Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Dotyk Amani opowiadanie fantasy cz.15 z 21


Rekomendowane odpowiedzi

Albania, kilkadziesiąt kilometrów od strefy. Dziewięć miesięcy od błysku.

 

  Elena i Petia szły na piechotę w stronę strefy. Starannie dobierały trasę tak, żeby trzymać się jak najdalej od głównych dróg i skupisk ludzkich a w szczególności od miast. W odle- głości poniżej stu kilometrów od strefy, czyli w tam gdzie się znajdowały, wszystkie główne drogi dojazdowe były już kontrolowane. Policja i wojsko poszukiwało podróżujących bez wiz i biletu. Takich ludzi było naprawdę dużo. Nadciągali z całego świata. Oczywiście większość z nich przepadała gdzieś po drodze na kolejnych granicach, jednak niektórym, tak jak Elenie i Petii udawało się dostać do Albanii. Ta podróż była dla dwóch kobiet szczególnie niebezpieczna. Najwytrwalsi przybysze z całego świata koczowali w lasach i w opuszczonych zabudowaniach. Nie mieli nic do stracenia. Mogli być niebezpieczni. Pomimo to Elena z Petią z pełną determinacją, po około 30 km dziennie, zbliżały się do strefy. Pierwszą noc przespały w zaroślach gęstego lasu. To był zły nocleg. Było zimno i wilgotno. Petia brała leki oraz wyciągi

z ziół, które dostała od Hany, jednak pomimo to czuła się coraz gorzej. Obie były bardzo zmęczone a Petia coraz słabsza. Zaczęła regularnie, co kilka godzin wymiotować

i czuła silne bóle brzucha i głowy. Drugiego dnia wieczorem podeszły pod małą wieś. Na skraju wsi stał dom. Zapukali w nadziei, że znajdą tam pomoc. Jednak właścicielka, starsza kobieta była bardzo nieufna. Musiała mieć już do czynienia z obcymi którzy szli w stronę strefy. Poza tym nie rozumiała po angielsku i Elena z Petią nie umiały się z nią porozumieć. Język albański nie przypominał języka kraju z którego pochodziły. W końcu na migi udało się jej wytłumaczyć tyle, że pozwoliła im spać w stodole. Żadnej innej pomocy nie chciano im udzielić. Poszły do tej stodoły, jednak Elena zauważyła, że właścicielka rozmawia z kimś przez telefon. Elena była czujna, nie umiała zasnąć. Petia zasnęła od razu. Tuż przed zmrokiem Elena zauważyła że pod dom podjeżdża samochód. Z samochodu wysiadł młody mężczyzna i od razu poszedł w ich stronę. Prawdopodobnie był to syn tej, z którą rozmawiali. Wpadł do stodoły i zaczął się na nie wydzierać po albańsku a następnie bardzo słabym angielskim wykrzyczał, że mają się wynosić. Elena z Petią wyskoczyły ze stodoły, bo nie wiedziały czy na krzyku się skończy. Czy napastnik nie będzie agresywny. Jednak w stodole zostały ich plecaki. Mężczyzna wykorzystał to i zamknął drzwi a następnie wyjął telefon i powiedział, że dzwoni na policję. Przynajmniej tak Elena to zrozumiała. Do stodoły nie chciał ich wpuścić. Po prostu je okradł a właściwie obrabował. Elena na szczęście miała paszporty i dokumenty przy sobie. Obie uciekły w stronę lasu. W plecakach zostało ich jedzenie, ciepłe ubrania oraz wszystkie leki Petii. Zdecydowały się na kolejny, bardzo zły nocleg w lesie. Nazajutrz Petia była już tak słaba, że z trudem się pozbierała. Próbowały iść dalej, znowu przez las. Korzystały z GPS-u w telefonie, jednak bateria się wyładowała. Elena ustaliła przybliżony kierunek na podstawie położenia słońca. Petia szła pierwsza. Nagle zaczęła przerażona krzyczeć.

 

- Petia? Co się dzieje?

- Tam zobacz, pod tym drzewem.

 

Elena spojrzała i od razu odwróciła wzrok. Wzięła Petię za rękę i odciągnęła ją z powrotem. Obeszły to drzewo szerokim łukiem. Pod drzewem były ludzkie zwłoki w znacznym stopniu rozkładu. Ten kto tam umarł, siedział oparty o to drzewo. Kobiety nie miały wątpliwości, że to ciężko chory człowiek, który tak jak one zmierzał nielegalnie w stronę strefy. Petia szła jeszcze godzinę aż w końcu się zatrzymała:

 

- Dalej chyba nie dam rady, źle się czuję.

- Petia próbuj jeszcze, za 3 kilometry powinna być jakaś

osada, może tam ktoś nam pomoże?

- Mamo, czy to ma sens. Jesteśmy bez rzeczy, bez jedzenia, bez

leków.

- Dopóki mamy choć trochę sił to walczmy.

 

Zmobilizowała się i szła jeszcze trochę. Potem już ostatecznie opadła z sił. Były około 30 km od strefy. Doszły do nowo budowanego osiedla. Na jego skraju, nieco powyżej, stała jakaś stara stodoła. Elena pomogła Petii do niej wejść i położyła ją na połaci pokrytej sianem. Sama przy niej usiadła. Nie wiedziała co ma dalej robić. Na szczęście nadchodząca noc wydawała się być wyjątkowo ciepła.

 

 

                       *****

 

Albania. Nowa osada, 30 km od miasteczka. Dziewięć miesięcy od błysku.

 

- Ale ciepła noc.

- I ten księżyc. Oszalał chyba, taki wielki.

- Pełnia.

- Kaltrina, kocham cię.

- Fidan przecież wiem, ja ciebie też.

 

Kaltrina przytuliła się do Fidana. Następnie stanęła na palcach a on objął jej głowę dwoma rękami i namiętnie ją całował. Oboje stali boso na łące w pobliżu ich stodoły.

Z oddali słyszeli muzykę i widzieli blask ogniska, które ktoś rozpalił w pobliżu osiedla. Kaltrina objęła Fidana i całowali się namiętnie w zupełnej ciszy. Oboje słyszeli przyśpieszone bicie swoich serc i szybki oddech. Fidan rozpiął jej stanik i namiętnie całował jej piersi oraz docisnął wewnętrzną część dłoni do pępka dziewczyny i zaczął powoli przesuwać ją w dół. Kaltrina przytrzymywała jego rękę, jednocześnie namiętnie go całując. Fidan jednak zaczął bardziej zdecydowanie napierać dłoń i dziewczyna z coraz większą siłą go powstrzymywała, ale w pewnej chwili wyraźnie zwolniła opór i dłoń Fidana, minąwszy gumkę majtek, trafiła tam gdzie chciał, żeby trafiła. Kaltrina przytulona wyczuwała podnieconego chłopaka. Po chwili Kaltrina chwyciła Fidana za rękę i pociągnęła go za sobą w stronę stodoły. Oboje niemal wbiegli do środka. Fidan ułożył Kaltrinę na plecach na połaci pełnej siana a ta już nie stawiała żadnego oporu. Fidan zdjął jej majtki i usta chłopaka od piersi, w szeregu namiętnych pocałunków, podążały w stronę gorącego krocza podnieconej dziewczyny, a ta obejmowała rękami jego głowę i kierowała ją niżej i niżej. I wtedy gwałtownie odepchnęła go od siebie krzycząc przerażonym głosem:

 

- Fidan, ktoś tu jest!!!

 

Kaltrina usłyszała odruch wymiotny Petii. Oboje wystraszyli się tak, że na chwilę zaniemówili. Wybiegli przerażeni ze stodoły, ale dalej nie uciekali, tylko stali przy wejściu zdezorientowani.

 

- Nie bójcie się, nie krzyczcie. Chcemy tylko tu przenocować.

 

Powiedziała cicho Elena po angielsku. Była tak zmęczona, że nawet nie miała siły się podnieść.

 

- Znacie angielski?

- Fidan widzisz ją?

- Nie, nic nie widzę. Poczekaj mam telefon.

 

Fidan włączył lampkę w telefonie i ostrożnie wszedł z powrotem do stodoły. W słabym świetle lampki zobaczył siedzącą w kącie Elenę i leżącą na jej kolanach, półprzytomną Petię.

 

- Kaltrina, chodź zobacz.

- Znamy angielski trochę, co tutaj robicie?

- Szliśmy do strefy, ale nie mamy już siły.

- Skąd jesteście?

 

Elena wymieniła nazwę kraju.

 

- Możecie przynieść nam trochę wody? Córka jest chora, chce

się jej pić.

- Mamy wezwać pogotowie?

- Nie, to nic nie da, tylko trochę wody. Rano sobie pójdziemy.

Nie mówcie nikomu że tu jesteśmy.

- Poczekajcie, zaraz wrócimy.

Fidan i Kaltrina uspokoili się trochę i poszli w stronę kontenerów w których mieszkali. Nie mówiąc nic rodzicom wzięli wodę, ciepłą herbatę i coś do zjedzenia. Kaltrina wzięła duży koc i ogrodową lampę na baterie. Wzięła też jakiś popularny lek na żołądek. Oboje wrócili do Eleny i Petii. Napoili je i trochę nakarmili. Petia doszła do siebie na tyle, że mogła usiąść.

 

- Jak ona ma na imię?

- Petia.

- Jest poważnie chora, ma gorączkę. Może jednak wezwać

jakiegoś lekarza?

- Nie, lekarz nie pomoże. Jutro wróci trochę do sił.

 

Elena powiedziała cicho, tak żeby Petia nie słyszała:

 

- Jej nie da się już pomóc.

 

Litość i współczucie zastąpiły strach i nieufność u Fidana i Kaltriny.

 

- Możemy wam jakoś pomóc?

- Nie wiem, chciałyśmy iść w stronę strefy, ale i tak już nie

mamy siły.

- Przecież i tak tam nie wejdziecie, tam trzeba mieć bilet.

- No wiem, ale tak jakoś myślałyśmy.

- Jeśli chcecie to mogę was jutro zawieźć w pobliże strefy.

Mamy tam przepustkę bo jeszcze niedawno tam oboje

mieszkaliśmy, ale nic wam to nie da. Do strefy nikt nie

wejdzie bez biletu, nawet jakby umierał przed bramą. Zresztą

wielu tak właśnie umarło.

- Zostawcie nas same do jutra. Jutro zdecyduję co będziemy

dalej robić. Możliwe, że będziemy już wracać w stronę domu.

Nie wiem jak jutro Petia będzie się czuła. Bardzo dziękuję

wam za pomoc i przepraszam, że was wystraszyliśmy.

- Nic się nie stało. Przyjdziemy do was jutro. Noc jest ciepła,

nie zmarzniecie.

 

Fidan i Kaltrina poszli do swoich kontenerów. Umówili się na jutro, że przyjdą i zastanowią się wspólnie, co mogliby dla nich zrobić. Ustalili również, że nic nie powiedzą o Elenie i Petii rodzicom. Oni pewnie wezwaliby do Petii lekarza, tym samym ją dekonspirując. Fidan długo nie mógł zasnąć i intensywnie myślał co można by zrobić. Miał tą przewagę nad obcymi, że znał każdy kąt, niemal każdy kamień w miasteczku w którym się urodził i wychował. W końcu zasnął. Miał dziwny sen. Śniło mu się, że jest dzieckiem tak jak kiedyś i że jest z kolegami w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Koledzy wołali do niego, żeby do nich przyszedł bo muszą mu coś ważnego powiedzieć. Rano gdy się obudził to  starał się, żeby nie zapomnieć co mu się śniło. Ten sen bardzo go poruszył. Bardzo się nim przejął. I wtedy, jak leżał jeszcze w łóżku, doznał olśnienia. W jednej chwili dotarło do niego co odkrył. Zerwał się jak oparzony. Włożył tylko spodnie i pobiegł pod okno Kaltriny:

 

- Kaltrina, Kaltrina, wstawaj!

- Ty, szósta rano, odbiło ci?

 

Kaltrina wystawiła zaspaną głowę przez małe okno jej pokoju w kontenerze.

 

- Wiem jak im pomóc! Chyba wiem jak im pomóc!

- Fidan, kurde ja jeszcze śpię. Pobudzisz wszystkich.

O dziewiątej w stodole, tak, jak się umówiliśmy.

- No, ok.

 

Fidan wrócił do siebie, ale nie mógł już zasnąć.

 

                       *****

 

Albania, bezpośrednie sąsiedztwo strefy. Dziewięć miesięcy od błysku.

 

  Arman mieszkał z Jamilą w opuszczonym mieszkaniu już prawie tydzień. Wychodził sam albo na krótko z Jamilą. Jeśli sam, to na dłuższe rozpoznanie. Najczęściej późnym wieczorem. Znał już na pamięć całą dostępną część miasteczka. Poznał dokładnie rozkład ulic, których zresztą nie było wiele. Nawet z widzenia poznał już kilku mieszkańców, którzy zdecydowali się nie opuszczać swoich domów. Byli to najczęściej starsi ludzie. Na początku bali się Armana, ale jak zorientowali się, że jest z małą córką to przestali się go bać. Wyludnione miasteczko w tej części wyglądało trochę jak po wojnie atomowej. Do mieszkania w którym zamieszkał, na razie nikt nie przychodził. Arman nie zbliżał się już do strefy bo wiedział, że jest bardzo mocno strzeżona i w dzień i w nocy. Unikał również wszelkich kontaktów z żołnierzami

z którymi miał już do czynienia. W zasadzie zrezygnował już z zadania. Pogodził się z porażką. Był już w strefie i rozumiał, że nawet jakby udało mu się jakimś cudem dostać tam drugi raz to nie był w stanie tam przetrwać z Jamilą niezauważony. Tam nie było się gdzie schować. Rozważał jeszcze jedynie wariant dotarcia do strażników, czyli pilnujących strefę żołnierzy, którzy zarabiali tam na nielegalnym przyjmowaniu chorych. Jednak bez znajomości albańskiego było to dla niego niewykonalne. Domyślał się, że to jakiś rodzaj albańskiej mafii, która zarabia na tym procederze fortunę. Prawdopodobnie nawet jakby znalazł sposób porozumienia się z nimi, to pewnie nie byłoby go na to stać. Podejrzewał, że cena nielegalnego pobytu liczona jest w setkach tysięcy dolarów, co i tak stanowiłoby mały procent tego, co płacą za bilety milionerzy licytujący je na aukcjach. Jednak jeszcze był w miasteczku bo nie mógł rozwiązać jednego problemu związanego z infrastrukturą. Arman zauważył, że główna ulica przecinająca miasto na całej swojej długości i kończąca się w strefie, jest w obniżeniu ze względu na pagórkowaty teren. Ulica ta w znacznej części swojej długości położona była w niecce bezodpływowej. To znaczy, że w przypadku deszczu tworzyłyby się kałuże a w przypadku intensywnych opadów, cała niecka byłaby zalana wraz z sąsiadującymi do ulicy domami, na głębokość kilkunastu centymetrów. Zauważył, że aby zabezpieczyć teren przed ciągłymi podtopieniami, to ulica ta została tak zaprojektowana, że stanowiła linię spływu wody i była w najniższym miejscu tej niecki. Rozumiał, że podłączenie kanalizacji burzowej wzdłuż tej ulicy do zwykłej rury kanalizacyjnej byłoby ryzykowne, bo w przypadku nagłej ulewy, woda mogłaby się w tej rurze nie zmieścić i doszłoby do podtopień piwnic domów w samym centrum. Arman zaczął się bacznie przyglądać studzienkom kanalizacyjnym i zauważył, że są one bardzo gęsto rozmieszczone. Regularnie co kilka metrów, wzdłuż całej ulicy. Następnie odkrył, świecąc latarką do środka, że łączą one jezdnię ulicy nie z rurą, ale z tunelem odwadniającym, który był usytuowany około dwóch metrów pod jezdnią i tak wyniwelowany*, że odprowadzał wodę poza nieckę. Arman widział ten tunel przez studzienki i bardzo chciał się do niego dostać. Z obserwacji niwelacji ulicy wychodziło mu, że jest bardzo prawdopodobne, że ten tunel kończył się w strefie. Jednak kanały odprowadzające wodę z licznych studzienek do tego tunelu były wykonane z rur o średnicy około 30 cm i nie dało się przez nie wejść do środka. Podejrzewał, że ten tunel jest na tyle wysoki, że da się w nim chodzić na stojąco. Przynajmniej tak to wyglądało przez otwory studzienek. Domyślał się, że utrzymanie takiego tunelu, który jest bardzo ważny dla miasteczka, musi wymagać jakiejś jego kontroli. Trzeba tam na pewno co jakiś czas wejść i skontrolować choćby stan jego obudowy. Jednak  przeszedł całą dostępną część ulicy kilkanaście razy i nigdzie nie umiał znaleźć wejścia do środka. Były tylko studzienki, ale wejścia nie było. Domyślał się, że w takim razie wejście jest albo gdzieś w strefie, co czyniłoby go dla niego bezużytecznym albo gdzieś tutaj, jednak tak ukryte, że on nie może go znaleźć. Szukał wejścia do tunelu, dlatego jeszcze był w miasteczku. Właśnie wybrał się na kolejny rekonesans. Pogoda dosyć gwałtownie się zmieniła. Nad miasteczkiem pojawiła się ciemna burzowa chmura, choć jeszcze kilka godzin temu było słonecznie i bezchmurnie. Wiedział już, że wejścia do tunelu wzdłuż ulicy nie ma, ale tunel jeśli był prosty, a tak podejrzewał, to poprowadzony był pod kilkoma domami. Postanowił wejść do piwnic każdego z nich i znaleźć miejsce przecięcia tunelu z tymi piwnicami. Choć wydawało mu się to mało prawdopodobne, to być może do tunelu wchodziło się z piwnicy któregoś z tych domów. Znowu kładł się na jezdnię i świecił latarką do kolejnych studzienek. Zaczął padać deszcz a po chwili bliskie grzmoty zapowiadały gwałtowną burzę. Zerwał się wiatr i zaczęło bardzo mocno lać, chciał już wracać. Wejścia nie znalazł. Do skontrolowania pozostał mu już tylko jeden dom. Pomyślał:

 

- Wejdę jeszcze tam, czas to już zakończyć.

 

                       *****

 

Albania. Nowa osada. Dziewięć miesięcy od błysku.

 

Fidan znowu przyszedł do Kaltriny. Ta przygotowała śniadanie i gorącą kawę i razem poszli do stodoły.

 

- To co wymyśliłeś?

- Pamiętasz Fransa?

- Tego z podstawówki?

- Dokładnie.

- Chyba wyjechał z rodzicami kilka lat temu.

- Tak, trzy lata temu. Jak chodziłem do podstawówki to był

moim najlepszym kumplem. Do tej pory czasem gadamy

przez telefon. On mieszkał w domu przy głównej ulicy. Kiedyś

jak przyszedłem do niego, to nie było rodziców. Byliśmy sami

i nudziliśmy się. W końcu on powiedział, że może mi pokazać

coś ciekawego, tylko żebym nikomu o tym nie mówił. Wziął

latarkę i małe kombinerki, zeszliśmy do piwnicy i prowadził

mnie po korytarzu. Wszystkie drzwi były do piwnic, ale na

samym końcu były drzwi trochę inne od pozostałych. Były

całe stalowe i zamykane nie na kłódkę, ale na taką śrubę.

 Frans umiał kombinerkami tą śrubę odkręcić i weszliśmy do

środka. Za drzwiami były krótkie betonowe schody na dół.

Zeszliśmy nimi i Kaltrina,... tam był korytarz, taki tunel

ściekowy do odprowadzania wody z ulicy. Poszliśmy

z Fransem tym tunelem. Oświetlało go światło dzienne ze

studzienek połączonych z ulicą. Ten tunel był bardzo długi,

szliśmy chyba z dwadzieścia minut, aż w końcu doszliśmy

 do końca.

- Co to ma wspólnego z tym, żeby pomóc tej kobiecie?

- Kaltrina, nie rozumiesz? Ten tunel chyba kończył się

w strefie.

- Myślisz, że by to przeoczyli?

- Trzeba to sprawdzić. Ci ze strefy mogą w ogóle o nim nie

wiedzieć. Frans mówił, że widział czasem jak przychodzi

jakiś dwóch facetów, z wodociągów i go kontrolują. Kiedyś

podsłuchał jak wychodzili z piwnicy. Mówili, że jak się tam

wchodzi to trzeba bardzo uważać, żeby nie było deszczu bo

wtedy płynie w nim woda i można się utopić. Frans mówił, że

jego ojciec mówił mu, że ten tunel jeszcze w latach 50-tych

kończył się na powierzchni i był na końcu zamknięty kratą.

Nawet mi pokazywał gdzie. Ale potem, jak zrobiono główny

 rurociąg kanalizacyjny, to podłączono go do głównej rury

o dużej średnicy. Teraz, jak woda kogoś porwie to się w tej

rurze utopi. Dlatego ojciec zabronił mu tam wchodzić.

- No tak, Frans zawsze był ciekawy a ojca nie zawsze słuchał.

- No właśnie.

- Myślisz że warto to sprawdzić?

- Koniecznie trzeba to sprawdzić, może to wejście jeszcze tam

jest. Bo tunel jest na pewno. Możliwe że kończy się już

w strefie.

 

Kaltrina i Fidan podeszli pod stodołę.

 

- Hej tam, żyjecie? Jesteście jeszcze?

- Tak tak, jesteśmy.

- Jak Petia?

- Chyba trochę lepiej.

 

Petia wyszła na zewnątrz ledwie trzymając się na nogach. Najpierw zwymiotowała a potem się przedstawiła.

 

- Cześć, Petia jestem. Mama nie mówiła, że jesteście tacy

młodzi.

- Jak się czujesz?

- Nawet nie pytajcie.

- Co ci właściwie jest?

- Mam białaczkę.

- Zjesz coś?

- Spróbuję, może sam chleb, kawy chętnie się napiję.

- Macie może coś przeciwbólowego?

- Pójdę jeszcze raz i poszukam. Na pewno coś się znajdzie.

 

Elena zapytała:

 

- Kaltrina nie wiemy co mamy teraz robić? Możecie podwieźć

nas jakoś z powrotem w stronę tego miasta z któregośmy

przyszli?

- Fidan ma pewien pomysł. Fidan gadaj.

- Możliwe, że jest sposób żeby Petii pomóc. Może potrafiłbym

 umieścić ją w strefie. Pewnie nie na dwanaście dni, ale

chociaż na kilka godzin.

- Co takiego ?! Co ty mówisz? Jak?

 

Fidan streścił Elenie i Petii swój plan:

 

- Do tej części miasteczka przy samej strefie wolno wejść?

- W zasadzie to nie. Pilnują jej żołnierze. Ale ja znam polną

drogę, którą tam czasem jeżdżę. Tam żołnierze są rzadko.

Tam mieszka jeszcze paru ludzi. Ci żołnierze aż tak bardzo

tego nie pilnują, właściwie to tylko ścigają złodziei bo ludzie

pozostawiali tam część dobytku. A poza tym, ja i Kaltrina

mamy specjalne przepustki.

- Zawieziecie nas tam? Jeździsz samochodem. Petia już dalej

nie pójdzie. Nie ma siły.

- Mam starego pikapa. Jak wypłacili odszkodowanie to ojciec

kupił sobie nowe auto, a pikapa dostałem ja. Niewiele jest

wart, ale jeszcze dobrze jeździ.

- Kiedy jedziemy?

- Zbierajcie się, nie ma na co czekać bo nam Petia zaraz

zejdzie.

- Ale zabawne, wcale mi nie do śmiechu.

 

Fidan poszedł po samochód. Po kwadransie podjechał pod stodołę. Zapakowali się w czwórkę i pojechali w stronę miasteczka. Polnej drogi nikt nie pilnował. Dojechali na miejsce i Fidan zaprowadził ich do swojego mieszkania. Petia była w tak kiepskim stanie, że musieli pomóc jej wysiąść z samochodu i wejść na drugie piętro.

 

- Idę rozeznać sprawę a wy tu na mnie spokojnie czekajcie.

 

Fidan uzbroił się we wcześniej przygotowane małe kombinerki, olej w sprayu i latarkę. Na miejsce doszedł po 10 minutach. Pełen obaw wszedł na korytarz domu o którym mówił i poszedł do piwnicy. Wejście było otwarte. W całym domu było zupełnie cicho i pusto. Prawdopodobnie nikt w nim nie mieszkał. Po przejściu piwnicznego korytarza doszedł do drzwi, które pamiętał sprzed lat. Nic się nie zmieniło. Te same drzwi były na swoim miejscu tyle, że od tego czasu mocno zardzewiały. Widać było, że nikt o nie nie dbał i dawno ich nie otwierał. Zaczął siłować się ze śrubą. Była zardzewiała i na początku nie chciała nawet drgnąć. Ale w końcu udało mu się ją trochę rozruszać i powoli, zwój po zwoju zaczął ją odkręcać. Udało się i wszedł do środka. Poczuł intensywny zapach wilgoci i stęchlizny. Zszedł po schodach i zobaczył tunel. Był taki jak wtedy. Uznał, że pójście nim dalej to strata czasu. Pójdzie nim z Petią. Zamknął drzwi, zakręcając lekko tylko śrubę i szybko poszedł z powrotem do swojego mieszkania.

 

- Otwarłem, wszystko jest tak jak myślałem. Petia idziemy.

 

W międzyczasie Elena i Kaltrina przygotowały Petii mały plecak z zapasem jedzenia i termosem z herbatą a Fidan zabrał dodatkowo turystyczny karimat, składane krzesło i dużą folię. Wyposażyli Petię w telefon i umówili się, że jeśli rzeczywiście uda im się wejść do strefy, to Petia będzie w tunelu do wieczora. Wieczorem Fidan po nią pójdzie. Właściwie to nie wiedzieli czy Petia wejdzie do strefy czy nie, bo nie było sposobu żeby to jakoś sprawdzić. Nie wiedzieli również czy w podziemnym tunelu strefa również działa. Fidan umówił się z Petią, że będzie z nią kilka godzin a potem zostawi ją samą. Gdyby coś ją niepokoiło to ma dzwonić. Petia ledwie umiała chodzić. Fidan nie chciał podjeżdżać samochodem pod ten dom, bo obawiał się, że zwróci to czyjąś uwagę. W końcu Petia wsparta na jego ramieniu, powoli poszła na piechotę. Rozejrzał się nerwowo i weszli do budynku. Od razu poszli do piwnicy i zaprowadził Petię pod stalowe drzwi.

 

- To tutaj, poczekaj otworzę je.

 

Fidan otworzył drzwi i lekko zamknął je za sobą. Włączył latarkę i pomógł Petii zejść ze schodów. Następnie powoli poszli tunelem w stronę strefy. Po około 30 minutach Petia nagle się zatrzymała. Ślepy koniec tunelu był już blisko. W świetle latarki widać już było jego końcową ścianę.

 

- Fidan czekaj.

- Co się dzieje?

- Jesteśmy w strefie.

- Skąd wiesz?

- Czuję to.

- Co czujesz.

- Trudno mi to opisać. Przestało mnie mdlić. Jestem pewna.

 

Fidan wybrał najlepsze, najsuchsze miejsce, rozłożył karimat i małe składane krzesło i pomógł Petii przygotować legowisko w tunelu. Petia się położyła. Posiedział z nią jeszcze z godzinę. W końcu powiedziała:

 

- Idź już, przecież nie będziesz tu ze mną siedział cały czas.

Dam sobie radę.

 

Fidan zostawił ją i wrócił do mieszkania.

 

- I co?

- Wszystko się udało, Petia jest w strefie.

- Na pewno?

- Tak na 100%, już się lepiej czuje.

 

Elena się rozpłakała:

 

- Nie wiem jak mam wam dziękować.

- Nie musisz dziękować. Jutro po południu musimy wracać.

Nie wszystko mówiliśmy rodzicom. Ty tutaj zostaniesz.

Wieczorem wyciągniemy Petię z tunelu, w nocy nie może tam

być sama. Nakarmimy ją a potem zaprowadzimy ją rano

z powrotem. Pójdziesz ze mną, żebyś wiedziała gdzie jest i jak

jej pomóc w razie czego a potem zostawimy cię tutaj. Elena,

to bardzo ważne. Jak Petia będzie w korytarzu to musisz cały

czas pilnować pogody. Jeśliby zbierało się na deszcz to

dzwoń do niej, niech stamtąd wyłazi. Jakby nie odbierała to

idź po nią. Jak będzie lało a nie zdąży stamtąd wyjść to może

się utopić. Przyjedziemy do was pojutrze. Bez potrzeby nie

wychodź z mieszkania i w nocy nie zapalaj światła.

- Ok, będę na was czekać.

 

Wieczorem Fidan poszedł po Petię. Trochę zmarzła, ale ogólnie czuła się lepiej niż przez cały okres ostatnich kilku tygodni. Już sama, bez pomocy potrafiła szybko wyjść

z tunelu i przejść kilkaset metrów ulicą. Elena radośnie się  z nią przywitała:

 

- Jak się czujesz? Nie bałaś się sama?

- Jakoś niespecjalnie. Czuje się rewelacyjnie. Moc strefy

działa. Idę do łazienki.

 

Elena znowu się rozpłakała. Była bardzo zmęczona. Bardzo przeżywała wydarzenia ostatnich dni. Z sytuacji beznadziejnej, udało im się w jakiś cudowny sposób odzyskać jeszcze nadzieję na to, że Petia wyzdrowieje. 

Nazajutrz Elena z Fidanem zaprowadzili Petię z powrotem do tunelu. Elena koniecznie chciała iść do końca razem z Petią, zobaczyć jak jest w strefie. Następnie zostawili Petię i oboje wrócili do mieszkania. Elena została w domu a Fidan z Kaltriną wrócili do siebie do nowego osiedla. Był ciepły letni dzień, jednak wieczorem pogoda nagle zaczęła się zmieniać. Nad miasteczkiem pojawiła się nie wiadomo skąd, ciemna chmura. Fidan zauważył to z osiedla. Do miasteczka było tylko 30 km. Zaczął dzwonić do Petii jednak telefon nie miał zasięgu. Już wcześniej były z tym kłopoty, widocznie tunel osłabiał sygnał. Zaczął dzwonić do Eleny. Niestety ona też nie odbierała. Była tak zmęczona, że bardzo mocno zasnęła. Fidan się przestraszył. Pobiegł do Kaltriny.

 

- Kaltrina wracam z powrotem!

- Co się dzieje?

- Wyjdź i zobacz.

- Kaltrina wyszła na zewnątrz i zobaczyła czarne niebo nad

 miasteczkiem.

- Ja pierniczę, dzwoń do nich.

- Dzwonie, żadna nie odbiera.

- Co takiego?

- Jadę, jadę z powrotem!

- Jedź, a ja będę dzwonić cały czas.

 

Wsiadł w pikapa i szybko pojechał w stronę strefy. Elenę obudził dopiero silny hałas grzmotu gwałtownej burzy. Wyjrzała przez szybę i zobaczyła ścianę wody, wyjątkowo ulewnego deszczu.

 

- Petia, Petia... moje dziecko!

 

Wybiegła z domu nawet się nie ubierając, wprost w ulewę.

 

.............................

 

Dotyk Amani, Tajemnica Pluszowego Misia, Spisek Duchów       .........   www. Ebookowo.pl

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobra proza, lecz wyzwaniem jest długość tekstu: przeczytanie jednej części zabiera sporo czasu, cóż dopiero wszystkich, a jest ich dwadzieścia jeden! Któż obecnie w życiu naszpikowanym mnogością rozmaitych informacji może spokojnie przeczytać każdy odcinek do końca, nie będąc odrywanym przez nieustanne sygnały z zewnątrz? Czasy długiej prozy chyba już minęły...

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...