychofizycznego, neurologicznego niewolnictwa i różowego salonu i vise versa!   Łukasz Jasiński 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...