o zmierzchu przysiadamy
jak ptaki na gałęzi
strudzone pogonią
łaknące ciszy
w oczach tli się jeszcze
odrobina rozsądku
w końcu
czy nam się gdzieś śpieszy
palcami dotykamy horyzontu
a niebo opiera nam lazur na ramieniu
przypływy i odpływy
cierpkość dnia
słodycz dotyku dłoni
mamy je na sumieniu
w powodzi sekund
w porządku odwróconym