Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Piąta pora roku


Jerzy_Edmund_Sobczak

Rekomendowane odpowiedzi

Ze wschodu, polatując, nadpełzały prząśle.
Dreszcze się wybudzały od piersi po piersi.
Alarmowały gęsi, ustawiając włosści.
Dłoń rozpieszczała skórę na rozkaz proszący.

Przez porę zakwitnienia jedynego kwiatu,
w oceanie herbaty, rozlanym po czterech
literach, lgnę przez plecy, wynurzam z pościeli,
wiersze, kręgi przeliczam mocno głodnym wzrokiem,

rozmaślonym po błoniach na przyrody łonie,
przyglądając się gwieździe w żarze z papierosa,
oraz tym dwom odbitym, które w oczach płoną.

Do tej pory to sekret, nie miałem nikomu
opowiadać o prząślach, nie chciałem roztrząsać,
aż do tej pory roku, bo przecież kradziona.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@gabrysia_cabaj


Gabrysiu, prząśle tak już mają.

prząśla - rodzaj żeński liczby pojedyńczej, w liczbie mnogiej prząśle
nie mylić z
prząsiel - rodzaj męski liczby pojedyńczej, w liczbie mnogiej prząśla

W dodatku, nadpełzają, polatując.

Każdy ma swoją piątą porę roku.
Czas kradziony na miłość.
Może nie każdy, ale poeci tak mają.
W dodatku, każdy ma indywidualną florę i faunę tego okresu.

A teraz, właśnie, ukradłem trochę czasu z jesieni.

Dziękuję za interesujące pytanie.
A tak naprawdę, za czytanie.

Jurek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@gabrysia_cabaj


Gabrysia, nie daj się wkręcać.

Poeci przecież wymyślają swoje własne słowa i określenia.

Ja wymyśliłem, że miłość jest piątą porą roku.
To i musiałem ją trochę ożywić wymyśloną fauną.
A czy to fauna, albo flora?
To metaforycznie nazwane emocje.

Gabrysia, na tym polega poezja.
Tworzymy, światy.
Robimy to przez skojarzenia, oddziaływanie na podświadomość.
Pod płaszczykiem logicznej rzeczywistości.

Poezja, to nie tylko umiejętność składania wersów.

To sposób oddziaływania. Abstrakcja.
Tak, jak muzyka.

Słysząc melodię i rytmy, nie zastanawiasz się nad tym, że to tylko dźwięki o zmiennej tonacji w rytmie stałym lub zmiennym.
Czujesz je.

Gabrysiu, ja się tego uczyłem i wciąż się uczę, korzystając z nowo poznanych narzędzi.

Ten sonet, w moim zamierzeniu, miał przełamać banał formy klasycznej.
Czy mi się to udało?

Ale, jest inspirowany uczuciem.
Moim uczuciem do kogoś, kogo nazwę po imieniu w następnym wierszu.
Tym razem w formie, jak najbardziej wolnej.
Trochę trudnej, bo naszpikowanej przerzutniami, ale opartej o dziecięcą wyliczankę i znaną baśń. Z gównianym kontrapunktem, prozą życia.

Jurek


Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Jerzy_Edmund_Sobczak
nie no, spoko, Jerzy - mój piesek (czarny mudi) czasem składa się w strzałę i leci na drogę, bo jedzie rowerem Kiełbasa, i ja to tak widzę, a on musi kiełbasę dogonić i obszczekać:)

co do sonetu, to niestety utknęłam na pierwszym wersie: polatują jakieś wielkie szare przęsła mostu, nadpełzają przęśle, dużo zielonych bezlistnych przęśl i i tylko tyle:)

dobrego dnia
g.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@gabrysia_cabaj
Wiesz, Gabrysiu, że bardzo żałuję, iż zatrzymały Cię akurat prząśle. To bardzo interesujące stworzonka.
Kolor mają różny w zależności od czytelnika.

I być może intuicyjnie odgadłaś pewną ich naturę.
Całkiem możliwe, że mają coś wspólnego z przęsłami.
A przęsła - wiadomo, łączą i dźwigają ciężar mostów pomiędzy różnymi brzegami.

Nie zachęcam do czytania i rozumienia poezji. To powinno wynikać z Ciebie samej.

Zapraszam natomiast do następnego, w którym też zabawiłem się słowami i przerzutniami, a opartym na dziecięcej wyliczance i baśni.

Jurek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Jerzy_Edmund_Sobczak
Nie zachęcam do czytania i rozumienia poezji. To powinno wynikać z Ciebie samej.
Może zamiast 'powinno', bo mnie się zdaje, że jeśli nie to jestem winna czemuś, nierozumieniu?, a ja nie lubię czuć się winna - To mogłoby wynikać z Ciebie samej*

Kiedy napiszesz świetny wiersz, który do mnie trafi, mnie trafi, nie omieszkam wpisać się pod nim:)
pozdrawiam
g.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@gabrysia_cabaj
Świetnie mi się z Tobą rozmawia.
Mówię całkiem serio.

Każdy ma swoje preferencje estetyczne.
Choć ja, staram się odnaleźć nawet w tych, które do mnie nie przemawiają treściowo.

Szukam poezji.
A ta objawia się w dziwny czasem sposób.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

to polatywaly czy nadpelzaly? , ale na rozkaz proszacy- dobre , ,, w oceanie herbaty rozlanym po czterech literach ,, tzn, ze po dupie? to nie rozumiem zbyt kolokwialne, troche to przypomina mi ostani wiersz Mithotyna , takie przechdzenie z frazy do frazy. Moze i fajne . nie bardzo to odczuwam. Ale kazdy inaczej
pozdrawiam kredens

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Ilkam_50
Musiałbym, co nieco opowiedzieć o budowie sonetu.
Wszyscy wiedzą, że 4 + 4 + 3 + 3, przynajmniej ten klasyczny.

W dodatku dwie pierwsze strofy obrazują czas i miejsce, a dwie końcowe są refleksją z tym związaną.

Napisałem klasyczny, mickiewiczowski trzynastkozgłoskowiec ze średniówką 7/6.
I natychmiast zacząłem łamać akcent wewnętrznymi rymami, przerzutniami metaforycznymi.
Ilkam, to taka moja zabawa warsztatem poetyckim.
Tak go zdobywam, uczę się.

Muszę Ci coś powiedzieć.
Choć często spontaniczne, to jednak, moje wiersze są przemyślane.

I, osobiście, lubię pracować w wierszach wolnych, które nie są ograniczane formą, a jedynie fantazją i umiejętnościami autora.

Ale do tego, trzeba się umieć znaleźć w formach zamkniętych.
Toteż następnym razem wstawię villanellę.

Pozdrawiam

Jurek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Jerzy_Edmund_Sobczak

Każdy ma swoją piątą porę roku.
Czas kradziony na miłość.
Może nie każdy, ale poeci tak mają.
W dodatku, każdy ma indywidualną florę i faunę tego okresu.

W ogóle nie odnosiłam się do sonetu, tylko do tego fragmentu, bo dla mnie ta Twoja wypowiedź brzmi poetycko, z wyjątkiem ostatniej linijki.

Ale dzięki za info-, wrócę do sonetów Wieszcza.
Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Pozdrawiam i dziękuję @iwonaroma i @Leszczym   Troszkę zmieniłam. Koronka nie w zębie ale na zębie, w zasadzie nie o zęby chodzi lecz półmrok, dodałam ostatni wers, żeby może bardziej w stronę owego kłusownictwa., czyli kłusującego kundelka.   Dziękuję wszystkim, daliście mi zdaje się "medal" ;-) rozumiem, że dla Żabki, to się zgadzam :-) Miłego
    • Niestety bywa, że alko i dragi i wtedy nic innego się nie liczy. Pozdrawiam
    • Trochę inna wersja dawnego tekstu   Cześć. To tylko ja. Chyba jako całość lub nie. Jeżeli masz tyle cierpliwości co ostatnio, to czytaj. Jeżeli przeciwnie, to chociaż napisz, o czym nie przeczytałaś. No dobra. Tyle wstępu.   Trudność to dla mnie wielka, zwyczajność z mego pióra na papier bezpowrotnie spuszczać. Aczkolwiek – chociaż takową lubię – to bez udziwnień, ciężko mi zaiste lub po prostu taki wybór chcianą przypadłością stoi. Pisząc dziwnie o zwyczajności i prostocie kwadratowych kół, zawikłanie w umysłach sprawić mogę, a nawet bojkot, takich i owakich wypocin, lub nawet laniem wody zalać.   Gdybym koślawym grzebieniem, włosy w przypadkowym kierunku przeganiał, to skutek byłby podobny. No cóż. Żyję jakoś na tym pięknym świecie, co wokół roztacza połacie, pośród bliźnich, zwierząt, roślin różnorodnych, rzeczy ożywionych i martwych, dalekich horyzontów i niewyśpiewanych piosenek, a w tym co piszę teraz, nadmiar zaimków osobowych, co w takim rodzaju tekstu, jest uzasadnione.   Napisz proszę, co w twoim życiu uległo zamianie. Co zyskałaś, co straciłaś. Czy odnalazłaś szczęśliwą gwiazdę na nieboskłonie ziemskich ścieżek. Jeżeli nie, to masz w tej chwili szukać. Choćby z nosem przy padole, twojej upragnionej gwiazdy. Gdy ulegniesz poddaniu, to już zostaniesz na dnie wąwozu niemożliwości, opłakując swój los.   A jeśli źli ludzie ciebie podepczą, to nadstaw im jedną siedemdziesiątą siódmą część policzka. Bez przesady rzecz jasna. Czasami oddaj! Pamiętaj, taką samą miarą będziesz osądzona, jaką ty innych sądzisz. Ile szczęścia dajesz, na tyle zasługujesz. O cholera. Co za banały wyłuszczam.   Proszę cię. Pozostań przewrotną, ale nie strać równowagi. Pamiętam, że często błądziłaś wzrokiem po ogniu, a myślałaś o rześkim strumyku. To mnie w tobie fascynowało. Nieokiełzane myśli, wiecznie związane w supełki, które wielu próbowało rozplątać, bez widocznego skutku. Tylko ósme poty wylali i tyle z tego było.   Przesyłam tobie taki śmieszny przerywnik, dla odprężenia umysłu.   twoje zwłoki są w rozkładzie twoje ciało gnije już twoją trumnę sosenkową pokrył zacny cudny kurz   twoje czarne oczodoły białej czaszki perłą są a piszczele szaro złote jak diamenty ślicznie lśnią   No i co? Zaraz jest ci weselej, nieprawdaż? Przyznać musisz. Oczywiście wierszyk nie dotyczy ciebie. Kiedyś tak, jeżeli twój trup nie spłonie. Póki co, wolę cię zapamiętać obleczoną w ciało. Ładne i zgrabne zresztą. Ale dosyć tych słownych uciech. Musisz jednak przyznać, że ci lżej na sercoduszy.    Tak bardzo tobie współczuję, że masz jeszcze siły na czytanie tych moich ''mądrości''. Tym bardziej, że nie czytam wszystkich twoich, ale jestem przekonany, że ty czytasz moje sądząc po tym, co odpisujesz. Wiem, wredne to z mojej strony, do utraty tchu. Mam jednak pewność, że nie wyznajesz zasady: coś za coś. Ja też jej nie wyznaje. Wolę coś twojego przeczytać, jak prawdziwie chcę, niż czytać na siłę, gdy naprawdę: nie chcę.   To skądinąd byłoby dowodem braku szacunku i lekceważenia twojej osoby. Mam trochę pokręconą psychikę w wielu sprawach. Do niektórych podchodzę: inaczej. A zatem pamiętaj: nie wszystkie moje listy musisz czytać. Na pewno nie popadnę w otchłań obrażań. Chyba, że obrażeń, jak dajmy na to w coś walnę lub ktoś lub coś, mnie.   Aczkolwiek bywa, iż żałość odczuwam wielką, do suchej nitki białej kości. Proszę, poniechaj zachwytów nad tym co piszę, bo jeszcze przez ciebie na liściach bobkowych osiądę speszony, a to spłodzić może, psychiczny uszczerbek na zdrowiu... a to z kolei na braku moich listów. Czy naprawdę jesteś przygotowana na tak dotkliwą stratę?    Dzisiaj znowu byłem latawcem, który pragnął wzlecieć i kolejny raz, spalił lot na panewce. Ciągle ogon wlecze po ziemi. Znowu lecę nie do góry, ale w bezdenny dół, w długą ciemną przestrzeń. Głębiej i głębiej, dalej i dalej. Światło mam głęboko w tyle, ale jeszcze trochę kwantów na plecach siedzi. Nieustannie widzę przed sobą własny cień. Ścigam go, bo nie mam innego wyjścia. Wyjście zostawiłem daleko nade mną.   Kiedy wreszcie będzie koniec. Raz na zawsze. Na zawsze z wyjściem i na zawsze z wejściem. Co będzie po drugiej stronie, skoro potrafię tylko spadać. Kiedyś, gdy mogłem oprzeć jaźń o jasne ściany, to były mi obojętne. Teraz przeciwnie, lecz mijam je za szybko. Są tylko smugami. Bo wiesz jak jest. Światło bez cienia sobie znakomicie poradzi, lecz cień bez światła istnieć nie może.    Nie czytaj tej mojej głupawej pisaniny, jeżeli nie chcesz. Zrób kulkę i wrzuć do ognia. Niech spłonie. Nawet już nie wiem, jak smakuje gniew.    Stoję oparty o ścianę. Widzę lecącą w moim kierunku strzałę z zatrutym ostrzem. Nie mogę ruszyć ciała, znowu przyklejony do otynkowanych, ułożonych w mur cegieł. Są częścią mnie. Ciężarem, którego tak naprawdę nie dźwigam, a jednak odczuwam, jako zafajdany kleisty los. Ciekawe czyja to wina? Raczej nie muszę daleko szukać, by znaleźć winowajcę. Jest zawsze całkiem blisko.    Nagle zdaję sobie sprawę, że nie zabije mnie żadna strzała, tylko kupa duszącej gruzy. Tańcząca kamienna anakonda, pragnąca udusić i wycisnąć: całe posklejane rozdwojone wnętrze, żebym mógł je na spokojnie obejrzeć, przemyśleć i uwolnić trybiki z piasku. Wystawiam ręce na boki. Nic z tego. Odepchnięcie niemożliwe. Czerwone cegły pod skórą tynku, pulsują niczym krew w tętnicy.    Nagle przypominam sobie. To z własnej woli posmarowałem klejem pokręcone ego i oparłem o niby szczęśliwą ścianę. Jakiż wtedy byłem pewny swoich możliwości. A jaki głupi i naiwny. Myślałem, że oderwę jaźń w każdej chwili. Gówno prawda. Sorry.    Nogi nadal zwisają poza parapet mnie. Zasłaniam stopami uliczny ruch i mrówczanych ludzików. Wyciągam ręce przed siebie. Zasłaniam chodnik. Rozkoszny wietrzyk szeleści we wspomnieniach, przerzucając kartki niewidocznej księgi. Niektóre wyrwane bezpowrotnie. Pozostał tylko wzdłużny, postrzępiony ślad.   Nagle zasłaniam wszystko przezroczystością. Tylko spod prawego rogu zwisającego buta, wychodzi dziwna, tycia postać. Widzę ją wyraźnie, pomimo dużej odległości. Pokazuje mi środkowy palec. To matka głupich. Zaraz na nią skoczę i jej tego palucha złamię. Odzyskam wiarę we własne siły i lepszy los.    Pomału kończę na dzisiaj... z tą pseudofilozofią. Na drugi raz napiszę bajkę, co na jedno, chyba wyjdzie. Na przykład o człowieku, który po swojej śmierci, musi całą wieczność leżeć w trumnie na własnych rozkładanych zwłokach, jako pokutę za grzechy, które popełnił. Cały czas będzie tam jasno, a zmysł zapachu nie zostanie wyłączony. Oczu nie będzie mógł zamknąć, leżąc twarz w prawie twarz i żadnego spania. On sam nie ulegnie rozkładowi z uwagi na ciasnotę.   No nie! Nawijam banialuki w sumie lub innej rybie. To jeno metafora. Dla rozluźnienia powagi. Pomyśl o kwiatkach na łące. O modrakach i stokrotkach, makach i pasikonikach. Jak ładnie pachną, dopóki nie zwiędną i zdechną. O białych uroczych barankach, płynących po błękitnym oceanie do złotego portu o barwie słońca, otulonego szatą horyzontu, w kolorze pomarańczy z nadszarpniętą skórką. Co chwila jest oświetlona, obsraną przez muchy, lecz mimo wszystko działającą, żarówką morskiej latarni.     Wiesz co, tak sobie pomyślałem, że jest sprawą niemożliwą, by nie wypełnić czasu całkowicie. Nasze poczynania przyjmują kształt czasu, w którym są. Z tym tylko, że istnieją różne rodzaje: cieczy i naczyń. Największa klęska jest wtedy, gdy takie naczynie rozbić na wiele kawałków i nie móc go z powrotem posklejać, bez względu na to, ile czasu zostało. A jeszcze gorzej, gdy są to naczynia połączone i tylko jedno ulegnie destrukcji, a drugie zostanie całe, lecz i tak rozbite.    Jeżeli przeczytałaś te moje bajanie, to gratuluję cierpliwości. Napisz proszę. Może przeczytamy, a może nie.    Na koniec zwyczajowy przerywnik.    Miłość    zostańmy w naszym świecie lecz zabierzmy butle tlenową z powietrzem może być różnie gdyż ty ze mną a ja z tobą
    • (Amy Winehouse)   więc albo światło albo mrok   reszta to mgnienia  zauroczenia odurzenia    od niechcenia 
    • @befana_di_campi ↔Dzięki:~))↔Pozdrawiam:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...