Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

THE SAGAS OF THE WORLD'S MEGAPOLIS

Jokes & Anecdotes
SAGI  WIELKIEGO MIASTA ŚWIATA
Żarty i anegdoty.

 

Wanna see your friends, but your hubby complains of boredom and does not let you go? There is a brilliant solution to your problem! A nanny for your husband. Hourly rеntal. High quality and inexpensive service. Marina.
Chcesz zobaczyć swoich przyjaciółek, a twój mąż narzeka na nudę i nie odpuszcza? Jest wyjście! Niania dla męża. Wynajem godzinowy. Wysoka jakość. Niedrogo. Maryna

 

***

 

Advertisement on TV "We adjust our furniture to your size!"
Grandma gloomily: "That custom made piece of furniture is just a coffin!"
Reklama w telewizji "Dopasowujemy nasze meble do Twojego rozmiaru!"
Babcia ponuro: "Mebel na zamówienie to tylko trumna!"

 

***

 

Advertisement.
I was a fat girl, and it bothered me terribly. My doctor recommended surgery for me. After the operation, I became a fat boy.
Reklama.
Byłam grubą, i strasznie mi to przeszkadzało. Mój lekarz zalecił mi operację. Po operacji stałem się grubym.

 

***

 

A fifth-former's mom has found a sadomaso paraphernalia in his backpack. Dad:
-Well, as I understand now, it's useless to flog you any longer...
W plecaku ucznia V klasy jego mama znalazła pełny zestaw akcesoriów SM.
Tata: "Cóż, jak teraz rozumiem, nie ma sensu cię już chłostać".

 

 

How good it was yesterday. You just took a newspaper and went to the loo. But now it's like an expedition: laptop, iРаd, two smartphones ...
Jak dobrze było wczoraj. Po prostu wziąłeś gazetę i poszedłeś do toalety. Ale teraz to jak wyprawa: laptop, iРаd, dwa smartfony ...

 

***

 

There are two types of gifts.
The ones you  need not and the ones you won't ever get.
Istnieją dwa rodzaje prezentów.
Te, których nie potrzebujesz i takie, których nigdy nie dostaniesz.

 

***

 

Pension fund is a financial pyramid. Everyone invests, but only survivors get theirs.
Fundusz emerytalny to piramida finansowa. Wszyscy inwestują, ale tylko ocaleni otrzymują swoje.

 

***

 

What womеn have got on their minds, no men can't afford.
Co kobiety mają na myśli, żaden mężczyzna nie może sobie pozwolić.

 

 

 

-Sonny, let's read the book.
- I do not want.
- Why?
- At the end of it one has to laugh. But I don't feel like laughing!
-Synu, przeczytajmy książkę.
-Nie chcę.
-Czemu?
-Na koniec trzeba się pośmiać. Ale ja nie mam ochoty się śmiać!

 

***

 

A teen quietly throws a firecracker behind the back of another teen. A terrific clap is heard. The latter teen exclaims,
-You fucking retard!!!
A man looking like a University instructor, the one standing next in line, concludes,
- An awesome accurate definition, youngster! Well-said!
Nastolatek cicho rzuca petardą za plecy innego nastolatka. Słychać wspaniałe brawa. Ten ostatni woła:
-Jesteś pieprzony kretynie!!!
Mężczyzna wyglądający jak wykładowca uniwersytetu, stojący obok w kolejce, kończy:
- Niesamowita dokładna definicja, chłopcze! Gratulacje!

 

***

 

-We dressed up dad as Santa Claus for Xmas. He's so big, a real Santa Claus. When Sarah came up to him to pick up her  gift she asked,
-Santa, why did you put on my Dad's shoes? Did he give you any permission?
- Przebraliśmy tatę za Świętego Mikołaja na Boże Narodzenie. Jest taki duży, prawdziwy Święty Mikołaj. Kiedy Sara podeszła do niego, aby odebrać prezent, zapytała:
-Santa, dlaczego włożyłeś buty mojego taty? Czy dał ci jakieś pozwolenie?

 

***

 

Two old ladies.
- So you have a condom, and we still haven't filled it with water and thrown it off the balcony?
- I hope to use him for sex.
- Jill, let's be realistic ...
Dwie starsze panie.
- Więc masz prezerwatywę, a my nadal nie napełniliśmy jej wodą i nie wyrzuciliśmy z balkonu?
- Mam nadzieję, że wykorzystam jej do seksu.
- Jill, bądźmy realistkami ...

 

 

We have a front porch, and homeless people live there. Our neighbor throws them food right from his balcony. Porridge from his plate. When there Is left little he  comes out onto his balcony and throw it to them like to pigs. Such format of a district!
Mamy werandę, i mieszkają tam bezdomni. Nasz sąsiad rzuca im jedzenie prosto ze swojego balkonu. Owsianka z jego talerza. Kiedy zostaje mało, wychodzi na swój balkon i rzuca nim jak świniam. Taki format dzielnicy!

 

***

 

At the entrance to the museum:
- Only Nastya was upset, because she thought there were bags there!
Przy wejściu do muzeum:
- Tylko Nascja była zdenerwowana, ponieważ myślała, że są tam torby!

 

 

-The school removed some shabby horizontal bars in the yard. But the responsible moms got together and began to overthrow the headmistress.
- Szkoła usunęła z podwórka kilka odrapanych poziomych prętów. Ale odpowiedzialne matki zebrały się i zaczęły obalać dyrektorkę.

 

***

 

Oh, yes, we also sell some kinda crap, which we'll only produce in 2022. Something like the neural networks. I didn't really go into it - why should I? Gonna wait till January, then l'll fly to Thai.
-Tak, sprzedajemy też jakieś bzdury, które będziemy robić dopiero w 2022 roku. Jak sieci neuronowe. Tak naprawdę nie wdałem się w to - dlaczego powinienem? Będę siedział do stycznia, a potem w Thai.

 

***

 

On the playground:

- As it turns out, she also worked at the exhibition. They presented several products there. Ten hours every day a week. After back home nights she used to automatically ask: “Welcome! Need a plastic wrapper?"
Na placu zabaw:
- Jak się okazuje, ona też pracowała przy wystawie. Zaprezentowali tam kilka produktów. Tydzień przez dziesięć godzin każdego dnia. Wieczorem wraca do domu i automatycznie pyta: „Witamy! Potrzebujesz plastikowy worek?"

 

***

 

No, he just thought where to invest the money. He'd been playing poker for four years, he did not work anywhere. Yeah. Well, then he  brewed beer in a garage somewhere. Such a guy. Easy-going, you know. Now he gave up beer and decided to enter the Arts Faculty.
Nie, po prostu zastanawia się, gdzie zainwestować. Grał w pokera przez cztery lata, nigdzie nie pracował. Tak. Cóż, wciąż warzał piwo gdzieś w garażu. Taki facet. Wiesz, spokojny. Teraz się rozstał z piwem i zdecydował się wejść na Wydział Artystyczny.

 

 

So Barbra and me have already tasted the rack with Chilean wine all the way. Now let's see something Spanish or what. 
A więc ten wszystki stojak z chilijskim już skosztowaliśmy  z Baśką ... A z hiszpańskim... czy co, teraz zobaczmy.

 

***

 

Yes, when I bought the video projector l ceased at once going somewhere. What am I supposed to do there? I'll switch on a movie here, I'll pour some wine into my glass, I'll cut some
cheese for me. Everything around is that nice, that good.
Tak, kiedy kupiłam się projektor, prosto przestałam chodzić gdzieś. Co mam tam robić? Otworzę tu film, naleję do szklanki, pokróję ser. Wszystko wokół jest przyjemne, dobre.

 

 

ANTIDISCLAIMER
-Jokes!!! You can't help laughing!
-Sorry, but I can!
-Dowcipy!!! Każdy powinien się śmiać!
-Ale nie roześmiał się!

 

Edytowane przez Andrew Alexandre Owie (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Kocham święta. Naprawdę. Kocham tę przedziwną, coroczną metamorfozę ludzi, którzy przez jedenaście miesięcy potrafią się nie zauważać w windzie, a w grudniu nagle mówią sobie „dzień dobry” z intonacją jak z reklamy margaryny. Bóg się rodzi, moc truchleje, a człowiek – choć na chwilę – udaje lepszą wersję samego siebie. W grudniu nawet ja jestem łagodniejszy. Uśmiecham się do kasjerek, nie przeklinam pod nosem w korkach (no, przynajmniej nie głośno), a na widok choinek w marketach czuję coś na kształt wzruszenia, pomieszanego z lekką irytacją cenową. Ale generalnie – atmosfera miłości przedświątecznej działa. Przynajmniej do momentu, kiedy trzeba zaparkować samochód. Od lat wigilijne potrawy rybne to moja działka. Nie dlatego, że tak bardzo się na tym znam, tylko dlatego, że ktoś musi. A skoro ktoś musi, to padło na mnie. Kupuję ryby od dwudziestu lat w tym samym sklepie rybnym na rynku w Pruszczu Gdańskim. Jem to, co kupuję, i – co ważne – wciąż żyję. To, moim zdaniem, najlepsza możliwa rekomendacja. Jedyny problem, jaki pojawia się co roku, to kolejki. Przed świętami nie są to kolejki – to są procesje. Ludzie stoją w nich z minami męczenników, jakby zakup karpia był formą pokuty za całoroczne grzechy. Parking przy rynku? Zapchany. Samochód przy samochodzie, każdy w trybie „polowanie”. Krążę więc jak sęp nad sawanną. Kółko. Drugie. Trzecie. I nagle – cud. Audi wyjeżdża. Jest miejsce. Widzę je jak objawienie. Czaję się. Wjeżdżam. Parkuję. Tradycyjnie – łamiąc przepisy ruchu drogowego, ale w sposób elegancki, z wyczuciem i świąteczną intencją. Wyłączam silnik i czekam na tę błogą ciszę po walce o byt. I wtedy… KLAKSON. Nie taki zwykły „pik”. To był klakson z pretensją. Z żalem. Z oskarżeniem. Wysiadam, odwracam głowę i widzę ją. Atrakcyjna blondynka. Wzrok bazyliszka. Taki, którym w średniowieczu można było zamieniać ludzi w kamień albo przynajmniej w poczucie winy. – Nie widział mnie pan? Chciałam tu zaparkować – mówi głosem, który jednoznacznie sugeruje, że widziałem. I że zrobiłem to specjalnie. Mam alergię na podniesiony głos. Ale kiedy podnosi go kobieta, uruchamia mi się tryb dyplomatyczny. Więc odpowiadam łagodnie, z nutą autoironii: – Gdyby to było dwadzieścia lat temu, na pewno bym panią zauważył… ale dziś? I tu popełniłem błąd komunikacyjny dekady. Bo ja mówiłem o sobie. O wzroku. O wieku. O tym, że człowiek nie jest już tym samym drapieżnikiem parkingowym co kiedyś. Ona natomiast zrozumiała to tak, że właśnie nazwałem ją starą. Zimne spojrzenie. Cisza. Emocjonalny mróz. Powiedziała „dziękuję”. Ja – odruchowo – odpowiedziałem „nie ma sprawy”. I rozeszliśmy się w poczuciu kompletnego nieporozumienia. Poszedłem do sklepu rybnego. Kolejka – trzydzieści metrów. Wtedy przypomniałem sobie, że nie mam karteczki z listą zakupów. Żona mi napisała, co mam kupić. Zapomnę – zmieni zamki. To nie jest metafora. To realna groźba. Wracam do samochodu. I wtedy zauważam napis. Na moim brudnym, zimowym aucie, palcem, z godnym podziwu charakterem, ktoś napisał jedno słowo: FIUT. Natura i pogoda tego nie zrobiły. To był czyn ludzki. I nagle skojarzyłem twórczynię. Nie obraziłem się. Nawet trochę mi zaimponowała. Krótko. Dosadnie. Bez interpunkcji. Biorę kartkę, wracam do kolejki… I kogo spotykam? Moją blondwłosą znajomą z parkingu. – Dzień dobry. Znów się spotykamy – mówi głośno. A potem ogłasza całej kolejce: – Ten pan bezczelnie zajął mi miejsce na parkingu. Nie mogłem zostać dłużny. – A ta pani – mówię – napisała mi na samochodzie „fiut”. Ale nie mam pretensji. Urodziłem się w ubiegłym wieku, w środku szóstej dekady. Mogła napisać „stary fiut”. Skoro tego nie zrobiła, uważam, że jesteśmy kwita. Kilka osób się zaśmiało. Reszta nie zrozumiała albo nie słyszała. Śmiałem się ja. Śmiała się ona. Złożyliśmy sobie życzenia świąteczne. I wtedy pomyślałem: można się pokłócić, można coś o sobie napisać, można kogoś nazwać fiutem, a potem… podać sobie rękę. I może właśnie na tym polega magia świąt. Nie na tym, że jesteśmy idealni. Tylko że potrafimy się z siebie pośmiać, zanim zdążymy się znienawidzić. A czy ja jestem fiutem? Być może. Ale przynajmniej świątecznym
    • @infelia jak zwykle u ciebie, sporo się dzieje, jeśli talerz wylizuje, to znaczy że mu smakuje, w sumie moje ego zostałoby połechtane, gdyby mój chłop tak robił a nie wybrzydzał  nad filiżanką wody :P 
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. A ja się wylągłem w takiej, fakt progresywnej rodzinie, gdzie tym kwokom jakoś nie chciało się siedzieć zbyt długo na jajkach już w pokoleniu pradziadków. Generalnie to wszystkie dzieci latały samopas, a panie zajmowały się karierą zawodową jeszcze bardziej niż panowie.   Przykładowo prababcia była nauczycielką, a pradziadek parał się drobnym handlem i rzemiosłem, nie mając żadnego wykształcenia, ledwo umiał czytać. Siedział w domu i pilnował dzieci, bo ona zarabiała dużo więcej. W Warszawie już dawno jest inaczej. Oboje pradziadkowie urodzeni jeszcze w 19tym wieku.
    • @Lenore Grey   To bardzo ciekawy wiersz o moralności i przemijaniu, utrzymany w konwencji przypowieści. Człowiek, który przegrywa z samym sobą, nie potrzebuje nawet diabła do zguby. I w momencie śmierci może zobaczyć prawdę o zmarnowanym życiu.   Właściwie to masz świetny temat, aby to jeszcze lepiej wykorzystać. Pozdrawiam.     
    • @tie-break   dziękuję :)wybaczam i pozdrawiam serdecznie :)    dobra, postaram się kontrolować ;) 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...