Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Jego syn nie spełnił jego oczekwiań

rzucony w wir życia zapomniał o tym kim jest

marzył tylko o miłości ojcowskiej

 

o silnym przyjacielskim ramieniu

wspierającym w każdej chwili,

w chwili słabości i braku zrozumienia 

w samotności

 

rodzeństwo odrzuciło pierworodnego brata

by obarczyć nim tymi samymi błędami jakie popelnia każdy

jak oni

ich słabości/

żale

niedoskonałości

 

by widzieć w nim to co każdy się wypiera

by widzieć siebie w "czarnej owczej skórze"...

 

rodzice nie widzą miłości tylko wady

te które sami odziedziczyli już dawno, dawno temu...

 

 

Edytowane przez slow (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

W każdej rodzine kryją się tajemnice, a oprócz tego fundament i korzenie mają tworzyć wartości tej struktury.

Myslę, że jedynie wymarcie i stworzenie nowych wzorców, może utworzyć nowy proces jak i wartości w danej rodzinie no i chyba do jakiej inne rodziny można trafić chcąc lub niechcąc..dzisiaj mam "zbity łeb" :))

 

 

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Może być i tak.

 

Ale ja jednak podchodzę do tematu bardziej optymistycznie. Sam jestem DDD i już jako małe dziecko zorientowałem się, że coś z rodziną jest nie tak i szukałem intuicyjnie wzorców, gdzie indziej. I dobrze na tym wyszedłem.

 

Nie jestem do nich podobny, omijałem to co złe szerokim łukiem to i do mnie nie przylgnęło. Brałem tylko to co dobre.

Choć naturalnie wiem iż mało komu tak się udaje.

A dlaczego?

 

 

 

 

 

 

Edytowane przez Rafael Marius (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Rafael Marius nie wiem dlaczego, może więź, wzorce, ktore znalazłeś gdzieś indziej przyczyniły się do tego kim jesteś teraz. " Gdzieś "- jest raczej pozytywne , " gdzieś " może oznaczać Twój szczęśliwy dom, bezpieczne miejsce i schronienie, i dobroć, którą otrzymałeś :) 

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Jak najbardziej to wszystko prawda, ale teraz mi się przypomina, że gdy byłem jeszcze w przedszkolu to szukałem harmonii między ludźmi.

 

Gdy widziałem zakochaną parę na ławce to wpychałem się pomiędzy nich, a oni byli zawsze chętni, by mnie przyjąć, choć pewnie zaskoczeni, też.

Czułem coś miłego i to mnie przyciągało.

Potem szedłem tym tropem.

 

Nie przypominam sobie, by inne dzieci coś takiego robiły.

To był mój patent na szczęście.

Opublikowano

@Rafael Marius tworzenie rodziny o silnych genach to nieprzerewany krąg tajemnic przede wszytskim, to nie przerwana dominacja nad sobą i konkuręcja...ja się cieszę , że udało mi się oderwać od takich "tradycji" trochę jest w tym ironii, bo dla mnie najważniejszą rzeczą w rodzinnym ciągu to przekazanie tego co  jest w nim najcenniejsze, czyli?..jak widzę się a zarazem szanuję i kocham..

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Oznaką, że potrzebowałeś jako dziecko bliskości, rodziców, którzy będą tak właśnie się zachowywać, szukałeś typowych wzorców dla siebie "harmonii". Ona jako mama, on jak tata. Mojej koleżanki córka zachowuje się ciut inaczej ...nie pozwala całwać na pożegnanie ( ani nawet na przywitanie ) inne dzieci w rodzinie przez swoich najbliższych czyli np: babci, dziadka, mamy, lub bardzo jej bliskich osób wpada wtedy w ogromna histerie aż trudno ją uspokoić...

każde dziecko przeżywa emocjonalnie swoje kontakty z ludzmi , które z wiekiem zamieniaj się w relacje takie a nie inne...

Opublikowano

@slow

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

U mnie to nawet cienia tego nie było. Całkowity rozkład pożycia małżeńskiego odkąd pamiętam. Gdy się zrobiło niebezpiecznie zabrała mnie babcia. Z nią się można było dogadać, ale bez rewelacji. Była przynajmniej negocjacyjna.

 

Mimo tego dzieciństwo wspominam dobrze. Miałem zawsze świetną grupę rówieśniczą. Powodzenie u dziewcząt od przedszkola. Wychodziłem z domu rano wracałem wieczorem i dobrze się żyło. Inni mieli gorzej. Robiłem co chciałem. Wolność, a tą kocham najbardziej.

 

Tak, ale wtedy ja tego tak nie rozumiałem. Za mały byłem. Szedłem za miłym odczuciem i tyle.

 

Tak spotykałem też takie dzieci. Jest zazdrosna o uczucia dorosłych, chciałaby wszystko dla siebie, zaborcza. Dokładnie moje przeciwieństwo. Chowaj się kto może.

 

Najczęściej życie człowieka rozstrzyga się już w przedszkolu, na szczęście są wyjątki i można też i w dorosłym życiu wiele zmienić, jednak wymaga to tytanicznej pracy.

Opublikowano (edytowane)

@Rafael Marius jak dla mnie moje przeszłe życie ma wpływ na teraźniejsze..muszę przyznać, jakbym więcej wiedziała o sobie pewnie bardziej bym mogła nim kierować- lepiej, choć z drugiej strony mówi się, że  młodość to szaleństwo a dopiero z wiekiem człowiek "mądrzeje" ( czy jakoś tak to leci)..pozdrawiam :))

Edytowane przez slow (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Pewnie. Ja też.

Poznawanie siebie to projekt rozpisany na całe życie.

 

Tak powinno być, ale życie pisze różne scenariusze.

 

W niektórych rodzinach ma miejsce parentyfikacja, czyli odwrócenie ról, gdy dziecko staje się po części rodzicem,  wsparciem emocjonalnym, a bywa że i materialnym. Szaloną młodość zastępują obowiązki, troski i odpowiedzialność.

Ja jestem typowym jej przykładem.

 

A potem, zazwyczaj gdzieś w wieku studenckim, takie dziecko zatrzymuje się w rozwoju, a czasem nawet cofa i koniec końców jest głupsze na starość niż w młodości, w skrajnym przypadku.

 

 

Edytowane przez Rafael Marius (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

@Rafael Marius Lubię gdy piszesz, gdy piszesz to co myślisz, chyba lubię cię czytać poprostu.

Twoje odpowiedzi są wyczerpujące nawet gdy jest słowo: "Pewnie" lub "Ja też"...

Dziecko powinno już w pewnym wieku odejść z domu, żeby niebyło konfliktu pokoleniowego i nie tylko, każdy chce żyć swoim życiem.

Ja nie oceniam rodziców, chociaż mój ojciec nie żyje już przeszło 20 lat..a matka trzyma się nieźle z racji swojego wieku i stanu psychicznego. Niechcę ich oceniać, to nie wporządku, w końcu ja też jestem rodzicem i moje dzieci będą mnie oceniać, dlatego chce moim rodzicom oszczędzić ich wad a czerapać zalety i być  dumną kobietą;)

 

 

 

Edytowane przez slow (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dziękuję za miłe słowa.

 

Teraz się tak przyjęło, ale kiedyś były rodziny wielopokoleniowe i ludzie zgodni, kolektywni, zadowoleni. Mój ojciec żył do 28 roku w czteropokoleniowej, a potem mama dołączyła i ja też przez moment byłem.
Potem jeszcze w innych drabinkowych konfiguracjach przyszło mi przemierzać świat.  Lepsze to od trójeczki, która z kolei lepsza od dwójeczki, gdzie synek pełni rolę męża.

 

To choroba indywidualizmu rozkłada rodziny na łopatki, a nie mieszkanie razem, czy oddzielnie.
Propaganda sącząca się z ekranów. Kup więcej. Wiadomo dwójeczki potrzebują mieć i urządzić każde mieszkanie oddzielnie. Na tym można dużo zarobić. A im wcześniej się usamodzielnią, tym szybszy zysk dla korporacji.

 

A z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że dzieci czują się dużo bezpieczniej w wielopokoleniowych rodzinach, szczególnie jedynacy.
Mnie dane było testować różne układy, również z partnerami, partnerkami rodziców zmieniającymi się jak w kalejdoskopie.
 

Ciekawe życie przypadło mi w udziale i nie zamieniłbym go na żadne inne. W tradycyjnym dzieciństwie umarłbym z nudów. Urodziłem się ekstrawertykiem i potrzebowałem dużo bodźców. Teraz dla odmiany jestem introwertykiem i wystarcza mi niewiele.
Mam o czym pisać wiersze, tylko jeszcze mało potrafię, choć niektórzy uważają inaczej.

 

 

No cóż masz inną sytuację życiową, a może też wychowanie i tradycję.
Ja nie mam dzieci nie muszę być dla nikogo wzorem, ani drogowskazem.
Moi rodzice mówili swobodnie o wadach swoich rodziców, a dziadkowie o przywarach pradziadków. Również o zaletach. Była wolność słowa. Niczego się nie ukrywało. Panowały koleżeńskie stosunki.

 

Ja też jestem dumny ze swojej rodziny i mam z czego. Mieli osiągnięcia. Ale zaszczyty, kariery i kamienice to jedno, a relacje to drugie. Ciemna strona za drzwiami, o której wszystkie wróble w Warszawie ćwierkały.
Zresztą mówienie jest uwalniające dla wszystkich, a w cukrowane historie i tak nikt nie uwierzy.

 

 

 

 

Edytowane przez Rafael Marius (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Rafael Marius Wydaje mi się, że to indywidualna sprawa:)

 Mówienie, że to wygląda tak a nie inaczej nic nie zmieni. Jestem okronie zmęczona i przydałby mi sie masaż stóp;) 


Pamiętam taki serial "Przystanek Alaska"- w pewnym odcinku byla fabuła o młodej Indiance, która wracając do domu po pracy, kłóciła się z matka o nieumytą patelnie, że była nie tak umyta jak należy, było też tam więcej wątków ale ogólnie chodziło jej o to, żeby mogła zrobić tak jakby chciała sama ...nie pamiętam dokładnie ..

Skończyło się tak, że tęskniła za matką ale była szczęśliwa mogąc żyć własnym życiem z "własna kuchnią" , że tak powiem ;) itd..itp..

@Leszczym Jasne, możesz polecać ...jestem na Tak i jeszcze raz na Tak :)

Z filmem może być problem, jeśli chodzi o kino ..hm,hm hmmm zobaczę co się da zrobić.

Dzięki!

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ból Najgorszy ból to ten, który widzimy u bliskich Wszyscy czują jak zamykasz się w sobie i stajesz się niski Czujesz jak szpilki wbijają Ci się w serce, w oczach stają łzy A ty musisz być silny i wytrzymały jak kły Mimo wszystko kły też mogą się kruszyć Lecz trzymasz się dalej, nie toniesz, by tylko ich ruszyć Oni muszą ruszyć się z miejsca i dalej żyć, bo gdy ktoś umiera Stają w miejscu i czują jak ten ktoś ich ze sobą zabiera.  
    • @Waldemar_Talar_Talar wąż wymyślił śmierć
    • Pamięć bezdenny kielich na ołtarzu myśli pełen łez i uśmiechów idących bez końca bez początku powroty zdarzeń trucizna gorąca schronienie tych obecnych co dopiero przyszli krucze skrzydła złowrogie w głowie szalejące w szatni ptaki zamknięte piórem połamane karmiąc się wspomnieniami nietoperze szklane powracają głodne zamknięte w oczu zagadce a ja wciąż niosę w dłoniach tę ciszę rozdartą jakby była kluczem do drzwi których nie ma pod powieką rośnie las — splątana ziemia gdzie każdy krok budzi echo snów odkarmionych stratą próbuję wrócić tam gdzie nigdy nie byłem śledząc tropy pozostawione przez własne odbicia ale one uciekają w głąb czasu — bez liczenia bez bicia jakby znały prawdę której ja dotknąć nie umiem i tylko wiatr co przewraca karty nieistniejących ksiąg pyta szeptem czy pamięć to dar czy przeklęta droga a ja mu odpowiadam — wciąż szukając Boga w niedomkniętych chwilach w których mieszka błąd
    • Gęste pnącza, coraz skuteczniej zniewalają bieg. Blokują już i tak trudną drogę. Na domiar złego kawałki ścian i wszelkich innych śmieci, jeszcze bardziej utrudniają parcie do przodu. A jest ono przemożne, bo też cel dla mnie istotny. Niestety. Ilość przeszkód powiększa nieustannie skale trudności.          Powstają wciąż nowe i bardziej upierdliwe. Blokują uparcie drogę. Jakby coś mnie chciało zniechęcić, wyrzucić poza nawias, gęsto zapisanej kartki, dając do zrozumienia, że jestem niepotrzebnym elementem w tej całej układance, w której nie wiem, co jest grane. Czy fałszuje orkiestra, czy wręcz przeciwnie – nie pasuję, do tonacji i rytmu świata, a cały mój wysiłek, pójdzie na marne.      Może na szczęście, nie dla całego, ale i tak, trudno mi przebrnąć przez ten, nieprzychylny tunel. Poza tym, nie mam pewności, czy warto, chociaż przeminą bezpowrotnie, jakiś bliżej nieodwracalne chwile.    Jednak  promień przywołujący, coraz słabiej, acz stanowczo, wyznacza drogę. Cel jest tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Czynniki utrudniające, przytłaczają ze wszystkich stron. Kolczaste druty jaźni, dławią i ranią niemiłosiernie.      Pomimo, że  wołanie już trudno słyszalne, odczuwam jakieś dziwnie rozpaczliwe przynaglenie. Mówi o tym, że za chwilę może być za późno. A wystarczy tak niewiele. To właściwe już tylko same echa, powtarzają wciąż to samo.   A jednak. Niemożliwe, może byś możliwym. Jeszcze trochę rozgarniania przeszkód i wchłonę sensowne wytłumaczenie. Może jeszcze nie wszystko stracone. Widzę przysłowiowe światełko w tunelu. Błyszczy daleko, lecz odległość, jakby krótsza. Mam w sobie więcej energii, spotęgowanej widocznością celu, lecz może to tylko, złudzenie.       Cholera. Światełko zaczyna zanikać. A przecież w jakiś niepojęty sposób, jestem prawie u celu podróży. Nawoływanie było przecież bardzo silne. Aż prawie bolało. Nie chcę popełniać błędów, ale czasami tak mam. Mylę cel. Może teraz, zmylił, mnie?    Jestem wewnątrz umysłu. Niestety. Przybyłem chyba za późno, bo raczej już po sprawie. Nie mogę nic na to poradzić. Czuję się jak ścierwo, wyciągnięte z zamrażarki, którym ktoś stuka, o kant przegapionej powinności.   Mogłem bardziej uwierzyć w przeszkody, by mieć większą pewność, że je pokonam, chociaż trochę wcześniej. Dupa ze mnie, a nie empatia! Może wystarczyło kilka słów zrozumienia. Przepraszam – wypowiadam w myślach – patrząc na nieruchomą ciszę.  
    • Widziałem ją w śnie? Była na ulicy? Znałem ją?   W innym śnie: Jawił się jej zarys na krętych schodach. Prowadzą one do krzywej wieży…    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...