Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Lata 80. Gawron.


Rekomendowane odpowiedzi

   Gawron miał zły dzień. Co prawda jeszcze przed południem wypił flaszkę wódki z sąsiadem, którą tamten kupił za zadatek na drewno, które mieli kraść nocą w rządowych lasach dla kupca z miasta, ale wytrzeźwiał prędko i teraz siedział nad talerzem zalewajki i leniwie odławiał pływające w niej muchy, odstawiając je łyżką na porcelanowy brzeg.

    Muchy latały jak oszalałe, z szalonym bzykiem łączyły się w pary a potem kończyły gwałtowny lot w gorącej zupie. Gawron myślał, że to na deszcz, a jeśli będzie deszcz to nie pojadą do lasu i kupiec nie da następnej zaliczki i nie będzie za co wypić po robocie. Dlatego był zły.

    A jutro święto, Matki Boski Zielnej, i żadnej roboty. Bo stary Gawron to katolik z dziada pradziada i kiedy leśniczy zaproponował mu rankiem prace przy zrywce, wypiął się tylko na niego i rzekł wprost: - Panie leśniczy, ja we święto robił nie będe, bom jest katolik.

   Dlatego jeśli spadnie deszcz, jak na to wskazują samobójcze loty much, to jutro, we święto, także nie będzie za co wypić.

   Osunął nogą usmarkanego bachora raczkującego na golasa po szorstkich deskach podłogi i z nową nadzieją spojrzał na swoją kobietę, krzatajacą się przy garach.

   - Hanka, nie masz tam co? - spytał ostrożnym głosem.

   Kobieta nic nie odrzekła. Schyliła się po drewna wypinając na niego szeroki zad obciągnięty brudną kiecką, pogrzebaczem otworzyła drzwiczki kaflowego pieca i dorzuciła do ognia. Było gorąco, otarła rękawem pot z czoła a potem zamieszała w wielkim garze z ziemniakami dla świń.

   - Pytałem - Gawron z trudem powstrzymał wybuch złości - czy nie masz tam czego?

   - Nie - warknęła niewiasta.

   Chłop milczał chwilę. Był pewny, że kobieta schowała gdzieś flaszkę na wszelki wypadek, ot, choćby dla leśniczego gdyby się znienacka pojawił. Flaszka była wtedy po to, żeby leśniczy raczył nie zauważyć  drewna na furze pod stodołą.

   - Pierdolisz - powiedział chłop po namyśle. Był pewny, że w domu jest flaszka i od tej nagłej pewności poczuł ssanie w środku, nie do zniesienia.

   - Już dzisiaj wypiłeś swoje - powiedziała kobieta nie patrząc na niego.

   - Ale coś masz tam jeszcze.

   - Nic nie mam. Wczoraj wszystko żeśta wychlali.

   - Chuj z takim piciem – Gawron podrapał się po czuprynie.

   Znowu myślał. A może kobieta nie ma tej flaszki? A nawet jeśli, to powinna przynajmniej mieć na flaszkę. Ukrywa przed nim pieniądze, a to on przecież ciężko haruje w lesie żeby dziecka z głodu nie pozdychały.

   - Kobieto - zaczął łagodnie, przyglądając się jej bacznie - Bez butelki Maniek nie pojedzie do lasu.

   - To niech nie jedzie - głos kobiety grzmiał jak wyrok. - Tyle mi z tego, że przez trzy dni bedziesz chlał bez przystanku. Tyle mi z tego twojego jeżdżenia do lasu. Leśniczy był wczoraj, mówił że jest robota przy zrywce...

   - Pierdole jego robotę - chłop zerwał się na nogi. Poczerwieniał ze złości: - Żeby chuje chcieli chociaż jako uczciwie płacić. Najebiesz się od rana do wieczora i gówno z tego jest.

   - Z tego gówna - kobieta krzyknęła w twarz mężowi - inni dobrze żyją i jeszcze domy stawiają.

   - Chuj z nimi - mruknął chłop. - Ja za takie pieniądze robił nie bede. A inni niech se ta robią.

   - Stodoła się wali - kobieta wróciła do mieszania w swych garach.

   - Daj na flaszkę - chłop szybko wyczuł okazję. - Maniek też potrzebuje desek, naszykujemy dziś drewna...

   - Na stodołę?

   - To myślisz, że ja o tym nie myślę po nocach? Ale zawsze to, czy tamto, daj temu czy innemu. Ale teraz będzie dla nas, urżniemy desek i bali, ja jemu pomogę on mnie... Ale on daje konia i furę, a ja gołe ręce do roboty ino…

   - I nie uchlejeta się? – spojrzała na niego podejrzliwie.

   - A po co? Żeby drzewo którego przycisło?  Po jednym tylko łykniemy, żeby siła była. A jakby leśniczy się napatoczył, czy co?

 

   Udało się. Szedł potem przez wieś czując na sobie ciekawskie spojrzenia wysiadujących przed plotami bab, aż w zachwaszczonym rowie dojrzał najpierw parę kaloszy a zaraz potem skuloną postać w poplamionych szaroburych łachmanach.

    - Maniek, to ty chuju tam leżysz? - zawołał.

Ale chłop w rowie nie poruszył się, więc ostrożnie nachylił się nad nim, pilnując by mu flaszka zza pazuchy nie wyleciała, obrócił go trochę i upewniwszy się, że to nie Maniek zostawił lezącego w spokoju i  szedł dalej ku centralnemu punktowi wsi, gdzie stała remiza strażacka.  Przy niej był sklep.

    Za remizą , w zaciszu głównego budynku i dostawionych garaży, na wygniecionej trawie pośród kolorowego szkła ze stłuczonych butelek, kapsli i korków z białego plastiku, paczek  po papierosach i przeróżnych papierów, w całym tym śmietniku od rana do wieczora pito wszystko co tylko dało się wypić:  wina owocowe, ciepłe piwo, wódkę  na kartki a czasem ktoś przynosił mętnawy bimber albo butelkę brandy. Niektóre gęby stale tam można było spotkać, te najczerwieńsze, obrzmiałe pod rozczochranymi czuprynami  klejących się włosów, z małymi oczkami uważnie badającymi każdego nowego przybysza który mógł stać się sponsorem kolejnego łyka jakiegokolwiek alkoholu, a w najgorszym przypadku mógł poczęstować papierosem.

   Gdy Gawron wyłonił się zza rogu, powitało go wiele szerokich uśmiechów odsłaniających brązowoczarne uzębienia pełne ubytków, bo dostrzeżono flaszkę i natychmiast powiało nadzieją.

- Co się chuje gapicie - zagadnął Gawron i stanął w rozkroku. Celowo zachwiał się lekko by sobie nie myśleli, że nic jeszcze nie wypił.

Odezwał się powszechny bełkot.

- A co tam masz, kurwa? 

- Chodźno tutaj.

- Tutaj siadaj, Antoś.

- Chodź tutaj, coś ci powiem…

    Zapraszano go ze wszystkich stron, od każdej kilkuosobowej grupki siedzących na trawie i półleżących chłopów leciały słowa mające go zwabić, a tylko ci którzy już spali całkiem pijani, nie brali w tym udziału.

Gawron zaś kołysał się nad tą całą hałastrą, dumny ze swojej flaszki i z tego, że myślą iż jest już dobrze wypity a jeszcze ma co, i szukał spojrzeniem Wacka.

Dojrzał go w końcu pod ścianą garażu, śpiącego w siedzącej pozycji, z głową luźno zwieszoną na ramię i ruszył do niego.

- Gdzie idziesz, chuju? - zagadywano go po drodze, a niektórzy nawet próbowali  go łapać za nogawki spodni.

- Spierdalaj - odpowiadał ustawiczne, aż przedarł się w końcu do Wacka i kopnął go w nogę.

Ale Wacek spał mocno, charczał oddychając ciężko a od otwartych ust spływała mu na rękaw strużka bladych rzygowin. I zmoczył się przez sen, plama wilgoci na drelichu ciągnęła się od krocza prawie do kolan.

- Zostaw go, on już gotowy - odezwał się chłop sikający obok po rynnie.

- Kurwa, mielimy jechać do lasu - Gawron nie wiedział co robić.

- Z nim, kurwa, chyba tylko do stajni. Masz żyda?

- Jakże, zadatek już wzięty. Chuj by to strzelił.

- Jak jest żyd, to mogę z tobą pojechać.

Gawron myślał. Skąd Wacek miał na wódkę? I na dodatek pił bez niego. To ci przyjaciel. Nagle naszło go podejrzenie. Pewnie wziął większy zadatek i nie podzielił się  z nim po równo. Jeśli tak, to on go pierdoli.

- Pierdole go - powiedział do chłopa który skończył sikać i właśnie zapinał z trudem rozporek.

- Co, wyrolował cię chuj?

- Pierdole go. Jak nie masz co robić, to jedziemy.

I tak, wciąż z nienapoczętą butelką czystej wódki Gawron opuścił kolegę i plac pełen innych kolegów, i zataczając się jeszcze mocniej niż poprzednio szybko obszedł garaż by znaleźć się w bezpiecznym miejscu za rogiem przy łanie żyta.

Jego nowy towarzysz porzucił  zapinanie rozporka i wyrwał za nim.

- To chuj, tak cię urządzić, umówić się na robotę i spić się zaraz - współczuł Gawronowi kiedy już wymościli sobie miejsce na miedzy pośród zbóż.

- No właśnie - przytaknął Gawron. Rozpierała go duma. Miał flaszkę, a ten Lis to jednak porządny gość.

- Ja bym  tego w życiu komu nie zrobił  - kręcił głową Lis.

- Kurwa, ja też nie - Gawron czuł, jak wzbiera w nim uczucie szczerej przyjaźni. Już się nie wahał. Zdecydowanym ruchem sięgnął po flaszkę i z kamienną twarzą uderzył w denko. Lis udał, że chce go powstrzymać, wybełkotał cicho - Co tam, nie po to przecie..., ale klamka zapadła.  Podlec z tego Wacka. Jeden ruch jeszcze i nakrętka puściła.

- Może coś na przepitke? - rzucił Lis.

- Masz forsę?

- Nie, dziecku dałem na lody...

- To i ja nie mam, zaniesła księdzu.

- Tym, kurwa, dobrze. O nic się, kurwa, nie martwią.

- Właśnie. A ty myśl bez ustanku, człowieku. Los pierdolony. Masz, walniemy po jednym.

- Z gwinta?

- A co: z gwinta?

- Jasne. Ty jesteś w porządku, Gawron. A ten Wacek...

- Ja go pierdole.

- Pewnie, chuj z nim, jak on taki kolega.

Pociągnęli ostrożnie i krzywiąc się połykali na przepitkę ślinę.

- Gdzieśta mieli jechać? - spytał Lis z troską w głosie.

- Na chłopskie lasy. Jakiś chuj z miasta kupił las po Dudku i spuścił wczoraj kilka ładnych sztuk. Leżą tam przy drodze, tylko zarzucić na furę.

- Odbite?

- To właśnie, że jeszcze mu leśniczy nie odbił.

- No to już się nie będzie musiał fatygować. Nakupujo chuje lasów i wszystko by chcieli powywozić.

- Ze wsi wszystko do miasta idzie. I gówno człowiek ma z tego.

- Ja ci pomogę  Gawronku. Nie żeby za coś. Weźmiemy mojego konia i z tobą pojadę.

- Ty jesteś kolega.

- Z Wackiem żeś chciał jechać...

- Nawet mi o nim nie gadaj, chuju jednym. Przyjaciela tylko w biedzie poznasz. Napij się jeszcze.

- Zostawmy, w lesie się napijemy.

Wielka wdzięczność wypełniała Gawrona.  Pewnie, chuj z tym Wackiem. Lis jest przyjaciel, serce mu okazał. Rzadko jakoś do tej pory ze sobą gadali, nawet nie wiedział jaki to porządny jest facet.

Zakręcił starannie butelkę, schował za pasek spodni i powoli wygramolili się ze zboża. Spojrzeli sobie w oczy i usciskali się mocno za ramiona, a potem pocałowali.

- Połowa zysku dla ciebie - sapnął Gawron. - Też musisz coś z tego mieć.

- Dobra, pogadamy jak towar będzie u żyda.

- Wszystko ustalone, nie bój się nic.

- Ja się nie boję.

- Pewnie, tak tylko mówię.

Wyszli na asfalt drogi i  skierowali się ku domowi Lisa. Ciężkie deszczowe chmury poszły bokiem, przetarło się i wyjrzało ciepłe wieczorne słońce.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • każde dno ma drugie dno każda choroba jest chora każde lustro odbiciem każdy brat ma brata każda racja racją   ale nie każdy może być szczęśliwym  nie może ziścić swych marzeń bo życie go nauczyło o nie się potykać 
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Witam - kościół powinien świecić skromnością - dzięki za czytanie -                                                                                                 Pzdr.serdecznie. @violetta - @Jacek_Suchowicz - @Marek.zak1 - @Łukasz Jasiński wszystkim wam dziękuję za komentarze - 
    • Ona nie wie czy dalej kocha, nie wie co czuję, kiedyś cieszyła, dziś w serce mnie kłuje, nie wiem co z tym zrobić, gdyż nadal ją kocham, chciałbym umrzeć spłonąć odpłynąć gdzieś w otchłań, w pustkę się zmienić, owa w mym sercu teraz gości, nie ma w nim już ani krztyny szczęścia czy radości, chcę umrzeć zniknąć lecz śmierci się boję, co mam robić? - nie wiem  we własnych łzach tonę.
    • @Ajar41 - @Rafael Marius - @helenoir - dzięki - 
    • Rachael * Znalazłam w niepamięci mały okruch czasu, Lecz boję się go dotknąć i dokładnie zbadać.  Zrobiłeś to specjalnie? Powiedz mi od razu… Dlaczego wątpliwości mam odczuwać nadal?   Wiesz dobrze, czemu światłem skrzy się bursztynowym, Bo przecież, tak naprawdę wiemy to oboje. Uciekłam - będą szukać. Co mam teraz zrobić? Powtarzasz, że wspomnienia nie są nawet moje.   Widziałeś je, nieprawdaż? Mów, i nie udawaj, Jak gdybyś miał tajemnic nie zobaczyć nigdy. Czy teraz, gdy przed tobą stoję całkiem naga, Wciąż pragniesz, bez wahania, ścigać mnie, jak inni?   Chcesz milczeć? Więc dlaczego, gdy rozpinam włosy, Odczuwasz, na nadgarstkach, sto tysięcy muśnięć? Przemienię cię za chwilę w najprawdziwszy dotyk, A kiedy będziesz gotów, zmienię siebie również.   I będę, wręcz na przekór, delikatne dłonie, Przeplatać przez rozgrzane opuszkami ciało. Impulsy, tuż pod skórą, iskrzą pobudzone; Nie znałam tego wcześniej. Powiedz, co się stało?   Zaufać mam wspomnieniom? Wybacz, nie potrafię, I coraz bardziej przez to siebie nie rozumiem. Ciekawość tak bezczelnie sny obraca w jawę; “Pocałuj mnie” - do ucha ciągle podszeptuje…   I działa, jakby była nieskończoną siłą, Na którą całe życie, dotąd miałam czekać. Pod skórą, jakże blisko - pozwól - niechaj płyną! Pocałuj mnie, dotykaj. Zrób to proszę, Deckard.   ---   * - replikantka, w której zakochuje się, z wzajemnością, główny bohater filmu Blade Runner, Rick Deckard.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...