Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Historia edycji

Należy zauważyć, że wersje starsze niż 60 dni są czyszczone i nie będą tu wyświetlane

Kapitan

 

Trzeba się schować, by nikt nie widział,
By już nie szukał, o nic nie pytał.
Trzeba się odciąć, myśli pozbierać,
By uspokoić mógł się ocean,
Zmysłów wzburzonych i rozedrganych.

 

Słyszę go, słyszę, wciąż mnie osacza,
Mapy i meble ciągle przewraca,
Mocniej i mocniej statkiem wachluje,
Pręży się, trąca, wyżej chce unieść;
Więcej na pewno nie wytrzymamy.

 

Spieszy się, spieszy fala za falą,
Wodne języki pchając i pchając,
Wbija się w burty, deski wyrywa,
Pokład obnaża, działa podmywa;
Po nas, panowie, wszystko już na nic.

 

Zbliża się koszmar, zbliża się dramat,
Dzielna załoga walczy wciąż sama.
Coraz mniej ludzi, krzyczą i krzyczą,
Niechże przestaną, niech się uciszą;
Toną wspomnienia znów pod żaglami.

 

Nie ma, już nie ma dla nas ratunku,
Wicher tańcuje po takielunku,
Śmierć nad masztami improwizuje,
Tuląc nasz okręt czulej i czulej;
Przyszłość okrutną wkrótce poznamy.

 

Siedzę, wciąż siedzę w swojej kajucie,
Chciałbym to skończyć, chciałbym już uciec,
Nie wiem co robić, jak się zachować,
Ludzie znów krzyczą: prowadź nas, prowadź!
Koniec wędrówki widać w oddali.

 

Tchórzy i tchórzy główny oficer,
Ponad okrętem palą się znicze,
Łamią się maszty, żagle rozprute,
Jego sumienie głuche wciąż, głuche;
Nikt nas od zguby dziś nie ocali.

 

Toną, ach toną sny i marzenia,
Giną w odmętach, bladych odcieniach,
Milknie wraz z nimi cała załoga,
Tylko kapitan gdzieś się uchował;
Tratwa dryfuje wraz z topielcami.

 

Noce i noce ciągle mijają,
Gwiazdy nad wodą świecą i trwają,
Trupy zniknęły, nie ma okrętu,
Ciesz się dowódco, ciesz się i świętuj;
Widać, już widać klify i skały.

 

Jesteś, ach jesteś nasz kapitanie,
Ponad klifami słyszę wołanie;
Myśmy o tobie nie zapomnieli,
I los tragiczny z nami podzielisz;
Biegnę, uciekam; Za nim, ach za nim!

 

Stało się, stało, zemstę czas zacząć,
Zjawy chichoczą, zjawy mnie straszą,
Bo porzuciłem swych marynarzy,
Kiedy czekali na me rozkazy;
O mnie szkielety będą śpiewały.

 

Ginę, wciąż ginę, w mrok się zapadam
Moje tchórzostwo było jak zdrada;
Tego pożąda dawna załoga,
To się załodze wielce podoba.
Pośród przyjaciół trzęsę się cały.

 

Zbliża się, zbliża duchów przywódca,
Kara za grzechy będzie okrutna;
Znam go, on wtedy, gdy uciekałem,
Z nieuniknionym walczył zuchwale;
Wstyd mnie poniża, dręczy i rani.

 

Powiem ci, powiem co masz dziś zrobić,
Możesz być jednak wciąż niegotowy.
Długo, oj długo na to czekałeś,
Znasz to uczucie, znasz doskonale.
Duchy już dosyć się nacierpiały.

 

Musisz się schować, by nikt nie widział,
By cię nie szukał, o nic nie pytał.
Musisz zapomnieć i się pozbierać,
Bo spokojniejszy stał się ocean,
Akwen bez zmysłów wciąż rozedrganych.

 

---

Kapitan

 

Trzeba się schować, by nikt nie widział,
By już nie szukał, o nic nie pytał.
Trzeba się odciąć, myśli pozbierać,
By uspokoić mógł się ocean,
Zmysłów wzburzonych i rozedrganych.

 

Słyszę go, słyszę, wciąż mnie osacza,
Mapy i meble ciągle przewraca,
Mocniej i mocniej statkiem wachluje,
Pręży się, trąca, wyżej chce unieść;
Więcej na pewno nie wytrzymamy.

 

Spieszy się, spieszy fala za falą,
Wodne języki pchając i pchając,
Wbija się w burty, deski wyrywa,
Pokład obnaża, działa podmywa;
Po nas, panowie, wszystko już na nic.

 

Zbliża się koszmar, zbliża się dramat,
Dzielna załoga walczy wciąż sama.
Coraz mniej ludzi, krzyczą i krzyczą,
Niechże przestaną, niech się uciszą;
Toną wspomnienia znów pod żaglami.

 

Nie ma, już nie ma dla nas ratunku,
Wicher tańcuje po takielunku,
Śmierć nad masztami improwizuje,
Tuląc nasz okręt czulej i czulej;
Przyszłość okrutną wkrótce poznamy.

 

Siedzę, wciąż siedzę w swojej kajucie,
Chciałbym to skończyć, chciałbym już uciec,
Nie wiem co robić, jak się zachować,
Ludzie znów krzyczą: prowadź nas, prowadź!
Koniec wędrówki widać w oddali.

 

Tchórzy i tchórzy główny oficer,
Ponad okrętem palą się znicze,
Łamią się maszty, żagle rozprute,
Jego sumienie głuche wciąż, głuche;
Nikt nas od zguby dziś nie ocali.

 

Toną, ach toną sny i marzenia,
Giną w odmętach, bladych odcieniach,
Milknie wraz z nimi cała załoga,
Tylko kapitan gdzieś się uchował;
Tratwa dryfuje wraz z topielcami.

 

Noce i noce ciągle mijają,
Gwiazdy nad wodą świecą i trwają,
Trupy zniknęły, nie ma okrętu,
Ciesz się dowódco, ciesz się i świętuj;
Widać, już widać klify i skały.

 

Jesteś, ach jesteś nasz kapitanie,
Ponad klifami słyszę wołanie;
Myśmy o tobie nie zapomnieli,
Los nasz tragiczny tutaj podzielisz;
Biegnę, uciekam; Za nim, ach za nim!

 

Stało się, stało, zemstę czas zacząć,
Zjawy chichoczą, zjawy mnie straszą,
Bo porzuciłem swych marynarzy,
Kiedy czekali na me rozkazy;
O mnie szkielety będą śpiewały.

 

Ginę, wciąż ginę, w mrok się zapadam
Moje tchórzostwo było jak zdrada;
Tego pożąda dawna załoga,
To się załodze wielce podoba.
Pośród przyjaciół trzęsę się cały.

 

Zbliża się, zbliża duchów przywódca,
Kara za grzechy będzie okrutna;
Znam go, on wtedy, gdy uciekałem,
Z nieuniknionym walczył zuchwale;
Wstyd mnie poniża, dręczy i rani.

 

Powiem ci, powiem co masz dziś zrobić,
Możesz być jednak wciąż niegotowy.
Długo, oj długo na to czekałeś,
Znasz to uczucie, znasz doskonale.
Duchy już dosyć się nacierpiały.

 

Musisz się schować, by nikt nie widział,
By cię nie szukał, o nic nie pytał.
Musisz zapomnieć i się pozbierać,
Bo spokojniejszy stał się ocean,
Akwen bez zmysłów wciąż rozedrganych.

 

---

Kapitan

 

Trzeba się schować, by nikt nie widział,
By już nie szukał, o nic nie pytał.
Trzeba się odciąć, myśli pozbierać,
By uspokoić mógł się ocean,
Zmysłów wzburzonych i rozedrganych.

 

Słyszę go, słyszę, wciąż mnie osacza,
Mapy i meble ciągle przewraca,
Mocniej i mocniej statkiem wachluje,
Pręży się, trąca, wyżej chce unieść;
Więcej na pewno nie wytrzymamy.

 

Spieszy się, spieszy fala za falą,
Wodne języki pchając i pchając,
Wbija się w burty, deski wyrywa,
Pokład obnaża, działa podmywa;
Po nas, panowie, wszystko już na nic.

 

Zbliża się koszmar, zbliża się dramat,
Dzielna załoga walczy wciąż sama.
Coraz mniej ludzi, krzyczą i krzyczą,
Niechże przestaną, niech się uciszą;
Toną wspomnienia znów pod żaglami.

 

Nie ma, już nie ma dla nas ratunku,
Wicher tańcuje po takielunku,
Śmierć nad masztami improwizuje,
Tuląc nasz okręt czulej i czulej;
Przyszłość okrutną wkrótce poznamy.

 

Siedzę, wciąż siedzę w swojej kajucie,
Chciałbym to skończyć, chciałbym już uciec,
Nie wiem co robić, jak się zachować,
Ludzie znów krzyczą: prowadź nas, prowadź!
Koniec wędrówki widać w oddali.

 

Tchórzy i tchórzy główny oficer,
Ponad okrętem palą się znicze,
Łamią się maszty, żagle rozprute,
Jego sumienie głuche wciąż, głuche;
Nikt dziś od zguby nas nie ocali.

 

Toną, ach toną sny i marzenia,
Giną w odmętach, bladych odcieniach,
Milknie wraz z nimi cała załoga,
Tylko kapitan gdzieś się uchował;
Tratwa dryfuje wraz z topielcami.

 

Noce i noce ciągle mijają,
Gwiazdy nad wodą świecą i trwają,
Trupy zniknęły, nie ma okrętu,
Ciesz się dowódco, ciesz się i świętuj;
Widać, już widać klify i skały.

 

Jesteś, ach jesteś nasz kapitanie,
Ponad klifami słyszę wołanie;
Myśmy o tobie nie zapomnieli,
Los nasz tragiczny tutaj podzielisz;
Biegnę, uciekam; Za nim, ach za nim!

 

Stało się, stało, zemstę czas zacząć,
Zjawy chichoczą, zjawy mnie straszą,
Bo porzuciłem swych marynarzy,
Kiedy czekali na me rozkazy;
O mnie szkielety będą śpiewały.

 

Ginę, wciąż ginę, w mrok się zapadam
Moje tchórzostwo było jak zdrada;
Tego pożąda dawna załoga,
To się załodze wielce podoba.
Pośród przyjaciół trzęsę się cały.

 

Zbliża się, zbliża duchów przywódca,
Kara za grzechy będzie okrutna;
Znam go, on wtedy, gdy uciekałem,
Z nieuniknionym walczył zuchwale;
Wstyd mnie poniża, dręczy i rani.

 

Powiem ci, powiem co masz dziś zrobić,
Możesz być jednak wciąż niegotowy.
Długo, oj długo na to czekałeś,
Znasz to uczucie, znasz doskonale.
Duchy już dosyć się nacierpiały.

 

Musisz się schować, by nikt nie widział,
By cię nie szukał, o nic nie pytał.
Musisz zapomnieć i się pozbierać,
Bo spokojniejszy stał się ocean,
Akwen bez zmysłów wciąż rozedrganych.

 

---

Kapitan

 

Trzeba się schować, by nikt nie widział,
By już nie szukał, o nic nie pytał.
Trzeba się odciąć, myśli pozbierać,
By uspokoić mógł się ocean,
Zmysłów wzburzonych i rozedrganych.

 

Słyszę go, słyszę, wciąż mnie osacza,
Mapy i meble ciągle przewraca,
Mocniej i mocniej statkiem wachluje,
Pręży się, trąca, wyżej chce unieść;
Więcej na pewno nie wytrzymamy.

 

Spieszy się, spieszy fala za falą,
Wodne języki pchając i pchając,
Wbija się w burty, deski wyrywa,
Pokład obnaża, działa podmywa;
Po nas, panowie, wszystko już na nic.

 

Zbliża się koszmar, zbliża się dramat,
Dzielna załoga walczy wciąż sama.
Coraz mniej ludzi, krzyczą i krzyczą,
Niechże przestaną, niech się uciszą;
Toną wspomnienia znów pod żaglami.

 

Nie ma, już nie ma dla nas ratunku,
Wicher tańcuje po takielunku,
Śmierć nad masztami improwizuje,
Tuląc nasz okręt czulej i czulej;
Przyszłość okrutną wkrótce poznamy.

 

Siedzę, wciąż siedzę w swojej kajucie,
Chciałbym to skończyć, chciałbym już uciec,
Nie wiem co robić, jak się zachować,
Ludzie znów krzyczą: prowadź nas, prowadź!
Koniec wędrówki widać w oddali.

 

Tchórzy i tchórzy główny oficer,
Ponad okrętem palą się znicze,
Łamią się maszty, żagle rozprute,
Jego sumienie głuche wciąż, głuche;
Nikt nas od zguby dziś nie ocali.

 

Toną, ach toną sny i marzenia,
Giną w odmętach, bladych odcieniach,
Milknie wraz z nimi cała załoga,
Tylko kapitan gdzieś się uchował;
Tratwa dryfuje wraz z topielcami.

 

Noce i noce ciągle mijają,
Gwiazdy nad wodą świecą i trwają,
Trupy zniknęły, nie ma okrętu,
Ciesz się dowódco, ciesz się i świętuj;
Widać, już widać klify i skały.

 

Jesteś, ach jesteś nasz kapitanie,
Ponad klifami słyszę wołanie;
Myśmy o tobie nie zapomnieli,
Los nasz tragiczny tutaj podzielisz;
Biegnę, uciekam; Za nim, ach za nim!

 

Stało się, stało, zemstę czas zacząć,
Zjawy chichoczą, zjawy mnie straszą,
Bo porzuciłem swych marynarzy,
Kiedy czekali na me rozkazy;
O mnie szkielety będą śpiewały.

 

Ginę, wciąż ginę, w mrok się zapadam
Moje tchórzostwo było jak zdrada;
Tego pożąda dawna załoga,
To się załodze wielce podoba.
Pośród przyjaciół trzęsę się cały.

 

Zbliża się, zbliża duchów przywódca,
Kara za grzechy będzie okrutna;
Znam go, on wtedy, gdy uciekałem,
Z nieuniknionym walczył zuchwale;
Wstyd mnie poniża, dręczy i rani.

 

Powiem ci, powiem co masz dziś zrobić,
Możesz być jednak wciąż niegotowy.
Długo, oj długo na to czekałeś,
Znasz to uczucie, znasz doskonale.
Duchy już dosyć się nacierpiały.

 

Musisz się schować, by nikt nie widział,
By cię nie szukał, o nic nie pytał.
Musisz zapomnieć i się pozbierać,
Bo spokojniejszy stał się ocean,
Akwen bez zmysłów wciąż rozedrganych.

 

---

Kapitan

 

Trzeba się schować, by nikt nie widział,
By już nie szukał, o nic nie pytał.
Trzeba się odciąć, myśli pozbierać,
By uspokoić mógł się ocean,
Zmysłów wzburzonych i rozedrganych.

 

Słyszę go, słyszę, wciąż mnie osacza,
Mapy i meble ciągle przewraca,
Mocniej i mocniej statkiem wachluje,
Pręży się, trąca, wyżej chce unieść;
Więcej na pewno nie wytrzymamy.

 

Spieszy się, spieszy fala za falą,
Wodne języki pchając i pchając,
Wbija się w burty, deski wyrywa,
Pokład obnaża, działa podmywa;
Po nas, panowie, wszystko już na nic.

 

Zbliża się, zbliża śmierć i nasz dramat,
Dzielna załoga walczy wciąż sama,
Coraz mniej ludzi, krzyczą i krzyczą,
Niechże przestaną, niech się uciszą;
Toną wspomnienia znów pod żaglami.

 

Nie ma, już nie ma dla nas ratunku,
Wicher tańcuje po takielunku,
Śmierć nad masztami improwizuje,
Tuląc nasz okręt czulej i czulej;
Przyszłość okrutną wkrótce poznamy.

 

Siedzę, wciąż siedzę w swojej kajucie,
Chciałbym to skończyć, chciałbym już uciec,
Nie wiem co robić, jak się zachować,
Ludzie znów krzyczą: prowadź nas, prowadź!
Koniec wędrówki widać w oddali.

 

Tchórzy i tchórzy główny oficer,
Ponad okrętem palą się znicze,
Łamią się maszty, żagle rozprute,
Jego sumienie głuche wciąż, głuche;
Nikt nas od zguby dziś nie ocali.

 

Toną, ach toną sny i marzenia,
Giną w odmętach, bladych odcieniach,
Milknie wraz z nimi cała załoga,
Tylko kapitan gdzieś się uchował;
Tratwa dryfuje wraz z topielcami.

 

Noce i noce ciągle mijają,
Gwiazdy nad wodą świecą i trwają,
Trupy zniknęły, nie ma okrętu,
Ciesz się dowódco, ciesz się i świętuj;
Widać, już widać klify i skały.

 

Jesteś, ach jesteś nasz kapitanie,
Ponad klifami słyszę wołanie;
Myśmy o tobie nie zapomnieli,
Los nasz tragiczny tutaj podzielisz;
Biegnę, uciekam; Za nim, ach za nim!

 

Stało się, stało, zemstę czas zacząć,
Zjawy chichoczą, zjawy mnie straszą,
Bo porzuciłem swych marynarzy,
Kiedy czekali na me rozkazy;
O mnie szkielety będą śpiewały.

 

Ginę, wciąż ginę, w mrok się zapadam
Moje tchórzostwo było jak zdrada;
Tego pożąda dawna załoga,
To się załodze wielce podoba.
Pośród przyjaciół trzęsę się cały.

 

Zbliża się, zbliża duchów przywódca,
Kara za grzechy będzie okrutna;
Znam go, on wtedy, gdy uciekałem,
Z nieuniknionym walczył zuchwale;
Wstyd mnie poniża, dręczy i rani.

 

Powiem ci, powiem co masz dziś zrobić,
Możesz być jednak wciąż niegotowy.
Długo, oj długo na to czekałeś,
Znasz to uczucie, znasz doskonale.
Duchy już dosyć się nacierpiały.

 

Musisz się schować, by nikt nie widział,
By cię nie szukał, o nic nie pytał.
Musisz zapomnieć i się pozbierać,
Bo spokojniejszy stał się ocean,
Akwen bez zmysłów wciąż rozedrganych.

 

---

Kapitan

 

Trzeba się schować, by nikt nie widział,
By już nie szukał, o nic nie pytał.
Trzeba się odciąć, myśli pozbierać,
By uspokoić mógł się ocean,
Zmysłów wzburzonych i rozedrganych.

 

Słyszę go, słyszę, wciąż mnie osacza,
Mapy i meble już poprzewracał,
Mocniej i mocniej statkiem wachluje,
Pręży się, trąca, wyżej chce unieść;
Więcej już chyba nie wytrzymamy.

 

Spieszy się, spieszy fala za falą,
Wodne języki pchając i pchając,
Wbija się w burty, deski wyrywa,
Pokład obnaża, działa podmywa;
Teraz już po nas, wszystko już na nic.

 

Zbliża się, zbliża pewny już dramat,
Dzielna załoga walczy wciąż sama,
Coraz mniej ludzi, krzyczą i krzyczą,
Niechże przestaną, niech się uciszą;
Toną wspomnienia znów pod żaglami.

 

Nie ma, już nie ma dla nas ratunku,
Wicher tańcuje po takielunku,
Śmierć nad masztami improwizuje,
Tuląc nasz okręt czulej i czulej;
Przyszłość okrutną wkrótce poznamy.

 

Siedzę, wciąż siedzę w swojej kajucie,
Chciałbym to skończyć, chciałbym już uciec,
Nie wiem co robić, jak się zachować,
Ludzie znów krzyczą: prowadź nas, prowadź!
Koniec wędrówki widać w oddali.

 

Tchórzy i tchórzy główny oficer,
Ponad okrętem palą się znicze,
Łamią się maszty, żagle rozprute,
Jego sumienie głuche wciąż, głuche;
Nikt nas od zguby już nie ocali.

 

Toną, ach toną sny i marzenia,
Giną w odmętach, bladych odcieniach,
Milknie wraz z nimi cała załoga,
Tylko kapitan gdzieś się uchował;
Tratwa dryfuje wraz z topielcami.

 

Noce i noce ciągle mijają,
Gwiazdy nad wodą świecą i trwają,
Nie ma już trupów, nie ma okrętu,
Ciesz się dowódco, ciesz się i świętuj;
Widać, już widać klify i skały.

 

Jesteś, już jesteś nasz kapitanie,
Ponad klifami słyszę wołanie;
Myśmy o tobie nie zapomnieli,
Los nasz tragiczny tutaj podzielisz;
Biegnę, uciekam; Za nim, ach za nim!

 

Stało się, stało, zemstę czas zacząć,
Zjawy chichoczą, zjawy mnie straszą,
Bo porzuciłem swych marynarzy,
Kiedy czekali na me rozkazy;
O mnie szkielety będą śpiewały.

 

Ginę, wciąż ginę, w mrok się zapadam
Moje tchórzostwo było jak zdrada;
Tego pożąda dawna załoga,
To się załodze wielce podoba.
Pośród przyjaciół trzęsę się cały.

 

Zbliża się, zbliża duchów przywódca,
Kara za grzechy będzie okrutna;
Znam go, on wtedy, gdy uciekałem,
Z nieuniknionym walczył zuchwale;
Wstyd mnie poniża, dręczy i rani.

 

Powiem ci, powiem co masz dziś zrobić,
Możesz być jednak wciąż niegotowy.
Długo, oj długo na to czekałeś,
Znasz to uczucie, znasz doskonale.
Duchy już dosyć się nacierpiały.

 

Musisz się schować, by nikt nie widział,
By cię nie szukał, i już nie pytał.
Musisz zapomnieć i się pozbierać,
Bo już spokojny stał się ocean,
Akwen bez zmysłów wciąż rozedrganych.

 

---



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @andrew Ja (..od ja nie zaczynamy-:)w czerwonych szpilkach „ wkroczyłam „ na Portal rok temu.Dziś pokazałamntwarz-:)Znależć odwagę” wykrzyczeć Światy że nie przystoi…Czasy , płeć to jedno a człowiek to podstawa.Z pozdrowieniem ludzkim zatem-:)
    • nawet nie próbuj odrywać się od ciała! choć wiem, to szalenie kuszące, ludzkość od wieków to robi, głupi w swej mądrości  oswajacze śmierci wymyślili, że post mortem niejako nie jest się już człowiekiem, a jeśli już - to co najmniej bardzo niekompletnym.   że istnieje się jako istota ludzka jedynie wtedy, gdy jest się włączonym.    ze strachu przed wszystkożernym czarnym lwem wybajano durnowate pojęcia duszy, zaświatów. a ja samemu sobie mówię: takiego wała. to nie żadna zewnętrza powłoka, worek na ducha,  sakwojaż pełen jestestwa, a "ja właściwy".    to moja matka, a nie mięsne pudełko na  osobowość, człekokształtne i wyludnione opakowanie,  zgniła w ziemi włodawskiego cmentarza. pocieszające jest, że mogę być wygasicielem świata. co prawda tylko jednego (nie planuję przecież zabić  kogokolwiek!), ale dobre i to. choć dość gówniarska  i pożałowania godna jest ta mała demiurgowatość, owo nadąsanie egotycznego szczyla, chęć  odwrócenia się na pięcie i wyjścia.  choć nie ma gdzie.   choroba, gdyby można było inkarnować się w innym wymiarze - chciałbym się odrodzić jako teledysk do piosenki z nurtu screamo  (nazwa zespołu: patrz tytuł tego tekstu).   wytatuowany po same uszy wokalista w porwanym  tiszercie, bierze rozbieg i rzuca się ze sceny w tłum.  humanoidalnych książek. zostaje schlastany okładkami po pysku.  
    • Dłonie artysty, lekkie jak piórka, Płyną klawiszami, kiedy mówią. Dźwięki brylanty, w przestrzeń rzucane, W rękach muzyka, światłość przenika. Głosy zabrane, na sali cisza, Kaszel jednej pani, deszczu kroplą. Chmurnie wybiega, drzwi są zamknięte, Oczy ciekawe, lecz ona — skryta. Być niewidoczną, w cichości marzenie, Ustąpić miejsca — artyście na scenie.
    • @Bożena De-Tre Rękawice,  O tak, kobiece w dzisiejszych czasach.  To taki żart, cokolwiek. Nie można w sobie szukać minusów. One same się ujawniają jak nie trzeba.  Pozdrawiam 
    • @violetta   Mnie kolorowa (katolicka, tęczowa i zielona) młodzież nie interesuje, tym bardziej: nie interesują mnie nielegalni imigranci i wojenni uchodźcy, nie wspominając już o kompletnie głupich studentach, najważniejszy jest mój byt i moje zdrowie, potrzeby - życie, wie pani może, iż nastoletnia młodzież często mnie prosi o kupno alkoholu? Mają po szesnaście i siedemnaście lat, oczywiście: kupuję im, mężczyźni mają kompletnie inne podejście do tych spraw - co kobiety, widzą: młodzi mają wakacje i pragną - wolności, szaleństwa i przygód, dobra, idę do sklepu po jaja i bułeczki - na kolację zjem jajecznicę.   Łukasz Jasiński 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...