Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Wstał kolejny poranek. Na ziemi postawiła prawą nogę. „Tak… to będzie dobry dzień” – pomyślała. Obudziła Kaśkę i poszła do łazienki. Ubierając się, myślała, jak dobrze byłoby tu nie mieszkać. Na śniadaniu panował, jak zwykle, harmider – wielka krzątanina, każdy czegoś szukał. Ktoś chciał sięgnąć bułkę, komuś innemu plaster sera upadł na podłogę. Ciocia w końcu wstała i krzyknęła: „Czas do szkoły!”… Agnieszka zawsze cicho odchodziła od stołu i szła się przygotować. Ale tego dnia nie miała siły na nic. Dziwne uczucie nie pozwalało jej się na niczym skupić.
Ciocia, tak naprawdę ciocią nie była, ale wszyscy nauczyli się ją tak nazywać. Przyzwyczajenie naprawdę znieczula człowieka na niektóre sprawy. Dziś przyszedł ojciec. Zawsze, kiedy przychodzi, wiadomo, że będzie awantura… Chciał ją zabrać… Ciocia nie pozwoliła. Wyrzuciła go za drzwi… Ona – jego córka, patrzyła na wszystko z piętra… Przecież jest jego… Dlaczego ojciec nie może przestać pić?!? Dlaczego nie zależy mu tak, jak zależy Cioci?!? I wszystkim innym tutaj… Nigdy nie zrobiła mu krzywdy. Nie rozumiała, dlaczego doszło do tego wszystkiego.
Poszła do łazienki. Parę dziewczyn stało przy otwartym oknie i starało się ukryć na parapecie przypalonego papierosa. Dopiero, kiedy zobaczyły, że to Ona, uspokoiły się. Ona nigdy nie skarżyła – nie widziała w tym żadnych korzyści dla siebie, a szkodzenie innym też nie sprawiało jej przyjemności. Zdziwiły się, kiedy poprosiła o jedną ‘szlugę’. Tym razem chciała. Po raz kolejny dziwne uczucie nie pozwalało jej się na niczym skupić. Wywoływało jedynie ból, którego właściwie nigdy nie czuła.
Dziewczyny nie zawsze były dla siebie miłe. Właściwie bardzo rzadko. Każda miała inny, konfliktowy charakter. Ona unikała większości z nich, ale nie daj Boże, żeby ktoś jej podpadł. Była jedyną osobą, która umiała namówić Ciocię do jakichkolwiek działań na rzecz dziewczyn. Ale dziś nie miała ochoty na nic. Nie odzywała się do nikogo. Siedziała w pokoju lub w łazience. Nie mogła znaleźć dla siebie miejsca. Wyszła na spacer wokół domu. Próbowała zebrać myśli. Nikt nie rozumiał – tylko Ciocia patrzyła ze zrozumieniem przez okno. A Ją nadal dręczył dziwny ból.
Nigdy sobie na to nie pozwalała. Ale właśnie ten dzień był dla niej niezwykle ważny i bolesny. Tym razem nie starała się tego hamować. Łza spłynęła po policzku. Byle nie więcej. Przecież nigdy nie płakała. Ale właśnie tego dnia, rok temu umarła mama. Właśnie tego dnia, rok temu trafiła do domu dziecka…

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaprosił mułłę słynnego w Tule hodowca mułów na świeże mule. Uczony nosem swym czułem ocenił: "Mule czuć mułem, a dennych potraw nie jem w ogóle".
    • Kładę się bezwładnie jak kłoda, droga z żelaza, czarna owca pod powierzchnią bałagan, para, hałas. Stukot setek średnic, mimikra zjełczałego stada, przedział, raz dwa trzy: nastał dusz karnawał. Chcą mi wszczepić swój atawizm przez kikuty, me naczynia, czuję dotyk, twoja ksobność, krew rozpływa się i pęka, pajęczyna przez ptasznika uwikłana- dogorywam. Stężenie powoli się zmniejsza, oddala się materia. Rozpościeram gładko gałki, błogosławię pionowatość, trzcina ze mnie to przez absynt, noc nakropkowana złotem, ich papilarne, brudne kreski, zgryz spirytualnie wbity na kość, oddalają mnie od prawdy, gryzą jakby były psem! A jestem sam tu przecież. Precz ode mnie sękate, krzywe fantazmaty! Jak cygańskie dziecko ze zgrzytem, byłem zżyty przed kwadransem, teraz infantylny balans chodem na szynowej równoważni latem.
    • kiedy pierwsze słońce uderza w szyby dworca pierwsze ptaki biją w szyby z malowanymi ptakami pomyśleć by można - jak Kielc mi jest szkoda! co robić nam w dzień tak okrutnie nijaki?   jak stara, załkana, peerelowska matrona skropi dłonie, przeżegna się, uderzy swe żebra rozwali się krzyżem na ołtarza schodach jedno ramię to brusznia, drugie to telegraf   dziury po kulach w starych kamienicach, skrzypce stary grajek zarabia na kolejny łyk wódki serduszko wyryte na wilgotnej szybce bezdomny wyrywa Birucie złotówki   zarosłe chwastem pomniki pamięci o wojnie zarosłe flegmą pomniki pogromu, falangi ze scyzorykami w rękach, przemarsze oenerowskie łzy płyną nad kirkut silnicą, łzy matki   zalegną w kałużach na drogach, rozejdą się w rynnach wiatr wysuszy nam oczy, noc zamknie powieki już nie płacz, już nie ma kto słuchać jak łkasz i tak już zostanie na wieki
    • @Migrena to takie moje zboczenie które pozostało po studiach fotograficzno-filmowych. Patrzę poprzez pryzmat sztuki filmowej i w obrazach fotograficznej - z moim mistrzami Witkacym i Beksińskim. 
    • @Robert Witold Gorzkowski nie wiem nawet jak zgrabnie podziękować za tak miłe słowa. Więc powiem po prostu -- dziękuję ! A przy okazji.  Świetne są Twoje słowa o Hitchcocku. O mistrzu suspensu. "Najpierw trzęsienie ziemi a potem napięcie narasta." Czasem tak w naszym codziennym życiu bywa :) Kapitalne to przypomnienie Hitchcocka które spowodowało, że moja wyobraźnia zaczyna wariować :) Dzięki.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...