Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Pewnego razu, kiedy Słońce  zasłonił  horyzont, zabrało ze sobą jasność.

Potwór wyszedł z jamy i podążył na pobliską górę. Po przybyciu na miejsce,

wyjął lornetkę i zaczął obserwować, pogrążone w nocnej ciszy miasto.

Niewielka ilość lamp, dawała jedynie tyle światła, by doświadczyć cieni.

 

Pragnął zejść na dół, chcąc zaspokoić wielki głód,  chociażby jednym człowieczeństwem.

Jednocześnie był zmęczony wspinaczką. Pomyślał sobie: po co  tu wchodziłem.

Przecież mogłem od razu, pójść gdzie trzeba. No cóż. Widocznie tak musiało być.

A zatem siedział na kamieniu i spoglądał przed siebie.

 

Miał wspaniałą lornetkę, chociaż nie wiedział skąd. Skierował  na oświetlony pokój.

Zobaczył człowieka karmiącego dziecko. Łyżeczka jednostajnie szybowała,

między talerzem, a umorusanymi ustami. Jadło z apetytem. Widać było, że mu smakuje.

Jego twarzyczka kipiała radością. Mężczyzna też się uśmiechał, ale jakoś smutno.

Patrzył na mały prostokątny kartonik. Byłby z nich smakowity kąsek –

pomyślał potwór. Jednak ich oszczędzę. Za bardzo potrzebują siebie nawzajem.

 

Spojrzał w inne okno. Zobaczył człowieka siedzącego samotnie na kanapie.

Trzymał w ręce pistolet. Przyłożył  do głowy. Po chwili odłożył na stół.

Zaczął pić jakiś płyn z butelki. Wyjrzał przez okno. Po chwili  zamknął i zasłonił.

Potwór znowu pomyślał o tym, że jest bardzo głodny.

Lecz ten człowiek nie wyglądał na zadowolonego.

A może po tym całym koszmarze, będzie miał okazje przeżyć jakieś miłe chwile.

Nie mogę go zjeść.

 

Spojrzał w następne okno. Ujrzał kobietę i mężczyznę. Pieścił delikatnie jej ciało.

Najpierw rękami, a później ustami. Ona nie była gorsza. Co to to nie. Robiła to samo.

Gra wstępna – zajarzył potwór. Całował ją wszędzie.

W usta, czoło, pępek, oraz w takie miejsca, gdzie lornetka –

mimo wielkich wysiłków – zajrzeć nie mogła.

Obserwator był z lekka wnerwiony, ale pomyślał sobie, że da im spokój.

Nie będzie niewychowanym chamem.

W końcu, z tego całego podglądania, o głodzie zapomniał i usnął.

 

*

Na drugi dzień, kiedy wyjrzało Słońce wyzwoliło, nastał świt.

Mieszkańcy miasta, przyszli na górę.

A jeden z nich widząc, że potwór smacznie śpi,

wziął sztylet i wbiwszy go w tętniące serce, zakończył jego żywot.

Gęsty strumyczek krwi, jak czerwona wstążka zrodzona z cierpienia,

popłynął w kierunku miasta.

 

Następnie upiekli go i przygotowawszy wspaniałą ucztę,

jedli i radowali się do samego wieczora.

A gdy Słońce zaczęło tracić swój blask, poszli do swoich domów,

głośno rozprawiając o całym zajściu.

 

Lornetka cicho i spokojnie leżała na trawie, pośród porozrzucanych kości,

dziwnym trafem nie zauważona przez biesiadników.

Kryła w sobie zapamiętane obrazy.

Była zaprogramowana na różne sytuacje, w zależności od tego, co się wydarzy.

Nagle na okrągłych szkiełkach, pojawiły się trzy kropelki krwi.

Było ich coraz więcej.

W poświacie Księżyca, miały czarny kolor.

Po chwili leżała w mazistej kałuży,

a drgające wspomnienia tego, co zobaczyła, zaczęły ściekać w kierunku doliny.

 

Pewnego razu, kiedy Słońce zakrył  horyzont, nastał zmrok.

Potwór wyszedł z jamy i podążył na górę, by obserwować, w ciszy pogrążone miasto.

Doskwierał mu głód. Nie spiesząc się za bardzo, zaczął schodzić, obserwując okna.

 

*

 

Kiedy wyjrzało Słońce, wstał nowy dzień.

Nic poza tym.

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Bardzo dużo emocji, ale mimo wszystko to za mało na wiersz. Bezowocnia przykuwa uwagę, jako brak siły sprawczej, sił witalnych. W daremnym oczekiwaniu nieobecność ojca oznacza niemożliwość przekazywania dalej życia, więc wnętrze podmiotu lirycznego jest martwe. Zdaje on sobie jednocześnie sprawę z ułomności i jałowości własnej wyobraźni, którą bezskutecznie próbuje wypełnić puste miejsce.
    • fajne

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        niby pozornie wszystko to samo ten sam ocean ta sama woda ale już tyle nam powiedziano coś zrobić trzeba ująć czy dodać   noże wyciągnąć jakoweś wnioski zanim kolejna wybuchnie heca albo oznajmić w sposób najprostszy ludziom wokół cóż szkodzi obiecać   słysząc to księżyc z lekkim uśmiechem kiedy jest w pełni puści nam oko na wodzie fale wiatr nagle wznieci ludzie się zbudzą kiedy przemokną :))  
    • Trzymaj moją dłoń tak mocno jak tylko będziesz mógł Kojącym snem podkreślaj swą widoczność  Do najżyczliwszej skroni tul   Teraz jest o wiele bardziej chciwy Twej obecności umysł mój Dziel sercem swym jak najuczciwiej Emocjonalny wdziewaj strój   Nie puszczaj mnie i w dal nie wpychaj Tysiącom kroków złych W zlęknionej bańce nie oddychaj Nie odnoś sił na życia strych   Za rękę trzymaj mnie tak mocno Jak tylko będziesz mógł  Poczekam tu w tej bezowocni Wyimaginowany ojcze mój
    • @Konrad Koper tak mnie bardzo:) dziękuję za miły komentarz:)
    • Lubili się. Oprócz nienagannego wyglądu łączyły ich lata terapii i te samotne noce w szpitalu. Gry w planszówki i awersja do telewizora, przełamana z inicjatywy Grześka "Planetą małp. Ewolucją". Nieraz była mowa o "Miodowych latach"- tyle z mainstreamu. Cały świat był ich. Byli niekonformistami. Zawsze pod prąd. Buntowali się przeciw mainstreamowi. Najpierw uwodzili się grając w grę planszową, a potem szli do łóżka. Iskry, wiadomo. - 5 minut patrzymy sobie w oczy? - Yes. Taki ich mały fetysz. Nieprzebadany naukowo, według Grześka. To nic. Pomaga. Ustawił stoper na 5 minut i 20 sekund ( z zapasem, rzecz jasna). Usadzili się wygodnie, naprzeciw siebie. Gwiazdy sypały się z jego oczu. Milczeli przez 5 minut, ale opowiadali sobie dużo, przez te oczy. Stoper dał znać o płynącym czasie. Poszli przygotować coś do zjedzenia. Jego długie palce powoli wyciągał chleb z worka. Paulina i Grześ mieli plany połączyć się na wieczność.   - Do Bartka czuję miłość. Do Ciebie czuję przeważnie obojętność. - A- ha ...( W środku Paulina się gotowała) - Chcesz nad tym popracować? - Nie.     Paulina wzięła torbę i załakładając buty oznajmiła że idzie na spacer. W nerwach nie mogła zamknąć domu. Chciała się znaleźć jak najdalej. Od niego. Pogoda była dojmująco piękna. Jej krok dostosowała do przeciętnej prędkości przechodniów, czyli jak na nią, szybki. "Nie ma problemu"- mówiło jej tempo. Oczywiście, że jest. Właśnie miłość jej życia oznajmiła, że woli swojego bratanka od niej. I może nad tym popracować. Pracować?! Przecież, kurwa, jesteśmy ze sobą od 1,5 miesiąca i nic innego nie robimy tylko pracujemy, robimy rzetelnie ćwiczenia z książki psychologa- coacha, byliśmy nawet u specjalisty. Szła przed siebie, idąc tam, gdzie panuje beztroska. Tam, gdzie nie obawiała się niczego. Kiedyś tam piła piwo i powodowała zawroty głowy, kręcąc się na karuzeli. Na miejscu nie było nikogo, oprócz jednego mężczyzny. Zawróciła i szła dalej, przed siebie. Doszła do domu rodzinnego. Po drodze zawibrował jej telefon. Odczytała dopiero na miejscu. - Jesteś już. - Tak. Sama, bez Grześka. BEZ niego. Nie wiem co się dzieje ... Powiedział, że czuje do mnie obojętność. Wyszłam na spacer, on pisał, że też poszedł się przejść.   Zjadłam sama naleśniki i nie czując już głodu położyłam się, na wpół siedząco. Zadzwonił. On. - Cześć, Grzesiek. - Cześć. Rozstajemy się. - Ale jak to? Jesteś pewien? Ja nie chcę. Chcę to ciągnąć! ... - Rozstajemy się. - ok - Kiedy zabierzesz rzeczy?     Pustka. Nie będzie już wspólnych spacerów, śniadań, kąpięli czy wypadów. Czuje, że coś podnosi ją na duchu, nie pozwala jej dotknąć dna. To substancja, którą ma we krwi, rozprowadzona po całym organiźmie; substancja stabilizująca nastrój, działająca przeciwpsychotycznie. Dzięki, o psychiatrio!
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...