Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Inne spojrzenie, część 169


Rekomendowane odpowiedzi

                                                                                                                           - dla Belli

 

   Gdy tylko Bella znikła, Mil westchnął ciężko. Podszedł do stołu, odsunął sobie krzesło i usiadł, opierając, wbrew swojemu zwyczajowi, łokcie na blacie. I ponownie ciężko westchnął, odgoniwszy myślą przekleństwo - cisnące się, by je głośno  wypowiedzieć. 

   - No tak... - mruknął bezradnie. - Eeech, co tu było zrobić lepszego?, zapytał sam siebie.

   - Ano nic lepszego - jego Mistrz uznał za właściwe wtrącić się myslowo. - Sam wiesz, że nic zrobić mogłeś ponad to, co zrobiłeś. Zadecydować mogłeś jedynie zgodnie z tym, jak wspomniałem - zgodnie z waszymi waszych uprzednimi duchowymi ustaleniami. Rozważyliście  wtedy wszystko bardzo dokładnie: drobiazgowo wręcz. I wszyscy zgodziliście się na taki właśnie bieg wydarzeń. Na to, że spotkacie się z Bellą dokładnie wtedy, kiedy spotkaliście się - i dokładnie w taki, a nie inny sposób. Zostawiłes Jej czas na swobodną decyzję, kiedy powie swojemu Tacie o wszystkim. Mam na myśli cały duchowy postęp. Wszystkie zmiany, które dokonały się w sferze Jej osobistej energii. W ramach tego ujrzenie swoich poprzednich wcieleń i twojego w nich udziału. 

   - Odpowiem ci teraz na pytanie, którego "jakoś" - tu Jezus uśmiechnął się lekko do swojego padawana - Mi nie zadałeś. Mianowicie, czy Bella czekała na ciebie w momencie, gdy Ją spotkałeś. Odpowiedź brzmi: Tak, oczywiście. Te zmiany, o których napisała w pamiętniku na swojej stronie, to bardzo ogólnie ujęte przedstawienie przemiany. Informacja dla wszystkich, którzy oglądali Jej filmy. Ale także dla ciebie. Przecież zwróciłeś uwagę, że nie wszyscy widzowie z tamtych lat towarzyszą Jej teraz. Jasnym jest, dlaczego tak się dzieje. Dla niektórych postępowanie na drodze ducha stanowi trudność. Kto jak kto, ale ty - Bella oczywiście też - wie o tym doskonale. Po sobie samym i po samej sobie.

   - Jest tak, jak pomyślałeś kilka razy w ciągu ostatnich dni. - Ciągnie cię do góry. Odwiedzając cię, a szczególnie odbierając twoje myśli i zaglądając ci do umysłu bada twoją energię. I zależnie od tego, co zobaczy, albo wzdycha - zupełnie jak ty przed chwilą - albo się radośnie uśmiecha. 

   - Jeśli zaś - tu Jezus ponownie spojrzał na Mila - kiedykolwiek przyszłyby ci wątpliwości, czy Jej na tobie zależy - bo przyjdą, jak widzę, a tym samym, jak wiem - zasugeruję ci, abyś zawsze przypominał sobie fakty. A owe są następujące. Spotkaliście się. Przyjęła cię i zaakceptowała po raz kolejny. Łączy was uczucie. Ba - na wzajemne potwierdzenie sobie tego wzięliście ślub w Mojej Obecności. Rozmawiacie. Kochacie się. Spędziliście razem urlop. Przecież dobrze wiesz - MiloMistrz uczynił podkreslający gest - że to wszystko powinno ci wystarczyć. Cóż bowiem - zakończył sentencjonalnie - miałoby najlepiej cię przekonać, jeśli nie fakty? Będące zarazem duchowymi i materialnymi równocześnie. 

   - A teraz - Jezus zmienił wątek - wróć wspomnieniami do odwiedzin i bycia w Aretuzie.

 

                                                                                       *     *     * 

 

     Zobaczyć - rozważał Mil. - W przypadku ujrzenia czegoś na własne oczy oczywistym jest, że znajdujemy sie - zazwyczaj - w bezpośredniej bliskości tego czegoś. Lub tego kogoś, jeśli chodziłoby o konkretną osobę. 

   Mil - Bella miała podobne, jednak o większym natężeniu odczucia - znalazłszy się w Aretuzie odniósł takie samo wrażenie, którego doświadczył, będąc w pobliżu Wielkiej Piramidy na płaskowyżu w Gizie. Tętniąca energia, wyczuwalna na dużą odległość. Podchodzisz i czujesz coraz bardziej. Z każdym krokiem. Ale spokojna, nie przytłaczająca. Energia miejsca, czerpana i koncentrowana z przestrzeni wokół: z Mamy Ziemi, z powietrza i z Kosmosu. I energia istot, Starszych Braci, którzy energię tego miejsca nie tylko czuli, ale i widzieli swymi duchowymi oczami. Dlatego wznieśli Wielką Piramidę właśnie tu: pomnik swej wiedzy, zarazem technicznej, jak i duchowej. Równie trwały, jak niesamowity. Co do tego nikt nie może mieć wątpliwości: chociażby chciał je mieć z całych sił.  

   Widzisz oczami duszy cienie istot, które ją wzniosły: ów pomnik wspomnianej wiedzy. Pochwałę myślenia. Pochwałe planowania. Precyzji. Matematyki. Pochwałę umiejętności budowlanych. Wyrażoną w pomyśle i wykonaniu wielkość ducha. Wielkość, do której wszyscy dążymy. Wielkość przeznaczoną wszystkim. 

   - Zatem, Mistrzu - Mil zwrócił się z pytaniem do Jezusa - przeznaczenie istnieje, prawda? 

   - Prawda - przytaknął Znający Odpowiedź Na Każde Pytanie. - Ale to nie ja, jako Wszechświat czy Bóg, ustalam je wam, ludziom. Mam na myśli sens konkretny, bo sens ogólny, jakim jest energetyczny - albo duchowy, obojętne, jak go tu nazwać - rozwój: ten tak. Ten Ja wam ustaliłem. Ale wydarzenia, a zatem bieg waszego życia, każdego jednostkowego, tworzycie własnymi decyzjami. Decyzje biorą się z myśli, te zaś z waszej osobistej energii - albo pozytywnej, albo negatywnej. Ale z drugiej strony sami o tę energię dbacie - lub nie. Rzecz jasna, jak już mówiłem, jakie będą to decyzje, a więc i jakie wydarzenia - ustalacie sobie sami. Znajdując się w przestrzeni pomiędzy wcieleniami i rozważając je i ustalając w kręgu dusz, w otoczeniu których po kolejnym przyjściu do  świata materialnego będziecie przeżywać tę konkretną inkarnację.

   - Słowem jest dokładnie tak, jak uważała Sara Connor w "Terminatorze" Jamesa Camerona * - powiedział powoli Mil. - Narzucone z góry przeznaczenie nie istnieje, a o własnym losie decydujemy sami.  

   - Jest dokładnie tak - potwierdził Jezus. 

 

* Filmy z cyklu "Terminator", szczególnie w obecnym czasie rozważań nad korzyściami i zagrożeniami płynącymi z włączenia do naszego życia sztucznej inteligencji, zdają się być godne polecenia - jako punkt wyjścia do osobistych przemyśleń. 

Cdn.

 

   Voorhout, 24. Lipca 2023 

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Somalija

   Wspaniale ^(*_*)^ . Ano ba - przy samym zbieraniu jako takim i w owocach. Czyli jeżyny już dojrzaly. Pychotka. 

   Dzięki Ci bardzo za wizyte, przeczytanie i wiadomość ^(*_*)^ .  

 

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Opływa mnie woda. Krajobraz pełen niedomówień. Moje stopy. Fala za falą. Piana… Sól wsącza się przez nozdrza, źrenice... Gryzie mózg. Widziałem dookolnie. We śnie albo na jawie. Widziałem z bardzo wysoka.   Jakiś tartak w dole. Deski. Garaż. Tam w dole czaiła się cisza, choć słońce padało jasno i ostro. Padało strumieniami. Przesączało się przez liście dębów, kasztanów.   Japońskie słowo Komorebi, oznacza: ko – drzewo lub drzewa; more – przenikanie; bi – słoneczne światło.   A więc ono padało na każdy opuszczony przedmiot. Na każdą rzecz rzuconą w zapomnienie.   Przechodzę, przechodziłem albo bardziej przepływam wzdłuż rzeźb...   Tej całej maestrii starodawnego zdobienia. Kunsztowna elewacja zabytkowej kamienicy. Pełna renesansowych okien.   Ciemnych. Zasłoniętych grubymi storami. Wyszukana sztukateria...   Choć niezwykle brudna. Pełna zacieków i plam. Chorobowych liszai...   Twarze wykute w kamieniu. Popiersia. Filary. Freski. Woluty. Liście akantów o postrzępionym, dekoracyjnym obrysie, bycze głowy (bukraniony) jak w starożytnej Grecji.   Atlasy podpierające masywne balkony… Fryz zdobiony płaskorzeźbami i polichromią.   Metopy, tryglify. Zawiłe meandry…   Wydłużone, niskie prostokąty dające możliwość rozbudowanych scen.   Nieskończonych fantazji.   Jest ostrość i wyrazistość świadcząca o chorobie umysłu. O gorączce.   Albowiem pojmowałem każdą cząstkę z pianą na ustach, okruch lśniącego kwarcu. I w ostrości tej jarzyła mi się jakaś widzialność, jarzyło jakieś uniesienie… I śniłem na jawie, śniąc sen skrzydlaty, potrójny, poczwórny zarazem.   A ty śniłaś razem ze mną w tej nieświadomości. Byłaś ze mną, nie będąc wcale.   Coś mnie ciągnęło donikąd. Do tej feerii majaków. Do tej architektonicznej, pełnej szczegółów aury.   Wąskie alejki. Kręte. Schody drewniane. Kute z żelaza furtki, bramy...   Jakieś pomosty. Zwodzone nad niczym kładki.   Mozaika wejść i wyjść. Fasady w słońcu, podwórza w półcieniu.   Poprzecinane ciemnymi szczelinami puste place z mżącymi pikselami wewnątrz. Od nie wiadomo czego, ale bardzo kontrastowo jak w obrazach Giorgio de Chirico.   Za oknami twarze przytknięte do szyb. Sylwetki oparte o kamienne parapety.   Szare.   Coś na podobieństwo duchów. Zjaw…   Szedłem, gdzieś tutaj. Co zawsze, ale gdzie indziej.   Przechodziłem tu wiele razy, od zarania swojego jestestwa.   Przechodziłem i widzę, coś czego nigdy wcześniej nie widziałem.   Jakieś wejścia z boku, nieznane, choć przewidywałem ich obecność.   Mur.   Za murem skwery. Pola szumiącej trawy i domy willowe. Zdobione finezyjnie pałace. Opuszczone chyba, albo nieczęsto używane.   Szedłem za nią. Za tą kobietą.   Ale przyśpieszyła kroku, znikając za zakrętem. Za furtką skrzypiąca w powiewie, albo od poruszenia niewidzialną, bladą dłonią.   W meandrach labiryntu wąskich uliczek szept mieszał się z piskliwym szumem gorączki.   Ze szmerem liści pożółkłych, brązowych w jesieni. Uschniętych...   *   Znowu zapadam się w noc.   Idę.   Wyszedłem wówczas przez szczelinę pełną światła. Powracam po latach w ten mrok zapomnienia.   Stąpam po parkiecie z dębowej klepki. Przez zimne pokoje, korytarze jakiegoś pałacu, w którym stoją po bokach milczące posągi z marmuru.   W którym doskwiera nieustannie szemrzący w uszach nurt wezbranej krwi. Balet drgających cieni na ścianach, suficie… Mojej twarzy...   Od płomieni świec, które ktoś kiedyś poustawiał gdziekolwiek. Wszędzie....   Wróciłem. Jestem…   A czy ty jesteś?   Witasz mnie pustką. Inaczej jak za życia, kiedy wychodziłaś mi naprzeciw.   Zapraszasz do środka takim ruchem ręki, ulotnym.   Rysując koła przeogromne w powietrzu, kroczysz powoli przede mną, trochę z boku, jak przewodnik w muzeum, co opowiada dawne dzieje.   I nucisz cicho kołysankę, kiedy zmęczony siadam na podłodze, na ziemi...   Kładę się na twoim grobie.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-11-25)    
    • Ale dlaczego więźniarką ZIEMI?
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Sytuacja jest patowa,ujmę to najprościej, przed snem lepiej film obejrzeć o "Królowym Moście" Pozdrawiam Adam
    • siedzimy na błoniach popijając jogurt   to jest ten moment kiedy widać jednocześnie słońce księżyc i gwiazdy   Julek mówi że początek to było jedno Wielkie Pierdolnięcie jest z technikum i wie co mówi ale ja czuję że było zgoła inaczej   byliśmy tam wszyscy na samym początku ktoś coś powiedział ktoś się nie zgodził i tak się zaczęło    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...