Wędrują po niebie niepojęte światła,
zdobią ścieżynki bóstw. Doglądają życia.
Pęcznieją pąki drzew i cieplejszy powiew,
czas obudzić ziemię, by ziarno przyjęła.
Płonie niebny ogień, nagle jednak gaśnie,
strach w sercu kiełkuje... Czy powróci jeszcze?
Zamglone umysły: Chi i Cho niedbali,
powszechna panika. Odebrali karę.
Ra zachodzi śmiercią, odradza zaś rano
w złocistej łodzi pokonuje przestrzeń.
Życie świętych zwierząt tam, na firmamencie
gdzie bogowie tłumnie przemierzają szlaki.
Z oka Izydy łza spada do rzeki,
znowu żyzne wody nawadniają pola.
Na dachach świątynnych liczne oczy śledzą,
gdzie idą planety, Księżyc oraz Słońce.
Lśni wiecznie na niebie potęga Apolla,
Żeglarze myślami odpędzają chmury,
a gwiazda polarna wskazuje kierunek
ku bezpiecznym portom na stabilnej ziemi.
I dzisiaj patrzymy, niby oczywiste,
mądrość Babilonu - podzielić horyzont,
trzysta sześćdziesiąt pięć dni ma rok egipski,
myśl pitagorejska toczy Ziemię kulą.
Człowiek się obraca na garncarskim kole,
by objąć spojrzeniem burzowe chmurzyska,
zauważyć wiosnę i zdążyć przed zimą.
Wciąż Matkę Naturę czujnie obserwuje.