Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Jesteśmy obok dnia
Mijamy się w snach
Robimy stuk stuk
Odgłos dwóch nóg
Chcemy czuć ciepło

Pozwala nam wyuczona obojętność
Pochwala wszystko jedno
Uczymy się pilnie
Szukamy winnych

Mamy prawo do uśmiechu
Mamy prawo do pieniędzy
Mamy prawo do prawdy

On zamieszkuje karton
Ma prawo do nędzy

Nie pytamy dlaczego
Nie jesteśmy jego kolegą
Nie uśmiecha się rozmowa z nim

jest brzydki i śmierdzi
to wystarczy

Opublikowano
mijamy się w snach obok dnia
wyuczona obojętność pochwala
wszystko jedno

mamy prawo do uśmiechu
do pieniędzy i prawdy
On zamieszkuje karton
ma prawo do nędzy

jest brzydki i śmierdzi
to wystarczy
żeby omijać Go bez pytań
/


powtórzenia trzeba dobierać ostrożnie i bez przesady
tutaj za dużo nawaliłeś co nie dodaje uroku ani klimatu /

coś w tym tekście jest wartego do dopracowania /

t
Opublikowano

Hmm, przekaz jest dobry, jasny, czytelny i mocny. To prawda, ze z tym prawem przyjmujemy te które jest nam najwygodniej, najbezpieczniej.
Fakt, może delikatnie za dużo powtórzeń, ale ogólnie sam pomysł wartościowy i coś przekazuje.
Jeśli chodzi o wersję Tomasza, moim zdaniem jest zbyt przykrócona, szczególnie nie pasuje mi tu ostatni wers. Jeśli już bym miała to skracać.. "zmniejszyłabym nasze prawa":

mamy prawo do władzy,
mamy prawo do pieniędzy,

lub też:

tłumimy swoją bezradność,
mamy prawo do pieniędzy

Ta część:
"On zamieszkuje karton
Ma prawo do nędzy"
- bardzo trafna.

i z końcówki wycięłabym jeszcze tylko:
"Nie jesteśmy jego kolegą
Nie uśmiecha się rozmowa z nim"

Tyle ode mnie. :)
Pozdrawiam Cię serdecznie Kacprze M,
Zuzanna M.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • znaleźć w lesie wyjątkowo duży, najlepiej omszały kamień. i ustawiać pod nim znicze. w imię pustki, na znak pamięci o Niedomyślonym Do Końca. niech absolutnie nie zrodzi się z tego kult, nie będzie jak w filmie Motór, fabuła małego szaleństwa – w żadnej mierze komediowa, pseudopomnik czy pseudogrób, wotywny, totemowy kamulec nie stanie się celem pielgrzymek wyznawców niedoreligii, która rozleje się po kraju, świecie. chodzi o głazisko przeładowane nieistniejącym znaczeniem, aż kipiące od udawanej mistyki, pełne tętnienia juchy w żyłach niezaproszonych gości, niewywołanych duchów. o wabienie spadających gwiazd, o zgrabione palcami z powietrza Nic i Nic, nadanie im spoistego kształtu. nie pomyśl, że chodzi mi o potrzebę religijności, ja, ateusz od piętnastego roku życia nagle poczułem tęsknotę do wysławiania mrzończadełek, czczenia ludzików z fal mózgowych. bardziej o wydrwienie tego. zanurzenie dłoni w bezsensach, odleglinach. uśmiechnij się widząc świeczuszki z dyskontu zapalane o północy w środku lasu. pomyśl, że zaraz coś wybiegnie z mroku i... nie, nie zaatakuje nas. przeciwnie – da się pożreć.  
    • @Leszczym  Moja Babcia słuchała To ostatnia niedziela Mieczysława Fogga, ta piosenka powstała na bazie Gloomy Sunday, śpiewała ja mała Norweżka, a oryginalnie piosenka została napisana przez dwóch Węgrów i była zakazaną, ze względu na to, że ludzie, słuchając jej popełniali samobójstwa, to tak na marginesie ku ścisłości. Wzmianka o babci sympatyczna.:)    
    • Słońce przelewa się przez miasto wrzącym bulgotem, jak przez rurki i retorty w laboratorium chemika. Zmęczenie przedpołudniowym spacerem kieruje mnie w stronę pobliskiego przystanku. W szparze między rozgrzanymi lipcowym upałem chodnikowymi płytami dostrzegam drobne źdźbło trawy. Przykucam ostrożnie, by przyjrzeć się mu bliżej. Jego zieleń ulotniła się już, brzegi pożółkły, kwiatostan pochylił w niemej prośbie. Ten widok porusza mnie dogłębnie, jakby źdźbło wyrosło wśród moich własnych wewnętrznych spękań. Niepozorne, lecz cierpliwe, kruche, lecz oznaczające życie.   Dam ci łąkę, pełną szelestów, zapachów, brzęczenia trzmieli i wonnych podmuchów wiatru. Dam ci strumień, w którego wodach ochłodzisz swoje odbicie. Dam ci śpiew ptaków ze wszystkich krajów świata. Tęczę. Może wiersz napiszę. Chcesz?   Ale źdźbło nie odpowiada mi na żadne z pytań, tylko jeszcze niżej skłania swoją kędzierzawą wiechę ku ziemi. Zauważam nieopodal kurtynę wodną. Podchodzę do niej, i przykładam złożone w miseczkę dłonie do jednej z dysz. Stoję w zimnym, perlistym oparze, moja koszulka nasiąka wilgocią. Obserwuję powoli osiadającą się na skórze mgiełkę; miseczka po kilku chwilach wypełnia się niewielką ilością wody. Wracam do mojego źdźbła, podlewam. Woda błyskawicznie przecieka w szczelinę chodnika. Po drżącej łodydze spływa jedna spora kropla, w której błyszczy zniekształcona miniatura miejskiej ulicy. Moja twarz również jest mokra.
    • @huzarc @huzarc  Dziękuję serdecznie za opinię!   Właśnie taki efekt chciałam osiągnąć — zależało mi na wprowadzeniu lekkiej groteski poprzez element alienizacji. Białe wiersze o mrocznej, skłaniającej do refleksji tematyce to zdecydowanie moja stylistyka.
    • @Gosława Z akcentem może na był :))
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...