Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano
Oto on. Bluźnierca. Człowiek bez zasad i honoru w podartych łachmanach czasu wykrzykujący swe obłędne teorie. Pośród milczącego tłumu zaciętych twarzy, rośli strażnicy wiodą go ku nieuchronnemu przeznaczeniu, by dzielił poprzedników losy. Zapłonął już stos, błogosławiony ogień liże bose stopy szaleńca. Skwierczą obrazoburcze słowa, szepty i historie, spopielająca się na czarny wiór. Umierają obłąkane myśli i wynaturzone zdania, na płomieniu ulatując do nieba, z wariacką duszą pospołu...A gdy upiorne widowisko poczyna chylić się ku końcowi, chłosta szyderstw, groźnych pomruków i krzyków odprowadza go ku nieznanej przyszłości. Tak oto kończą odmieńcy, burzyciele ładu zarażający śmiertelną paranoją, pozostaje po nich kupka popiołów i milcząca iskra wśród blasku gwiazd.
Ale czy na pewno....? Oto mały chłopiec, sierota, ledwie od ziemi odrosły, niewielkimi stópkami, kroki niepewnie stawiając drepce ku pogorzelisku. Małe węgielki spoczywają cicho, zupełnie nieporuszone dramatem, jaki się rozegrał - nie znają czasu i cierpienia, dni i nocy, owi niemi świadkowie wydarzenia. Przygasły już, choć bije z ich ciał jeszcze ciepło wczorajszej nocy. Maleńka dłoń wyciąga się ku nim z ciekawością, gorącej spalenizny sięgając nieroztropnie...żar rączkę drasnął... syk bólu otwiera palce instynktownie, rozżarzona jeszcze czerń na miejsce spoczynku powraca, do swych sióstr i braci, ponownie układając się do sprawiedliwego snu, pozostawiając dziecinę w bólu.Pod przymkniętymi powiekami niewinnego poczyna wzbierać mieszanina smutku, gniewu i żalu, powolnie przeradzając się w cichutki szloch. Łezka wyślizgnęła się spod oczu i spadła, uderzając w nagi grunt. Dokonało się! raniący kamień nie był jedynie odłamkiem przypadku!
Zaklęta krwią sprawiedliwego skała zwierciadła duszy symbolem jest przeniesienia. Tak oto następuje wieczne, nieśmiertelne odrodzenie, powtarzające się nieustannie od zaczątku dziejów, nieuleczalnej choroby ludzi, dziwacznej szpetoty - przez każdego postrzeganej odmiennie.
Obradują nad tym mędrcy i filozofowie, politycy i generałowie, jak tę paskudę z ludzi wygnać, na zawsze wypędzić, zamknąć w skrzyni pod ciężkim wiekiem, aby zmarniała, uwiędła pośród mroku, skryta na dnie najgłębszym. Trwogą napełnia serca jej groźne oblicze, wzrok pełen światła i oczy płonące boskim miłosierdziem. Przed nią pierzcha wszelaka ciemność, najpotężniejszy nawet mrok, w trwodze umykają przerażone zjawy i upiory.
Ona jest tylko jedna. Nieśmiertelna.
PRAWDA, najgroźniejsza z zaraz ludzi.
Zbigniew Herbert, najwybitniejszy (w moim odczuciu) z poetów jakich kiedykolwiek nosiła nasza rodzima ziemia, powiedział niegdyś, iż
"... Wiel­kie naz­wiska up­rawdo­podob­niają naj­większe idioty­zmy, gdyż tłum ma naiwną pew­ność, że wiel­cy ludzie bredzić nie mogą...". Słowa te padły wiele lat temu, ale ich aktualność prawdopodobnie nigdy nie przeminie. Dopóki ziemia będzie się kręcić wokół słońca, rzeki będą rzeźbić swe koryta, a morze nie wystąpi z brzegów, kończąc ten liczący sobie miliony lat spektakl, dopóty historia nieustannie się będzie powtarzać.
Nieliczni mędrcy i niezliczone rzesze "mędrców", kilkudziesięciu przywódców wartych zapamiętania i tysiące "przywódców" o których pies z kulawą nogą nie wspomni. Poeci i "poeci", pisarze i "pisarze", artyści i "artyści", arcydzieła i "arcydzieła"...oto jest dzieło naszej, podobno najlepszej, nauczycielki - złośliwy komentator doda, iż jest ona najznamienitszą, faktycznie, ale jedynie z gatunku tych, które nikogo nigdy niczego nie nauczyły. I, obserwując rzeczywistość, trudno nie będzie przyznać mu choć częściowej racji.
Są tacy ludzie, których ego, gdyby fizycznie istniało, sięgałoby najbardziej oddalonych gwiazd. Uważający się za autorytety, usiłują przewodzić ludzkości, lecz nie po to aby prowadzić ją na wyższe stadia rozwoju, lecz wyłącznie z powodu własnej próżności, która nakazuje im nieustannie ukazywać siebie jako istoty wyższe aniżeli inni członkowie społeczeństwa. Napuszone, patetycznie wzniosłe miny, o posągowej fizjognomii komicznie naśladującej pomniki i obrazy, mają pokazywać pozostałym ludziom nadrzędność ich autorytetu i mądrości, co jednocześnie - w ich mniemaniu - powinno dawać im prawo do podejmowania decyzji za innych.
W swoich oczach nie są oni podobni ludziom, lecz aniołom, które zostały zesłane przez kogoś tam (Bóg nie jest już "w modzie") by niosły ludzkości oświecenie za pomocą swych górolotnych cytatów i wzniosłych słów. Komizm ten, o dziwo, nie znajduje w ludzkości śmiechu lecz prawdziwą cześć. "Jeżeli ten człowiek tak mówi, to tak musi być!" - krzyczą Ci do ucha fanatycy, wywrzaskując dalej "nie kwestionuj, boś za mały aby zdanie takiego wielkiego człowieka podważać! Jak śmiesz!". Istna sekta wariatów, ogarów, czy też może psów pasterskich, które pilnują by żadna owieczka nie zboczyła z wytyczonej ścieżki, ani nie rozmyślała zbytnio nad jej sensem. Zadziwiające jak skuteczna jest cyrkowa tresura ludzi za pomocą propagandy i najniższych instynktów. Owi "akolici" gotowi są, bez żadnej zachęty ze strony swych przywódców, zetrzeć w proch tych, którzy kwestionują ich sacrum, podważając święte dogmaty "wiary" i autorytet jej "kapłanów", jednocześnie samemu szydząc z religijnych dewotów, których są lustrzanym odbiciem - ślepo zapatrzeni w swoich przywódców z rękami złożonymi jak do modlitwy, klęczą na posadzce z otwartymi uszami, chłonąc "mądre słowa" i oddając hołd. Rozchylone usta, wargi drgają, w oczach gromadzą się łzy wzruszenia - "wspaniałe! wspaniałe!" - rozlega się rzęsista burza oklasków po cudownym przemówieniu! Chóralny okrzyk zachwytu, istna ekstaza inteligentów, a może tylko tych, którzy ich udają, czy też zastępują po leśnej rzezi.

"Jakie to mądre!" - szepczą z podnietą jedni. "A jakie doniosłe!" - wtórują drudzy, "Sens życia został nam objawiony!" - krzyczą jeszcze inni. Cóż rzec, wlew mądrości do ich głów został dokonany. Potok wierzeń, rwąca rzeka inteligencji wpływa prosto do ich otwartych czaszek, przydając im inteligencji, przynajmniej w ich mniemaniu.
Idealna to symbioza między głupcami i ich Panami - ci zyskują we własnych oczach, a tamci w monetach, władzy i wielkości, rosnąc aż do nieba - istne olbrzymy nadętej niczym balon opinii.
Ale nie próbuj! Nie próbuj kwestionować, pytać! Zlinczują Cię jak najgorszego przestępcę, rzucając z nienawiścią kamieniami pozbawią życia. Nie waż się! Nie waż się podważać zdania lepszych od Ciebie - bogatszych, ze wspanialszym życiorysem, sławnych! Tyś jedynie włóczęga, poszukujący sensu, który oni już dawno znają boć im wskazano go palcem, a oni przyjęli do swych serc i mózgów. Tacy jak Ty burzą spokój świata i duszy, są wyrzutem sumienia, który osłabia "jedyną słuszną wiarę", siejąc w duszach ziarno wątpliwości, zmuszając do pytań.
Milczenie lub śmierć! Milczenie lub śmierć! Milczenie lub śmierć! - wrzeszczą rozjuszone tłumy ku bluźniercy, szaleniec na "kapłanów" się poważył! Bzdurą nazwał ich słowa! - nie posiada się masa z oburzenia, układając stos...
Wierzą ludzie, utuleni do snu przez czułe słowa swych wodzirejów, w najróżniejsze "prawdy objawione" i dogmaty. Zachwycają próżnymi frazesami i pustą mową tych, których za wielkich uznają - boć przecież wybitni ludzie bredzić nie mogą! - przyjmując ich poglądy jako swoje własne, choćby infantylne i zakłamane były aż do szpiku kości. Wtłoczeni w tryby potężnej propagandowej machiny nie umieją rozróżnić już zła i dobra, wielbiąc fałszywe przekonanie o "odcieniach szarości" lub "wielobarwnym świecie", szukając usprawiedliwienia dla swej obojętności. Trochę źli, a trochę dobrzy, zupełnie jak ten mąż bijący żonę, ale udzielający się charytatywnie - trochę zły, ale też trochę dobry. I już nie wiesz czy to bestia z ludzkim odruchem, czy człowiek z odruchami bestii.
Patrzą na Ciebie z nienawiścią, heretyku, nędzny łazęgo bez domu, wichrzycielu. A tyś jest jedynie jednym z tych, których dłoń niegdyś uraziła się o spalony kamień.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Czy wspomniana w tytule łączy się z czasem? Odpowiedź wydaje się być oczywistą. Popatrzmy zatem razem, Czytelniku. Najpierw w przeszłość, a kto wie - może zarazem do innego wymiaru? Tak czy inaczej: spójrzmy do świata istniejącego "Dawno, dawno temu, w odległej galaktyce... " George Lucas najprawdopodobniej celowo pominął innowymiarowe odniesienie, chociaż Gwiezdna Trylogia jest cyklem filmów, stworzonych przede wszystkim z myślą o Przebudzonych. Co oczywiście nie przeczy prawdzie, że i Nieprzebudzeni mogą je oglądać.     Popatrzywszy, przenieśliśmy się zarówno w czasie, jak i w przestrzeni. Moc samoukryta istotowo tak w jednym, jak w drugiej, skierowała nas na Courusant, stolicę Republiki, gdzie Zakon Jedi miał swoją Świątynię, a Galaktyczny Senat swoją siedzibę. Jesteśmy na jednej z ulic miasta, zajmującego - czy też obejmującego - je całe. Zgodnie ze słowami Mistrza Jedi Qui-Gon Jinna, skierowanych w jednej ze scen "Mrocznego widma" do Anakina Skywalkera: "Cała planeta to jedno wielkie miasto". Rozglądamy się,  widząc...      Widząc wspomniane miasto, złożone przecież nie z czego innego, jak z przejawów kultury architektonicznej właśnie. Wieżowców, które nawet przy wysokim poziomie technologii budowlanej uznalibyśmy za niesamowite. Jesteś, Czytelniku, pod sporym wrażeniem. Może dlatego, że to Twoja pierwsza tutaj wizyta? Ja jestem pod trochę mniejszym; wędrowałem już z Przewodnikiem po światach-planetach jego galaktyki.    Gdziekolwiek sięgnąć spojrzeniem, wokół czy do  góry po ścianach budynków, jest bardzo czysto. Na wysokości piętnastego piętra znajduje się pierwszy - najniższy - poziom ruchu pojazdów powietrznych. Przesuwają się powoli, niemalże dostojnie, jeden za drugim w tę samą stronę w zbliżonych odstępach. Przeciwny kierunek ruchu urzeczywiatniany jest pięć pięter wyżej, na wysokości dwudziestego. Jeszcze wyższy, biegnący ukośnie do wymienionych, to już dwudzieste piąte piętro. Dźwięki emitowane przez ich napędy są tu, na ulicy, prawie nie słyszalne. Idąc  kilkadziesiąt kroków w prawo od miejsca, w którym znaleźliśmy się, a przyłączywszy się jakby pochodu wytwornie ubranych ludzi, docieramy do imponującego gmachu jednego ze stołecznych teatrów. Najwidoczniej trafiliśmy do świata kultury wysokiej, chociaż - co jest nie tylko możliwe, ale wręcz prawdopodobne - są tu też sfery (przestrzenie? dzielnice?) zamieszkałe przez osoby kultury niższej. Nadchodząca z przeciwnego kierunku postać o charakterystycznie zielonej skórze wydaje się być Mistrzem Yodą. Zatrzymuje się przy nas.     - Udajecie się na przedstawienie? - pyta głosem, brzmiącym dokładnie tak, jak we każdym z epizodów. Gdy tylko odpowiedzieliśmy, Moc - najpewniej według sobie tylko znanego powodu - przenosi nas bądź przemieszcza na Endor. Do porastającej całą jego powierzchnię puszczy, zamieszkałą z dawien dawna przez Ewoków. Których kulturę trudno, z racji etapu ich cywilizacyjnego rozwoju, zaliczyć do wyższej. Wygląda na to, że w naszej podróży mamy więcej szczęścia niż swego czasu Luke ze Hanem i Leią: napotkany tubylec okazuje się należeć do starszyzny miejscowego plemienia. Rozmowa przy ognisku, po wzajemnych prezentacjach, opowiedzeniu skąd pochodzimy i po ich, hałaśliwych co prawda, relacjach z niedawno stoczonej bitwy ze imperialnymi  szturmowcami, przechodzi do tematu kultury zwierząt.    - Zwróćcie uwagę na przykład na ptaki - zagaja jeden ze Starszych. - Trudno odmówić im pewnych zwyczajów, a nawet rytuałów, prawda? Taniec godowy... sposób budowy gniazd przez określone gatunki... ozdabianie tych pierwszych według osobistych pomysłów - których pojawianie się oznaczać może albo wyobraźnię, albo impulsy Mocy... wspólne dbanie o pisklęta..  wreszcie szacunek samców do samic - czy nie stanowią one przejawów kultury?                       *     *    *      Teraz spójrzmy w przyszłość. Odległą z naszego - obecnego punktu widzenia - bowiem rok dwa tysiące trzysta pięćdziesiąty minął sto dwadzieścia trzy lata temu, mamy więc dwa tysiące czterysta siedemdziesiąty trzeci. Śmierć jako jednostka chorobowa przestała istnieć,  a wraz z nią - czy też raczej przed nią - wyeliminowano starzenie się organizmu. Ludzie żyją jako wiecznie młodzi. I nieśmiertelni. Wizja z filmu "Seksmisja" została daleko w tyle. Setki, jeśli nie tysiące godzin badań i technologie medyczne doprowadziły do  przełomu, umożliwiając zaistnienie takiego właśnie świata. Bez względu jednak na to, czy jest to utopia, której istnienia pilnują członkowie specjalnie wyszkolonych oddziałów, czy taki świat może rzeczywiście zaistnieć - a może już zaistniał - w jednym z askończonej ilości wymiarów, kultura tamtejsza wyrasta wprost z ówczesnej - naszej. Wyrasta jako przejaw części ludzkiej natury, azależnej od czasu i przestrzeni. Od planety.  A nawet od wymiaru, o ile kultura stanowi cząstkę także ludzkiego - umysłu, ale i duszy. Azależnej od jakiegokolwiek organizmu, mało tego: wpływającej nań energią przeżytych doświadczeń.    Minął świat - a może jednak trwa? - przedstawiony w gwiezdnowojennych Trylogiach. To samo pytanie można postawić, albo żywić wątpliwość, odnośnie do starożytnych światów: chińskiego, hinduskiego, grecko-rzymskiego, lechickiego czy też słowiańskiego wreszcie. A może nie tylko ich?     Jakkolwiek jest, kultura płynąca z tego samego źródła, od którego pochodzą czas i przestrzeń, zdaje się mieć metafizyczny - w dosłownym znaczeniu tego wyrazu - charakter. Dlatego łączy z istoty swojej natury. I dlatego dzieli; tak samo jak prawda, z tego samego powodu. Światy duchowe, materialne i te funkcjonujące na przenikalnej przecież granicy. Świat ludzi i świat tych zwierząt, których poziom świadomości kieruje do tworzenia i utrzymywania zorganizowanych społeczności, jak na przykład pszczoły, bądź czy też oraz do zakładania rodzin.     Bowiem czy łączenie i dzielenie nie stanowią dwóch stron tej samej całości?      Kartuzy, 25. Listopada 2025 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Smutek  Otwiera każde drzwi    A miłość  Ukrywa się    W leśnej gęstwinie    Co jest między nami  A co przeminie    Nigdy nie poznasz prawdy    Bo już nie otworzysz Żadnych drzwi   
    • jak to jest nikt nie wie do jednych kobiet stoi kolejka a innych nikt nie zauważa i mężczyzn powie pan tak to racja i mężczyzn   one takie zwykłe nijakie krzątają się w kuchni teatrze oni zwyczajnie przeciętni kran wymienią coś dokręcą cóż w nich jest takiego   inne na rzęsach stają tak długich że oczy zakrywają inni wciąż na siłowni twardzi prawie że ze stali mimo to kolejki nie ma   tylko ciągłe przyjęcie towaru
    • mam cię wszędzie, blisko, pewno, światłem, w mięśniach, dziś bez jutra. gdy bujamy się do techno, gdy szukamy czegoś w chmurach.   mam nadgarstki dogmatami rozświetlone słono, lepko. kogoś mamię? ktoś się mami, ktoś zlizuje z nich twą rześkość.   mam modlitwę rozpieszczoną pod językiem, a w niej ciebie. bliskość, pewność moją chłoną. zanim świt - pobędą w niebie.
    • @violetta czasami. Niektórzy. Dzięki za zajrzenie :)  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...