Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

V DAY, May 8

Dzień Zwycięstwa

REQUIEM

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

St. George Ribbon

 

A moment of silence in memory and honor of the Glorious Dead Minutą ciszy ku czci i pamięci Chwalebnie Poległych

 

 

The Eternal Flame. Music by Rafail Khozak, lyrics by  Yevgeny Agranovsky. Wieczny Ogień. Muzyka przez Rafaiła Chozaka, wiersz przez Eugeniusza Agranowskiego

 

POLSKA KRAJOWA

 

THE ETERNAL FLAME
From the heros of times that passed
There often left no names.
They who had then accepted the battle,
They became either grass or terrain.
But the fiery valour of theirs
Settled down at hearts of the rest.
That Eternal Flame, inherited by us,
We keep it at our hearts.

 

POLSKA LUDOWA

 

OGIEŃ WIECZNY
Od bohaterów byłych czasów
Nie zostaje czasami imion.
Ci, którzy wziąli udział w  śmiertelnej walce,
Stali się tylko ziemią i trawą.
Jednak ich groźna odwaga zagościła w sercach żyjących.
Ten wieczny ogień, przekazany tylko nam,
Nosimy w naszych duszach.

 

POLSKA CZERWONA

 

WIEĆNYJ OGOŃ

Ot gierojew  byłych wriemion
Nie ostaloś poroj imion.
Cie, kto priniali smiertnyj boj,
Stali prosto ziemloj i trawoj.
Tolko groznaja doblesc ich
Posielilaś w sercach żywych.
Etot wiećnyj ogoń, nam zawieszczanyj odnim,
My w grudi chranim.
<1970>

 

 Ballad about a soldier  

 Ballada o żołnierzu

 

 

By Naum Grebnyov
THE CRANES
`I seem sometimes that soldiers killed in action,
Returned not from the former bloody battles,
Lie not deep in the wet and cold ground,
But turned out to be the snow-white cranes`.

 

 

Przez Nauma Griebniowa
ŻURAWIE
Czasami wydaje mi się, że żołnierze,
Które nie wrócili z krwawego pola bitwy,
Nie polegli w naszę ziemię,
Ale zamienili się w białe żurawie ...

 

 

Naum Griebniow

ŻURAWLI
Mnie każeca poroju, szto  sołdaty,
S krowawych nie priszedszije polej,
Nie w ziemlu naszu polegli kogda-to
A priewratilis w biełych żurawlej…
<1968>

The graphic cycle of "Forever Alive" [Etching Series `Amzinai Gyvi`] by a Lithuanian artist Stasys Krasauskas develops the plot of a mosaic  by an unknown German author on the facade of the Borchersdorf church in Zelenopolye (Kaliningrad region). The mosaic was dedicated to the victims of the WW1.

 

 

Cykl graficzny "Wiecznie żywе" [`Amzinai Gyvi`] litewskiego artysty Stasysa Krasauskasa rozwija wątek mozaiki nieznanego niemieckiego autora na fasadzie kościoła Borchersdorf w Zelenopole (obwód Kaliningradzki). Mozaika została poświęcona ofiarom I wojny światowej.

The Oriole sung by a great Russian actor Vyacheslav Tikhonov. Piosenka "Wilga" śpiewana przez wybitniego rosyjskiego aktora Wiaczesława Tichonowa

 

By Nikolai Zabolotsky
THE ORIOLE
In this birch grove of quietness
Faraway from disasters and plights,
Where at dawn there oscillates
The unwinking and rosy light,
Where as if a clear avalanche
Leaves pour down from branches on high,
Sing me, oriole, song of a hermit`s chance,
Song about my life.

 

Having flown o`er a clearing,
Having viewed people from high above
You chose the inconspicuous,
Homely down-to-earth wooden pipe,
So that at cool daybreak once,
After visiting my human home
You might chastely, at a matin's hour
Celebrate my new morn.

 

But in life we are soldiers,
And by now at their breaking mind`s point
There`ve shuddered the nuclei
Wiping off homes with the ruthlees white whirl.
As the windmills of craziness
Wars are flapping their wings all around.
Where`s the oriole, my forest hermitess?
Why d`you grow silent, beloved?

 

Being encircled with flashing of blasts,
O`er the river where the rushes show black,
You fly over the mountains
You fly over the ruins of death.
Silent pilgrim of quietness,
You accompany me in the war,
And the smoke of the mortal catastrophes
Drift above your head forth.

 

Past the great rivers far away,
When the Sun rises, in the morn`s haze,
With my eye-lids scorched heavily,
I`ll fall killed hiding face in a trench.
Having croaked as a crazy crow
Machine gun will choke all of a shake.
And that time at my heart of a warrior
Your voice will sing again.

 

O`er the grove of a hermit`s chance,
O`er the quiet birch grove of mine,
Where as if a rose avalanche
Leaves pour down from branches on high,
Where the oriole flickering,
Raindrops freshen a flower divine,
There breaks solemn day of our victory,
Day that will never die.
<1946>

(Trans. by Andrew Alexandre)

Nikolai Zabolotsky
Nikołaj Zabołocki 
IWOŁGA
WILGA
W etoj roszcze bierozowoj,
W tym brzozowym gaju
Wdalekie ot stradanij i bied,
Z dala od cierpienia i nieszczęścia
Gdie kolebleca rozowyj
Gdzie waha się różowе,
Niemigajuszczij utriennij swiet
Nie mrugające światło poranka
Gdie prozraćnoj ławinoju
Gdzie przezroczystej lawinej
Lijucsia liscja s wysokich wietwiej,-
Liście ulewają się z wysokich gałęzi, -
Spoj mnie, iwołga, pieśniu pustynnuju,
Zaśpiewaj mi, wilgo, piosenkę pustynnę,
Piesniu żizni mojej.
Piosenkę mojego życia.

 

Prolecewszy nad polanoju
Przelecąwszy ponad polaną
I ludiej uwidaw s wysoty,
I widząwszy ludzi z góry,
Izbrała dieriewiannuju
Wybrałаś drewnianą
Nieprimietnuju dudoćku ty, 
Niepozorna małą fujarkę, 

Sztoby w utrienniej swieżiesci
Żeby w porannej świeżeści,
Posietiw ćełowiećije żilijo,
Odwiedziwszy ludzkie mieszkanie,
Cełomudrienno biednoj zautrienniej
Nieskazitelnе biednej jutrzniej
Wstrietić utro mojo.
Spotkać moje rano.

 

No wied' w żizni sołdaty my
Ale w życiu jesteśmy żołnierzami,
I uże na priedielach uma
I już powyżej możliwości umysłu
Sodrogajucsia atomy, 
Wzdrygają się atomy, 
Biełym wichriem wzmietaja doma.
Białym wichrzem wzbijając doma.
Kak biezumnyje melnicy,
Jak szalony młyny,
Maszuc wojny kryłami wokrug.
Machają wojny skrzydłami wokół.
Gdie ż ty, iwołga, lesa otszelnica,
Gdzie jesteś, iwołgo, pustelniczko lasu,
Szto ty smołkła, moj drug?
Co ty umilkła, moj przyjaciele?

 

Okrużonnaja wzrywami,
Otoczona wybuchami,
Na riekoj, gdie cierniejec kamysz,
Nad rzeką, gdzie czerniejąc trzciny,
Ty lecisz nad obrywami
Lecisz nad urwiskami.
Nad ruinami smierci lecisz.
Nad ruinami zguby lecisz.
Mołcialiwaja strannica
Milcząca wagabunda
Ty mienia prowożajesz na boj,
Odprowadzasz mnie na walce,
I smiertelnoje obłako cianieca
I śmiertelna chmura sięga
Nad twojej gołowoj.

Nad nad twoją głową.

 

Za wielikimi riekami
Za wielkimi rzekami

Wstaniec sołnce, i w utrienniej mgle
Wstanie słońce, i w porannej mgle

S opalonnymi wiekami
Z nadpalonymi powiekami
Pripadu ja ubityj k ziemle.
Padnę, zabity, na ziemię.
Kriknuw bieszennym woronom,
Krzyknąwszy szalonym wronem,
Wies droża zamołcic pulemioc.
Сały drżąc zamilknie karabin [maszynowy].
I togda w mojom serce razorwannom
A wtedy w moim sercu rozerwanym
Gołos twój zapojoc.

Twój głos będzie śpiewał.

 

I nad roszczej bieriozowoj,
I nad gajem brzozowym,
Nad bieriozowoj roszczej mojej,
Nad mojim gajem brzozowym,
Gdie ławinoju rozowoj
Gdzie różowej lawinej
Lijucsia liscja s wysokich wietwiej,
Liście ulewają się z wysokich gałęzi,
Gdie pod kaplej bożestwiennoj

Gdzie pod kroplej niebiańskiej

Chołodiejec kusociek cwietka, -
Сhłodniejе się kawałek kwiatka, -
Wstaniec itro pobiedy torżestwiennoj
Wstanie rano triumfalnego zwycięstwa
Na wieka.
Na wieki.
<1946>

Old Russian March `TRIUMPH OF VICTORS` (Russischer Marsch `SIEGER-TRIUMPH`) (Anonymus/Arr. by Oskar Bihler). Brass Band `AcademBrass` (Artistic Leader and Conductor Dmitri Slatvinsky), Music School, Novosibirsk, Siberia. November, 2016

 

 

Marsz staroruski `Triumph zwycięzców` (Russischer Marsch` SIEGER-TRIUMPH`) (Anonymus/ Arr. przez Oskara Bihlera). Orkiestra Dęta `AcademBrass` (lider artystyczny i dyrygent Dmitri Słatwinski), Szkoła Muzyczna, Nowosybirsk, Syberia. Listopad 2016. 

 

 

 

Edytowane przez Andrew Alexandre Owie (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

The climax of the Ballad about a soldier starts from 3:14. Excellent sound of choir. 

As to the Oriole, its culmination starts from  the strophie begining with "Past the great rivers faraway...

Punkt kulminacyjny "Ballady o żołnierzu" zaczyna się od 3:14. Doskonałe brzmienie chóru.

Jeśli chodzi o "Wilga", jej kulminacja zaczyna się od strofii rozpoczynającej się od „Za wielkimi rzekami ...”

 

The Ballad about a soldier is also a ceremonial military march.

 

 

 "Ballada o żołnierzu" to także uroczysty marsz wojskowy. 

 

Edytowane przez Andrew Alexandre Owie (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

MARCHES vs. SONGS
Paradoxically, but not rarely the most stupid military songs turn out to beсome the masterpieces whenever they are arranged as the marches.

 

MARSZHY czy PIOSENKI? 
Paradoksalnie, choć nierzadko, najgłupsze piosenki wojskowe okazują się arcydziełami, kiedy są aranżowane jak marszi.

 

Pom-pom-pom-pum!

 

The Imperial march of the Eastern Roman Empire, as I am used to jokingly define Russia, TERRA MINORE was composed by Alexandra Pakhmutova, a tiny Russian old lady, and dedicated to the Omnipotent Caesar. I mean Leo Brezhnev who was Polish by his nationality and lengua materna.

Cesarski marsz Wschodniego Imperium Rzymskiego, jak zwykłem żartobliwie lubię określać Rosję, TERRA MINORE, został skomponowan przez Aleksandrę Pachmutową, maleńką rosyjską staruszkę, i był poświęcony Wszechmogącemu Cezarowi. Mam na myśli Leo Breżniewa, który był Polakiem ze względu na swoją narodowość i język ojczysty.

 

That lunatic Gorbie  deprived him of the Order of Victory, the superior military decoration of the nation, posthumously! The song, the really bad one as lyrics, was transformed into a brilliant bravura march!

Ten wariat Gorbie pozbawił go pośmiertnie Orderu Zwycięstwa, najwyższego militarnego odznaczenia! Jednak  piosenka, naprawdę zła jako tekst, została przekształcona w genialny marsz brawurowy!

 

Such was a siver lining of that shameful event which resulted in a reduction of the unique   Commanders of the Order from 17 to 16.

Nie ma tego złego, - haniebnego wydarzenia, które spowodowało zmniejszenie liczby wyjątkowych odznaczonych orderem z 17 do 16, - co by na dobre nie wyszło.

 

The march got back in the game in 1992, when it was ordered to aсcompany the Red Square parade of the coastal rocket systems of "SSC-6 "Sennight" (NATO Code) (beregovoy raketny kompleks "BAL").

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Marsz powrócił do gry w 1992 roku, kiedy wysłano go na defiladę na Plac Czerwony. Jego muzyka akompaniowała nadbrzeżnym systemam rakietowym "SSC-6 "Sennight" (kod NATO) (system pocisków przybrzeżnych "BAL"). 

 

Oh, yeah, babies, the parade music ain't casual, and it may say much to the knowing persons, diplomats, military attachés, etc. The parade music sometimes contains messages able to prevent the wars. Music is a kind of "weaponry" too.

To znaczy, moje drogie aniołki, muzyka paradowa nie jest przypadkowa i może wiele powiedzieć osobom wiedzącym, dyplomatom, attaché wojskowym itp. Muzyka paradowa czasami zawiera przesłania, które mogą zapobiec wojnom. Muzyka też jest rodzajem  "broni". 

 

Edytowane przez Andrew Alexandre Owie (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

JUKEBOX vs. NUKEBOX

 

MUSICAL SUPPLEMENT

DOPIEŁNIENIE MUZYCZNE
Music at war ain't always the war music Muzyka na wojnie nie zawsze jest muzyką wojenną

 

-Oh, those amateurs` nights! The airforce crews should have had rest instead!

-Och, te amatorskie wykonania! Zamiast ich załogi Sił Powietrznych powinny odpocząć!
-"WHO said we should give up singing if we are at war?
-The battles after, hearts of soldiers need it twofold more!" Start'er up!

-"KTO powiedział, że powinniśmy przestać śpiewać, jeśli jesteśmy na wojnie?

-Po walkach serca żołnierzy potrzebują tego dwa razy bardziej!" Lecimy!

 

Then follows a Russian romance song "Those evening Bells" from Thomas Moore`s poem (Translated by Ivan Kozlov). Music by Alexandre Alabyev, 1828.
Następnie następuje rosyjska piosenka-romans "Wieczorny dzwon" z wiersza Thomasa Moore'a (przetłumaczone przez Iwana Kozlowa). Muzyka Alexandra Alabijewa, 1828.

 

 

In 1974 Serge Gainsbourg performed on Europe 1 a Russian wartime song
"Vieille Vals (Dans le bois voisin du front)" ("Old waltz (In a front-line area's forest)") written in 1942 by Mikhail Isakovsky and in 1943 set to music by Matvei Blanter. He sang it in Russian!

W 1974 roku Serge Gainsbourg wykonał dla Europe 1 rosyjską piosenkę wojenną "Vieille Vals (Dans le bois voisin du front)" ("Stary walc (W lesie na linii frontu)") napisany w 1942 roku przez Michała Isakowskiego, z muzyką Matwieja Błantiera od 1943 roku. Zaśpiewał go po rosyjsku!

 

 

His niece rendered a Cyrillic text of the song into Latin, and Serge learned it. His family escaped to France from Russia, from Theоdosia city in Crimea, after the Revolution in 1918.
Jego siostrzenica przełożyła cyryliczny tekst piosenki na łacinę, i ten text Serge się nauczył. Jego rodzina uciekła do Francji z Rosji, z miasta Feodosia na Krymie, po Rewolucji 1918 roku.

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

From birch-trees easy, weightlessly
Z brzóz łatwo, nieważko
There falls a yellow leaf.
Spada żółty liść!
An old good waltz, the `Autumn Dream`,
Stary dobry walc, "Jesienny sen",
There plays an accordionist.
Gra akordeonista.
The basses sigh as if they gripe,
Basy wzdychają, jakby narzekały,
And quite obliviously
I jak w półwiedzy,
There sit and listen, preoccupied,
Siedzą i słuchają go, zaabsorbowani,
My fellow-soldiers dear!
Moi drodzy towarzysze!


To that sweet waltz in springtime we
Przy słodkich dźwiękach tego  walca
Danced not once at the balls.
Na wiosnę nie  jeden raz tańczyliśmy na balach.

To that sweet waltz
Przy dźwiękach tego walca
By girls being charmed
Oczarowanie dziewczynami,
Declared we our love.
Zadeklarowaliśmy swoją miłością.

To that sweet waltz
Przy dźwiękach tego walca
We longed and pined
Byliśmy tęskni i smutni,
When we were given go-by.
Kiedy nas odrzucili.

 

 

And now we heard it once again
A teraz znowu go usłyszeliśmy
In that far front-line grove,
W tym dalekim gaju na linii frontu,
And everyone who listened dreamt
A każdy, kto słuchał, marzył
About their own.
O ich własnym.
And everyone recalled their love,
I wszyscy przypomnieli sobie swoją miłość,
That springtime day and all.
Dni  swoją wiosną i w ogóle.
And everyone still realized
I wszyscy nadal zdawali sobie sprawę
Path back lay through the war.
Że droga do domu leży przez wojnę.

 

Katyusha in the beautiful German language. Katiusza w pięknym języku niemieckim.

 

By the way, Matvei Blanter and Mikhail Isakovsky were the authors of the world famous `Katyusha`too. Nawiasem mówiąc, Matiusz Błantier i Michał Isakowski również byli autorami słynnej na całym świecie piosenki "Katijusza".

 

Personally, I had not liked this song before I heard one of its German covers and arrangements. Osobiście nie podobała mi się ta piosenka, zanim usłyszałem jedną z jej niemieckich kawerów i aranżacji.

 

The authors and performers managed to show the beauty of the Russian song to the full extent, quite properly. The German lyrics are congenial too. Well done! Three times `Hoch!` Twórcom i wykonawcom udało się w pełni oddać piękno rosyjskiej piosenki, całkiem poprawnie. Niemiecki tekst też są sympatyczne. Dobra robota! Trzy razy "Hoch!"

 

 

Edytowane przez Andrew Alexandre Owie (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Street art: A few years ago, residents of Moscow's Bogorodskoye district decorated one of the local buildings with a graffiti portrait of Konstantin Rokossovsky.

Sztuka uliczna: kilka lat temu mieszkańcy moskiewskiej dzielnicy Bogorodskoje udekorowali jeden z lokalnych budynków portretem graffiti Konstantego Rokosowskiego.

 

Graffiti on the walls of the apartment buildings are forbidden by the Russian legislation, and some citizens insisted on removing that portrait on that ground, but the majority of the residents  defended it before the Court, and there was made an exception for the popular war vet and marshal. The Russian consider Rokossovsky the most gifted, educated and humane Army head of Russia.
Graffiti na ścianach kamienic są zabronione przez rosyjskie ustawodawstwo, a niektórzy obywatele nalegali na usunięcie tego portretu ze ściany domu w dzielnicy,  ale większość mieszkańców broniła go przed sądem, i sąd zrobił wyjątek dla popularnego weterana wojennego i marszała. Rosjanie  uważają Rokosowskiego za najbardziej utalentowanego, wykształconego i ludzkiego, humanistycznego wodza wojennego Rosji.

 

 

Edytowane przez Andrew Alexandre Owie (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Berenika97 Świetne ! 
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Dziewczyny są teraz gorsze od chłopców, szczególnie tych femboyów.
    • @Waldemar_Talar_Talar miłość składa się często z odmiennych kwantów i o to są liczne spory miedzygatunkowe, ja ostatnio odkrywam krzemowe życie, z krzemem jako nośnikiem spokoju.
    • „Siedemdziesiąt dziewięć… Jak to możliwe? Przecież było osiemdziesiąt”. Zaniepokojony Wiórek przeliczył swoją rezerwę orzechów jeszcze dwa razy. – Siedemdziesiąt dziewięć. Dobrze policzyłem. Jeden zginął albo ktoś go ukradł – mruknął pod nosem. Ostrożnie zamknął drzwi do komórki, w której ledwo mieścił się zapas orzechów, i zaczął przeszukiwać wszystkie kąty domu. – Nie ma… – stwierdził z narastającym niepokojem. W pośpiechu założył wełniany szalik i wyszedł na zewnątrz. Był początek grudnia – zbiory na zimowe zapasy dawno się skończyły. Wiewiórki przesiadywały w swoich domach, rzadko wychylając nosy na wietrzną pogodę. Wiórek chwycił się cienkiej gałązki, żeby nie poślizgnąć się na grubej, mokrej konarze, na którym stanął, i uważnie spojrzał w dół. – Jest! – zawołał. Pod dębem leżał jego orzech. – Ciekawe, kiedy mi wypadł… – zamruczał, ostrożnie schodząc z drzewa. Nagle zatrzymał się w pół kroku. – O, popatrz, jaki ładny orzech włoski. Idealny na choinkę! – powiedział chłopiec stojący przy drzewie. – Tak, kochanie, masz sokole oko – przytaknęła mama. Chłopiec podniósł orzech i schował go do kieszeni. – O nie! – zaniepokoił się Wiórek, patrząc, jak ludzie oddalają się z jego osiemdziesiątym orzechem. – Co się stało, Wiórku? Wyglądasz na zestresowanego – odezwał się Rutek, sąsiad, który przysiadł obok. – Ukradli mi orzech. Nie mam teraz czasu na rozmowy. Muszę go odzyskać – wyjaśnił Wiórek, zsuwając się pazurkami na ziemię. – To tylko jeden orzech! Przecież masz ich pełno… – krzyknął za nim Rutek. Wiórek jednak już go nie słyszał. Ruszył w pościg. Na szczęście dom ludzi znajdował się blisko lasu. Gdy chłopiec wraz z mamą zniknęli za zamkniętymi drzwiami, Wiórek wdrapał się na parapet jednego z okien. W salonie przy dużym stole siedziały dzieci, wyraźnie uradowane przybyciem chłopca. Ten pokazał im orzecha i coś tłumaczył, lecz wiewiórka nie słyszała ani słowa. Po chwili mama postawiła na stole wielkie pudło pełne najróżniejszych przedmiotów. Dzieci zaczęły rozkładać sznurki, farby, nożyczki, żołędzie, kasztany i inne orzechy. Na widok tych ostatnich Wiórkowi zaświeciły się oczy. „Ooo… jakie ładne. Orzechów nigdy za wiele. Może i te uda mi się zabrać” – pomyślał, pocierając zmarznięte łapki. Zeskoczył z parapetu i przyczaił się przy drzwiach. Gdy tylko się otworzyły, wślizgnął się do środka. Uderzyło go przyjemne ciepło i zapach świeżo pieczonych bułeczek. Mama właśnie stawiała je na stole. Dzieci chwyciły po jednej, robiąc przerwę w pracy. Wiórek przyjrzał się uważniej temu, co tworzyły. Zdumiony zauważył, że jego orzech zmienił się nie do poznania. Pomalowany, z uśmiechem, oczkami i patyczkami, wyglądał jak mała laleczka. Przy głowie przywiązano sznureczek, by można było zawiesić go na choince. Radosna atmosfera robienia świątecznych ozdób ścisnęła Wiórka za serce. Sam nie rozumiał dlaczego. – Zaraz przyjdą po was rodzice. Dokończymy jutro. Ubierajcie się – powiedziała pani domu do dwóch chłopców i dziewczynki. Kiedy wyszli z opiekunami, w salonie został Staś i jego młodsza siostra. – Stasiu, pozbierajcie wszystko do pudełka. Pomożecie mi przy kolacji – poprosiła mama. – Popatrz, mamuś, jaki piękny pajacyk! Będzie śliczny na choince! – zawołała dziewczynka, unosząc ozdobę. – To mój pajacyk! Ja znalazłem orzecha i pomagałem go robić! – zaprotestował Staś. – Przestańcie. Pajacyk jest wasz wspólny. Odkładamy wszystko na jutro i sprzątamy stół – ucięła mama, zabierając ozdobę. – Wasz ludzik poczeka tutaj. Za tydzień zawiśnie na choince. Zawiesiła pajacyka na uchwycie przy drzwiczkach kominka. Po kolacji, gdy domownicy opuścili salon, Wiórek z ulgą wyszedł z dusznej kryjówki. Orzeszek uśmiechał się w świetle nocnej lampki. Zanim jednak po niego podszedł, pobiegł pod stół i posilił się kilkoma okruchami – po długim czekaniu był bardzo głodny. – Mam cię – szepnął. Ostrożnie zdjął ludzika z kominka, a potem zajrzał jeszcze do pudełka, by zabrać dodatkowego orzeszka. Zadowolony, z pajacykiem i orzechem pod pachą, schował się pod schodami, by doczekać rana. – Śpij dobrze, Lutku. Rano musimy się stąd wydostać – powiedział, kładąc się wygodnie obok swojego nowego i, prawdę mówiąc, jedynego przyjaciela.   – Mamo, Staś schował mojego pajacyka! – Po pierwsze, to nie twój, a po drugie – nigdzie go nie schowałem. Wiórek przetarł zaspane oczy. Kłótnia dzieci wyrwała go z głębokiego snu. – Dzień dobry – szepnął z uśmiechem do Lutka, spoglądając ukradkiem w stronę salonu. Przed kominkiem stała Zosia, z policzkami mokrymi od łez. – Co się stało? Jeśli żadne z was nie wzięło pajacyka, może bawił się nim kot? – mama uklękła przy córce i otuliła ją ramieniem. – Kot! Słyszałeś, Lutku? Musimy się szybko ewakuować, bo inaczej marny mnie tu los czeka… – wyszeptał Wiórek zaniepokojony. – Mruczek siedzi na zewnątrz, na parapecie – dziewczynka wskazała drobnym palcem okno. – Może był tu wcześniej. Rano kilka razy wychodziłam na podwórko. Zbierajmy się, pojedziemy odwiedzić tatę – odpowiedziała mama łagodnym głosem. – A ja właśnie chciałam mu pokazać pajacyka… – Przecież tata śpi, więc go nie zobaczy – wtrącił się Staś. – Ale słyszy… Mogłabym mu opowiedzieć, jak wygląda – broniła się Zosia. – Skoro śpi, jak miałby słyszeć?! – krzyknął Staś drżącym głosem. – Lekarze tak mówią, żeby nas pocieszyć. Tata śpi głęboko i… może już się nie obudzi… Chłopiec pobiegł na górę, zatrzaskując za sobą drzwi. – Czy to prawda, co on mówi? – Zosia znów się rozpłakała. – Lekarze mówią, że tato niedługo się obudzi, a oni nie kłamią. Bądźmy dobrej myśli. Staś bardzo tęskni, dlatego mówi tak w żalu i złości – mama przytuliła córkę, po czym poszła uspokoić syna. Wiórek słuchał z mocno bijącym sercem. Ogarnął go niepokój – inny niż ten związany z kotem. Przypomniało mu się dzieciństwo. Nie pamiętał mamy. Tata opowiadał, że pewnej wiosny wpadła do rzeki. Odpłynęła tak daleko, że nie potrafiła odnaleźć drogi powrotnej. Zdążyła jeszcze uratować Wiórka, wyciągając go na brzeg, zanim porwał ją silny nurt. Do dziś Wiórek czytał jej listy, choć wiedział już, że pisał je tata. – Wyszli… – wyrwał go z zadumy dźwięk zamykanych drzwi. W jego stronę rozległo się ciche stąpanie puszystego czworonoga. Wiórek chwycił Lutka i orzech, próbując ukryć je głębiej pod schodami. Nagle na ogonie poczuł miękkie opuszki kociej łapy. – Aj! – zawołał, uderzając głową o belkę. W podskoku wyszarpnął swój rudy pióropusz spod pazurów Mruczka i zwinął się w kłębek. Przed jego pyszczkiem zabłysły jak dwa księżyce piękne, kocie oczy. – Psyt… Uciekaj! Jestem twoim kuzynem… tak jakby. A kuzynów się nie zjada! – wyszeptał, pstrykając kota w nos. Czarny pan domu, zamiast uciekać, ożywił się jeszcze bardziej i delikatnie klepnął Wiórka łapą po głowie. – Nie mam wyjścia… – mruknął Wiórek, rzucając orzech jak najdalej. Mruczek pobiegł za nim, a wiewiórka czmychnęła po schodach na górę, zatrzaskując za sobą pierwsze napotkane drzwi. Różowo-beżowe ściany, lalki i misie przyjemnie go zaskoczyły. – Pokój Zosi… – szepnął z uśmiechem, wciągając dziecięcy zapach unoszący się w powietrzu. Kot nie dawał za wygraną. Po chwili dobiegł na górę i skacząc, próbował dosięgnąć klamki. Okno w pokoju było lekko uchylone. Wiórek ucieszył się na ten widok. – Chodź, Lutku. Będziesz musiał wdrapać się ze mną – powiedział do przyjaciela, zupełnie zapominając o osiemdziesiątym orzechu. W drodze do okna zatrzymał go dźwięk otwieranych drzwi. Zwinnym skokiem wskoczył z Lutkiem do szafy. Mruczek bezszelestnie wśliznął się za nim, grzebiąc łapkami wśród ubrań. – Mruczek! Kici, kici! – rozległ się głos z korytarza. Kot obwąchał jeszcze raz tkaniny, jakby chciał zapamiętać to miejsce, po czym pobiegł za wołaniem domowników. Wiórek wygrzebał się ze stosu ubrań i z ulgą wciągnął głęboki oddech. Po chwili do pokoju wbiegła Zosia. Przytuliła się do największego misia, jak do twierdzy bezpieczeństwa. – Zosiu, zejdź proszę. Pomożesz mi ze Stasiem przygotować obiad? Zrobimy naleśniki. Co ty na to? – zapytała mama. Z kuchni dobiegał zapach cynamonu i wanilii. – Staś miał rację… Tata nas nie słyszy… – wyszeptała dziewczynka. – Słyszy, tylko nie ma jeszcze siły dać nam znaku – odpowiedziała mama, gładząc ją po włosach. – Nasze słowa dodają mu sił. Wkrótce przemówi. – Na pewno? – Na pewno, Zosiu. – A znalazłaś mojego pajacyka? Bardzo chciałabym zabrać go następnym razem do szpitala… – Jeszcze nie. Poszukajcie go ze Stasiem, a ja zacznę obiad. Zabrała Zosię w ramiona i zeszła z nią na dół. – Dobrze, że zamknęły drzwi, Lutku. Kocurek nie będzie nas stresował. Trochę smutna ta historia z dziećmi i ich tatą… ale to nie nasza sprawa, prawda? – wyszeptał Wiórek, szukając potwierdzenia u przyjaciela. – Nie do końca, kochany Wiórku – odezwał się nagle tajemniczy głos. – Ach! Kto to?! – zawołał, rozglądając się w miękkich smugach światła. – Jestem przed tobą. Wiórek przetarł oczy z niedowierzaniem. Na przemalowanym orzechu ożyły oczka, a na jego twarzy pojawił się ciepły, serdeczny uśmiech. – Jak to możliwe? Przecież byłeś tylko orzechem… – wyszeptał onieśmielony Wiórek, z lękiem przyglądając się Lutkowi. – Nadal nim jestem. – Czy to dzięki temu wszystkiemu… – Wiewiórka z zakłopotaniem wskazała na dorysowaną buzię i doczepione patyczki. – Nie. To nie dlatego, że zrobiono ze mnie pajacyka. Ożywiło mnie twoje ciepło, Wiórku. Odkąd twój tato zachorował, przed nikim jeszcze tak nie otworzyłeś serca – wyjaśnił Lutek. – Skąd wiesz o moim tacie i o tym, że… – głos Wiórka zadrżał. – Drzewa widzą i pamiętają wszystko. Moje drzewo rośnie niedaleko twojego domu. Często zbierasz tam orzechy. Pamiętam, jak tato bawił się z tobą w naszych liściach i uczył cię skakać po gałęziach. Czasami, w naszym cieniu, czytał ci listy od mamy. Pamiętam też dzień, w którym zachorował – i jak z troską zbierałeś do późna w nocy orzechy, bo bałeś się, że zabraknie ich na zimę. Przez chwilę Wiórek myślał, że to sen. Poczuł się tak, jakby ktoś bez pytania o zgodę zaglądał w głąb jego serca. Bezradny jak małe dziecko, usiadł naprzeciwko Lutka. Wielkie łzy spływały po falbance różowej sukienki. Milczał, patrząc na pajacyka, jakby pragnął, by ten dokończył rozpoczętą operację otwartego serca. – Dlaczego mi o tym mówisz? Byłem wtedy bardzo samotny. Nikt mi nie pomagał – szepnęła w końcu wiewiórka po długiej chwili ciszy. – Nikt nie pomagał, bo nie chciałeś pomocy. Byłeś dumny. – Byłem już dorosły. Nie chciałem, żeby ktoś wtrącał się w nasze sprawy. – Duży czy mały – to bez znaczenia. Czasami wszyscy potrzebujemy wsparcia. – Do czego zmierzasz, Lutku? – Wtedy tato był z ciebie dumny. Radziłeś sobie wspaniale. Ale myślę, że dziś nie byłby szczęśliwy, patrząc na twoje życie… – Dlaczego? – Bo jesteś sam. – Nie ma w tym nic złego… – Może nie. Ale masz tyle okazji, by spędzać czas z przyjaciółmi. – Przy wspólnych wieczorach zapasy szybko się kończą… – Nie potrzebujesz już tylu orzechów co dawniej. Te czasy minęły, Wiórku. Musisz nauczyć się dzielić tym, co masz. Przyjaźnie tego potrzebują. Inni też dzielą się z tobą tym, co mają. – Oni na pewno mają więcej ode mnie. – Nie sądzę. Gromadząc bez końca orzechy, próbujesz wypełnić pustkę w sercu. Za każdym razem, gdy ta pustka boli, biegniesz po kolejnego orzecha. Na chwilę robi się lżej, a potem znów coś uwiera – tutaj, między żebrami, prawda? – pajacyk lekko szturchnął wiewiórkę patyczkową łapką w pierś. – Opowiadasz bzdury. Jestem po prostu zaradny. W moim domu nikogo nie potrzebuję. Wystarczą mi przelotne spotkania w lesie – oburzył się Wiórek. Krytykę znosił z trudem. – Rozumiem. Nie będę już nalegał… Zanim jednak wyjdziesz, proszę cię o jedno: zostaw mnie na łóżku Zosi – powiedział łagodnie Lutek. Wiórek poczuł smutek. Chciał powiedzieć, że Lutek należy do niego i że zabierze go do domu… lecz pajacyk nie był już tylko orzechem. Był Lutkiem. – Nie smuć się, Wiórku. Pomyśl o Zosi. Mam ważną misję. Pojadę z nią do szpitala, a ona będzie opowiadać o mnie swojemu tacie. – Dobrze, Lutku. Czy będę mógł cię odwiedzać? Może zawieszą cię na choince? – Na pewno. W końcu do tego jestem stworzony… pajacyk na choinkę – szepnął z uśmiechem. Wiórek przytulił go delikatnie. Ogarnęło go ciepło, dawno zapomniane – ciepło bliskich serc. Ostrożnie wyszedł z szafy, zerknął na drzwi i szybko podbiegł do łóżka. Wspiął się na poduszki i ułożył Lutka wygodnie między misiami. – Powodzenia. Przyjdę po świętach – wyszeptał. – Do zobaczenia, Wiórku. Wszystko się ułoży. Obiecaj mi tylko jedno… Wiórek zatrzymał się na parapecie. – Słucham. – Gdy następnym razem zapragniesz pobiec po kolejnego orzecha, zaproś do domu kogoś z lasu. Choć raz. – Zgoda – uśmiechnął się. Pomachał pajacykowi i zeskoczył na dach. Po powrocie do domu, chociaż wszystko było poukładane jak przed wyjściem, od razu zabrał się za porządki. Kiedy już wszystko poprzestawiał i poodkurzał, zajrzał do komórki. – Nigdy nie wiadomo… Od dłuższego czasu zapowiadają srogą zimę… – mruknął pod nosem i wyszedł na poszukiwanie dodatkowych orzechów. – Witaj, Wiórku, nie było cię cały dzień. Znalazłeś swojego skradzionego orzecha? – przy stosie mocno brązowych liści przywitał go Rutek. Wiórek otrzepał się z liści, lekko zakłopotany. – Znalazłem, lecz zostawiłem go dzieciom. – Słusznie postąpiłeś. Masz ich mnóstwo, a dzieci na pewno zrobią z nim coś dobrego. – A co ty właściwie robisz o tej porze? Jest ciemno – zapytał po chwili krępującego milczenia Rutek. – Wyszedłem na spacer… Jeśli masz ochotę, zapraszam do siebie na herbatę – zaproponował Wiórek, dotrzymując obietnicy danej Lutkowi. Rutek z entuzjazmem przyjął propozycję, zaskoczony zachowaniem Wiórka. Od dawna próbował go lepiej poznać, lecz było to wyjątkowo trudne przy skrytym i – jak chodziły plotki – skąpym charakterze wiewiórki. – Zapraszam cię na sobotni obiad, będą też inni sąsiedzi – zaproponował Rutek po herbacie, przed wyjściem do domu. – Bardzo dziękuję, ale… – Nie ma żadnego „ale”. I nic nie musisz przynosić – nalegał Rutek. – Sobota o trzynastej – powtórzył i wyszedł zadowolony, nie pozostawiając Wiórkowi czasu na odpowiedź. Wiórek po jego wyjściu przeliczył orzechy. Do herbaty przyniósł dwa. – Siedemdziesiąt siedem… – mruknął pod nosem, zatrzaskując drzwi od komórki. Spędził tak miły wieczór w towarzystwie Rutka, że tym razem mało przejął się liczbą pozostałych orzechów. Pomimo wielu wahań w sobotę włożył kilka orzechów do lnianej torebki i poszedł na zaproszony obiad. Zaskakując siebie samego oraz gości, po posiłku zaprosił wszystkich na świąteczny obiad do siebie. Od tej pory do drzwi jego domu coraz częściej pukali przyjaciele, a on coraz rzadziej wychodził jedynie na poszukiwanie nowych orzechów. Przed Nowym Rokiem z niecierpliwością pobiegł do domu, w którym został Lutek. Tym razem nie był sam. – Mija, przestań, bo nie dobiegniemy tam do zachodu słońca… – burknął, otrzepując się ze śniegu, którym obrzucała go po drodze nowa towarzyszka. – No dobrze… Daleko jeszcze? Zimno mi w łapki. – Za rogiem następnej ulicy… Na rzucanie śnieżkami jakoś nie jest ci zimno – odpowiedział Wiórek, trafiając Miję małą kulką śniegu. Kiedy dobiegli na miejsce, z mocnym biciem serca Wiórek wdrapał się na parapet. – Jest… Lutek! – krzyknął szczęśliwy na widok błyszczącego w blasku świec pajacyka. Lutek siedział wygodnie na kominku. Tuż obok bawiły się dzieci w towarzystwie siedzącego w fotelu mężczyzny. – Popatrz, tato, zbudowałam nowy pałac… – zza szyby dobiegł radosny głos dziewczynki. – Tato… – szepnął zaskoczony Wiórek, ocierając ukradkiem łzę wzruszenia. Mija w milczeniu ścisnęła jego dłoń, udając, że nie widzi łez. Wiórek tylko jej opowiedział o pajacyku. Z milczenia obojga wyrwał ich tajemniczy głos: – Gdybyś tylko wiedział, jak bardzo jestem szczęśliwy na wasz widok, Wiórku. Wiewiórki rozejrzały się wokół, po czym spojrzały na Lutka. Pajacyk z błyskiem w oku lekko się uśmiechał. - Lutku… a gdybyś ty wiedział… – zaczął Wiórek, lecz ciepły, znajomy głos nie pozwolił mu dokończyć. – Wiem wszystko, co widzę w twoich oczach, drogi Wiórku. – Czy chcesz, abyśmy cię stąd zabrali? Ich tato wrócił… – Przebudził się, kiedy Zosia o mnie opowiadała. Teraz traktują mnie tutaj jak króla – zażartował Lutek. – Poza tym widzę, że masz znacznie ciekawsze towarzystwo niż orzechowy pajacyk. Odwiedzajcie mnie, kiedy tylko macie ochotę. – Dobrze, przyjacielu. Dziękuję ci za wszystko – rzekł Wiórek, posyłając Lutkowi uśmiech wdzięczności za przebudzone serce. Odtąd już nigdy nie czuł się samotny. Na początku następnej zimy, zamiast codziennego przeliczania zapasów, wieczory spędzał na zabawie ze swoimi dziećmi i pakowaniu świątecznych prezentów.
    • @violetta o cukinio co takaś krzemowo niebieskawa , twa woda niesie życie
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...