Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Piszesz tak, jak gdybym ja stał poza Bogiem. Ja Boga szanuję i wierzę w Niego, bardzo sumiennie, ale tylko w profilu stricte katolickim. W moim wierszu jest fraza o Kabarecie Voltaire, to był taki teatr absurdów, gdzie w Zurichu w roku 1916 wodewil gonił wodewil, wszystko było komedią i parodią, wiesz, dla mnie traktowanie Boga bez katolickich korzeni, to trochę freak show coś co jest tylko przedstawieniem i gagiem. Przepraszam. Zrozum, że tak to czuję, rozumiem, że ktoś inny może traktować takie rzeczy poważnie. I szanuję wszystkich ludzi, dla mnie mogą nawet wierzyć w Marsjan.

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

NAWET Z DWOMA? ;)))))) A to ci  belzebub! ;;))

Dla mojego dobra słowo "KATOLICKI" będę powtarzał NON STOP, nie słyszałem o tym przypadku. Mało mnie szczerze to porusza. Ja w księży nie wierzę, tylko w katolicki model rozumienia zbawienia, praw, tradycji, i norm klasyfikacji i interpretacji duchowych. Według mnie jeżeli to fakt, to ktoś taki, (bo to dla mnie już nie ksiądz) powinien zostać natychmiast wykluczony z Kościoła, to profanacja. jestem też za bezwzględnie radykalnym prawem rozprawiania się z takimi fetyszystami Wiary. Natomiast, trudno bym kierując się twoim przykładem miał problem z własną Wiarą.  Przecież wszędzie są ludzie, którzy łamią zasady zawodowe, moralne i obyczajowe. To się dzieje bezdyskusyjnie w każdym zawodzie. Są nieetyczni nauczyciele, stróże prawa wszelakiej proweniencji, etycy czy filozofowie. Musiałbym być chyba ostro ekstremistyczny bym takie sprawy indywidualnych zdarzeń --> miał przerzucać na system własnych wartości. Nie ma takiej opcji. Szatan działa wszędzie, w twoim otoczeniu też i nawet na Mauritiusie na który się wybierasz jako pseudo-ewangelistka ;) No nie oszukujmy się, bądźmy realistami Valerio ;) To co napisałaś to już niemal trywialny i banalny dadaizm z Kabaretu Voltaire ;) 

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

A jedź, nawet jutro, jestem za wolnym światem. Zastanawiam się tylko nad rysem moralnym tych "nowonarodzonych osób", jak zrozumiałem, do nich się zaliczasz? Pisałaś niedawno, że się we mnie możesz zakochać, wtedy aż mnie zmroziło ;)), no tak napisałaś pod którymś tam moim wierszem w komentarzu -  ale nie dopytałaś nawet czy ja już w związku nie jestem? To znaczy, że ten moralny system wartości obowiązuje księży katolickich (skoro stawiasz mi przykłady pogubionych ludzi nie na właściwym miejscu) ale... ewangelistek mauritiusowych już nie? Jak rozumiem:  "Nowonarodzeni" mają status zwolnionych z nieczynienia co innym niemiłe, no bo każda potencjalna żona - nie toleruje bałamutnic własnego męża ;)?

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Acha, czyli ja się bronię, bo od ciebie bije ta energia, rozumiem, no to zrozumiałem, że muszę chyba red bulla strzelić, może skrzydła mi urosną, hmmm? Nie no Cabaret Voltair to pikuś, cały Zurich oddałby wszystkie banki za tą twą ewangelię ;))) Wiesz co? Uwielbiam cię! Serio! ;)

Opublikowano

zastanawiam się na czym polega Twoje uwielbienie, wielbisz mnie, pijąc coś tam?:) śniłeś mi się chyba całą noc, byliśmy parą bądź małżeństwem, tego nie wiem, byliśmy razem. żyliśmy w dwudziestoleciu międzywojennym, mieliśmy inne ciuchy, ja jasną sukienkę, ty miałeś białą koszulę, mieliśmy samochód, miał długi przód, był srebrny, szary, taki starodawny, jeździliśmy wokół jeziora, małego jeziorka, zmieniała się perspektywa, zjeździliśmy w dół tego jeziora, gdzieś tam słyszałam jakiś gwar, muzykę, jakieś drzewa, delikatne pagórki. później byliśmy już w swoim domu, byliśmy też u kogoś w odwiedzinach. pamiętam podałeś mi małego niemowlaka do karmienia. nie wiem czy to było nasze dziecko czy znaleźliśmy po drodze. zaczęłam karmić go piersią, ale te dziecko nie umiało jeść, trochę zjadło z jednej strony, jakby mojej lewo od serca. śmiałam się, że mam mleko i że cały czas musiałam mieć mleko. powiedziałeś, że później nakarmię i usnęło mi na rękach i go położyłeś. 

 

mam przerwę na obiad, dobrze, że wcześniej o tym pomyślałam. o wielu swych rzeczach się dowiedziałam, także przydatne.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Valerio? No bardzo ładny to sen, i jest mi miło gdy to czytam, ale... wydaje mi się, że zabrnęłaś bardzo daleko. Ten cały świat w którym my (zresztą wszyscy) się tutaj poruszamy jest tylko wirtualny, niepotrzebnie angażujesz się aż tak mocno w emocje portalowe, to jest tylko kreacja, nakładka na naszą codzienną i w dzisiejszych czasach mozolną rzeczywistość, i przez te wszystkie ograniczenia, które musimy i chcemy wypełniać w czasach zarazy. Internet jest odskocznią, i czasem zwłaszcza my wierszokreatywni tworzymy zbyt asertywne teksty, i dyskusje. Nie powinnaś przykładać do tego --> aż tyle emocji! Skoro to wszystko o czym publicznie przecież piszemy zaczyna ci się już śnić, to staje się to nieco zbyt rzeczywiste. Ja wyślę kolejny tekst (wierszyk) na portal dedykując go (ale oczywiście nieoficjalnie - w treści) --> dla Ciebie, Będzie pasował do zaistniałej sytuacji. Jest łagodny i miły, ale opowiada o właśnie takiej ludzkiej zbyt kreatywnej jaźni. 

 

Za kilka minut wrzucę tekst. Bo właśnie mam kawkę i ciasteczko na stole. 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach




×
×
  • Dodaj nową pozycję...