Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Z cyklu "Opowieści niezdiagnozowane" - Zenek jedzie do pracy


Rekomendowane odpowiedzi

Z racji, że jeszcze nie mogę dodawać wierszy, póki co postanowiłem wkleić jedno z opowiadań mojej jeszcze nie wydanej książki. Składa się na nią osiemnaście opowiadań o Zenku, osiemdziesięcioletnim pracowniku rozdrabiarni granitu, żyjącym w Euforystanie - świecie, gdzie wszystko jest idealne.
Konwencja opowiadań to absurdalny, "Monty Pythonowski" humor, groteska, przerysowania w niemal każdej sytuacji. Momentami, pod płaszczykiem humoru, nuta goryczy, ale to raczej nie w tym opowiadaniu :)
Opinie mile widziane, zwłaszcza doświadczonych prozaików.



Poniedziałek, dzień pracy Zenka zaczynający się o 9.00, a kończący o 14.00.
Z reguły sumienny Zenek nie spóźniał się nigdy i nigdzie.
Nigdy i nigdzie.
Jednak dziś wstał o godzinie 10.00 z lekkim przejęciem stwierdzając, że tym razem punktualność nie wchodzi w grę. Spokojnie podszedł do marmurowego stołu, po czym wziął telefon satelitarny i zadzwonił do szefa.
Poinformował go, że niestety dziś będzie trochę później, bo odwiedziło go czternaście dziewic, które już nie chciały być dziewicami. A że nie chciały nimi być bardziej niż się spodziewał, obdarowywanie ich swoją łaską potrwało nieco ponad zaplanowany czas.
Następnie odświeżył się w łazience o metrażu stu metrów kwadratowych, ubrał w ulubione ciuchy z oldschoolowej szkoły czasów zamierzchłych i zjadł przygotowane przez czternaście rozanielonych kobiet śniadanie. Cztery duże porcje omleta z truflami - tradycyjne śniadanie Zenka, do tego butelka Dom Perignon i pół pieczonego prosiaka na dokładkę. Zenek lubił dużo zjeść.
Wychodząc z domu pomachał czternastu kobietom, które akurat zabierały się za sprzątanie Zenkowi domu, mycie naczyń, odkurzanie i pranie firanek. Zenek błagał, by dały sobie z tym spokój, wszak nie był typowym browarowym samcem potrzebującym kur domowych. Jednak jak inaczej podziękować mężczyźnie za półtora miliona orgazmów w ciągu nocy?
Wielokrotnych.
Kobiety uparły się, że właśnie tak się odwdzięczą, więc Zenek nie spierając się długo wyszedł z domu i swoim klasycznym Jaguarem pomknął w stronę rozdrabniarni granitu. Patrząc przez szybę zauważył, że w stronę miasta sunie ogromna chmura burzowa. Nie miał dziś ochoty na burzę. Zmierzył intruza srogim wzrokiem i burzowy stwór ostrożnie, choć szybciutko ominął miasto.
Na parkingu, na którym zawsze było aż za dużo miejsca dla przyjeżdząjących samochodów Zenek wykręcił Jaguarem dla zabawy pięć kółek w miejscu, po czym zatrzymał się i wysiadł z samochodu.
Przy drzwiach fabryki już czekał szef.
- Ach, dzień dobry panie Zenku! Jak noc? Ach tak, tak, nie pytam – niski, elegancko ubrany mężczyzna, pachnący najlepszymi perfumami, lekko pochylony, jakby kłaniał się Zenkowi, odebrał od niego kluczyki, by zaparkować w jeszcze lepszym miejscu dla Jaguara.
Zenek przebrał się w ubranie robocze składające się z jedwabnej koszuli, takich samych spodni i wygodnych kapci - bambnoszy, po czym rozpoczął oficjalnie swój dzień pracy.
Najpierw skierował swoje kroki ku drzewu piwnemu, na którym rosły zawsze idealnie schłodzone butelki z jego ulubionym piwem. Obok, jakoś przypadkiem, leżała paczka chipsów, toteż bardzo przydała się do zakąszenia piwa.
Koledzy obskoczyli Zenka z wielką chęcią pouczającej rozmowy, gdy tylko wszedł do niewielkiego pomieszczenia. Był on bardzo szanowany w pracy, ze względu na to że był mądry, ale równoczesnie nie wywyższający się. Sympatyczny, ale nie uniżony. Twardy jak skała. Z poczuciem humoru, jakiego nie powstydziłby się nawet najznakomitszy polityk.
Pomocny gdy trzeba, wyrozumiały, zawsze służący radą i męskim wsparciem, gdyby któryś z mniej twardych kolegów postanowił zapłakać.
- Ach Zenku, jak dobrze, że jesteś!
- Ach Zenku, co u ciebie?
- Ach Zenku, pogadajmy!
Zenek rozglądnął się po pomieszczeniu przygotowawczym, służącym do nabrania ochoty, by wypełniać swoje obowiązki zawodowe.
- Chłopaki. Mamy pięć godzin na rozmowę. Kawy bym się napił. Takiej…
- Ze śmietanką. Trzy łyżeczki cukru, ale mogę zrobić gorzką – szef stał za Zenkiem z gorącą kawą w porcelanowej filiżance, na porcelanowym spodeczku.
- Dziękuję szefie. Co by pan beze mnie zrobił – odwdzięczył się Zenek komplementem - Ok. Pora do roboty panowie.
Wziął do ręki pięćdziesięciokilogramowy młot, po czym poszedł na swoje stanowisko.
Granit, który należało dziś rozdrobnić usypany był na wielkiej płaskiej podłodze. Zenek nigdy nie pytał do czego właściwie on ma służyć. Był lojalny, robił swoje. Norma dzienna do rozdrobnienia to piętanście ton, więc praca nie sprawiała mu żadnej trudności. Wręcz kochał tę robotę.
Na ścianie, wysoko, by góry granitu nie zasłaniały widoku, zawieszony był stucalowy monitor. Zenek wziął do ręki spis hitów na dzisiejszy dzień i naciskając przycisk wyboru, uruchomił prezentację Rambo dwa i poł miliona.
- To co twardzielu? Spróbujemy się? – rzucił żartem w stronę monitora, na którym wielki komandos właśnie pacyfikowal kolejną galaktykę laserowymkarabinem .
Młot w rękach najwłaściwszego faceta do tej roboty zaczął wirować w kółko, tańczyć w powietrzu, raz po raz uderzając w wielkie kawałki granitu. To w górę, to w dół, w górę, w dół, raz po raz spełniał swoją misję. Kawały granitu w oczach zmieniały się w szarawą mąkę, a uważni słuchacze mogliby nawet wychwycić cichuteńkie błagania skały o litość.
Zenek nigdy nie pracował bez podgwizdywania sobie ulubionych melodyjek.
Gwizdał więc utwory Bacha, Beetovena, Mozarta, Szopena, a kiedy znudził mu się klimat muzyki poważnej, przeszedł do deatchmetalowych kawałków.
Wszystko na jednym oddechu. Zenek był mistrzem pogwizdywania.
Po rozdrobnieniu siedmiu ton materiału postanowił odpocząć. Nie żeby się zmęczył, po prostu nie chciał skończyć za wcześnie. Bo po co?
Szef akurat przechodził bokiem z wielkim fotelem na plecach, wypełnionym puchem i obszytym czerwonym aksamitem.
- O, panie Zenku, skoro już niosę ten fotel, może pan usiądzie na nim, odpocznie. Ja i tak zapomniałem po co i gdzie go ze sobą zabrałem.
Zenek kiwnął głową na zgodę, po czym usiadł na fotelu pozostawionym przez zabieganego szefa.
Drzewo z piwem podeszło do niego, by nie wstając już, mógł zerwać sobie kolejną butelkę złocistego, chłodnego płynu.
Rozglądając się dookoła, podniósł z ziemi malutki kawałeczek granitu i od niechcenia zaczął w nim rzeźbić przy pomocy paznokcia. Nie spostrzegł nawet kiedy minęła godzina. Odstawił na oparcie fotela gotową miniaturę Koloseum i zabrał się spowrotem do pracy.
Po dwóch godzinach cała norma granitu była rozdrobniona na tak zwaną „mąkę”. Pozostała jeszcze godzina do skończenia dzisiejszej zmiany, więc wszyscy pracownicy rozdrabniarni usiedli w kółku, przy rozpalonym na hali ognisku, by porozmawiać o rzeczach ważnych, mniej ważnych i zwykłych pierdołach. Trochę fizyki jądrowej, mechaniki kwantowej, rozmowy o gospodarce, astronomi, chemii, biologi. Potem omawianie wpływu postępu cywilizacji na liczebność drobnoustrojów, stosunek cywilizacji pozaziemskich do wciąż taniejącego paliwa i podobne, przyziemne tematy.
Z racji, że pracownikom w końcu brakło tematów do rozmów, postanowili powtórzyć poprzednie w siedmiu obcych językach, a na końcu w prastarym języku migowym.
Po godzinie wyczerpującej rozmowy szef podczołgał się do swoich podwładnych, by nie spłoszyć ich zbyt donośnym krokiem i grzecznie wyszeptał:
- Panowie, już czternasta.
- A tak, tak, idziemy szefie. To co za dwie minuty na parkingu? – zapytał Zenek
- Oczywiście, tradycyjnie.
Pracownicy po kolei podchodzili do szefa stojącego już na zewnątrz i wręczali mu kluczyki do samochodów. Szef biegł w miejsca, w których stały i zaraz podjeżdżał samochodami, oddając kluczyki spowrotem.
- Panie Zenku, w pana przypadku pozwoliłem sobie umyć i odkurzyć Jaguara. Wymieniłem też olej i założyłem na lusterku drzewko o zapachu sukcesu. Mam nadzieję, że się pan nie gniewa?
- Skąd proszę szefa. Dziękuję i do jutra.
- Ach, byłbym zapomniał panie Zenku. To koloseum, które pan wyrzeźbił…
- Tak?
- Wysłałem je na błyskawiczny, międzynarodowy konkurs sztuki absolutniej. Gratuluję.
Zajął pan pierwsze miejsce.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

acha , doświadczonych , no to moja pewnie nie bardzo będzie brana pod uwagę , choć jak na razie , jest jedyna. Piszesz lekko , skladnie , ale brak tu jakiejś przewodniej myśli o którą możnaby się zahaczyć, jesli to iluzoryczne fantazje Zenka , to w tekście trudno to odczytać , no bo np. te czternaście dziewic - pewnie sen , ale nic na to nie wskazuje itd.chcesz groteskowo przerobić rzeczywistośc ale ona jest zbyt dosłowna i miałka w dodatku. Takie mam odczucia
Pozdrawiam kredens

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Łukasz Jasiński teraz w Warszawie to piękna dekoracja z ptakami w złotych Tarasach, robi to wrażanie, te ptaki są jak jaskółki, są piękne, nie do końca świąteczne, ale cudne, chce się je oglądać:)
    • Szybko to inne serce, ale to dobrze po co rozpamiętywać i zbyt długo tkwić w smutku po stracie .  Kredens pozdrawia 
    • @violetta   To wiem, jednak: mnie interesuje to - co teraz budują i planują zbudować, mówiłem już: mam zmysł krytyczny, obserwacyjny i twórczy - trzeba iść do przodu! Tak przy okazji: Rafał Trzaskowski ma herb - Trzaska, Karol Nawrocki też - herb Nawrot i Mateusz Morawiecki - herb Jelita, nazwiska, które mają końcówki takie jak - "ski", "cki" i "wicz" - to w osiemdziesięciu procentach nazwiska szlacheckie.   Łukasz Jasiński    @violetta   Nazwisko prezydenta Warszawy i moje - pochodzą z dwunastego wieku, natomiast: nazwiska byłego premiera Polski i kandydata na prezydenta Polski pochodzą z trzynastego wieku.   Łukasz Jasiński    @violetta   Jak rozpoznać człowieka mądrego? Człowiek mądry zawsze używa kulturalnej formy wypowiedzi - nie używa - "ja" i "ty" - tylko: "ty" i "ja" - podczas komunikacji pisemnej i werbalnej, dajmy przykład: Lecha Wałęsy - on ciągle - ja i ja i ja - ja tanto, ja to i ja tamto i owo - tylko ja, tak: bo ta ja - koniec i kropka!   Łukasz Jasiński 
    • Spóźniłem się – na nasz pociąg widzę Cię – tylko z oddali byłabyś dniem – jesteś nocą ogień ochoty wciąż pali   Nie zabłyśniesz mi z rana czułością, w inne Serce lecisz jak kometa – dla Innego jesteś wiatrem włosów, wiosną mam nadzieję, że to widzi pamięta   Na tej stacji, gdzie odjeżdża chwila w podróży, do starości zaułku cierpliwie odbijam nadmiar kropli smutku otwieram się szczerze i głębiej na inne Serce, jutro
    • Kołysanka   w krainie ptaków i prostokątów muzyka wypływa z każdego pnia synkopa za kontrapunktem dysonans nie chwyta harmonii   a ona cały czas tka najwrażliwszą materię nie stąpa po klawiaturze unosi się to znów opada oddala i przybliża tylko raz musnęła glissandem      rozchylam szeroko ramiona czekając na kolejne dotknięcia konary wygięły się ku wierzchołkom kolibry dziobią figury geometryczne inne ptaki bawią się w trójkątach muzyka wciąż wylewa się z drzew wyczekuję   potknęła się tuż obok nie upadła – przytrzymałem jej włosy jakby wiatr rozwiał z premedytacją   zbłądziła we mnie           sierpień 2019                   
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...