córuś dajże Bóg niej byś dożyła dwóch pacierzów
tak rzekła matka która niezdarnie zezuwała chodaki i szła po klepisku niczem ten pański wyrobek
szybiny ino ino
z razu patrzeć jak wymłóci wiater oszklone fronty
powyrywa mech poutykany w szczelinach
a krowie łajno misternie upstrzone w poły dech wytarmoci pierutnie
zimno wziarło się we światy
szarpiąc olsze pokurczone gniąc świerki oropiałe płaczące żywicą
tam hen w topieli chmur lękliwym skrzekiem umyknęło ptactwo
kolebała bym ja cię
kolebała
kaj ten wietrzyk do cna świerujący
a ty ino dziecino zlękniona
nie zamykaj mi łocków modrących
piastowała ja bym cię córuchno
po społu
z tym chmurzyskiem i borem szumiawym
wymościła z pierzucha posłanko
byle byś mi do cna nie zamrzała
Przypadkiem, czyli jakimś tam zjawiskiem, ale też przypadkowo i nie wiadomo jednym czy / i drugim. Co do odmiany świata, to jedni bardziej, lub mniej, mu szkodzą, inni pomagają, każdy na swoją miarę. Pozdrawiam M.
dziś w ogrodzie raj
był tu kwiecień
bywał maj
zawitał czerwiec
piwonią zapach
kradł
lipcowi drzwi
otwiera na co
róża się dąsa
bo woli sierpień
- wrzesień też
się jej podoba
dziś w ogrodzie gaj
zapach zgubił
winien wiatr
dla mnie ten ogród
to kumpel - to
prawdziwy mych
marzeń kram