Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

10

Po upływie kilku minut dumny Ali wprowadził do kantoru kandydatów na morskich wilków.
– Macie panowie naprawdę ogromne szczęście. Prawie cudem udało mi się znaleźć dla was odpowiedni statek.
– A widzisz, grubasie, nie mówiliśmy?
– Tak, ale miałem z tym trochę kłopotów. A poza tym, jak wam już mówiłem jest spora kolejka chętnych do tej roboty.
– Jaki to statek?
– Bardzo piękny. Nowoczesny.
– Przestań się zgrywać! Jak się nazywa?
– Pomalutku, panowie. Najpierw trzeba będzie wyłożyć trochę grosza... Normalna prowizja, plus pięćdziesiąt procent ekstra.
Jeden z mężczyzn nie mógł się już powstrzymać:
– Ty draniu! – wyciągnął z kieszeni sprężynowca – Ja ci pokażę ekstra procenty!
– Daj spokój. – zmitygował go Jones, – Nie ma się co denerwować. Przepraszam za kolegę panie Sulejman. To oczywiste, że należy się panu specjalny dodatek. – po czym wyjął z portfela plik banknotów i zaczął wykładać po jednym na wyciągniętą dłoń pośrednika. – Wystarczy.
– Pan chce mnie zrujnować. – Sulejman zrobił żałosną minę – Mam na utrzymaniu zonę i dzieci. I musiałem podpłacić konkurencji.
– No, dobrze. Masz tu jeszcze piątaka i kup za to nowe klapki synowi. A teraz gadaj, jak nazywa się ten statek!
– „Santa Maria”. Zgłoście się zaraz na nabrzeżu indyjskim.
– „Santa Maria”? Ładnie się nazywa. Pasuje nam.
Mężczyźni opuścili kantor i udali się w kierunku portu.
Było już ciemno, gdy porucznik Stewart wrócił do kantoru.
– Dobry wieczór, panie Sulejman. Dziękuję za tych ludzi. Co prawda ich książeczki żeglarskie nie są rewelacyjne, ale za to wyglądają na autentyczne, a to już jest coś, jak na dzisiejsze czasy.
– Ależ, panie poruczniku! To są najlepsi ludzie, jakich mógłbym znaleźć w całym mieście. Nie, co ja mówię, najlepsi na całym wybrzeżu.
– No już dobrze. Ile się należy?
– No wie pan… Normalna prowizja, plus extra dodatek, to razem wyniesie sześćset...
– Czyli dopłacam dwie stówy?
– Tak.
– O.K. – Stuart położył na blacie kilka banknotów i opuścił lokal.



11

Była ciemna, bezksiężycowa noc. „Santa Maria” lekko kołysząc się na falach rozcinała dziobem granatową topiel oceanu. Załoga pogrążona była w głębokim śnie; tylko na mostku kapitańskim panowało skupienie. Wachtę trzymał porucznik Stewart, marynarz pilnujący steru oraz, za uchylonymi drzwiami kabiny łączności, kręcący gałkami swojej aparatury dyżurny telegrafista.
Wtem drzwi sterówki otworzyły się z impetem uderzając o ścianę i do wnętrza wpadło trzech uzbrojonych w pistolety mężczyzn. Byli to ci sami ludzie, którzy ostatni zamustrowali na statek.
– Ręce do góry! Nie ruszać się!
Porucznik i sternik posłusznie unieśli ręce.
– Cóż to znaczy, Jones? – zapytał zaskoczony Stewart. – Przecież to jest zwyczajny akt piractwa.
– Jonesem byłem dla pana do dzisiejszej kolacji – uśmiechnął się ironicznie człowiek nazwany Jonesem. – Moje prawdziwe nazwisko, jak i nazwiska moich przyjaciół brzmią nieco obco dla pańskich anglosaskich uszu, proszę więc wybaczyć, że się nie przedstawię.
– Cieszę się z tego.
– Cieszy się pan? – Jones nie ukrywał zdziwienia.
– Tak, bo to oznacza, że nie zamierzacie nas zabijać.
– Od momentu poznania podziwiałem pańską inteligencję, porucznik. Ma pan rację, pod jednym wszakże warunkiem...
– Tak?
– Bezwzględne podporządkowanie się moim poleceniom.
– Jeśli nie mam innego wyjścia... – Proszę jednak nie zapominać, że, gdy tylko ta sprawa się zakończy uczynię wszystko, żeby wsadzić pana za kratki.
– Proszę się nie łudzić. Więzienia dla mnie jeszcze nie wybudowali. Jones zauważył, że radiotelegrafista wykorzystując nieuwagę intruzów usiłuje nadawać jakieś sygnały alfabetem Morse'a. Potrącił łokciem jednego z kompanów i wskazał mu ruchem brody radiokabinę. Seria z automatu przerwała ciszę i radiotelegrafista niemal przecięty na pół osunął się na podłogę. Morderca podszedł do leżącego i trącił go nogą.
– Nie żyje. – oznajmił.
– Należało mu się – skwitował Jones. – No widzi pan, co może się przytrafić nieposłusznym chłopcom? Uprzedzam pana, że cała pokładowa załoga z kapitanem włącznie spokojnie wypoczywa w pomieszczeniu zęzy, natomiast chłopcom z maszynowni zatrzasnęły się drzwi, a klucz gdzieś się zawieruszył. Teraz biedacy w żaden sposób nie mogą się z niej wydostać... No, chyba, że kominem – roześmiał się.
– Co ma zrobić? – zapytał Stewart.
Proszę zatrzymać tę balię!
– O.K. – Stewart przekazał do maszynowni odpowiednie rozkazy i już po chwili praca maszyn stała się ledwo wyczuwalna.
– Dobrze. Teraz proszę o podanie dokładnej pozycji.
– Stoicie w lekkim rozkroku z automatami an wysokości pasa...
– Bardzo dowcipne... Proszę podać pozycję statku! Tylko bez żadnych kawałów, bo załatwimy następnego.
– Niestety mamy awarię nawigacji satelitarnej, ale przed chwilą skończyłem obliczanie.
– To świetnie, – Jones ponownie zaczął ironizować. – bardzo nam pan pomógł. Zawsze pana lubiłem i okazuje się, że miałem dobre przeczucie. Porządny z pana chłop.
– Nie ciesz się Jones, czy - jak się tam nazywasz - przedwcześnie. Jeszcze cię dopadnę.
Jones lekceważąco wydął wargi i podszedł do stołu nawigacyjnego. Oderwał fragment leżącej na nim mapy, zapisał na jej odwrocie pozycję statku po czym wręczył go trzeciemu z napastników.
– Wiesz, co masz z tym zrobić...
– Jasne, Mos...
– Zamknij się, durniu! Bez imion!
Skarcony pirat przeszedł do radiokabiny, siadł przed konsolą i po dostrojeniu aparatury zaczął nadawanie. Tymczasem statek zaczął łagodnie zwalniać, aż w końcu całkowicie znieruchomiał. Jones ze wspólnikiem wyprowadził zakładników ze sterówki.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @FaLcorN   Bardzo dziękuję!  W takim razie zmieniam front atmosferyczny na radosny i liryczny! Więc ogrzewam każde słowo, by zrobiło się… domowo.  Pozdrawiam. :)))
    • @skarpetawsosie Ponieważ motyw 'danse macabre' przewija się przez historię literatury od średniowiecza, ciężko jest go unieść tak, aby nie popaść w zbyt głębokie koleiny, które już setki innych twórców wyryli w dziejach poezji. Ale jest u Ciebie ciekawe odwrócenie ról, gdzie to peelka sama zaprasza do tańca śmierć, zafascynowana nimbem, jaki jej towarzyszy. Może to w ogóle oznaczać zderzenie wyobrażeń z rzeczywistością, gdy śmierć wydaje się z początku kuszącą perspektywą lecz w ostatecznym rozrachunku peelka odkrywa jej dramatyzm i rozumie, że ostateczne rozwiązania oznaczają przekreślenie jej szans, marzeń, nadziei, możliwości. Poznanie natury śmierci przeraża, w związku z czym utwór brzmi jak ostrzeżenie przed iluzją, że jest w niej jakiś ukryty urok.   Jednocześnie z punktu widzenia poetyckiego, dużo tu jeszcze jest do przepracowania. Skupiłabym się bardziej na rzeczach konkretnych - na tym, co można zobaczyć, dotknąć, poczuć, usłyszeć. Wszelkie westchnienia, uczucia oddania są tu niepotrzebne.  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Kaganiec raczej można zrzucić, a spuścić się ze smyczy, z łańcucha, z uwięzi, itd. Ta fraza źle brzmi stylistycznie.     To nie pasuje do pozostałych wersów, gdzie przecież chcesz pokazać pierwotną fascynację, więc trzymaj się tego. Pomijając konsekwencję logiczną (a raczej jej brak) - brzmi to ciężko, tak jakby wiersz na siłę chciał czytelnikowi wcisnąć własną treść.     Tu coś nie gra składniowo. Dla mnie fraza nieprzemyślana i źle zbudowana.     Te dwa wersy psują końcówkę, swoją dosłownością. To kolejne fragmenty, gdzie wiersz odbiera odbiorcy możliwość odczucia swoich własnych emocji w odniesieniu do tego, co czyta, a przecież chodzi o to, aby pojawiła się jakaś empatia.   Bardzo dobrym, mocnym  punktem jest za to:     Warto na tym wersie oprzeć puentę; jest w nim potencjał zarówno dla piszącego, żeby coś powiedzieć nie wprost, jak i dla czytelnika, żeby zastanowić się nad głębszym znaczeniem tych słów.
    • Okruszki szeptów porozsypywane przez wiatr tulę w dłoni wirują jak jesienne liście skroplone smakiem milczącej  tęsknoty   za horyzontem zapętlony taniec mew kołysze wspomnienia  wzburzonymi falami i twoje imię wołane przez dogasające w słońcu echo

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @rockthewriter   Zastanawiający wiersz …pełen kontrastów…   podoba mi się i …nie podoba ;)  tak naprawdę bardzo mi się podoba :) 
    • @bazyl_prost sam też nie znoszę pasów szczekających na wiatr. Ale przecież taka ich natura. Chcą nas chronić.@KOBIETA mnie też.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...