Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

WINTER IN KANADA WINTER IN CANADA ZIMA W KANADZIE


"Zima w Kanadzie", zaśpiewana początkowo przez Elissę Gabbai w 1966 roku, była hitem lat 60. w krajach niemieckojęzycznych, a potem w całej Europie.

 

 

Piosenkę tę zaśpiewała Mireille Matthieu w 1974 roku.

 

 

Po niej wystąpiły również duńskie i niemieckie śpiewaczki Gitte Hænning i Ingrid Peters.

 

 

Piosenka została nawet wykonana w języku hiszpańskim! As "El Invierno en Canada". 

 

 

Elissa Gabbai, niemiecka żydowska piosenkarka o węgierskim nazwisku, urodziła się w 1933 roku w brytyjskiej Palestynie. W wieku 30 lat wyjechała do Niemiec, potem występowała także w Szwecji, a później wyemigrowała do USA.

 

"Winter in Canada" to piosenka o cudownej miłości w Kanadzie zimą! Ale słowo Kanada (Kanada) jest wymawiane w tej niemieckiej piosence nie po angielsku lub niemiecku, ale po francusku, więc akcentowana jest ostatnia sylaba.

 

Music: Christian Bruhn
Lyrics: Georg Buschor

WINTER IN KANADA
Wir standen am Fenster mit unseren Träumen
Im Haus am Eriesee.
Ein kalter Dezembermond hing in Bäumen
Da fiel der erste Schnee.

 

WINTER IN CANADA
We stand by the window absorbed in the daydreams
At home on the Erie`s shore. ['ɪərɪ]
December. The cold moon hung over the fir trees,
All was in the new-fallen snow.

 

ZIMA W KANADZIE
Staliśmy przy oknie, pogrążeni w naszy marzenia
W domu nad brzegiem jeziora Erie.
Nad drzewami wisiał zimny grudniowy księżyc.
Wtedy spadł pierwszy śnieg.

 

Ein Zauber betörte die Herzen,
Das Wunder der Liebe geschah
Und dann über Nacht war es Winter geworden,
Winter in Kanada. 

 

Sweet magic enchanted our hearts and
It worked it, real miracle, love!
It was the night that our love had been born at.
Winter in Canada!

 

Magia oczarowała nasze serca.
Stał się cud miłości.
A potem nadeszła zima.
Zima w Kanadzie.

 

Refrain
Winter in Kanada,
So weiss war das Land
Es war Winter in Kanada
Als mein Herz dich fand
Schien das Glück so nah
Es war Winter in Kanada. 

 

Winter in Canada,
So white was that land.
It was winter in Canada,
I found you in my heart,
It brought closer my love.
It was winter in Canada!

 

Zima w Kanadzie.
Ziemia była taka biała.

To było zimą w Kanadzie,
Kiedy moje serce cię znalazło.
Szczęście wydawało się tak bliskie.
To było zimą w Kanadzie.

 

Am Morgen im Schlitten durch schweigende Wälder,
Nur du in meiner Nähe
Zwei Spuren, die führten durch silberne Felder
Zum Haus am Eriesee.

 

At dawn in the sleighs through the silent white forest.
None else, only you near me.
Two tracks of the sleigh crossed the silvery areas, 

Led right to the Lake Erie.

 

Rano w saniach przez cichy las,
Tylko  ja i ty obok mnie.
Dwie ścieżki wiodące przez srebrne pola
Do domu nad jeziorem Erie.

 

Und abends ein Feuer, zwei Herzen,
Die Sterne zum greifen so nah...
Oh wäre es immer nur Winter geblieben,
Winter in Kanada. 

 

At night single fire, two hearts and
The stars that are not all that far ...
I wish winter could never finish, my dear!
Winter in Canada!

 

A wieczorem ogień w kominku, 

Tylko dwa serca.
Gwiazdy są tak blisko ...
Och, gdyby tylko ta zima się nie skończyła!
Zima w Kanadzie. 

 

Refrain

 

Ich stehe am Fenster und schaue in die Ferne
Im Haus am Eriesee.
Ich sehe graue Wolken und suche die Sterne,
Und wieder fällt der Schnee.

 

I`m standing and staring into the distance. 

My home`s still on the Erie shore.
I see the grey clouds that hide the long vista
Of stars, and the new-fallen snow.

 

Stoję przy oknie i patrzę w dal
W domu nad jeziorem Erie.
Widzę szare chmury i szukam gwiazd
I znowu pada śnieg.

 

Refrain

 

So einsam brennt nun unser Feuer,
Denn du bist schon lang nicht mehr da
Was ist aus dem Glück und dem Winter geworden,
Dem Winter in Kanada. 

 

So lonely there`s burning our fire.
Alas, you`ve been absent so far!
That`s all that`s remained from our love in the winter!
Winter in Canada!

 

Nasz ogień płonie tak samotnie
Ponieważ nie byłeś tu od dawna.
Co się stało ze szczęściem i zimą?
Zima w Kanadzie.

 

Słyszałem tę piosenkę w radiu jako dziecko. Wydawało mi się magiczne, ausgezeichnet schoen (niewymownie piękne), tak jak piosenka "Last Christmas" w wykonaniu George'a Michaela wtedy z Wham group,

 

 

którego zawsze doceniałem bardzo wysoko, jak i Freddie'ego Mercury'ego, według ich danych wokalnych.

 

 

Uwielbiam też "All I Want for Xmas is You"  przez Waltera Afanasjewa, rosyjskiego kompozytora z Brazylii, który wyemigrował do USA, w wykonaniu Mariah Carey.
(Jednak niech te moje preferencje pozostaną naszym wspólnym małym sekretem! Hi-hi!).

 

Edytowane przez Andrew Alexandre Owie (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

Więc nie rozumiałem, czy rozstali się na chwilę, czy na zawsze? A co jeśli całkowicie kopnęł w kalendarz, odrzucił swoje kanadyjski łyżwy? Wtedy nie było koronawirusa, ale czy były antybiotyki?

Wersja niemiecka i polska nie pozostawiają nadziei, ale wersja angielska mówi o czasowej separacji judging by its grammar. 

Albo bohaterka oszalała z miłości i fantazjuje w delirium.

 

 

Edytowane przez Andrew Alexandre Owie (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • BITWA MRÓWEK   Pewnego słonecznego dnia wracałem do domu z grzybobrania. Obszedłem jak zwykle swoje ulubione leśne miejsca, w których zawsze można było znaleźć grzyby, lecz tym razem grzybów miałem jak na lekarstwo. Zmęczony wielogodzinnym chodzeniem po pobliskich lasach w poszukiwaniu grzybów i wracając z mizernym rezultatem nie było powodem do radości i wpływało negatywnie na ogólne samopoczucie. Pogoda raczej nie dopisywała i tutaj mam na myśli deszczową pogodę, lecz nie można było tego nazwać suszą. Wiadomo jednak, że bez deszczu grzyby słabo rosną albo wcale.  Grzybiarzy również było niewielu co raczej nikogo nie może zdziwić podczas takiej pogody. Wracałem więc zmęczony i z prawie pustym koszykiem, a że do domu było jeszcze kawałek drogi, postanowiłem odpocząć sobie przysiadając na trawie, która dzieliła las z drogą prowadzącą do domu. Polanka pachniała sianem, a świerszcze cały czas grały swoją muzykę, tak więc po chwili zapadłem w drzemkę.  Słońce przygrzewało mocno, a w marzeniach sennych widziałem lasy i bory obfitujące w przeróżne grzyby, a wśród nich prym wiodły borowiki i prawdziwki, były tam również koźlaki, osaki, podgrzybki, maślaki i kurki.  Leżałem delektując się aromatem siana czekającego na całkowite wysuszenie, a przy słonecznej pogodzie proces ten był o wiele szybszy. Patrząc w bezchmurne niebo nie przypuszczałem, że za chwilę będę świadkiem interesującego, a nawet fachowo mówiąc fantastycznego widowiska.  Wspomniałem już, że w pobliżu polanki gdzie odpoczywałem przebiega piaszczysta leśna droga i właśnie na niej miało odbyć się to niesamowite widowisko. Ocknąłem się z drzemki i zamierzałem ruszać w powrotną drogę do domu, gdy nagle zobaczyłem mrówki, mnóstwo czarnych mrówek krzątających się nieopodal w dziwnym pośpiechu. Postanowiłem więc pozostać ukrywając się za pobliskim drzewam obserwując z zainteresowaniem poczynania tychże mrówek. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Mrówki gromadziły się na tej piaszczystej drodze i było ich coraz więcej, lecz bardziej zdziwiło mnie co innego w ich zachowaniu. Zaczęły ustawiać się rzędami, jedne za drugimi, zupełnie jak ludzie, jak armia szykująca się do bitwy. Zastanawiałem się po co to robią, ale długo nie musiałem czekać na wyjaśnienie zaistniałej sytuacji, ponieważ właśnie z drugiej strony drogi zobaczyłem nadchodzące w szyku bojowym masy czerwonych mrówek. Cdn.       *********************************
    • Plotkara Janina, jara kto - lp.   Ma tara w garażu tu żar, a gwara tam.   To hakera nasyła - cały San - areka hot.   Ma serwis, a gra gar gasi, wre sam.   Ima blok, a dom - o - da kolbami.   Kina Zbożowej: Ewo, żab zanik.   Zboże jeż obzikał (kłaki).   (Amor/gęba - babę groma)   A Grażyna Play Alp, anyż arga.   Ile sieci Mice i Seli?   Ot, tupiąca baba bacą iputto.                      
    • Ma mocy mało - wołamy - co mam.    
    • Kota mamy - mam, a tok?  
    • A ja makreli kotu, koguta lisi Sila. -  tu go kuto  kilerka Maja.          
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...