Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Tytuł


Rekomendowane odpowiedzi

Jak dobrze jest kochać
czuć się szczęśliwym przez
dwie sekundy drgania

jak dobrze byc pewnym uczucia
co sie jeszcze rodzi i
wychodzi z obślizgłej
sluzówki

czasem nam się wydaje
że jesteśmy jak ptaki
[okrutne] unoszą się
nad płaską ziemią

ale i tak nie ma ich
ponad niebem

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"brak wymyślnych metafor"haha,wiedzę, że nie zrozumiałeś/aś tego wiersza...mi chodziło właśnie o ukazanie banału naszych nietrwałych uczuć- z tąd może (ach jakie nie ładne słówko!)śluzówka- stanowi kontrast- coś brzydkiego, niewłaściwego przy śliczniutkim banale. No tak-jesteśmy jak te ptaki... czy myślisz, że jesteś ponad niebem?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

banał... - by ukazac banał stosuje się ironie, a takto wiersz sam w sobie jest banałem....cóz, warot byłoby o ile nie upikatnic metaforami-które ałtałyby się w jakaś całość, to ulirycznic utwór... moze końcówka troche go ratuje-ale wydaje mi się ze sporo pracy jeszcze trzeba tu wniesc

Pozdrawiam
Agata

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Rafael Marius to fajnie, Królewicz na ziarnku grochu:) nawet komiczne:)
    • Feniks właśnie otrząsa resztki szarego pyłu, z rozłożystych skrzydeł o barwie złota i bursztynu, z lekka przygaszonych (gdyż właśnie odpoczywa po kolejnym powrocie do życia) gdy nagle popada w sentymentalne zamyślenie. Nie za bardzo mu na pazur, z pierzastej głowy wytrząsnąć resztki chęci, tyczącej podróży ku Słońcu.   Ten przemożny niespełniony popęd, już go od pisklaka fascynuje. Tylko nigdy nie miał na to czasu. Wypadało sprostać tradycji, tudzież tworzeniu historii i ustawicznie odradzać ciało z popiołów, których był producentem, niestety bez udziału wyśnionej gwiazdy.   Lecz dzisiaj warknął dziobem: po stokroć dość tego. Po dwóch tysiącach powrotach do egzystencji, coś w końcu zrobię dla siebie. A co. Kto mi do żarzącego pierza zabroni. Pofrunę wysoko, a nawet wyżej, by spełnić swoje marzenie. Gorąco tego pragnę.   ***   Nieopodal w gęstych ustawicznie krzakach, Ikar spogląda trwożnie na swoje skrzydła. Niemrawe, wiotkie, nie zalatujące wznoszeniem – przyznaje w duchu Ikarycznej jaźni. – Takie mało żaroodporne. Dlatego z zazdrością spoziera przez dziurę po sęku, na Feniksa, który gotuje ciało do lotu. Aż go sobie z tego żalu wyobraża… gotowanego w obszernym kociołku, aż mięsko od kości odchodzi, wreszcie wolne.   Też by chętnie stuknął w Słońce Ikarową egzystencją, wiedząc, że powróci do życia, odradzając ciało i będzie mógł powtarzać proceder, aż do usranej… a właśnie, że nie, rozmyśla chytrze nostalgicznie, planując pewien plan.   ***   Feniks faktycznie pragnie pofrunąć ku Słońcu, lecz nie koniecznie… pragnie usłyszeć niepokojący szmer za złocistym kuprem. Niestety. Nie nadąża nawet zerknąć na atakującego łobuza ze sztucznymi skrzydłami, gdyż zostaje obalony przodem w kierunku runa leśnego. Akcja wykonawcza wroga, tak szybko realizuje haniebny plan, że nawet zaatakowany w pierwszej chwili, nie spostrzega, że został oskubany z piór całkiem do gołego.    Dopiero w drugiej chwili zaczyna biegać na polance z myślą, że z marzenia nici skubane, oraz żeby nie zmarznąć. Jednak coś go nachodzi i spostrzega istotę w jego piórach, szybującą ku Słońcu. Płacze rzewnie wydartymi nostalgią łzami, lecz nadal biega, albowiem chłód mu coraz bardziej doskwiera. Aż w końcu wybiega goły z lasu, kierując kroki ku najbliższej wiosce.   ***   Tymczasem Ikar na skradzionych skrzydłach, co zastąpiły jego, oraz obleczony w nie swoje pióra złocisto bursztynowe, jest coraz bliżej Słońca. Zziajany i spocony jak wrząca cholera, gdyż podróż nie taka krótka znowuż, stuka głową o gwiazdę i zaczyna płonąć, teraz na całego już. Razem płonie jego marzenie, blaskiem spełnienia. Świeci ciepłą, chcianą radością, że nawet jako nieznośny złodziej, nie czuje bólu, tylko przeżywa euforyczne szczęście. Tym bardziej, że jest przekonany, iż odrodzi ciało i powtórzy podróż i tak w kółko Macieju szczęścia zaznawać będzie.   Póki co skwierczy głośno na cały kosmos, że nawet plamy słoneczne są z lekka zdegustowane. Płonące członki oderwane od innych, bombardują rozłożyste łono matki Ziemi, a strumień wrzącej krwi zamienia cały bajzel, w patriotyczny, czerwono – biały popiół. Chociaż niektóre niezupełnie zwęglone kawałki kości, włosów, mięśni, skóry i różnych innych podrobów, lecą w całości. Ale spoko. Spłonie wszystko i doleci szumem martwego szarego pyłu, w miejsce, gdzie ich przeznaczenie pokieruje.   ***   Niestety. Pokierowało tak, że popiół wraca na Ziemię i traf chce, że na ową wioskę, gdzie otrzymał ciepłe schronienie, goły oskubany. Ludność widząc, że musi brodzić w gęstym popiele, ni stąd ni zowąd zaczyna wrzeszczeć, żeby goły Feniks wytarzał w owych szarych grudkach, swoją gołość. Coś widocznie tubylcy kumają o minionych zamiarach Ikara i ogólnie o co w tym biega, ale nie informują przybysza, może dlatego, że chcą mu zrobić niespodziankę po przejściach, jakich doznał.   No i faktycznie. Gdy wytarzał wszystkie członki swoje, w szarym popiele, to ziścił, co miał ziścić. Zgromadzony tłum ujrzał wielkiego ptaka, w płonących złotem bursztynowych piórach i takiej samej barwy, skrzydłach. Aż niektórych podmuch żaru przewrócił i połamał, a kilku najbliższych ciekawskich zwęglił, gdy odrodzony w ożywczym pyle, startował ku.   A dziękuje to gdzie, niewdzięczniku – zakrzyknął ktoś wzburzony, poparzonym głosem.   ***   Jednak popiół z Ikara pozostał nieprzemieniony i trza było żywym sprzątać. A nawet spod powiek wydłubywać i źrenic. Pomimo tego, trochę po omacku, kopcące pośmiertniki Ikarowi jednak zapalono, przypalając paluchy. Kiedy znicze przygasały martwym knotem, niewielkie słupki dymu, szybowały ku Słońcu.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to ślicznie królewno. | A tak to mnie babcia przezywała, "królewicz na ziarnku grochu", bo byłem dość wrażliwy sensorycznie, podobnie jak mama. I nadal jestem. Babcia tego nie rozumiała u nas obojga..
    • @Jacek_Suchowiczżebyś wiedział, moje poduszeczki to misie:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...