Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Haiku - próby


Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

To moje pierwsze próby krótkich form poetyckich. Proszę o opinie.

 

***

pogoda dżdżysta

w moim ogrodzie złudzeń

wiatr deszcz i drzewa

 

***

rzęsiste krople

budzą szary krajobraz

deszczem styczniowym

 

***

lekko palcami

gładzę zimne kryształy

na sercu zimy

 

02.01.2019r.

Edytowane przez Maria_M (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

Marysiu, ja czasami podejmuję próby napisania haiku. To trudny gatunek.

 

Na pewno budowę zachowałaś 5 - 7 - 5. 

 

Ale zawsze pierwszy wers haiku musi nawiązywać do jakiejś pory roku, dnia, nocy, itp. 

Drugi jest taki spostrzeżeniem - migawką - jakby zdjęciem, chwilą, którą "zamrażasz" w słowach, a jest najczęsciej związany z wersem pierwszym wersem, np, że światło poranka - oślepiło i coś tam spadło. 

Ostatni wers, to podsumowanie tego, co dzieje się z Pl pod wpływem wydarzeń mających miejsce w dwóch pierwszych wersach. 

 

nocne czuwanie

odgłosy leśnej głuszy

nie ma spokoju

 @Justyna Adamczewska

 

To taki przykład tylko. 

 

Pozdrawiam serdecznie, Justyna. 

 

 

Każdy wiersz haiku jest obrazkiem - szkicem, który notuje aktualny stan jakiegoś wycinka świata w sposób najpełniejszy. 

 

Edytowane przez Justyna Adamczewska (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Mario, wszystkie trzy ciekawe, plastyczne i, jak sądzę, mieszczą się w konwencji.

Dla mnie, trzeci  - bez zastrzeżeń. Do dwóch pierwszych mam następujące uwagi:

1) uatrakcyjniłabym trzeci wers ("ogród złudzeń" bardzo mi się podoba - ale i zobowiązuje. :))

2) słowo "tulą" nie pasuje mi znaczeniowo do całokształtu . Wiem, "licentia poetica", ale... Może "pieszczą", "głaszczą", albo coś w tym rodzaju?

 

Pozdrawiam i czekam na następne :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Chyba się zbytnio pospieszyłaś :) Chodziło mi o to, że "ogród złudzeń" (sam w sobie bardzo ciekawy) wymaga jakiejś bardziej wyrafinowanej kontynuacji, przynajmniej ja odczułam niedosyt... :)

"Myją" może być, ale ja bym wstawiła "pieszczą" (aby zachować czułą wymowę). 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

No tak, od wszystkiego mozna odejsc, od klasycznych limeryków, moskalików, sonetów, itp. Ale klasyka, to klasyka.

 

Miłosz pisywał haiku - tłumaczył je z angielskiego na polski, ale nie z japońskiego.Szymborska. inni też. 

 

To trudna forma, bo nie nasza kultura, Japonia jest tak odmienna od świata śródziemnomorskiego, że trudno są do pogodzenia. 

 

 

Nadeszła jesień

czy to wszystko jest życiem

małej cykady...

(5-7-5)

(Buson -1755)

 

To haiku z XVIII w. 

 

Miłego dnia, Marysiu, Justyna. 

Opublikowano

A ja jednak nadal będę upierał się przy swoim zdaniu, głoszonym od dawna. Chcąc tworzyć literaturę HAIKU, należy dokładnie zapoznać się z jej klasycznym wzorcem - to ma być obraz widziany mgnieniem oka tu i teraz, a nie jakieś nasze wydumane wyobrażenia o nim, nasycone na dodatek metaforami.

Najbardziej zasłużonym dla tego gatunku propagatorem był zapewne p. Czesław Miłosz. Ale i jednocześnie największym szkodnikiem, przekładając perełki japońskiej literatury na język polski za pośrednictwem języka angielskiego. To tak, jakby Ślązak przekładał wypowiedź Górala za pośrednictwem Mazura na język literacki. Całkiem inne klimaty ...

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

@bronmus45, nazwać Cz. Miłosza 

 

 i pisząc jednocześnie:

 

To jak nazwać tajfun zefirkiem. 

 

A czymże jest metafora? Powiedz, czym? 

 

Eh, z tym haiku to tak mówisz i mówisz, i ciągle mówisz, a jesteś pewien, że Twoje haiku, to nie zwykłe miniaturki? Może parę przytoczę, chwilę, poszukam. 

Opublikowano

Nie twierdzę dzisiaj i nigdy nie twierdziłem, że moje miniaturki są pisane klasycznym haiku. Ja po prostu poszukuję ich poprzez pisanie tych, czy innych tekstów. Co do Miłosza - wzorowanie się na Jego przekładach (w końcu laureata Nobla), stanowi dla młodych twórców niepowetowane straty w zrozumieniu klimatu haiku.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Każdy rodzaj metafory w klasycznym haiku jest po prostu niedopuszczalny - haiku bowiem ma być obrazem widzianym, a nie wydumanym przez jego twórcę.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Złośliwostkami nie przykryjesz prawdy - ona i tak prędzej czy później zwycięży. A przekłady Miłosza są o wiele bardziej "smrodliwe", niż te za pomocą nawet translatora Google bezpośrednio z języka japońskiego. Co już wielokrotnie tutaj przedstawiałem.

 

Wszystkiego najlepszego Justynko ...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...