Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Pisałam: nie generalizuję. Raczej obserwuję. Proporcje się zmieniają. (Choćby ostatnie dane o kondycji psychicznej młodzieży. Zatrważające ale prawdziwe). Świat się zmienia, więc wzorce również. Nie zawrócisz kijem Wisły. 

 

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Mówimy o kondycji psychicznej młodzieży (stany depresyjne, próby s itp) versus relacjach z nauczycielami/rodzicami. 

Zostawiam zatem dane: zmieniły się relacje czy nie? Z Twojej obserwacji i postrzegania świata? 

 

Dla jasności: ja tu nic nie chcę udowadniać na siłę. Odwołuje się jedynie do zmian, które sama obserwuję. Rzeka zwana życiem płynie, ale meandry zmian rysują koryto i bieg prowadzą. 

Edytowane przez beta_b (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Uważam, że tradycyjny model rodziny jest najodpowiedniejszy dla prawidłowego rozwoju dziecka (mam tu na myśli rozwój we wszystkich sferach i na wszystkich płaszczyznach), ponadto jak piszę: tradycyjny model rodziny to nie biorę pod uwagę wszelakich patologii z tym związanych, wykształconych w społeczeństwach przez lata, zaakceptowanych bardziej lub mniej/ ponieważ nie mają one nic wspólnego z ogólnym pojmowaniem słowa -tradycja- 

bo czyż tradycją nazwiemy zjawiska patologiczne? ( w obrębie rodziny- oczywiście)

 

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dzieci mam z mężczyzną i podniecają mnie „męskie końcówki” ale emocjonalnie nie odczuwam różnic między płciami, prócz „tradycyjnego” podziału ról w społeczeństwie i rodzinach.  Pytanie co dziś powinno stanowi kanon: pozycja i tradycja czy ewentualne zdrowie i szczescie jednostki. 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Czy się zmieniły ciężko powiedzieć porównać nas mozna a raczej model jaki u nas się rozwija z Ameryką kilnascie lat wstecz tylko sam proces przebiega bardziej gwałtownie ze względu na obecność Internetu. Kiedyś były bardziej widoczne zmiany pokoleniowe dziś świat pędzi i wciąż przyspiesza bo sąsiad to kolega z Syrii czy chin. Z drugiej strony w tej palce informacji młodzi poszukują jasnych wzorców dlatego widać ich powrót do religii itp. 

Opublikowano

A mogło być tak romantycznie:) Zważ, Jacku jak Wam się dobrze rozmawiało!:) A wiersz zgrabny, groteskowy, ciekawie prowadzi w 'głębinę' opowieści:)

No ale nie życzę, by czyszczono kominy komukolwiek, bez takowej chęci

Opublikowano

W mojej opinii wierszyk zgrabny i z narracyjną płynnością utworów Mariana Załuckiego. Szkoda tylko, że zawarty w historii dowcip jest już na poziomie żartów o garbatych albo kulawych. Albo coś jak amerykańskie dowcipy o Polakach...

 

Taki żarcik (niewinny przecież bo to żarcik) jak ściągnięcie komuś majtek w centrum handlowym. Wierszyk (niewinny wierszyk) troszeczkę wyszydzi, troszeczkę przedstawi tego "innego" jako samotnego i zdesperowanego, troszeczkę postraszy ("boicie się czarnego luda?") ale w sumie nie ma się co bać kogoś tak żałosnego, zdecydowanie bardziej trzeba go żałować.

 

Jednym zdaniem - wierszyk zgrabny ale społecznie szkodliwy.

 

Już w latach pięćdziesiątych, kiedy zaczęto się zastanawiać skąd w sercu Europy w XX wieku wziął się Shoah, Porajmos, masowa eksterminacja etnicznych Polaków, radzieckich jeńców, duchownych katolickich i protestanckich, świadków Jehowy, osób z niepełnosprawnością fizyczną lub intelektualną, homoseksualistów, już wtedy zdiagnozowano problem. To proste - zaczyna się od negatywnych komentarzy, np. w formie drwin, kpin, docinków, wyśmiewania. Potem to już działa jak narkotyk; siła ataku musi być coraz większa.

 

Zdiagnozowano przyczyny ale jeszcze nie wynaleziono sposobu leczenia.

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

 

Opublikowano (edytowane)

Wydaje mi się, że odwrotnością tego terminu(ksenofobia) w pewnym uproszczeniu oczywiście, może być - tolerancja i zrozumienie. Również słabszych, głupszych, mniej rozwiniętych intelektualnie, lub mniej " łapiących" o co chodzi.

Jacku - wiersz fajny, zgrabnie napisany, chociaż trochę niesmaczny na mój gust.

Pozdr

 

 

Edytowane przez Annie_M (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Ej! Skąd ten smutek?

Wiersz odbieram jako satyrę na temat współczesnych, nomen omen, stosunków społecznych, gdzie, przeważnie w imię tolerancji, mnieszość próbuje narzucić swoje racje większości, przekonując, że tak jest dla wszystkich lepiej, a wszystkie próby zaprzeczenia temu są odbierane jak atak nietolerancji. Po pierwsze, każda tolerancja ma swoje granice, a po drugie, dobrze gdy działa we dwie strony. 

Miłego dnia

Pozdrawiam serdecznie :)

Opublikowano

Ja wiem, czy narzucić? Pan z wiersza, przynajmniej sposób w jaki go opisano, początkowo chyba zrobił wrażenie na podmiocie, wspólne zainteresowania, tematy. Nie był chyba nachalny przy odmowie? nie wiem na ile wiersz jest kopią spotkania, na ile nadbudowanym w obrazy. Mój komentarz był lekkim puszczeniem oczka, zważywszy na inne komentarze. Chciałam zwrócić uwagę, że amant jako rozmówca, może i byłby dobrym kandydatem na kumpla, ale przekreśla go orientacja. pzdr

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach




  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • BITWA MRÓWEK   Pewnego słonecznego dnia wracałem do domu z grzybobrania. Obszedłem jak zwykle swoje ulubione leśne miejsca, w których zawsze można było znaleźć grzyby, lecz tym razem grzybów miałem jak na lekarstwo. Zmęczony wielogodzinnym chodzeniem po pobliskich lasach w poszukiwaniu grzybów i wracając z mizernym rezultatem nie było powodem do radości i wpływało negatywnie na ogólne samopoczucie. Pogoda raczej nie dopisywała i tutaj mam na myśli deszczową pogodę, lecz nie można było tego nazwać suszą. Wiadomo jednak, że bez deszczu grzyby słabo rosną albo wcale.  Grzybiarzy również było niewielu co raczej nikogo nie może zdziwić podczas takiej pogody. Wracałem więc zmęczony i z prawie pustym koszykiem, a że do domu było jeszcze kawałek drogi, postanowiłem odpocząć sobie przysiadając na trawie, która dzieliła las z drogą prowadzącą do domu. Polanka pachniała sianem, a świerszcze cały czas grały swoją muzykę, tak więc po chwili zapadłem w drzemkę.  Słońce przygrzewało mocno, a w marzeniach sennych widziałem lasy i bory obfitujące w przeróżne grzyby, a wśród nich prym wiodły borowiki i prawdziwki, były tam również koźlaki, osaki, podgrzybki, maślaki i kurki.  Leżałem delektując się aromatem siana czekającego na całkowite wysuszenie, a przy słonecznej pogodzie proces ten był o wiele szybszy. Patrząc w bezchmurne niebo nie przypuszczałem, że za chwilę będę świadkiem interesującego, a nawet fachowo mówiąc fantastycznego widowiska.  Wspomniałem już, że w pobliżu polanki gdzie odpoczywałem przebiega piaszczysta leśna droga i właśnie na niej miało odbyć się to niesamowite widowisko. Ocknąłem się z drzemki i zamierzałem ruszać w powrotną drogę do domu, gdy nagle zobaczyłem mrówki, mnóstwo czarnych mrówek krzątających się nieopodal w dziwnym pośpiechu. Postanowiłem więc pozostać ukrywając się za pobliskim drzewam obserwując z zainteresowaniem poczynania tychże mrówek. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Mrówki gromadziły się na tej piaszczystej drodze i było ich coraz więcej, lecz bardziej zdziwiło mnie co innego w ich zachowaniu. Zaczęły ustawiać się rzędami, jedne za drugimi, zupełnie jak ludzie, jak armia szykująca się do bitwy. Zastanawiałem się po co to robią, ale długo nie musiałem czekać na wyjaśnienie zaistniałej sytuacji, ponieważ właśnie z drugiej strony drogi zobaczyłem nadchodzące w szyku bojowym masy czerwonych mrówek. Cdn.       *********************************
    • Plotkara Janina, jara kto - lp.   Ma tara w garażu tu żar, a gwara tam.   To hakera nasyła - cały San - areka hot.   Ma serwis, a gra gar gasi, wre sam.   Ima blok, a dom - o - da kolbami.   Kina Zbożowej: Ewo, żab zanik.   Zboże jeż obzikał (kłaki).   (Amor/gęba - babę groma)   A Grażyna Play Alp, anyż arga.   Ile sieci Mice i Seli?   Ot, tupiąca baba bacą iputto.                      
    • Ma mocy mało - wołamy - co mam.    
    • Kota mamy - mam, a tok?  
    • A ja makreli kotu, koguta lisi Sila. -  tu go kuto  kilerka Maja.          
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...