Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

... co chcesz dać od siebie poezji?
pierwszy podniosę palec wskazujący i środkowy i się wypowiem:
siebie z całym bałaganem który każe mi tego nie robić a robię bo są rzeczy ważniejsze od niczego
dajcie z siebie więcej niż ja i do klawiatur poetki/poeci

Opublikowano

kra kra kra!!!!!!!! to ja! (wykrakałam, ale nie chciałam)
:))))))))
niczego nie chcę dać. niech czytelnik się cieszy albo płacze, albo ofuknie, albo znudzi, albo pozostanie na swoim miejscu w bezruchu - zapatrzony w dal. to zapatrzenie jest wieloznaczne, a więc jest poezją samą w sobie. czyli daję czytelnikowi zapatrzonemu w dal = gotowemu na rozpoetyzowanie - emocje jw.! ale czy poezji???? a co ona może tak naprawdę ode mnie chcieć??? mało ma???

:((
:D
;P

Opublikowano

A ja to bym się tak spięła, wysiliła, zmobilizowała, nadęła, czynu społecznego podjęła i....urodziła jakiegoś Noblistę w dziedzinie literatury. Szekspira współczesnego, albo co...Takie coś to może bym mogła dać Poezji. A bałaganu przy tym też można narobić, czemu nie....

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



ależ to język Puszkina! Jesienina!!!!! i....innych! piękny śpiewny szerooooki - kak Wołga....no dobra! adstupaju!

Elizabeth, izwinitie!
je wous (avec Biełyj) ambresse!
:))
bon nuit!!!!!!!!
Opublikowano

Kilka lat temu czytałam bardzo ciekawy esej Adama Zagajewskiego "Przeciwko Poezji"
znaleziony w internecie. Po jakimś czasie chciałam do niego wrócić, ale już go nie było.
Teraz znowu jest i chętnie tu wkleję;

Adam Zagajewski
PRZECIWKO POEZJI

I
Ci, co piszą wiersze, zajęci są niekiedy, na marginesie swej głównej aktywności, sporządzaniem "obrony poezji".
Z całym szacunkiem dla tego gatunku (i ja sam trochę go próbowałem), chciałoby się zadać pytanie, czy przypadkiem owe subtelne i niekiedy uskrzydlone traktaty nie osłabiają poezji, zamiast ją wzmacniać. Nawet wielcy poeci - Shelley na przykład - próbowali swej ręki w defensywnych esejach. Czy nie tracili cennego czasu na daremne ćwiczenia w dziedzinie pobożnej retoryki? Bo czegóż innego możemy spodziewać się po poecie, jeśli nie obrony poezji? Czy można poważnie potraktować obronę własnego rzemiosła? Rzemieślnik, broniący swojej dziedziny, cóż bardziej oczywistego. Czy nie ciekawszy był gest Witolda Gombrowicza - prozaika, nie poety - który swym szkicem Przeciwko poetom wywołał przynajmniej interesującą wymianę poglądów; do dyskusji włączył się przecież sam Czesław Miłosz. Gombrowicz jednak atakował głównie "słodycz" poezji, nadmierne, jego zdaniem, stężenie cukru w wierszach - zawahał się przed całkowitym ich odrzuceniem.
Co przede wszystkim przemawia przeciwko poezji? Zacznijmy od łatwych przykładów, od wierszy najzupełniej naiwnych, wierszy napisanych przez prowincjonalnych amatorów, emerytowanych urzędników pocztowych i damy nudzące się w swych ładnie urządzonych domkach. Będą to rzecz jasna wiersze opiewające zachód słońca, pierwszy śnieg, uroki maja, stokrotkę, wiewiórkę i brzozę. Nie lubił ich Gottfried Benn, drwiący z wierszy o wiośnie pojawiających się w kulturalnych czasopismach w kwietniu czy marcu. Co w nich złego?
Nic złego - ale często ogromna ich naiwność może wzbudzać żwyiołową i nie całkiem nieuzasadnioną niechęć. Zdolność uwzględnienia także tego, co negatywne i groźne w życiu, wydaje się czymś niezbędnym. Otóż wiersze o stokrotce na ogół nie biorą pod uwagę negatywności świata - i dlatego są naiwne. Wydawałoby się, że jest to zmartwienie zupełnie błahe. W końcu, co z tego, że mieszkający w stanie Idaho poeta będzie chwalił kwiaty. Zgódźmy się, że fakt istnienia owej warstwy poezji naiwnej, trochę amatorskiej, jest sam w sobie czymś dość sympatycznym i na pewno nieszkodliwym, nawet jeżeli wiersze te nie pomogą nam w zrozumieniu naszego świata (Newton podobno nazywał poezję "a disingenuous nonsense").
Nawet nasz miły emerytowany urzędnik pocztowy, piszący swe miłe wiersze, nie żyje przecież w stanie permanentnego zachwytu. Jest człowiekiem może pogodnym, lecz i on przeżywa momenty lęku czy niepokoju, rozpaczy. Czy potrafi je wyrazić w swych pozytywnych wierszach? Więcej: może się zdarzyć, iż ten sam emerytowany urzędnik nie będzie wcale tak dobrym człowiekiem, jakby się zdawało czytelnikom jego wierszyków. Gdy idzie o gigantów literatury, mamy z góry przygotowaną odpowiedź: dzieło potrafi odkupić słabości charakteru autora ("he wrote well" - pisał dobrze). Ale czy to samo stosuje się do małego poety? I jeszcze jedno pytanie, może nie nasuwające się w przypadku artystów wielkiej miary: dlaczego ten pan nie wyrazi w swoich wierszach tego, co w nim nieudane albo nieprzyjemne? Czy tylko dlatego, że stosuje się do reguły życia zbiorowego, która każe nam ujawniać tylko nasze dobre, lub uchodzące za dobre cechy i skrywać pod grubą warstwą
sukna nasze wady i nieszczęścia? Jeśli tak, to pół biedy. Gorzej, jeśli odpowiedzialna za to jest raczej sama natura poezji, witająca chętnie zachwyt, odrzucająca to, co negatywne - nie pozbawiona więc hipokryzji.
II
Gdyby tak było, to poezja grzeszyłaby tym, że potrafi wyrazić niewielką tylko część naszych duchowych energii; poezję, jak wiemy, wyzwala pewien wyjątkowy i legendarny stan ducha, zwany natchnieniem. Natchnienie, towarzyszące nie tylko poetom i powieściopisarzom, lecz i muzykom, i malarzom, i bodajże także niektórym uczonym i pastorom, i nawet tym, co piszą (pisali) piękne, długie listy, nie dlatego jest potrzebne ludzkości, że towarzyszy mu euforia, radość (choć prawdą jest, że towarzyszy), ale przede wszystkim dlatego, iż zdaje się wynosić nas ponad trywialną sieć okoliczności empirycznych, będących naszym codziennym losem i więzieniem. Wynosi nas ponad codzienność po to, byśmy mogli spojrzeć na świat zarazem uważnie i żarliwie. Nie wyzwala nas z tych empirycznych ograniczeń całkowicie: poeci nie lewitują, nie stają sie odporni na choroby, nie otrzymują swoistego immunitetu dyplomatycznego; jak wiemy, Mandelsztama, jednego z wielkich natchnieniowców XX wieku, nic nie obroni przed deportacją i śmiercią w obozie. A jednak w sensie estetycznym i nawet filozoficznym natchnienie zdaje się ofiarowywać wybranym przez siebie umysłom możliwość pewnego skoku, pewnej czysto wewnętrznej i niewidzialnej z zewnątrz lewitacji. Niekiedy - najczęściej - lewitacja ta objawia się w charakterze dzieła, nadaje mu doskonalszy kształt i większą siłę intelektualną. Niekiedy także zdaje się udzielać czytelnikowi - jest wtedy jak płonąca pochodnia, przechodząca z ręki do ręki. Byłaby to pochodnia starsza od olimpijskiej, wędrująca między ludzkimi umysłami przynajmniej od czasu Homera.
Sami poeci spierają się, czy natchnienie istnieje i czy jest potrzebne. Są tu różne szkoły. Wiemy dobrze, że na przykład Paul Valéry przeciwny był samemu pojęciu natchnienia i zachwalał tylko racjonalne składniki dobrze pracującej inteligencji. Inni poeci bronili natchnienia, nie lekceważąc wcale wytrwałej pracy przygotowawczej, rzemiosła i refleksji. Nie o to jednak chodzi, tylko o pytanie, może nieco perwersyjne, czy owa wspaniała choroba natchnienia nie determinuje w pewien sposób temperamentu i nawet substancji poezji. Natchnienie przecież jest niejako czystą pozytywnością, jest prawie ucieleśnieniem radości (lepiej nie przyglądać się dotkniętym nim osobom - wystarczy powiedzieć, iż w niczym nie przypominają ponurych katatoników, nie zmieniających godzinami pozycji ciała). Jeśli tak, to nie może ono nie wywrzeć presji na treść sądów i wartościowań obecnych w poezji.
Ale nie możemy wiedzieć, czy naszemu entuzjazmowi odpowiada coś w rzeczywistości, w strukturze świata; chociaż w chwili uniesienia jesteśmy absolutnie o tym przekonani i jeszcze następnego dnia sądzimy, że tak naprawdę jest. Ale już po tygodniu... pojawią się może wątpliwości.
III
Ktoś powie w tym miejscu (i bardzo słusznie): człowieku, gdzie ty żyjesz! Przecież ogromna, gigantyczna większość powstających obecnie wierszy - i także wierszy napisanych w wieku XIX - wcale nie charakteryzuje się ekstatyczną radością, entuzjazmem, tylko raczej melancholią, ironią, zwątpieniem i rozpaczą! Może szczególnie pewien rodzaj wysuszonej przez smutek ironii jest obecnie najczęściej używanym materiałem poezji. Niełatwo więc uczynić z poetów zwiastunów euforii.
2
Autor niniejszego szkicu powinien zatem teraz zwinąć swój skromny warsztat pracy, skapitulować i wrócić do pisania wierszy, co jest jego naczelnym zajęciem. Lecz rzecz jest może bardziej skomplikowana.
Owszem, nie brak melancholii i ironii w poezji i romantycznej i współczesnej. Znajdziemy je już w poezji antycznej; Owidiusz na wygnaniu nie pisał radosnych wierszy. Romantycy dużo płakali. Współcześni już nie płaczą, raczej trwają w zimnej i eleganckiej rozpaczy, którą przerywa od czasu do czasu salwa ponurego śmiechu. Czy nie jest jednak tak, że radość i melancholia tworzą tu swego rodzaju parę; są to nastroje, podniesione w poezji do rangi nieomal światopoglądu, lecz pomimo to zachowujące w poematach coś z charakterystyki nastroju. Melancholia i radość są skromnym, binarnym majątkiem poezji; i afirmacja, i odrzucenie mają w sobie smak lekko psychotycznego gestu, gestu "tak" i gestu "nie", zapożyczonego nonszalancko od rzymskich cesarzy (i cesarz, i poeta posługują się kciukiem). I czy melancholia poetycka nie bywa czasem tylko przebraną radością, tak jakby poeta chciał się dłużej cieszyć ciepłem inspiracji i ukrywał je w termoodpornym pokrowcu smutku? I nieraz te afirmacje i negacje są może nieco ahistoryczne, wypowiadane bez uwzględnienia nowych faktów i dowodów; sąd zbiera się, doznaje natchnienia i nie wysłuchawszy świadków, nie wysłuchawszy ani oskarżyciela, ani obrońcy, wydaje swój apodyktyczny wyrok, bardzo ładnie skomponowany. Czy skarga Baudelaire'a tak bardzo różni się od skargi Owidiusza?
Co w tym złego? Przeciwnik poezji odpowie surowo: to nawet nie wszechobecność taniej ironii zniechęca mnie do poezji, ale fakt, że nie uczestniczy ona w intelektualnej pracy epoki, ignoruje to, co w działaniu humanistycznego umysłu jest najciekawsze i może nawet najważniejsze, to jest stałe, uważne i wcale niełatwe śledzenie złożonego krajobrazu ludzkiego świata, w którym wciąż coś się zmienia i wciąż coś jest niezmienne. Wyważenie tych dwu składników, wykrycie nowych odmian zła, nowych odmian dobra, nowych wzorów zachowań i odwiecznych modeli życia, ocena świata, zawsze nieco nowego i nieco starego, jednocześnie archaicznie takiego samego i zmieniającego się pod wpływem inwazji "nowoczesności", powlekającej świat jakby warstwą błyszczącego nylonu, a wcześniej, i nie bez wpływu tej samej nowoczesności, wstrząsanego konwulsjami lat trzydziestych i czterdziestych - oto ważne zadanie pisarza, obok innych tradycyjnych zatrudnień. Owa intelektualna praca epoki, która tak zajmuje umysły ludzkie, wciąż jeszcze w znacznej mierze skupiona jest na zrozumieniu wielkich nieszczęść XX wieku. Czy poezja może w niej uczestniczyć?
IV
Dlaczego tak wielu ludzi inteligentnych, światłych, wykształconych, odwraca się dziś od poezji? W niektórych krajach odpowiedź jest dość łatwa: we Francji na przykład, gdzie od kilkudziesięcu lat liryka pojmuje swoje powołanie jako metodologiczny monolog, jako nieustającą medytację nad pytaniem, "jak możliwy jest wiersz". To tak jakby zamyślony krawiec, zamiast szyć ubrania, wciąż się tylko zastanawiał nad pięknym arabskim przysłowiem: "igła, która ubiera tylu ludzi, sama pozostaje naga". Ludzie myślący, poszukujący odpowiedzi na istotne pytania, muszą się odwrócić od takiej suchej, narcystycznej, hermetycznej poezji. Ale gdzie indziej, w tych obszarach językowych, gdzie poezja nie wyrzekła się jeszcze całkowicie dialogu ze światem, także zdarza się, że liryka nie potrafi zainteresować swych potencjalnie najlepszych czytelników.
Strofę z pięknego wiersza Audena, Elegia dla W. B. Yeatsa:
3
Tak czas pardonu udziela Pismom Kiplinga, Claudela, I wyrok na Yeatsa podrze Też: za to, że pisał dobrze. (tłum. Stanisław Barańczak)
- czytamy nie bez podziwu i na ogół akceptujemy jej sens. Jeśli jednak zatrzymać się nad nią i zastanowić nad jej wymową, nie sposób nie zadać sobie pytania: czy naprawdę fakt, że ktoś dobrze pisał, czy nawet bardzo dobrze, pozwala nam zapomnieć o tym, co powiedział? Abstrahujmy od nazwisk wymienionych przez Audena w jego marksistowskim okresie (czy Claudel naprawdę potrzebuje wybaczenia; lub Yeats?) - tendencję tu wyrażoną spotkamy nie tylko u autora Tarczy Achillesa. Jest to skłonność do okazywania pobłażliwości nie tylko poetom, ale i powieściopisarzom, do traktowania ich tak, jak traktuje się dzieci.Powiedziałeś coś niemądrego, lecz jesteś sympatyczny (masz ładną buzię). Jeżeli jednak brać literaturę poważnie, to trzeba niekiedy odrzucić czyjeś dzieło, nawet jeżeli napisane jest "bardzo dobrze" - na przykład przekreślić sporą część dzieła Majakowskiego, mimo że trudno mu odmówić wielkiego talentu.
Poeta, który zgadza się na akceptowanie taryfy ulgowej dla poezji (że posłużę się nieco już zapomnianą formułą Artura Sandauera), pomniejsza jej znaczenie.
V
Czy jest może jakiś ontologiczny składnik rzeczywistości, wobec którego poezja jest bezradna? Czy chodzi o zło? Czyżby poezja była bezradna wobec zła? Ale mamy przecież Dantego, mamy Fausta Goethego, mamy Otella i Makbeta (argumentacja "statystyczna", iż więcej mamy wierszy zachwytu - Keatsa, Whitmana i Claudela na przykład - niż wierszy mierzących się ze złem, nie miałaby tu sensu).
Ktoś jednak, kto na przykład zechce coś zrozumieć z nowoczesnej dyktatury, nazistowskiej czy stalinowskiej, sięgnie raczej po prace historyczne i filozoficzne, po książkę Raula Hilberga, po prace Hanny Arendt może, Ericha Voegelina, Arona, nawet po pamiętniki Speera, po książkę Hermanna Rauschninga, po wczesne książki Sołżenicyna, po wspomnienia ofiar i katów Holocaustu, będzie czytał Chiaromontego i historyków XX-wiecznej Rosji, studiował prace François Fureta, Martina Malii, Kołakowskiego i tylu innych wnikliwych analityków (inna rzecz, czy naprawdę znajdzie w w tych książkach ostateczną odpowiedź, której szuka - i czy ostateczna odpowiedź w ogóle istnieje). A jeśli będzie się zastanawiał nad nowszymi, zupełnie już aktualnymi schorzeniami społeczeństwa i ducha, też nie zabraknie mu odpowiednich, prozaicznych lektur.
Zaraz zaraz, powie na to któryś z moich przyjaciół poetów, czy poezja naprawdę ma być tylko intelektualnym pogotowiem ratunkowym, którego błękitne ambulanse pędzą, płacząc głośno, ciemnymi ulicami śpiącego miasta? Oczywiście nie - sprowadzenie poezji do tego typu zadań byłoby śmiesznie redukcjonistyczną interpretacją. A jednak poeci nie mogą chyba ignorować czegoś, co nazwać można debatą intelektualną epoki; nie mogą jej zupełnie obejść. Czy ta debata naprawdę istnieje i gdzie można ją spotkać, to inne pytanie; wydaje mi się jednak, że jest taka dyskusja, choćby była przerywana i niedoskonała.
4
Jeżeli poeci stronią od tej debaty, przekonani, iż małe skarby lirycznego wzruszenia czy melancholii więcej są warte niż medytacja nad radykalnym złem XX wieku czy wielkim smutkiem - i wielką nudą - naszego czasu, przyczyniają się do tego, że poezja powoli traci swą, daną jej od bogów i od Greków, centralną pozycję wśród ludzkich dzieł i zamienia się w interesujące hobby dla studentów i emerytów - bo już nie dla dorosłych, którzy muszą skupić się na tym, co najważniejsze.
Nie chodzi tu zresztą o debatę, tylko o prawdę - jedynym bowiem silnym argumentem przeciw poezji byłoby oskarżenie jej o to, że nie szuka prawdy - o człowieku i o świecie, lecz ogranicza się do zbierania pięknostek na plażach świata, muszel i kamyków.
Tak, pewnie. Mamy Elegie duinejskie, Jałową ziemię Eliota, Traktat moralny i Traktat poetycki Miłosza, Mandelsztama wiersze o Petersburgu, Audena Tarczę Achillesa, Requiem Achmatowej, wiersze Celana, poezję Zbigniewa Herberta - czym się one zajmują, jeśli nie tym właśnie? Złem, nowoczesnością, życiem w naszej Epoce, oporem, jaki ona nam stawia.
VI
Przyjrzyjmy się jednak raz jeszcze relacji między światem i poezją: czy nie jest tak, że mimo wszystko, pomimo tych osiągnięć, tych rzadkich i wspaniałych poematów, w których wielcy poeci prawowali się z podłością naszego czasu, poezja nieomal nie dysponuje organem poznawczym nastawionym na podłość właśnie, na małość, na nudę (i nie myślę tu o eleganckiej nudzie artysty, o spleenie Baudelaire'a, lecz o nudzie i ospałości pospolitych niedzielnych popołudni w naszych miastach), a także na Eichmanna i na wściekłego skinheada, na bezdusznego urzędnika.
Z pewnością da się zauważyć, że pewnego rodzaju zło - nazwijmy je "złem Dostojewskiego" - zło Stawrogina i Smierdiakowa, a także zło młodego Wierchowieńskiego, to znaczy zło jednocześnie psychiczne i teologiczne - umyka spojrzeniu poezji i tylko powieść (może jedynie Dostojewski!) może mu sprostać. I także w odniesieniu do potężnego zła hitleryzmu i stalinizmu poezja zajmuje się raczej opłakiwaniem ofiar, i czyni to niekiedy wspaniale, u Celana na przykład, u Miłosza, Herberta, Achmatowej, natomiast z największym trudem usiłuje proponować refleksję nad źródłami zła - dodajmy jednak od razu, że i największe filozoficzne umysły nie tak dużo potrafią nam zaproponować.
Chodzi nie tylko o percepcję zła; chodzi też o to, że współczesna definicja poezji, definicja nie teoretyczna, bo takiej nie ma, ale praktyczna i praktykowana nawet przez największych mistrzów, wiernie odzwierciedla przemiany, jakie zaszły w nowożytnej i nowoczesnej mentalności. Rainer Maria Rilke, najbardziej dziś podziwiany na całym świecie XX-wieczny poeta, niewiele ma do powiedzenia na temat, który pasjonował starożytnych i powinien także i nas interesować: jak żyć wśród ludzi, w jakiej wspólnocie ludzkiej - choć wspaniale mówi o tym, jak żyć w prywatności istnienia, w samotności, w samotnej miłości, i o tym też, jak umierać.
VII
Być może jest tak, że poezja liryczna ma jakby dwa skrzydła, dwa naczelne zadania: jednym z nich jest prastare zadanie, będące absolutnym centrum liryki każdego pokolenia; jest to potrzeba kontynuacji, utrzymania życia duchowego, a raczej potrzeba nadania formy życiu wewnętrznemu - bo i w poezji, jak w meteorologii, zderzają się zawsze ze sobą dwa fronty
5
atmosferyczne, ciepłe powietrze naszej introwersji spotyka się z zimnym frontem formy, z chłodnym powiewem refleksji. Te "małe skarby lirycznego wzruszenia", o których przed chwilą mówiłem prawie z lekceważeniem (specjalnie! pedagogicznie!), są naprawdę skarbami - i ich rejestracja ma ogromne znaczenie, niezależnie od tego, jak się będzie chciało rozumieć ich teoretyczne znaczenie.
Czym jest życie duchowe? To żenujące, że trzeba i o tym pomyśleć - gdy jednak wypowiadam te słowa, może szczególnie w USA (spiritual life), moi rozmówcy patrzą na mnie trochę kpiąco, jakby chcieli mi zaproponować: idź do klasztoru! Ale życie duchowe nie musi się pokrywać z regułą cystersów, nieraz jest po prostu uważnym oglądaniem rzeczy tego świata okiem wyobraźni. Może też być stacją w polu religijnego poszukiwania - ile jednak z tego dostaje się do współczesnej poezji, trudno powiedzieć; czy poezja nie jest raczej mistyką dla początkujących? Jacques Maritain, katolicki filozof, zachęcał poetów, żeby skupili się także na tym, co w poezji jest materiałem i rzemiosłem.
Mimo to - mimo że poezja jest sztuką, i dlatego nie da się sprowadzić do aktywności duchowej - trzeba dziś uparcie przypominać, że tylko w życiu wewnętrznym, jak w rozbitym zwierciadle, miga niekiedy ruchomy płomyk wieczności, cokolwiek by szyderczy (lub nie) czytelnik chciał przez to rozumieć.
A jednocześnie życie wewnętrzne musi być ukryte, nie wolno mu pokazać się publicznie; tak jak biedni wioślarze w sławnym wierszu Hofmannsthala Manche freilich, musi ono pozostać pod pokładem statku. Nie wolno mu się ukazać z dwu powodów: po pierwsze dlatego, że nie jest fotogeniczne - jest przezroczyste jak powietrze w maju - i także dlatego, że gdyby zechciało skierować na siebie uwagę publiczności, zamieniłoby się w narcystycznego klowna. Ale - porównanie jest tu trafne - to niewidoczne i w końcu dyskretne życie wewnętrzne jest, ze swoją namiętnością, swą naiwnością, swoim zgorzknieniem i wiecznie, pomimo wszystko, odradzającym się entuzjazmem, ostateczną i nieodzowną energią poezji - i człowieka.
Współczesna kultura masowa, niekiedy zabawna i nie zawsze szkodliwa, tym jednak się cechuje, że zupełnie nie wie, co to takiego życie duchowe. Nie tylko go nie potrafi tworzyć, ale wręcz wypłukuje je, niszczy, koroduje. Także i nauka, innymi zajęta problemami, nie dba o nie wcale - tylko więc niektórzy artyści, niektórzy filozofowie, niektórzy teolodzy bronią tej delikatnej, zagrożonej fortecy.
Bronić życia duchowego to nie jest objaw pobłażliwości wobec radykalnych estetów; myślę, że życie duchowe, głos wewnętrzny mówiący do nas - albo tylko szepczący - po polsku, po angielsku, po rosyjsku albo po grecku, jest ostoją i gruntem naszej wolności, niezbędnym terytorium refleksji i niezależności wobec potężnych uderzeń i pokus przychodzących z nowoczesnego życia.
VIII
Drugie skrzydło poezji natomiast odznacza się charakterem bardziej intelektualnym, czy może bardziej poznawczym; idzie tu o myślenie w sensie odważnego uwzględniania zmieniającego się oblicza naszego świata, o poszukiwanie prawdy o nas samych, o nieustający rekonesans w niezliczonych korytarzach rzeczywistości, o sprzeciw wobec kłamstwa. Poezja musi czuwać nad historią; nie może zaufać wyłącznie doświadczeniu wewnętrznemu, rozumianemu tak, jak je widzi na przykład Kathleen Raine, angielska poetka i filozofka - jako ahistoryczne nawracanie do wciąż tych samych wzorów i motywów sacrum,
6
odczytanych przez niewielu tylko poetów angielskiej tradycji (Blake, Keats, Yeats). Rozpoznanie zmiany historycznej, dyżurowanie na placyku przed pałacem prezydenta, refleksja nad powolną, lecz nieustającą metamorfozą naszej cywilizacji, jest także czymś niezbędnym. Drugim więc filarem poezji, obok doświadczenia wewnętrznego bijącego ze źródła, o którym nic nie wiemy, jest najzupełniej trzeźwe spojrzenie skierowane na świat historyczny.
Niekiedy poszukiwanie prawdy staje się próbą ustanowienia wspólnej ludzkiej miary. Każdy pisarz, każdy poeta jest także sędzią ludzkiego świata (sądzi przy okazji i samego siebie); w każdej linijce wiersza zawiera się poddany wcześniej refleksji osąd świata. W każdej linijce kryje się cierpienie Kambodży i Oświęcimia (wiem, brzmi to może patetycznie, trudno). W każdej linijce kryje się także radość wiosennego dnia. W każdej linijce zderza się tragizm i radość.
I jeszcze jedno: w poezji musimy zawsze brać pod uwagę dwie rzeczy przynajmniej: to, co jest, to, jacy jesteśmy - musimy widzieć jasno i okrutnie komedię ludzką, próżność i głupotę naszych bliźnich i nas samych, ale nie wolno nam pochopnie porzucać aspiracji do wyższego świata, wyższego porządku, choćby spektakl ludzkiego szaleństwa zniechęcał nas do tego poszukiwania. Nie brak nam świetnych sprawozdawców, przypominających o nędzy człowieka; mało kto chce równocześnie pamiętać o tym, co porywa nas w górę. I chodzi o to, by oba te spojrzenia stale sobie towarzyszyły. Raport o nikczemności człowieka - najbardziej uczciwy - zaprowadzi nas jedynie do płaskiego naturalizmu. Zachwyt nad ekstatycznymi możliwościami, nad wymiarem teologicznym, jeśli oderwie się od trzeźwego punktu widzenia, stworzy nieznośną, pełną nieuzasadnionej pychy retorykę. Ale wytrwanie w obu tych perspektywach jednocześnie jest bardzo trudne; w gruncie rzeczy poezja jest niemożliwa (tak jak, według Simone Weil, niemożliwe jest życie ludzkie).
IX
I być może jest tak, że te dwa skrzydła nawzajem sobie przeszkadzają - jak u biednego albatrosa, którego niezgrabny chód na pokładzie statku opisał współczujący poeta. Przeszkadzają sobie o tyle, że częściowo są sprzeczne: pszczele gromadzenie duchowości jest czymś elegijnym, jest czysto medytacyjną aktywnością (prawie pasywną, nieco buddyjską), sytuującą się między ekspresją i poznaniem, gdy tymczasem intelektualne rozpoznawanie świata wymaga przytomności umysłu, szybkiej inteligencji, innego rodzaju orientacji wewnętrznej. Przeszkadzają sobie nastrojem, ale i kierunkiem poszukiwań, rodzajem ciekawości.
W pewnym - ograniczonym - sensie te dwa nawzajem sobie zawadzające skrzydła liryki mogą być zrównane z klasycznymi symbolami rozumu i objawienia, z Atenami i Jerozolimą (tak jak ten dylemat widzieli Lew Szestow, optujący za Jerozolimą, i Leo Strauss, optujący za nieuleczalnością tego konfliktu). Poeci także - jak pewna część ludzi myślących - skazani są na życie w cieśninie między Atenami i Jerozolimą, między nigdy nie do końca osiągalną prawdą i pięknem, między trzeźwością analizy i religijnym wzruszeniem, między zdziwieniem i pobożnością, między myśleniem i natchnieniem.
X
Jak żyją poeci? - zapyta ktoś - czy naprawdę szamocą się między wiarą i refleksją? Obawiam się, że na co dzień żyją inaczej. Żyją broniąc poezji. Poeci żyją jak obrońcy oblężonej
7
twierdzy - patrząc, czy nie nadciąga nieprzyjaciel i z której strony. To nie jest dobre życie - brakuje mu nieraz wielkoduszności, autokrytycyzmu, zdolności do myślenia przeciwko sobie; i może także przeciwko epoce, która się na ogół myli.
Czy szukają prawdy? Czy nie wierzą zbyt łatwo lekkomyślnym prorokom, chaotycznym filozofom, których nie potrafią ani zrozumieć, ani odrzucić? Nędza poezji na tym właśnie polega - na nadmiernym zaufaniu okazywanym dyżurnym myślicielom - i politykom. Tak przecież zdarzyło się w połowie ubiegłego stulecia, którego ciężkie wieko wciąż jeszcze nas gniecie. Poeci opętani wielką emocją, posłuszni energiom talentu, nie umieją rozpoznać rzeczywistości - dlaczego Brecht służył Stalinowi? I czemu Neruda uwielbiał tego samego despotę? Dlaczego Gottfried Benn przez kilka miesięcy ufał Hitlerowi? Dlaczego francuscy poeci uwierzyli strukturalistom? Dlaczego młodzi amerykańscy poeci poświęcają tyle uwagi najbliższej rodzinie i nie potrafią odkryć głębszej rzeczywistości? Dlaczego jest tylu przeciętnych poetów, których pospolitość doprowadza nas do rozpaczy? Czemu współcześni poeci - owe setki i tysiące poetów - zgadzają się na duchową letniość, na małe, rzemieślnicze, ironiczne żarty, na elegancki, chwilami sympatyczny nawet nihilizm?
XI
Na koniec muszę wyznać (czytelnik i tak się tego domyślał): nie jestem wcale przeciwnikiem wolnej, mądrej, wspaniałej poezji, która potrafi połączyć bliskie i dalekie, niskie i wysokie, ziemskie i boskie, poezji, która będzie umiała zanotować poruszenia duszy, śpiew ptaków, spór kochanków, ciszę w wiejskim kościółku, scenę na wielkomiejskiej ulicy, ale usłyszy też kroki historii, kłamstwo tyrana, nie zawiedzie w godzinie próby. Gniewa mnie tylko poezja mała, małoduszna, nieinteligentna, poezja służalcza, która niewolniczo wsłuchuje się w podszepty ducha czasu, tego leniwego biurokraty, fruwającego tuż nad ziemią w brudnej chmurze iluzji.


ADAM ZAGAJEWSKI

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...