Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ballada o Bazyliszku i Dziewczynie


Rekomendowane odpowiedzi

I WILDA,

PORANEK PRZED SZPITALEM HCP

 1.

Oczom Joasi ponura Wilda się ukazała

Gdy niebo z mroku się rozjaśniało

Mgła welonem białym szpital otulała

I nikłe słońce zza wschodu wyjrzało

 

2.

Matka o zdrowie córki poważnie zmartwiona

Do szpitala w mroźny poranek ją odprowadziła

Ale Joasia rozbawiona

Łzy żadnej nie uroniła

 

3.

Nie była ona panienką posłuszną

Pod pełną jej piersią serce biło niespokojne

Lecz dziewczyną dobroduszną

Myśli wstrząsnęły bogobojne

 

4. JOASIA

Czemu serca nie dano mi miękkiego

Tylko takie, którego nic nie skruszy

Co wzbrania się dotyku ludzkiego

Czy ja jestem istotą bez duszy?

 

5. BAZYLISZEK

Masz Joasiu miękkie serce

Bardziej niż Ci się wydaje

Dlatego dzisiaj w Twoje ręce

Życie człowieka biednego oddaję

 

SZPITAL

 

1.

W szpitalu matka medyka jej przedstawiła

Dziewczyna dłoń jego drobną ujmując

Wstydliwie niby się zarumieniła

Cały plan misterny w duszy knując

 

2.

Wyrzuty sumienia usilnie wyciszając

Na szpitalne opadła poduszki

Już na nic się nie oglądając

Spojrzała przez okno na śniegu okruszki

 

3.

Wspięła się Joasia na najwyższą wieżyczkę

Wystawiając za okno bladą twarzyczkę

Z ulgą w samotności oddychała

I w końcu piosenkę piękną zaśpiewała

 

4.

Cichą obecność ludzką wyczuwając

Za rękę Floriana szybko chwyciła

I z medykiem się żegnając

Pocałunek na ustach jego złożyła

 

5.

Nie myśląc by go pokochać potrafiła

Joasia we mgłę białą uciekła

Zanim za mocno się rozczuliła

Prosto przed siebie pobiegła

 

KRĘTE ULICZKI DOLNEJ WILDY

 

1.

Śladu nadziei nie było, na tej twarzy ponurej

Gdy snuło się dziewczę po krętych uliczkach

Starej Wildy szaroburej

Łzy tocząc po zamarzniętych policzkach

 

2.

W całej swojej bezradności

Włóczyła się jak dusza potępiona

Płacząc nad niespełnieniem w samotności

Pełna złości, na matkę rozżalona

 

3.

Nie mogąc zatrzymać rozhulanej śnieżycy

Osłabiona Joasia bliska omdlenia

Weszła do ciemnej, wilgotnej piwnicy

Od zimna szukając bezpiecznego schronienia

 

4.

Wchodząc, dostrzegła ognia jasne płomienie

Ciepło tak mile dziewczynę zaskoczyło

Dostrzegła również przedziwne stworzenie

Które leżąc na słomie do niej przemówiło.

 

ROZMOWA JOASI I BAZYLISZKA

W PIWNICY NA WILDZIE

 

1. BAZYLISZEK

Dobry wieczór śliczna panienko

To tylko ja, Bazyliszek skromny

Zachwyciłem się Twoją piosenką

Równie co Ty byłem bezbronny

 

2.

Taka śliczna z Ciebie dziewczyna, a zapłakana

Wiem, że przyszłaś tu po pocieszenie

Nie bój się mnie Joasiu kochana

Tu dostaniesz dla swojej duszy wytchnienie

 

3.

Głos miała słodki jak miód

Odpowiadając na stwora pozdrowienie

Ale jej serce siarczysty ściskał lód

I ulotniło się ostatnich dni cierpienie...

 

4. JOASIA

Chociaż Ty, Bazyliszku mnie zrozumiałeś

Kiedy pomocy od innych zabrakło

Jak człowiek ze mną porozmawiałeś

Podczas gdy serce z uczuć wyblakło

 

5.

Tak, chciałam od ludzi uciec z daleka

I całe swoje życie nudne porzucić

Drażniła mnie już bliskich opieka

Ale nie chciałam się z nimi kłócić

 

6. BAZYLISZEK

Przez ludzką rozwiązłość pozostałaś nietknięta

I odparłaś atak na niewinność subtelnie

Jak Twoja patronka z Orleanu Święta

Czystości broniłaś tak dzielnie

 

7.

Słyszałem jak zdolna z Ciebie śpiewaczka

Szkoda, żebyś się w tym świecie marnowała

Męczy Cię na pewno ta ziemska tułaczka

Może na księżyc byś ze mną poleciała?

 

8. JOASIA

Matka usiłowała mnie do tego nakłonić

Pod medycyny szlachetną przykrywką

Musiałam swoją skromność uchronić

Nie chciałam zostać zwyczajną dziwką!

 

9.

Już chyba dosyć ten świat pożegnałam

Mogę się wybrać jako Twoja towarzyszka

I tak niczego tu nie zaznałam

To dobroć okażę dla Bazyliszka


 

V. PODRÓŻ NA KSIĘŻYC

 

1.

Jeszcze przy ogniu długo się ogrzewali

Zanim przeszła nad Wildą potężna śnieżyca

Napój gorący rozmawiając popijali

Straszny Bazyliszek i niewinna dziewica

 

2.

Bazyliszek podniósł się ze słomianej pościeli

Spoglądając na swoją przyjaciółkę z nadzieją

Dał jej znak, aby już w drogę polecieli

Przypatrując się jak jej policzki promienieją


 

3. BAZYLISZEK

"Czas umyka dłużej nie czekajmy

Po piwnicy się nie kręćmy

W daleką podróż wyruszajmy

Przez drogę mleczną lećmy

 

4.

Musisz teraz miotłę do usług nakłonić

Rozkazać, aby zaniosła Cię w galaktykę

Ona przestanie się wałkonić

Ty poznasz czarodziejską praktykę"

 

5.

Joasia przy piecu zmęczona usnęła

Gdy spokój na nią spłynął głęboki

Nagle dziewczyna się ocknęła

Na wieść o podróży w obłoki

 

6. JOASIA

Mam na miotle w zaświaty podróżować?

Chyba nie znajdę wyjścia innego

Miałam swojej czystości tylko bronić

A robię coś magicznego

 

7.

Ty co zawsze jesteś od sprzątania

Teraz pokonasz mil tysiące

Weź się kiju leniwy do latania

Mknij, gdzie gwiazdy świecą błyszczące!

 

8.

Miotła spełniła swoje zadanie

Przez okno natychmiast wyleciała

Odpowiadając na Joasi wezwanie

W mroki nocy ją zabrała

 

9.

Podróżowali w nieznane, Bazyliszek z dziewczyną

On machając z całych sił skrzydłami

Ona na miotle okryta czarną peleryną

Tak nad szarymi poszybowali chmurami

 

10.

Minęli szpital, uliczki i Wildę ojczystą

Nad morskim wybrzeżem polecieli

Aż dotarli w obcą przestrzeń mglistą

Gdzie zawieszeni na moment utknęli

 

11.

Do celu już było całkiem niedaleko

Gdy nieskończony ocean nieba minęli

I otchłań białą jak mleko

Na księżycowej skale stanęli

 

 

VI ROZMOWA JOASI I BAZYLISZKA Z

MISTRZEM TWARDOWSKIM NA KSIĘŻYCU

 

1.

Joasia po księżycu okrągłym stąpając

Czuła świeży powiew pyłu kosmicznego

Na trudne pytania odpowiedzi szukając

Wstrząsu doznała panicznego

 

2.

Spokojny mędrzec wszystkiemu był winny

Gdy z Bazyliszkiem przyszedł do dziewicy

To był ów mistrz Twardowski słynny

Który latami tu siedział w tajemnicy

 

3.

Spojrzał na nią i dłoń bladą ucałował

Tłumacząc to całe dziwne zamieszanie

Mówił, że się Bazyliszkiem opiekował

Odpowiadając na dziewczyny pytanie

 

4. MISTRZ TWARDOWSKI

Cóż miałem zrobić gdy nieszczęśliwe stworzenie przybyło

Pomóc biedakowi zrozpaczonemu obiecałem

Po śmierci samobójczej imię jego hańbą się okryło

Więc przez lata się nim opiekowałem

 

5.

Pomóc mu przysięgłem, lecz zabrakło mi pomyślunku

Tu na księżycu wszystkie księgi magiczne przejrzałem

I nie znalazłem dla niego żadnego ratunku

Chociaż przez sto lat szukałem

 

6. BAZYLISZEK

Ale znalazło się lekarstwo na to zmartwienie

Prawda mój opiekunie z księżyca szlachetny?

Zdejmie ono ze mnie wszelkie cierpienie

Powiedz mistrzu, co to za przepis sekretny?

 

7. MISTRZ TWARDOWSKI

 Mój Łabędź Celestyn, cudowne stworzenie

Z gwiazd obcej galaktyki je odczytał

I przyniósł mi tutaj wybawienie

O Ciebie Joasiu od razu spytał

 

8.

Powiedz Celestynie, czego na ten lek potrzeba

Aby strasznego stwora zmienić w człowieka?

Czy korzenia mandragory, czy gwiazdki z nieba?

Uchyl proszę, tajemnicy wieka...

 

9. ŁABĘDŹ CELESTYN

Jest jeden sposób, aby spełnić to życzenie

Potrzebne jest jednak ludzkie poświęcenie

Musi Joasia poślubić biednego medyka

Tego co na lewą nogę utyka

 

10.

Ale serce ma dobre, żadną winą nietknięte

Tylko miłością do dziewczyny ukochanej przejęte

Jak górski kryształ jest ono przejrzyste

Jak woda w strumyku czyste

 

11.

Muszę dostać święconą wodę z kaplicy

Gdzie będzie ich ślubne nabożeństwo

Zaczerpnę kilka kropel w tajemnicy

Jeśli Joasia przystanie na małżeństwo

 

12. JOASIA

Nie po to całe życie nad tym łzy wylewałam

By teraz się poświęcać dla tego stwora niewdzięcznego

Nie po to w nieznane na księżyc uciekałam

Od ludzi i tego szpitala przeklętego

 

13.

Wiem, że powinnam okazać Wam posłuszeństwo

I podarować Bazyliszkowi radość przemienienia

Nie zgodzę się jednak na to małżeństwo

Nie wezmę na siebie takiego utrapienia

 

14. BAZYLISZEK

Chyba nie tak straszne to Twoje zmartwienie

Widziałem jak na wieży całowałaś tego medyka

Gdyby było to dla Ciebie cierpienie

Nie ściskałabyś go jak dzika

 

15. MISTRZ TWARDOWSKI

Moje dziecko nie chcę Cię do niczego zmuszać

Gdybyś jednak w swej dobroci się przemogła

Wiem jak trudną sprawę przyszło nam poruszać

Ale nam wszystkim na całe życie byś pomogła

 

16. JOASIA

Wymagacie ode mnie tak wielkiej ofiary

Nie wiem czy będę go pokochać umiała

Macie może mistrzu, na to jakieś czary?

Może bym to wtedy przemyślała...

 

 

VII POWRÓT JOASI NA WILDĘ

 

1.

Zdecydowała w końcu dziewczyna o powrocie 

Po wielu miesiącach męczącego rozważania

I mistrza Twardowskiego owocnego nauczania

Zapragnęła nowe życie dać biednej istocie

 

2. 

Joasia swoją decyzją wciąż zmartwiona 

Od niespokojnych myśli, cała w środku się pruła

Wiązała ją jednak obietnica złożona 

Więc rozmyślając po księżycu się snuła

 

3. 

Mistrz Twardowski bardzo się przejął gdy to zauważył

Zobaczył jak dziwnego leku nawarzył

Nie chciał jej zmuszać by się poświęcała 

I bez miłości Florianowi ślubowała

 

4. MISTRZ TWARDOWSKI

Stary ze mnie dureń, Joasiu moja

W co ja Cię dziecko drogie wplątałem

Tak cenna jest jednak pomoc Twoja

Innego wyjścia nie miałem

 

5. 

Nie powinienem był sobie na to pozwalać

Aby a ciebie zrzucać to zmartwienie

I niepokoju w Twoim sercu rozpalać

Byś na swoje wzięła to sumienie

 

6. JOASIA

Zmusza Was mistrzu do tego potrzeba

Nie ma powodu, abym i ja również żałowała

Poleciałam w cudowną podróż do nieba

Więc pora, bym teraz życie poukładała

7.

Pewnie nieraz się nad sobą użalałam

Musicie znaleźć na to wybaczenie

Ja również wiele rzeczy zrozumiałam

Więc nie będzie to dla mnie cierpienie

 

8.

Oboje przed rozstaniem się uśmiechali

Z wdzięcznością jedno na drugie patrzyło

Gdy w promieniach słońca się żegnali

Wierząc, że wszystko dobre, co się dobrze skończyło

 

9. MISTRZ TWARDOWSKI

Na Wildę szarą Joasiu wracaj

Tam narzeczony na ciebie czeka

W rozterkach się nie zatracaj 

Lepszego nie spotkasz człowieka

 

10. 

Dam ci lek, który zawsze pokochać pomagał

Weź go, gdyby niepokój serca się wzmagał

Celestyn na Twój brak skrzydeł zaradzi

On do samego kościoła Cię odprowadzi

 

11. 

Joasia pelerynę zarzuciła, gdy od księżyca się odbili

Dziewczyna mocno łabędzią szyję trzymała 

Gdy w ogromne chmury się wgłębili

Tak bardzo upadku w otchłań się bała

 

12. 

Celestyn obiecał dotrzeć, zanim nastanie niedziela

Ona z czułością siostrzaną go obejmowała

Bezpiecznie się czując na grzbiecie przyjaciela

W białym puchu spokojnie zasypiała

 

13. 

U kresu podróży , gdy ziemi tknęła 

I wspomnienia minionych chwil przywołała

Wieczornym powietrzem Joasia odetchnęła

Wiarę w swoje uczucia ludzkie odzyskała

 

14. 

Tak zwykła jej się wydawała ta ziemia ojczysta

Wciąż ponura, uśpiona i dzika

Nie to co księżycowa mgiełka przejrzysta 

Wilda wciąż była tak cicha

 

15. 

Zanim zdecydowała się do dawnego życia wrócić

W kościele wcześniej spokoju poszukała

Postanowiła wieczór sobie skrócić 

I na mszę zanieść się kazała

 

16.

Skromny zakonnik odprawił właśnie nabożeństwo

Gdy dziewczyna z łabędziem do kaplicy przybyła

Dać jej chciał swoje błogosławieństwo

Jak modlić po chwili się skończyła

 

17. 

Joasia dobrze znała duchownego

Twarz jej jednak zasłaniała peleryna

Zwróciła uwagę księdza pobożnego

Który zastanawiał się kim jest dziewczyna

 

18. 

Ojciec Błażej sam poprosił o poufne spotkanie

Wiedząc, że bardzo ją coś gnębić musiało

Wzbudzał on w niej wielkie zaufanie 

Pytając co jej sumienie targało

 

19. 

Ksiądz na jej widok bardzo się przestraszył

Gdy na ramiona pelerynę zrzuciła

Wyglądał jakby ducha zobaczył

Czym dziewczyna bardzo się zdziwiła

 

20. JOASIA

To ja, Joasia, nie uwierzysz ojcze skąd wróciłam

Pewnie rodzina myślała, że mnie porwali

Ale ja sama to życie porzuciłam 

Płynąc na pełnej szczęścia fali

 

VIII SPOWIEDŹ JOASI U OJCA BŁAŻEJA

 

1. JOASIA

Niech będzie pochwalony ojcze Błażeju

Grzech ciężki moje serce gniecie

Pomóż mi proszę dobrodzieju

Zanim licho mi duszę mi poniesie

 

2. OJCIEC BŁAŻEJ

Widzę dziecko, że nosisz w sobie cierpienie

Nie wierzę jednak, że ciężko zawiniłaś

Potrzebne Ci tylko boże przebaczenie

Pomóż mi czego się dopuściłaś

 

3. JOASIA

Wtedy, kiedy miałam iść na leczenie

Coś we mnie pękło bolesnego

Wszystko straciło dla mnie znaczenie

I zrobiłam coś okropnego

 

4. 

Najpierw na wieży usta medyka całowałam

Jakbym była bezwstydną rozpustnicą

Pocałunek swój pierwszy jemu oddałam 

Zamiast cnotliwą pozostać dziewicą

 

5. 

Później włócząc się samotnie po ulicy

Postanowiłam do ciemnej wejść piwnicy

Gdzie spotkałam stwora w słomie schowanego

Który wykluł się z jaja przez węża wysiadywanego

6. 

Zaproponował mi on podróż po zaświatach

Obiecując, że tam odnajdę spełnienie

Zapomnę o pełnych smutku latach

I spłynie na mnie od gwiazd olśnienie

 

7. OJCIEC BŁAŻEJ 

Wiem, że matka na leczenie Cię namawiała

To dlatego byłaś wtedy taka wzburzona? 

Ona okraść cię z czystości nie chciała

Tylko ty uciekłaś rozżalona

 

8. JOASIA

Nie dla niej tu wróciłam na tą ziemię przeklętą

Chciałam przynieść ulgę komuś innemu

Na jego krzywdę nie mogłam pozostać obojętną

Pomogę więc stworzeniu biednemu

 

9. 

A więc wykorzystałam piekielne czary

I na miotle w podróż się udałam

Zobaczyłam wszystkie nieba dary 

Nowym życiem się upajałam

 

10. 

Później, ta istota przez węża wychowana 

Alchemikowi na księżycu mnie przedstawiła

Gdzie w tajemną sprawę zostałam wplątana

O którą ta bestia przez cały wiek go prosiła

11. 

Bazyliszek to duch samobójcy zrozpaczony 

Który pragnie dla siebie uzdrowienia

Aby na zawsze w nieszczęściu nie został uwięziony

Potrzebuje mojego poświęcenia

 

12. 

Dzięki łabędzia Celestyna mądrości

Może się spełnić jego marzenie

Miał w sobie tyle życzliwości

Aby znaleźć dla niego leczenie

 

13. 

Muszę wyjść za Floriana kulawego

Lekarstwo, to woda święcona ze ślubnego nabożeństwa

Bazyliszek dostanie dar życia nowego

Gdy udzielisz nam ojcze błogosławieństwa

 

14. OJCIEC BŁAŻEJ

Florian jest dobry, ma szlachetne, gołębie serce

Które dawno Cię Joasiu pokochało

On pragnie je oddać w Twoje ręce

Aby już nigdy samotne nie zostało

 

15. 

Tak czule go na tej wieżyczce przytulałaś

Nie został Ci jednak zupełnie obojętny

Jakieś uczucie dla niego mieć musiałaś

By pocałunek oddać mu namiętny

 

16. 

A teraz wyjdź mu na spotkanie

Masz moje błogosławieństwo dziecko drogie

Niech przyjdzie Ci szybko to pokochanie

Idź Joasiu, z Bogiem

 

IX 

SPOTKANIE JOASI Z RODZINĄ I FLORIANEM

ŚLUB W KOŚCIELE NA WILDZIE

 

1. 

Ponownego spotkania z rodziną się obawiając 

Joasia ostrożnie z kościoła wychodziła

Nadal przed światem się skrywając 

Twarz peleryną czarną zasłoniła

 

2. 

Włóczyła się jak dawniej zamyślona 

Walcząc z oczami od łez zaszklonymi

Wpatrywała się tam, gdzie kula odchodzi czerwona

i zatęskniła za dniami podróży minionymi

 

3. 

Zwiedziła już świat, niebo i księżyc srebrzysty

A teraz przez Wildę ojczystą szła nieśmiało

Tutaj panował nastrój tak uroczysty

Jakby wszyscy wiedzieli co się wydarzyć miało


4. 

Wilda wieczornym spokojem spała już otulona

Słońce chyliło się coraz czerwieńsze

Joasia ze swym losem była już pogodzona

Wiedząc, że życie czeka na nią piękniejsze

 

5. 

Czując się bezpiecznie zasłoną owinięta

Rozmyślając, po ziemi ojczystej się błąkała

Pocałunkiem bryzy wieczornej muśnięta 

Nagle w mroku twarz znajomą napotkała

 

6. 

Obawy dziewczyny tak szybko się spełniły

To była matka, przed którą się ukrywała

Ciemne oczy Joasię zdradziły

Opiekunka troskliwa ją rozpoznała

 

7. 

Później, ktoś podbiegł do niej i zasłonę zrzucił

Pojawił się tak cicho, że nie zauważyła

Jednak niepewność wszystkich skrócił

Gdy twarz dziewczyny się ujawniła 

 

8. ORDYNATOR 

Już ją kiedyś w moim szpitalu spotkałem

To Joasia, która przed rokiem gdzieś przepadła

Wcześniej jej śpiew z wieżyczki słyszałem

Tym właśnie serce mojego bratanka skradła

9. 

Pamiętam więc dobrze, dzień gdy zaginęła 

O, ja znam najlepiej jej zaklęcia i czary

Przekleństwem wtedy we mnie cisnęła

Lecz mi nikt na to nie dał wiary

 

10.

Widać było jak żarem zła płonęła

Lecz zajrzałem w jej oczy płaczliwe

Twarzyczka jej we łzach cała tonęła

I uciekła jak zwierzątko płochliwe 

 

11. 

Wszystkie stare rany, dziecko drogie schowajmy

Zapomnij nam występki, to i my ci wybaczymy

Na zgodę sobie Joasiu dłonie podajmy 

Bo przecież my tylko dobrze ci życzymy

 

12

Matki swojej nie odpychaj

Ona również dobrze chciała

Serca swojego nie zamykaj

Bo i miłość na ciebie poczekała

 

13. 

Życzenia ordynatora po chwili zrozumiała

Godząc się z dawnym swoim wrogiem

Później miłości wyznanie wypowiedziała

Nieświadoma, że Florian stał za rogiem

 

14. JOASIA

Tak, wiem, że mnie pokochała ta istota dzielna 

Dlatego tu na Wildę kazałam się zanieść 

Bo wytrwała jego miłość wierna 

Na łabędzich skrzydłach przyleciałam go odnaleźć

 

15. FLORIAN

W końcu się cieszyć można spokoju odrobiną

Dobrze się stało Stryju, że się pogodziliście

Teraz, gdy zostaniecie wkrótce rodziną 

Dawne wojny pogrzebaliście

 

16. 

Joasiu, miałem Cię tylko wyleczyć

A ponad życie całym sobą pokochałem

O te odłamki zła w Twoim sercu mogłem się skaleczyć

Ale z całych sił je odpychałem

 

17.

Zabiło mocniej serce Floriana tkliwe

Gdy spotkały się dwa serca odnalezione

Bryza rozwiała Joasi loki nobliwe

I obie dusze zostały ukojone

 

18.

Ojciec Błażej połączył młodej pary dłonie

I złożył błogosławieństwo na ich skronie

Wtedy dzwony z południa weselne rozbrzmiały

I ręce Floriana do góry Joasię porwały

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...