Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Chrzest - najlepsza rzecz która przytrafiła się Polsce


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Korzyści jakie odnieśli Polacy dzięki przyjęciu chrześcijaństwa naszym zdaniem są niewymierne. Niewątpliwie pierwszym widocznym, zupełnie nieoczekiwanym skutkiem przyjęcia przez Polskę w 966 roku chrztu było upodmiotowienie naszego kraju na arenie międzynarodowej.

 

Chrześcijaństwo dało słowiańskim ludom, zamieszkującym ziemie między Odrą i Bugiem, trwały fundament umożliwiający budowę silnego państwa. Na bazie wspólnych wartości opartych na cywilizacji chrześcijańskiej, w ciągu kilku wieków, na terenach polskich ukształtował się jednolity naród. Powstanie polskiej wspólnoty narodowej jest więc bez wątpienia drugą fundamentalną korzyścią związaną z rozpowszechnieniem chrześcijaństwa w Polsce.

 

Pierwsi biskupi i księża na ziemiach polskich nie byli Polakami. Przybywali do nas przeważnie z Czech, Niemiec, Włoch, czy Francji, a więc z państw, w których chrześcijaństwo istniało już od stuleci. Podobnie było z zakonami, np. cystersi wywodzili się z Francji, benedyktyni z Włoch, a słynni z obrony Jasnej Góry paulini z Węgier. Czas spowodował, że zarówno duchowieństwo parafialne, jak i zakonne uległo polonizacji.

 

Od początku polskiej państwowości duchowieństwo było najlepiej wykształconą warstwą społeczną w Polsce. Stan taki trwał przez wiele kolejnych wieków, dlatego, obok obowiązków typowo sakralnych, duchowni pełnili również obowiązki administracyjne związane z funkcjonowaniem państwa. Prawie do końca osiemnastego wieku to na Kościele katolickim spoczywał obowiązek kształcenia młodego pokolenia Polaków. Rolę tę dopiero po wielu wiekach przejęło państwo. Przez prawie osiemset lat większość istniejących szkół powstawało przy parafiach lub klasztorach i zarządzanych było przez osoby duchowne.

 

Ze względu na specyficzne położenie geograficzne naszego kraju, z upływem czasu polski Kościół katolicki będący częścią Kościoła powszechnego uległ pewnemu rodzajowi specyficznej autonomizacji. Wynikało to z faktu, że prawie ze wszystkich stron otaczały nas kraje niekatolickie. Na wschodzie była to prawosławna Rosja, na południowym – wschodzie islamska Turcja, na północy i zachodzie protestanckie kraje niemieckojęzyczne, a na południu husyckie Czechy. Wśród nich, jedynie Polska pozostała bezwarunkowo wierna papiestwu. Wielowiekowa, nieustępliwa walka z ekspansją islamskiej Turcji spowodowała, że my sami zaczęliśmy uważać się za jedyny bastion cywilizacji chrześcijańskiej na wschodzie Europy.

 

Naród polski nigdy w swojej ponad tysiącletniej historii nie wyrzekł się ani swojej wiary, ani nie zwrócił się przeciw instytucji Kościoła. Były jednak narody w Europie, które z przyczyn często merkantylnych, z dnia na dzień porzucały wiarę przodków przechodząc na przykład na protestantyzm (jak Prusy Książęce).

 

Kościół polski nigdy nie był uważany za instytucję obcą, zewnętrzną. Jak to zwięźle ujął prymas tysiąclecia kardynał Stefan Wyszyński: polski Kościół zawsze był z narodem, w najtrudniejszych jego chwilach, i nigdy tego narodu nie zawiódł. Ta postawa była widoczna w momentach szczególnie dla narodu trudnych, czy nawet tragicznych. 

 

Mało kto już dzisiaj pamięta, że obiekty sakralne oprócz funkcji religijnych spełniały także często funkcje obronne. W obliczu najazdów mongolskich, tatarskich, czy tureckich ludność cywilna chroniła się w nich przed niebezpieczeństwem.

Chociaż kościoły i klasztory nie były zamkami, ani bastionami wojskowymi, to wznoszono je z myślą, by mogły pełnić funkcje obronne. Świadczy o tym sama etymologia słowa „kościół” wywodząca się od łacińskiego słowa „castellum”, czyli zamek.

 

Możliwości obronne zapewniała specjalna architektura, odpowiednio ukształtowane wieże, grube mury, ganki i okna strzelnicze. Kościoły i klasztory w średniowiecznej Polsce stanowiły bądź to samodzielne placówki oporu, (np. kolegiata w Tumie pod Łęczycą, klasztor ojców paulinów w Częstochowie), bądź były elementami fortyfikacji średniowiecznych miast (np. zespół katedralny we Fromborku).

 

Przez wieki nie było jednolitego stanowiska Kościoła katolickiego na temat wojny, możliwości udziału w niej chrześcijan, czy osób duchownych. Choć co do zasady wszyscy zgadzali się, że wojna to zło, jednak rozumieli, że konflikty zbrojne są immanentnie związane z ludzką cywilizacją. Pomimo różnorodnych wysiłków do dziś wojen nie udało się wyeliminować.

 

Jedna z najbardziej znanych opinii teologicznych na temat wojny pochodzi z traktatu „Państwo Boże” napisanego przez żyjącego na przełomie trzeciego i czwartego wieku biskupa Hippony świętego Augustyna (354 – 430). Był on zdecydowanym przeciwnikiem wszelkich wojen, uważając je za źródło zła, nieszczęść i śmierci. Rozumiał, że chrześcijanie muszą zająć wobec tego problemu jasne stanowisko.

 

To on po raz pierwszy użył pojęcia „wojny sprawiedliwej”, w której według niego chrześcijanie mogą walczyć pod pewnymi warunkami, na przykład w obronie własnego państwa przed agresją. Wykluczony jest natomiast udział w wojnie łupieżczej, agresywnej, niesprawiedliwej. Wykładnię tę potwierdził ostatni Sobór Watykański, wprowadzając do teologii pojęcie „prawa do obrony”. Uczestnicy soboru opierali się m.in. na pismach świętego Tomasza z Akwinu, według którego uprawniona obrona społeczeństw i jednostek na wojnie nie wyklucza nawet zabójstwa agresora, a prawo do obrony mają nawet katolicy co do zasady potępiający przemoc.

 

Według współcześnie obowiązującego Kodeksu Prawa Kanonicznego zawodowa służba wojskowa nie da się pogodzić ze stanem duchownym. Prawo kościelne zabrania osobom duchownym, kandydatom na kleryków oraz alumnom dobrowolnego zaciągania się do wojska. Jednakże odbyta wcześniej służba wojskowa nie stanowi jakiejkolwiek przeszkody w przyjęciu do stanu kapłańskiego. Duchowni mogą pełnić w wojsku jedynie funkcje kapelanów, udzielając żołnierzom sakramentów oraz porad duchowych.

 

Kapelani zawsze w polskiej historii byli integralną częścią naszej armii. Dopóki spełniali swoją zwyczajną posługę, nigdy nie budziło to sprzeciwu. Kontrowersyjny jednak stał się udział osób konsekrowanych w roli żołnierzy lub dowódców oddziałów wojskowych. Wiadomo, że udział taki był zabroniony, jako niezgodny z Dekalogiem, powołaniem kapłańskim, czy głoszonymi przez Kościół zasadami.

 

Były jednak czasy szczególnie dla Ojczyzny trudne, kiedy to kapłani przyłączali się do walczących nie tylko w charakterze kapelanów, ale także żołnierzy, czy konspiratorów. Przykładem takim jest ksiądz Stanisław Brzóska, który w Powstaniu Styczniowym zorganizował i samodzielnie dowodził oddziałem powstańczym, czy ojciec Marek Jandowicz, który był jednym z głównych inspiratorów antycarskiej rebelii zwanej Konfederacją Barską.

 

Tekst jest wstępem do przygotowywanej przez nas książki pt. „Krzyż i miecz”, której treścią jest udział duchowieństwa katolickiego w obronie Rzeczypospolitej. Zaangażowanie to było szczególnie widoczne, gdy Polska znajdowała się pod zaborami, w czasie wojen światowych, wojny polsko – bolszewickiej, czy późniejszej niewoli komunistycznej. Wielu księży katolickich, zakonników i zakonnic pomagało polskim konspiratorom, powstańcom i żołnierzom w różny sposób. Byli również tacy, którzy oprócz funkcji kapelanów pełnili i inne role. Walczyli z bronią w ręku, organizowali szpitale, kryjówki, punkty kontaktowe lub wspomagali konspirację.

 

Książka ma być hołdem złożonym wszystkim polskim duchownym zaangażowanym w walkę o niepodległość Polski, ale także całemu polskiemu Kościołowi, który na przestrzeni wieków nigdy nie porzucił narodu polskiego, lecz stał u jego boku.

Edytowane przez Gość (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niech Pan tą książkę zadedykuje wszystkim molestowanym dzieciom, prześladowanym uczonym, filozofom i reformatorom(patrz.Jan Hus),muzułmanom, poganom i heretykom(patrz.wyprawy krzyżowe).Moja nienawiść do tej zepsutej do cna, wyuzdanej i chciwej instytucji jest równie wielka jak jej struktury.To "czarna" mafia, która poprzez globalny sponsoring społeczny(czytaj.datki)stała się legalną organizacją przestępczą.Kościół nigdy nie stał i stać nie będzie po stronie ludzi szkodzących ich interesom i odsłaniających na światło dzienne ich zbrodnicze występki.Że odniosę się tutaj chociażby do kolaborowania z Adolfem Hitlerem papieża Piusa XII.To samo tyczy się Kościoła katolickiego w Polsce.Przecież polskie duchowieństwo w dzisiejszej odsłonie to nowy zawód a nie powołanie.I przecież to właśnie nikt inny jak księża doprowadzają teraz do podziału naszego państwa na lepszy i gorszy "sort".Kapłani nauczający przygotowania do życia w rodzinie.A to dobre :).W sumie czemu nie.Przecież wielu z nich ma anonimowe rodziny.Wszak żyją w celibacie.Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spokojnie, odrzuć swoje wszystkie uprzedzenia, i przeczytaj. 

 

Odniosę się tylko do wypraw krzyżowych, skoro uważasz je za takie strasznie złe.

 

Za takową (wyprawę krzyżową) można uznać też bitwę pod Warną z Turkami, dowodzoną przez polskiego króla, niestety przegraną przez Europejczyków, czy też bitwę pod Wiedniem i udział w niej Polaków, tym razem wygraną przez Sobieskiego. Czy zatem według Ciebie należy je potępić? Wolałbyś, żeby Twoja jakaś tam prapraprababka stała się muzułmańską branką? Ja rozumiem, że na temat wypraw krzyżowych masz słabą wiedzę, ale bitwa pod Warną, czy pod Wiedniem, a choćby pod Chocimiem, jako Polakowi są ci znane, przynajmniej hasłowo. Do obrony Europy wzywał papież, owszem, ale kto wówczas miał wzywać? I do czego miał wzywać, do wydania europejskich kobiet i dzieci do islamskich haremów? Żart. Wyprawy krzyżowe odsunęły na wiele wieków islamski podbój Europy.

 

Oczywiście, że w bitwach tych nasze rycerstwo na sztandarach oprócz znaków rodowych, czy królewskich miało także znaki i hasła religijne, bo oprócz obrony ojczyzny, czy nawet Europy przed zalewem islamu broniło też wyznawanych przez narody tu zamieszkałe wartości. Czyżbyś uważał, że nie powinniśmy się przed tym bronić? A taki cel miały wyprawy krzyżowe.

 

Podobnie w Prusach. Jeszcze kilkadziesiąt lat w podboju Prus oprócz krzyżaków brały udział kontyngenty polskich rycerzy z różnych stron kraju. Polacy, obok krzyżaków podbijający Prusy.

 

Ale czy to byłoby potrzebne, gdyby nie wcześniejsze wypady Prus na ziemie Mazowsza, pustoszenie wsi i miast. Tym bardziej, że tam było wówczas tyle plemion pruskich, że pokojowo nie było się z kim politycznie dogadać. Czy Konrad Mazowiecki sprowadziłby krzyżaków, gdyby Prusowie zachowywali się pokojowo. Wcześniej słane były pokojowe misje do Prus, święty Wojciech, zabity, i wielu innych. Dlatego tak się to później dla rdzennych Prusaków skończyło, że ich państewka przestały istnieć. 

 

Edytowane przez Gość (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Przecież wyprawy krzyżowe były niczym innym jak krucjatami po łupy a nie celem krzewienia nowej wiary.Zresztą wszystko to odbyło za zgodą ówczesnego papieża Urbana II.O czym my tutaj w ogóle dywagujemy?Wypady krzyżowców na islamskie ziemie to wymysł żądnych bogactw zwierzchników Kościoła a nie wola rycerstwa biorącego w nim udział.Proponuję Panu przeczytać "Kryminalną Historię Kościoła" Karlheinza Deschnera.Szybko zweryfikuje Pan swoje poglądy.Choć przyznaję chcąc być obiektywnym.Z tym - chrześcijanie dla lwów - ma Pan rację.Tak rzeczywiście było.I tego nic ani nikt nie zmieni.Pozdrawiam ponownie :)

Miło się z Panem rozmawia.Gdyż posiada Pan niewątpliwie ogromną wiedzę w tym zakresie.Chylę czoła.Tak jeszcze tytułem dygresji.Chyba tutaj przyzna mi Pan rację choć czy ja wiem? :).Zakon Templariuszy został powołany do życia przez Kościół katolicki i przez tenże sam Kościół zlikwidowany gdy zaczął zagrażać jego interesom.Do zobaczenia.Życzę ukończenia książki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Ast Voldur @Ast Voldur Szanowny Panie, tereny o których pan mówi, od wielu wieków należały do cesarstwa rzymskiego. Na wschodzie sięgało po Eufrat, tam były dwie wielkie rzymskie twierdze Dura Europos i jeszcze jedna, nie pamiętam teraz nazwy. Cesarstwo rzymskie obejmowało tereny dzisiejszego Libanu, Syrii, Turcji, część Arabii, Egipt, całe północne wybrzeże Afryki, Krym, północne wybrzeża morza Czarnego,  a nawet Armenia była terytorium zależnym od Rzymu.

Później tymi ziemiami po podziale cesarstwa władało cesarstwo bizantyjskie, prawosławne co prawda, ale chrześcijańskie. 

 

Islam powstał sześćset lat po Chrystusie i rozpoczął gwałtowną ekspansję. Ogniem i mieczem, dokładnie tak, powtórzę ogniem i mieczem. To islam był stroną agresywną, przez wiele wieków. Cesarstwo bizantyjskie zaczęło się gwałtownie kurczyć, aż do zupełnego upadku właśnie pod naporem najazdów islamskich. 

 

Podsumowując, chrześcijaństwo było na tamtych terenach 1400 lat, islam jest dopiero od sześciuset, więc trochę mu jeszcze brakuje, nawet według tzw. prawa zasiedzenia.

 

Gdy islam zaczął zagrażać centrum Europy, i samej Italii, z której korsarze islamscy porywali ludzi z wybrzeży oraz urządzali rajdy po łupy, dopiero wówczas dostrzeżono niebezpieczeństwo i wezwano do obrony Europy. W imię kogo miano tej Europy bronić. W imię obrony chrześcijaństwa. 

 

Szkoda tylko, że tak późno, i że pozwolono na taką ekspansję islamu.

 

 

Chrześcijaństwo było główną religią na tamtych terenach zarówno w cesarstwie rzymski, a później w Bizancjum, nie żaden islam, który jeszcze nawet nie istniał. Proszę zerknąć na mapę i dopiero później mówić. 

 

Wyprawy krzyżowe były zwykłą reakcją na barbarzyństwa i gwałty islamu. A jakiś Karlheinz Deschner pisze o wypadach krzyżowców na islamskie ziemie. Chyba raczy żartować bo jest pewny, że jego czytelnicy nie znają historii, i będą łykać jego rzekome prawdy objawione, jak kaczka proso.

 

 

Edytowane przez Gość (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A czy ja napisałem, że islam był główną religią na tamtych terenach? Proszę mi to wskazać w moim komentarzu.Jeśli chodzi o te wypady to moje spostrzeżenie a nie tego Pana.I tutaj akurat pozostanę przy swoim.Chyba Pan nie sądzi, że ktoś kto napisał IV tomy dotyczące tematu nie miał o nim bladego pojęcia.Czekam na pańską odpowiedź odnośnie Templariuszy.Popiera Pan mój osąd czy nie? I tyle.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Ast Voldur pojęcie może i miał, ale dużą chęć do manipulacji. Myślałem, że to wspomniany autor pisał o wypadach na ziemie islamu, skoro te ziemie przez setki lat należały do Bizancjum, i były mu stopniowo wyrywane przez islam. 

 

Co do Templariuszy, zgodzę się, że był założony przez Kościół, ale likwidacji dokonał bodajże król Francji Filip IV Piękny, bodajże ze względu na ich legendarne majątki.

 

Z tego co wiem, to Templariusze zaczęli sprzyjać mniej lub bardziej otwarcie sekcie Albigensów (Katarów) szerzącej swoje wpływy na terytorium północnych Włoch i południowej Francji. Zostali więc uznani za heretyków, i Filip miał wolną rękę do likwidacji tego zakonu.  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jest Pan dla mnie nieocenioną skarbnicą w tym zakresie.Podziwiam wiedzę i jestem zachwycony.Jeszcze tylko małe pytanko i nie zawracam gitary.Czy Filip IV Piękny przedyskutował ich likwidację z Kościołem czy nie? Przecież on również dobrał się do ich skarbca a więc musiał po cichu dać zezwolenie na takie posunięcie.

Rzecz jasna mojego pierwszego komentarza nie wyprę się nawet gdyby mnie łamano kołem :).Gdyż napisałem prawdę.Przecież historii nie da się zakłamać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, gdzie ta Twoja prawda, czyżby w tym zdaniu "kapłani nauczający przygotowania do życia w rodzinie". To absurdalny odlot. Przedmiot istnieje bodajże już od czasów komunizmu, nie wiem czy nie pod lekko zmodyfikowaną nazwą, i nigdy nie nauczali go duchowni. Nawet religii w wielu miejscach nie uczą duchowni, tylko katecheci świeccy. I reszta takich samych prawd jak z tym co powyżej:)))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Bogumił Wikipedia:

"Pierwszą historycznie potwierdzoną datą opisującą dzieje Polski jest rok 966, gdy książę 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

, władca obszarów mieszczących się współcześnie w większości w granicach Polski, przyjął chrzest. W 1025 powstało , którego pierwszym królem był syn Mieszka I, ."...

 

Z powyższego wynika, że Polska, jako kraj, nigdy chrztu nie przyjęła. Wciąż czeka, aby ją ochrzczono. Ta wiadomość to może być niezła gratka dla biskupów. Aż trudno mi sobie wyobrazić co by się działo...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Lach Pustelnik gdzie tu widzisz jakąś sprzeczność Lachu, Mieszko był formalnie księciem, bo bez chrztu nie byłby formalnie uznany przez cesarza rzymskiego de facto niemieckiego i papieża. Pozareligijną konsekwencją chrztu było wejście Polski, czy tam jak to nazywasz obszaru będącego w posiadaniu Piastów, była właśnie możliwość powstania samodzielnego politycznie odrębnego królestwa. To jedna z konsekwencji chrztu. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się, konsekwencje ochrzczenia Mieszka były takie, jak to wyłożyłeś powyżej. Wciąż jednak obstaję przy swoim: Polska, jak podmiot, rzecz czy cokolwiek innego, ochrzczona nie została. Używanie zatem określenia "Chrzest Polski" jest błędem, chyba że się przy tym zaznaczy, że takie określenie nie powinno być rozumiane dosłownie. Wiem,  że liczni kapłani lali i leją wodę święconą strumieniami na przeróżne rzeczy, czołgi, samochody, zwierzaki... Ale zdaje się, że to nie jest chrzczenie. Dzięki za odpowiedź,  ale moje wątpliwości pozostają nie rozwiane...). Przez kilkadziesiąt lat sądziłem, że w jakiś sposób to Polska, jako państwo, została ochrzczona. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Lach Pustelnik Takie "lanie wody" to poświęcenie, albo błogosławieństwo, ja ostatnio w ten sposób sobie poświęciłem ryngraf z wizerunkiem Cudownej Madonny w Gietrzwałdzie. Takie kropienie różnych rzeczy, ludzi, czy nawet inwestycji, różnych wytworów człowieka to bardzo popularny obyczaj. Dodaje wiarygodności i mocy. W sumie jeśli traktuje się to tylko w kategoriach staropolskiego fajnego obyczaju. Ci, którzy w to nie wierzą, też korzystają przecież z różnych amuletów, zamawiają rzeczywistość, czy wkładają choćby czerwone majtki na maturę, i nikt się temu nie dziwi, nie wracają do domu po zapomnianą rzecz przed udaniem się w podróż, albo zawracają, gdy czarny kot przebiegnie im drogę. Co kto lubi. Ja tam niczemu się nie dziwię. Ostatnio, jakieś dwa miesiące tum, poprzedzający mnie samochód zatrzymał się na poboczu, gdy czarny kot przebiegł mu drogę. Ja przejechałem, a kierowca tegoż samochodu ruszył dopiero za mną, cwaniaczek, co nie:)))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Bogumił A ja sądzę, że czasu nie cofniesz i proszę nie wplatać w mordobicie Boga bo ten kto zabija w jego imię jest po prostu innowiercą. Są wyjątki ten wyjątek nazywał się drugą wojną światową bo od faszyzmu tylko fanatyzm jest gorszy :) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Niestety bywa, że alko i dragi i wtedy nic innego się nie liczy. Pozdrawiam
    • Trochę inna wersja dawnego tekstu   Cześć. To tylko ja. Chyba jako całość lub nie. Jeżeli masz tyle cierpliwości co ostatnio, to czytaj. Jeżeli przeciwnie, to chociaż napisz, o czym nie przeczytałaś. No dobra. Tyle wstępu.   Trudność to dla mnie wielka, zwyczajność z mego pióra na papier bezpowrotnie spuszczać. Aczkolwiek – chociaż takową lubię – to bez udziwnień, ciężko mi zaiste lub po prostu taki wybór chcianą przypadłością stoi. Pisząc dziwnie o zwyczajności i prostocie kwadratowych kół, zawikłanie w umysłach sprawić mogę, a nawet bojkot, takich i owakich wypocin, lub nawet laniem wody zalać.   Gdybym koślawym grzebieniem, włosy w przypadkowym kierunku przeganiał, to skutek byłby podobny. No cóż. Żyję jakoś na tym pięknym świecie, co wokół roztacza połacie, pośród bliźnich, zwierząt, roślin różnorodnych, rzeczy ożywionych i martwych, dalekich horyzontów i niewyśpiewanych piosenek, a w tym co piszę teraz, nadmiar zaimków osobowych, co w takim rodzaju tekstu, jest uzasadnione.   Napisz proszę, co w twoim życiu uległo zamianie. Co zyskałaś, co straciłaś. Czy odnalazłaś szczęśliwą gwiazdę na nieboskłonie ziemskich ścieżek. Jeżeli nie, to masz w tej chwili szukać. Choćby z nosem przy padole, twojej upragnionej gwiazdy. Gdy ulegniesz poddaniu, to już zostaniesz na dnie wąwozu niemożliwości, opłakując swój los.   A jeśli źli ludzie ciebie podepczą, to nadstaw im jedną siedemdziesiątą siódmą część policzka. Bez przesady rzecz jasna. Czasami oddaj! Pamiętaj, taką samą miarą będziesz osądzona, jaką ty innych sądzisz. Ile szczęścia dajesz, na tyle zasługujesz. O cholera. Co za banały wyłuszczam.   Proszę cię. Pozostań przewrotną, ale nie strać równowagi. Pamiętam, że często błądziłaś wzrokiem po ogniu, a myślałaś o rześkim strumyku. To mnie w tobie fascynowało. Nieokiełzane myśli, wiecznie związane w supełki, które wielu próbowało rozplątać, bez widocznego skutku. Tylko ósme poty wylali i tyle z tego było.   Przesyłam tobie taki śmieszny przerywnik, dla odprężenia umysłu.   twoje zwłoki są w rozkładzie twoje ciało gnije już twoją trumnę sosenkową pokrył zacny cudny kurz   twoje czarne oczodoły białej czaszki perłą są a piszczele szaro złote jak diamenty ślicznie lśnią   No i co? Zaraz jest ci weselej, nieprawdaż? Przyznać musisz. Oczywiście wierszyk nie dotyczy ciebie. Kiedyś tak, jeżeli twój trup nie spłonie. Póki co, wolę cię zapamiętać obleczoną w ciało. Ładne i zgrabne zresztą. Ale dosyć tych słownych uciech. Musisz jednak przyznać, że ci lżej na sercoduszy.    Tak bardzo tobie współczuję, że masz jeszcze siły na czytanie tych moich ''mądrości''. Tym bardziej, że nie czytam wszystkich twoich, ale jestem przekonany, że ty czytasz moje sądząc po tym, co odpisujesz. Wiem, wredne to z mojej strony, do utraty tchu. Mam jednak pewność, że nie wyznajesz zasady: coś za coś. Ja też jej nie wyznaje. Wolę coś twojego przeczytać, jak prawdziwie chcę, niż czytać na siłę, gdy naprawdę: nie chcę.   To skądinąd byłoby dowodem braku szacunku i lekceważenia twojej osoby. Mam trochę pokręconą psychikę w wielu sprawach. Do niektórych podchodzę: inaczej. A zatem pamiętaj: nie wszystkie moje listy musisz czytać. Na pewno nie popadnę w otchłań obrażań. Chyba, że obrażeń, jak dajmy na to w coś walnę lub ktoś lub coś, mnie.   Aczkolwiek bywa, iż żałość odczuwam wielką, do suchej nitki białej kości. Proszę, poniechaj zachwytów nad tym co piszę, bo jeszcze przez ciebie na liściach bobkowych osiądę speszony, a to spłodzić może, psychiczny uszczerbek na zdrowiu... a to z kolei na braku moich listów. Czy naprawdę jesteś przygotowana na tak dotkliwą stratę?    Dzisiaj znowu byłem latawcem, który pragnął wzlecieć i kolejny raz, spalił lot na panewce. Ciągle ogon wlecze po ziemi. Znowu lecę nie do góry, ale w bezdenny dół, w długą ciemną przestrzeń. Głębiej i głębiej, dalej i dalej. Światło mam głęboko w tyle, ale jeszcze trochę kwantów na plecach siedzi. Nieustannie widzę przed sobą własny cień. Ścigam go, bo nie mam innego wyjścia. Wyjście zostawiłem daleko nade mną.   Kiedy wreszcie będzie koniec. Raz na zawsze. Na zawsze z wyjściem i na zawsze z wejściem. Co będzie po drugiej stronie, skoro potrafię tylko spadać. Kiedyś, gdy mogłem oprzeć jaźń o jasne ściany, to były mi obojętne. Teraz przeciwnie, lecz mijam je za szybko. Są tylko smugami. Bo wiesz jak jest. Światło bez cienia sobie znakomicie poradzi, lecz cień bez światła istnieć nie może.    Nie czytaj tej mojej głupawej pisaniny, jeżeli nie chcesz. Zrób kulkę i wrzuć do ognia. Niech spłonie. Nawet już nie wiem, jak smakuje gniew.    Stoję oparty o ścianę. Widzę lecącą w moim kierunku strzałę z zatrutym ostrzem. Nie mogę ruszyć ciała, znowu przyklejony do otynkowanych, ułożonych w mur cegieł. Są częścią mnie. Ciężarem, którego tak naprawdę nie dźwigam, a jednak odczuwam, jako zafajdany kleisty los. Ciekawe czyja to wina? Raczej nie muszę daleko szukać, by znaleźć winowajcę. Jest zawsze całkiem blisko.    Nagle zdaję sobie sprawę, że nie zabije mnie żadna strzała, tylko kupa duszącej gruzy. Tańcząca kamienna anakonda, pragnąca udusić i wycisnąć: całe posklejane rozdwojone wnętrze, żebym mógł je na spokojnie obejrzeć, przemyśleć i uwolnić trybiki z piasku. Wystawiam ręce na boki. Nic z tego. Odepchnięcie niemożliwe. Czerwone cegły pod skórą tynku, pulsują niczym krew w tętnicy.    Nagle przypominam sobie. To z własnej woli posmarowałem klejem pokręcone ego i oparłem o niby szczęśliwą ścianę. Jakiż wtedy byłem pewny swoich możliwości. A jaki głupi i naiwny. Myślałem, że oderwę jaźń w każdej chwili. Gówno prawda. Sorry.    Nogi nadal zwisają poza parapet mnie. Zasłaniam stopami uliczny ruch i mrówczanych ludzików. Wyciągam ręce przed siebie. Zasłaniam chodnik. Rozkoszny wietrzyk szeleści we wspomnieniach, przerzucając kartki niewidocznej księgi. Niektóre wyrwane bezpowrotnie. Pozostał tylko wzdłużny, postrzępiony ślad.   Nagle zasłaniam wszystko przezroczystością. Tylko spod prawego rogu zwisającego buta, wychodzi dziwna, tycia postać. Widzę ją wyraźnie, pomimo dużej odległości. Pokazuje mi środkowy palec. To matka głupich. Zaraz na nią skoczę i jej tego palucha złamię. Odzyskam wiarę we własne siły i lepszy los.    Pomału kończę na dzisiaj... z tą pseudofilozofią. Na drugi raz napiszę bajkę, co na jedno, chyba wyjdzie. Na przykład o człowieku, który po swojej śmierci, musi całą wieczność leżeć w trumnie na własnych rozkładanych zwłokach, jako pokutę za grzechy, które popełnił. Cały czas będzie tam jasno, a zmysł zapachu nie zostanie wyłączony. Oczu nie będzie mógł zamknąć, leżąc twarz w prawie twarz i żadnego spania. On sam nie ulegnie rozkładowi z uwagi na ciasnotę.   No nie! Nawijam banialuki w sumie lub innej rybie. To jeno metafora. Dla rozluźnienia powagi. Pomyśl o kwiatkach na łące. O modrakach i stokrotkach, makach i pasikonikach. Jak ładnie pachną, dopóki nie zwiędną i zdechną. O białych uroczych barankach, płynących po błękitnym oceanie do złotego portu o barwie słońca, otulonego szatą horyzontu, w kolorze pomarańczy z nadszarpniętą skórką. Co chwila jest oświetlona, obsraną przez muchy, lecz mimo wszystko działającą, żarówką morskiej latarni.     Wiesz co, tak sobie pomyślałem, że jest sprawą niemożliwą, by nie wypełnić czasu całkowicie. Nasze poczynania przyjmują kształt czasu, w którym są. Z tym tylko, że istnieją różne rodzaje: cieczy i naczyń. Największa klęska jest wtedy, gdy takie naczynie rozbić na wiele kawałków i nie móc go z powrotem posklejać, bez względu na to, ile czasu zostało. A jeszcze gorzej, gdy są to naczynia połączone i tylko jedno ulegnie destrukcji, a drugie zostanie całe, lecz i tak rozbite.    Jeżeli przeczytałaś te moje bajanie, to gratuluję cierpliwości. Napisz proszę. Może przeczytamy, a może nie.    Na koniec zwyczajowy przerywnik.    Miłość    zostańmy w naszym świecie lecz zabierzmy butle tlenową z powietrzem może być różnie gdyż ty ze mną a ja z tobą
    • (Amy Winehouse)   więc albo światło albo mrok   reszta to mgnienia  zauroczenia odurzenia    od niechcenia 
    • @befana_di_campi ↔Dzięki:~))↔Pozdrawiam:)
    • @Waldemar_Talar_Talar ↔Dzięki:)↔ Chociaż ja jestem rzadko zadowolony na 99% z tego co napisałem. Raczej nigdy! Chyba każdy tekst?→jest "żywy"→bo można go napisać na nieskończenie wiele sposobów:)↔Pozdrawiam:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...