na straży miraży
na boku kłopoty
w awangardzie
pochodu czele
zawsze spotkasz
wielkie idee
a co jeśli na drzewie
będziesz w niebie
w kosmosie
miedzy lawendy
kroczysz spięty
I zjawia się ona
ochota i złość
cos głowę rozrywa
I ciało napina
I myślisz co zrobić
zaczynasz
projekty...
I koniec umierasz
bogaty
śmietanką towarzyska
jak chomik
nadęty
a było tak dobrze
w piwnicy
ale zjawili się
wiary strażnicy
I czort
odwagi życzę
jutrzenki
junacy
niech jak gwiazda poranna
poeta spada
na ziemię
na pysk
coś za coś
niech lucyfer
nas oświeca
do krzyża przybity
żyć jest źle
niedoskonale
rozumieniem
te chwilę
gdy irlandzki
katolik bierze
mnie za masona
ziemia lepsza
okrągła
zabawa jest
można lecieć
w kulki
lub balonem
guma do żucia
nadaje się
do organizmu
odtrucia
od pychy
wydumania
I mizeriij
sezonu ogórkowego
Świt niebo uwalnia spod wygasłych ognisk
Porusza kierat w pustych objęciach
Wskrzesza ruch lecz mimo woli
Wspomnienie rysuje coś na kształt serca
Pomiędzy oddechem a ścianą powietrza
W drobnych gestach przelotnych rozmowach
Wciąż szukając w nich dla miejsca
Dziś głośniej słucham rock and roll'a
Z inspiracją filmem Destrukcja