Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Okazało się, że w końcu przyszła moja kolej.

Pierwszy raz, pierwsze koty za płoty - jak to mówią.

Bardzo dobrze, bo już miałam dosyć czekania.
Mój najlepszy przyjaciel - Gabi, ścisnął mi dłoń po męsku. Jeszcze tylko uśmiech na pożegnanie i ostatnia instrukcja:
- Pamiętaj co by się nie działo, będę zawsze blisko przy Tobie.

I nie zapominaj o łączu telepatycznym. Jest jeszcze intuicyjne ale to już może następnym razem.- Rzucił.

- Tu to będzie tylko chwila, a tam będziesz miała trochę więcej czasu na rekonesans. - Dodał z tajemniczym uśmiechem.
- Ok.- Roześmiałam się promiennie i pomaszerowałam do hali odlotów.
Tam, jakieś procedury o których wiedziałam, że są konieczne ale nudne jak flaki z olejem.
Mniej więcej jeszcze raz przypomnienie celu, warunki brzegowe jakie zastanę na miejscu, czas -czyli wiek... i w końcu jestem w blokach startowych.
Widzę tylko jeszcze jak szef włącza jakiś guzik...i już mnie nie ma. 


Pędzę tunelem czasoprzestrzennym z zawrotną prędkością, jakieś rozwidlenia, skrzyżowania, błyski świateł od ostrej bieli po fiolet.

Nie jestem w stanie zareagować ani nić zmienić. Przemożna siła ciągnie mnie w określonym kierunku.
W końcu powoli zaczynam wytracać prędkość. Spadam teraz teoretycznie tak jakby w dół, w ciemność jak w studnię. Raptem czuję okropny ból, szarpnięcie, coś zaczyna ściskać mi głowę i tracę przytomność.
Budzę się w pomieszczeniu oblanym delikatnym białym  światłem.
Usiłuję poruszyć głową, ręką, nogą - nie mogę, kurna chata.
Nic nie widzę, tylko to rozproszone światło. Jestem ściśnięta w jakimś kokonie, nie mogę się z niego uwolnić, nie działa kreacja myślami, nic nie działa!
Próbuję wstać, obrócić się, nic z tych rzeczy, leżę jak kłoda.
Powoli ogarnia mnie strach, jednak mimo wszystko staram się logicznie ocenić sytuację.

Myślę intensywnie:
- Co on mi powiedział przed odlotem ? Że co ? Że będzie zawsze przy mnie?
-Zaraz, zaraz tylko spokojnie, bez paniki muszę się jakoś pozbierać przypomnieć procedury...
Do cholery, chyba jednak coś poszło nie tak - nic nie pamiętam. A może trzeba było lepiej uważać na zajęciach?

Chyba spróbuję nawiązać kontakt telepatyczny. Gabi mówił, że to powinno zadziałać.
Skupiam się, próbuję raz, drugi, trzeci - niestety...

Nerwy mam napięte do ostateczności. Co innego jednak gadanie a co innego realna sytuacja. Po prostu w końcu nie wytrzymuję i wydaję z siebie donośny krzyk.
Ze zdziwieniem słyszę tylko jakiś wydobywający się ze mnie kompletny bełkot.
Teraz to już naprawdę wpadam w panikę, zaczynam drzeć się jak opętana.
Raptem słyszę głosy, otwieram oczy i widzę nad sobą niewyraźną ale sympatyczną olbrzymią twarz.
Ktoś uśmiecha się do mnie i gada w jakimś niezrozumiałym języku.
Chcę go zapytać - gdzie ja jestem? ale nie odbiera mojego telepatycznego przekazu.
Nagle czuję, że jestem podnoszona. Ten Ktoś przenosi mnie i przystawia do czegoś miękkiego i przyjemnego. Wyczuwam jakiś ekscytujacy zapach, a w chwile potem potworne ssanie w okolicach brzucha .
Sama nie wiem jak to się dzieje ale przytulam się do tego miękkiego czegoś i ze zdziwieniem zaczynam automatycznie ssać. Płynie jakaś ciepła, pachnąca malinami, poziomkami i truskawkami ciecz.
Robi mi się tak dobrze, przyjemnie i bezpiecznie, że po prostu zasypiam.
- Ma pani piękną córeczkę - mówi lekarz, gratuluję.
- Tak wiem - odpowiada mama z uśmiechem.
 

Edytowane przez Annie_M (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Mnie się to nawet podobało bo jest w tym dużo młodości, mnie się już nie chce tyle myśleć i tragizowac przy czy po kieliszku i jakoś tak mi się kojarzy z prozą Bukowskiego( Henryka zresztą że też sobie pozwolę na nawias, chociaż tylko jeden) Kredens pozdrawia 
    • @viola arvensis Serce nie zawsze idzie jednym torem - czasem wystarczy cierpienie, by zmieniło drogę. Jedni wtedy przestają mówić, inni zaczynają pisać wiersze.
    • To w sumie pierwsza noc, kiedy nie śniły mi się planety i nie odtańczyłam walca W opustoszałej Anatevce ...  Miłości! Głód! We wszystkich cukierniach - zakalce. Nie śmiem cię prosić znowu o ogień Mścisz się: "nie kocham literatury." I piszesz same komedie W tragediach spisujesz na straty ''co dzień'' Cóż - każdy cierpi Jaki to dzień dziś? Trudny czy targowy? Nie chcesz spaceru? - wybiegnij po rozum. Do głowy. Nie do mojej. Zajęta. W łóżku z Gruzinem, mową w Kilonii, sercem w Mombasie, głową w kosmosie ... Igra  ... Na basie. Całuję kukułki w starych zegarach, nie chcę poznawać wejścia do matni,  chcę na balkonach, gdzieś w Anatevie,  samotność wieść skromnie, ale - dostatnio ... 
    • Nigdy nie oburzę się na dziecko, które zwinnie ukryło batonik przemykając obok kasy - zdaję sobie sprawę, że rodzice sami mogą ''nie mieć co do gara włożyć.'' Rozumiem, że jeśli doniosę i zacznę oburzać się w tonie: ''gdzie są rodzice'' itp., to za kilka lat mogę dowiedzieć się z różnych www.pl, że to właśnie moja interwencja miała, kluczowy wpływ na życiorys najgroźniejszego  młodocianego zabójcy. Zabójcy też w pewnym sensie mnie nie oburzają. Boleję i płaczę nad ofiarami, to naprawdę rani mi serce, ale jednocześnie jestem w stanie zrozumieć motywy moderców. Nawet za tymi najbardziej ''bezsensownymi'' zbrodniami. Bo każdy MOTYW da się zrozumieć. Czy wybaczyć - to już inna kwestia. Rozważanie jej może doprowadzić do kolejnego morderstwa. Dotychczasowego  oprawcy. Czy to, że mały piesek na mnie nie szczeka oznacza, że jestem dobrym człowiekiem? Nawet jeśli, to nic mi o tym nie wiadomo: nikomu nie pomagam, nie utrzymuję żadnych kontaktów towarzyskich, nie poświęcam się w żadnej relacji ... Może jakieś dobro przejawia się poprzez sam fakt, że nikogo nie zabijam?  Nie wiem. Kasnodzieja z prywatnego kościoła z pewnością rozgrzeszy każdego. Wystarczy powtórzyć jednozdaniową afirmację. To nie dla mnie. Tak właściwie każdy człowiek prowadzi swój domowy kosciół. Bezpłatnie i często bez dachu nad głową, bywa też, że w tych domach wiary stoją wielkie donice, w których nie ma nawet ziemi ... na ziarnko wiary. Mam swoje cele: muszę znowu schudnąć, zrobić jakieś studia i kurs językowy, polecieć wreszcie samolotem do jakiegokolwiek miasta i zacząć lubić ludzi... Niewielki osiedlowy sklep. Przyglądam się półce z batonikami. Mija już chyba kwadrans. Jeszcze nie wiem, który ukradnę ...    
    • @Jan Rodan dla mnie to za mądre  Kredens pozdrawia
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...