Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Erqes’ wor bleys.


GreD

Rekomendowane odpowiedzi

Erqes’ wor bleys.
 
SCENA I. (s12.21.17)
Akt. 1.
1. JOACHIM: Tyś Eleno wpatrywała się we mnie w szczęściu, kiedym mówił, patrzyłaś gdy w pożądaniu bezkresnym marzyłem fantazjując o tobie słyszysz, słyszysz mówię …
2. ELENA: Słyszę choć przełknąć łzy słone w tęsknocie muszę, bo gdybym inaczej zwróciła uwagę dalece wzrok topiąc w tych oczach, toż rozkosz namiętna chłonęła by, wzrok mój więc, umiej rozwiązać miłość mą Panie, bowiem pragnę...
3. JOACHIM: Wiem patrzyłaś!... Odkryć tajemnicę zagadnień twojego serca łaknąłem rozbudzając umysł ciemiężąc go drobiazgowo, albowiem rozmiłowałem serce rozweselając oczy smutne, a kiedy ujrzałem cień i sylwetkę osłoniętą szatą jedwabną omal nagą, odkryłem kim stałem przed tobą.
4. ELENA: Joachim słyszysz łzy niby perły białe upadając hycają jak szkiełko rozbitego lusterka one skrzą światłem…
5. JOACHIM: Tak skrzą w oczach niby, namiętności libertyńskie u szczytu wierzy Babel…
6. Drzwi uchylają się skrzypiąc. Milcząca cichość niby umarła wypełniała czułą komnatę , okno w przeciągu świeżego powietrza miele firany zasłaniające półmroczne, widmo dworu. Świece płonące dogasają, a mrok ćmi w te wpatrzone wzajemnie oczy. Elena usiadła na krześle zaraz obok komody drewnianej zmęczonej czasem. Siedziała patrząc na pantofle które, zsunęła ze znużonych stóp. W drzwiach stanął Joachim podkradając się niemal na palcach, tak aby nie zwrócić uwagi na siebie. Stał patrząc strusim wzrokiem w ciemny wilgotny kręty korytarz. Patrzył nasłuchując… Mglistość bezkształtności mroku wokół a, mury cmentarnie białe urażone wypełzającym jęzorem czasu, niemalże schną tą spływającą hebanową gęstwiną atramentowych myśli, opuszczonych chwil. Tylko światło gasnących świeć układało przedziwne niespotykane kręgi na parkiecie poruszające się w kierunku korytarza. Światło które pisząc alfabetem nieznanym lub rysując ryciny na sufitach o kształtach nie regularnych, znacząc wyraźnie obecność swą. Joachim później stanął wyprostowany wychylając z za rogu framugi głowę lekko chyląc ją w kierunku stóp. Nasłuchiwał czekając zniecierpliwiony tak jakby miał przeczucie że, ktoś stoi na końcu długiego kolorowego mieniącego się w mozaikach dywanu, tam u pułapu drzwi, kończących się rękawów korytarza. Elena siedząc wpatrywała się w Joachima patrzyła zdumiona, cierpliwie antyszambrując. W ciszy było słychać trzepot mięsistych skrzydełek ćmy jakże dotkliwie szukającej światła, ona uderzając czasami o szybę niby nonsensowny akt, taniec śmierci, odbijała sumiennie dotkliwy czas tym echem stukających brzmień.
7. JOACHIM: Wiesz kiedy, wpatruję się w to okno, które błyskotliwie odbija niby zwierciadło tą twarz w którą, patrzę stojąc naprzeciw- prawie widzę twoje odbicie Eleno. Lecz kiedy, zmrużę powieki tuż przy framudze okna w modrym świetle; ujmuję cię w fantazjach niemal gołą, tylko biodra przyodziane czerwoną białą wstęgą koją odczucie pragnienia tegoż dotyku twych ust.
8. ELENA: Joachimie gdybym ze szkła była, cierpka jak owoc jarzębiny, gorzka niczym grejpfrut niedojrzały surowy, to kiedy wymawiasz słowa odczuwam posmak pomarańczy i zapach ogrodu, jednakże jestem kobietą Joachimie i na cóż te słowa skoro w żyłach naszych krew ta bezpotomna płynie, wzburzona uczuciem namiętności…
9. JOACHIM: Tak jesteś, lecz czy niepewność jest wyrazem niecodzienności, która w nas tkwi od dni narodzin? Kim ja jestem kiedy w oczach twoich unoszę słowa ? Kim oświadcz proszę...
10. ELENA: Panie czy moja odpowiedz aby wystarczy? Wprawdzie popatrujesz w oczy moje wiec, usłysz tenże szept usłysz, on niemy płynący z serca.
11. Pokój wypełniła surowa cisza, Joachim podszedł do Eleny patrzył na nią milcząc przez moment w końcu przysiadł u progu jej stóp. Dłoń uniósł patrząc w oczy miłej. Uniósł aby dotknąć jej ust o puszkiem palca. Tak zrobił wymawiając szeptem słowa:
12. Tylko we dwoje świat uroczysty poddamy próbie śledząc dzieje ludzkości. Zamknij oczy niechaj powieki drgają unosząc się lekko, widzisz, widzisz?
13. ELENA: Widzę, teraz w kręgach człowieczeństwa tychże dni w których jestem, jestem, widzę; trzymam chłopca za dłoń patrząc na niego. On nic nie mówi, nie otwiera ust a, oczy czarne jak noc, niebagatelne patrzą wprost na mnie jak gdyby wołając, błagając… Wokół stoją starcy ubrani w białe ornaty ich brody siwe białe długie zwisające z twarz szczupłych bladych niby w szarościach popiołu. Opadają opierając się o piersi odkryte nagie, opadają prawie do stup. Oni Patrzą, obserwują, widzę Joachimie widzę…
14. JOACHIM: Otwórz oczy niech że spojrzę w nie, nie płacz Eleno toż on we mnie objawieniem twoim. Po to abyś, poczuła zrozumiała kim jestem. Pamiętaj te życie w tobie iskrą uniesień tym zrozumieniem pojęciem wzajemności w tych bolesnych chwilach. Ten chłopiec skamlał w oczach mówiąc matko. Jak że cucę myśli, jak że powiem teraz, słuchaj Eleno syn nasz Erqes.
15. Akt. 2.
16. Drzwi gwałtownie zatrzasnął za sobą wyszedł z kamienicy Elena popatrywała w okno spoglądając zza firany na ulicę. Słońce w zenicie spływało żarem, asfalt lśnił miejscami rozgrzany miękki. Lekko powiewał wiatr liście na drzewach migotały przypominając ławicę ryb w jeziorach. Joachim szedł, śpieszył przed siebie nie zauważając, że na balkonie stoi ona, Elena która, rozmarzona w myślach zapatrywała się w niego. Joachim znikał w oczach jej, przepadał gdzieś tam w głębi granic horyzontu osłoniętego smukłymi wysokimi Angielskimi kamienicami. Zapatrywał się w głąb drogi szedł pochłonięty myślmy nie zważał na nic, nawet kiedy mijały go, piesi którzy,. wzrok topili w niego ponieważ szedł meandrycznym krokiem. Wszelako nie dostrzegał ludu, kobiet jak i mężczyzn. Upływ czasu jedynie wymagał od niego skupienia gdyż, spieszył na spotkanie z Panną Erin. Myślał zastanawiając się jak wygląda panna z którą ma obmówić trudny temat. Niewyrazista pogoda, jednak na niebie chmury ciemne w kształcie gongów co chwila przysłoniły słońce kryjąc cienie, cienie które blakły niknąc, a później rodząc się niby zmartwychwstając gęste szare śledzące krok za krokiem. Ulica wyludniona w oddali mgła unosiła się lekko nad chodnikami zawile chowając się w trawie tuż przy krawężnikach. Joachim zatrzymał się wyjął z kieszonki zegarek mówiąc coś pod nosem. W końcu ruszył w drogę przyspieszając kroku. Mijał stojące na ulicy autobusy czerwone Routemastery, które stały w kolejce przed przejazdem kolejowym. Patrzył na kierowcę, który siedząc przed kierownicą autobusu trzymając w dłoni gazetę, podczytując śmiał się w głos komicznie... Zastanawiał się uśmiechając delikatnie, zastanawiał nad tym czy gentleman oby nie zaczyta się i nie wstrzyma ruchu. Minął konwój w postoju samochodów kierując się wprost ku przystankowi. Wsiadł do autobusu, który zmierzał w kierunku Covent Garden, gdzie umówiony był z Panną Erin. Usiadł wygodnie na czole autokaru spoglądając kątem oka na siedzącego mężczyznę w kapeluszu czarnym. Patrzył z admiracją gdyż człowiek siedzący dostojnie uśmiechał się wpatrując w przysłonięte pyłem okno. Wąskie uliczki esowate no i ta angielska pogoda zmieniająca się w mgnieniu oka, raz słońce, po chwili deszcz lub wiatr krewki zrywający z drzew liście, które jak ożywione unosiły się w tańcu pląsając w melodii szumiących koron wierzchołków drzewa. Nawet nie spostrzegł nie ujął zainteresowaniem , gdyż był pochłonięty myślą o spotkaniu nie zauważył że, jest już prawie na miejscu. Routemaster zatrzymał się, kierowca pociągając za dźwignię otwarł drzwi, Joachim popędliwie zerwał się z siedzenia chwytając poręczy i wyszedł z autobusu…
17. Scena II.
18. Kawiarnia Crown; uchylone drzwi niemal zapraszają a, stojące tuż przy oknie donice z kwiatami urozmaicają ożywiając witrynę kolorem czerwieni, bieli i różu. Joachim stał przez chwilę przed wejściem poprawiając ubranie i zaczesując włosy czarnym grzebieniem. Upłynęło kilka sekund zanim zdecydował się wejść w progi kawiarni. Czas wydawał się zastygły stojący w miejscu. Rozglądał się wypatrując panny z którą umówiony był na godzinę szesnastą. W kawiarni siedziało kilku klientów, kobieta przy bufecie i dwoje mężczyzn w średnim wieku tuż po lewej stronie sali, siedzieli zajęci dyskusją. Joachim podszedł do stolika usiadł kierując swoją uwagę ku drzwi wzrokiem wypatrywał panny Erin. Spoglądał na zegarek, który trzymał w dłoni niecierpliwiąc się. Muzyka poprawiała nastrój poruszając atmosferę budząc zmysły i wyobraźnie. W końcu doczekał się, doczekał spotkania. (Panna wchodzi w progi kawiarenki.) Chwilę patrzył zdumiony, Erin przekroczyła progi klubu rozglądając się po Sali. Joachim wstał odsuwając taktownie krzesło. Patrzył chwilę zwracając uwagę na siebie. Erin zauważyła go i skierowała się w stroję stolika. Podali sobie dłoń gustownie uchylając głowy
19. JOACHIM: Panno Erin jakże miło poznać panią , choć rozmawialiśmy telefonicznie kilkakrotnie to jednak czuję się zaszczycony poznając panią osobiście i muszę oświadczyć, że urok pani niemniej niż głos ujmuję...
20. ERIN: Dziękuję miłe to słowa, czy długo pan oczekiwał za mną ?
21. JOACHIM: Skąd, kwadrans minął jak siedzę w tej miłej atmosferze, nawet nie spostrzegłem kiedy czas zleciał.
22. ERIN: Tłok na ulicach przepełnione metro i w dodatku awaria trakcji, zmusiła mnie do przyjazdu taksówką, zresztą spieszyłam się bardzo martwiąc, że nie dotrę na czas, a pan znudzony zrezygnuję ze spotkania.
23. JOACHIM: Ależ skąd panno Erin nie śmiał bym, potraktować spraw jakże ważnych w sposób nieodpowiedni, zresztą wie pani że, czas nagli i sprawa jest wagi państwowej skromnie rzec muszę…
24. JOACHIM: Ach wybacz panno Erin nawet nie spytałem, może lampkę wina?
25. Wstał zwracając na siebie uwagę; kelner podszedł… Joachim poprosił Kawę wino i ciasto z kremem, usiadł patrząc na nią, chwilę milczał zastanawiając się. Twarz zdradzała zachwyt urodą gdyż, kobieta jakże urodziwą była. Jednakże wiedział, że miłość ofiarował Elenie atoli kochliwe patrzył i patrzył. Jednak namiętny wyraz twarzy Erin budził instynkt w mężczyźnie podniecenie. Starał się ukryć oczarowanie skupiając się nad dalszą konwersacją, rozmową tematyczną angażującą pomysł uprzednio omówiony poprzez telefon.
26.
Cdn...
(Będę pisał na goło tutaj w notce dalszy ciąg jak przyjdzie chęć... Aż napiszę KONIEC.)
Melodramat obyczajowy z wątkiem romansu.
Tekst roboczy.
Juzes Benea.
Aleksander Jan Zaręba

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Edytowane przez GreD (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...