Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Arabella i Artur


Rekomendowane odpowiedzi

Witam! Ta opowieść jest 10-rozdziałowa, tak więc czytanie trochę zajmie. Mam nadzieję, że jednak wyszło dobrze(uważam to opowiadanie za mój osobisty hit ;-) ).


Rozdział I
ZIMA
Mirabella bawiła się lalkami, a jej starsza siostra, Arabella, siedziała przy biurku. Rozmarzona patrzyła przez okno. Był pierwszy grudnia i spadł właśnie pierwszy śnieg, a Ara kochała zimę.

- Ara, pobaw się ze mną!- narzekała Mira.

- Idź do Grześka.- poradziła marzycielka.

- Grzesiek nie chce sie bawić. Walec drogowy do niego przyszedł.- odparła Mira. Ara się zjerzyła.

Walcem drogowym siostry nazywały Walerię Nil, dziewczynę ich starszego brata. Była to panna tak wulgarna, tak przesłodzona i przeróżowiona, że woda zamarzała na dźwięk jej imienia. Gdy wymawiano zdrobnienie Walerii, wyłączał się prąd. Do wszystkich odnosiła się z wyższością. Nikt nie wiedział, dlaczego Gregory wybrał ją właśnie. Siostry jej nie znosiły.

Ara wyszła z pokoju i ruszyła w stronę kuchni. Na korytarzu spotkała Wulgarną Barbie. Grzesiek się do niej łasił. Dziewczyna wymineła ich bez słowa.

- Nawet pożegnać się nie umiesz??!! Ale wychowana ta twoja siostra, nie ma co!- zauważyła Waleria.

- Ara, co to ma być??!! Pożegnaj się, ale już!!- zganił siostrę Grzesiek, wysyłając jej zimne spojrzenie. Arabella popatrzyła mu w oczy. Grzesiek się zmieszał i przeprosił siostrę.

- Za co ty ją przepraszasz??!!!- wrzasneła oburzona Waleria.

- Nie zrozumiałabyś.

- Myślisz, że skoro jestem blondynką, to nic nie łapię?!- warkneła Walec drogowy.

- Nie to, żeby coś,Walerio,ale przefarbowałaś je na różowy.Wyglądasz w nich jak księżniczka!- pochwalił Gregory.

- Też prawda. Wracając do twojej siostry: powinna mnie na kolanach mnie błagać, żebym nie wychodziła, a ta stoi jak słup soli!- krzykneła Waleria.

- Coż, widok różowego plastika mnie zamurował. Pożegnam się z tobą tylko wtedy, kiedy wyjdziesz i już nie wrócisz.- rzuciła Ara. Waleria prychneła i wyszła z ich domu. Grzesiek rzucił siostrze spojrzenie pełne wyrzutu.

- Nie ma za co.- odparła z figlarnym uśmiechem.

- Ara, rujnujesz mi życie!

- Raczej pomagam ci go kompletnie nie zmarnować.

- Jesteś niemożliwa!

- Nie tylko ja.- dziewczyna uśmiechneła się jeszcze szerzej. Poszła do kuchni i wzieła do ręki czajnik. Spróbowała nalać wody do kubka.. i nic. Odkręciła kran. Nie spadła ani jedna kropla.

- Grzesiek!

- Co?- brat stanął za nią.

- Woda zamarzła przez wulgarną Barbie!!

- Co ma do tego Wal...?

- Nie wymawiaj tego imienia!!!!- przerwała mu w połowie zdania -Inaczej zamarznie na amen i trzeba będzie wymienać całą instalację. Nie mam zamiaru się tak upaćkać!!!

- Ale co ma do tego Walerunia??- spytał Grzesiek. W całym domu zgasło światło.

- No pięknie! Widzisz, coś narobił?

- Dobra, już się zamykam.

- Ty lepiej sprawdź, co robi mira.- zauważyła Ara.- Ja zajmę się Isą.- miała na myśli swoją niepełnosprawną. równoległą wiekiem siostrę Isabellę.

Oboje rzucili się w stronę schodów. Gregory nie zauważył Jasmin i pocałował ją, myśląc, że to Waleria przyszła ponownie.

Jasmin la Luna również należała do grona różowych pustaków. Była najlepszą przyjaciółką Walerii i... DZIEWCZYNĄ KONNY'EGO!!

Całującą parkę oświetlił blask latarki Konny'ego.

- GREGORY PEPE WINTER!!!!!!!!- wrzasnął poirytowany Konny. Której jego dziewczyny Grzesiek jeszcze nie całował?!

- Pepe?!- Arabella rykneła śmiechem.- Od Pepe Pana Dziobaka z kreskówki??

- Zrywam z tobą!- powiedział Konny do Jess, zgasił latarkę i pogrążył się w mroku.

- Isa!- Ara oprzytomniała i rzuciła się w stronę pokoju siostry, zostawiając Grześka Pepe z Jess na korytarzu.

" Jak ja lubię zimę. Na nudę nie ma co liczyć."- pomyślała Ara, szukając po omacku drzwi do pokoju Isabelli.




Rozdział II
POZNANIE
Ara suneła z książkami do klasy. Chodziła do Zespołu Szkół nr1 w Angerbornie, znanej również jako Zespół Szkół Pięknych imion. W tej szkole każde imie było dość orginalne lub ładne.

Dziewczyna położyła książki i piórnik z Edwardem Cullenem na ławce.

- Cześć Ara.- usłyszała.

- Cześć Ada.- odparła.

Ada Avonlea była jedną z przyjaciółek Ary. Dziewczyny poznały się na konkursie wyboru Orginalnej MIss. Żadna z nich nnie wygrała, ale bardzo się zaprzyjaźniły.

- Co robisz?- spytała Ada.

- Nic.- padła odpowiedź.

- To przestań to robić, bo idzie tu super ciacho!!!-szepneła koleżance do ucha. Ara podniosła oczy.

Stał przed nią chłopak o brązowych oczach, takiż włosach oraz cerze mulata. Chodził do Ig.

- Cześć.-powiedziała i spojrzała nieznajomemu w oczy. Chłopaka zamurowało.

- Cześć! Jestem Artur, a ty?- spytał.

- Arabella. Mów mi Ara.

- Fajne imie. Jestem nowy.

- To odrazu widać. Inaczej by cię nie zamurowało na widok moich oczu. Dobra- tak czy tak, zaniemówiłbyś.- rzekła rezolutnie Ara. Ada westchneła.

- Muszę lecieć. Cześć!- rzucił po chwili milczenia.

-Pa!- zakliwiła Ada.

- Cześć.- odparła trzeźwo Ara i poczeła ściągać przyjaciółkę na ziemię. Artur wyszedł z ich klasy i prędko pobiegł do sali nr2.

* * *

Artur był nowy w tej szkole i właśnie pędził na historię, gdy natknął się na Arę.

W pierwszej chwili wziął ją za zwykłą dziewczynę, później widział już tylko niebieskie oczy.

Nigdy w życiu nie widział takiej głębi w czyiś oczach( nie licząc swoich). Ara po prostu nimi hipnotyzowała. Niezdobyty przez nikogo lew uległ urokowi jagnięcia o błękitnych oczach. Chłopak stwierdził, że pewnie ma chłopaka. Zrezygnował ze "zdobyczy", pożegnał się i odszedł, zostawiając Arabellę i jej przyjaciółkę w klasie.

"Ładne imię- Arabella. Ładne ma oczy... i włosy... kurcze! Obiecałem sobie- zero okularnic, tych podłych piegusek! Co prada, Ara nie ma piegów, no ale..."- mniej więcej takim torem biegły myśli Artura przez całą historię. Próbował się skupić, co skończyło się wywołaniem do tablicy. Chłopak odpowiadał bezbłędnie na pytania, zerkając na klasę. Wszystkie dziewczyny skupiły wzrok tylko na nim. Kiedy pani wpisywała ocenę do dziennika, noszalancko uśmiechnął się do żeńskiej części widowni. Wszystkie dziewczyny, jak jeden mąż, westchneły.

"Co za naród. Ktoś powie->, reszta leci za nim."- pomyślał, siadając.

Przez wszystkie następne lekcje przyłapywał dziewczęta na uśmiechach i chichotach pod jego adresem.




Rozdział III

ODRZUCONA
Arabella przekopywała całą bibliotekę, sama niue wiedząc, czego szuka. Po prostu była niewiarygodnie szczęśliwa, aż buchała z niej energia.

Odkąd tylko poznała Artura, zapragneła, aby był szczęśliwy, żeby czuł się dobrze. Dla niego zrobiłaby wszystko.

Nagle zauwarzyła swój obiekt westchnień. Spacerował sobie pomiędzy regałami z kryminałami. Dziewczyna nakazała obie spokój i podeszła do niego.

- Cześć.- przywitała się.

- Cześć.-burknął.

- Czego szukać? Może ci pomóc?-spytała.

- Wiesz może, w której książce znajdę opisaną chorobliwą miłośćć popularnego chłopaka do pięknej okularnicy?- spytał.

- Szukaj w romansach " Magic shell"( Magiczna muszla).-odparła zdziwiona Ara. Co on, książke pisze? Przecież tylko ona to przeczytała( z tego, co mówiła bibliotekarka)!

- Aha. Dzięki. Cieszę się, że tak nie wpadłem. Piękne okularnice?! To się dopiero nazywa fikcja literacka.Oj, sorki.- zdeklarował się.- Muszę lecieć. Idę z Olimpią do kina.- odparł i wyszedł z biblioteki, nie wypożyczając ani jednej książki. Doskonale wiedział, jaką przykrość zrobił Arze.

Arabella westchneła i usiadła przy jednym ze stolików, stojąych w bibliotece. Nie zauważyła pewnej dziewczyny, ukrytej za stosen książek. Osóbka siedziała przy stoliku pod oknem i udawała, że czyta. W rzeczywistości pisała na małym notebooku notkę, którą publikowała na blogu. Zerkała na Arę, pisząc jak szalona. Nagle zauważyła, że opisywany obiekt kieruje się do wyjścia z biblioteki. Zdążyła tylko dopisać:" Już niedługo kolejne przygody Amelii i Armanda!", nim Ara wyszła z biblioteki. Dziewczyna odłożyła książki na miejsce, spakowała notebooka do torby i wyszła z biblioteki.

"Dzięki Arze i Arturowi ludzie chętniej czytają mój blog! Co z tego, że pozmieniałam im imiona? Ważne jest to, że ludzie mnie uwielbiają!"- pomyślała i ruszyła do domu.

Tymczasem Ara zdążyła już do rodzinnego domu wrócić. Udało jej się również zobaczyć, jak jej starszy brat, Grzesiek, całuje się z byłą dziewczyną Konny'ego. Brat speszył się, widząc siostrę.

- Czego chcesz?- spytał.

- Pomyślmy... chciałabym własną fabrykę cukierków, żeby Mira pokuła kaktusami Walca drogowego, wejść do domu i żebyś nie całował się tu z Jess! Grzesiek, ty naprawdę jesteś mega powierzchowny!- rzuciła, przepchneła się pomiędzy nimi i staneła koło schodów, prowadzących do pokojów rodzeństwa.

- Do zobaczenia Grzesiu.- zaświergoliła Jess. Ara o mało nie zwróciła obiadu.

- Pa pa, Jasminko(czytaj: Dżasminko).- odparł Grzesiek. Jess wyszła z domu. Chłopak westchnął marzycielsko i zaczął się szykować do ucieczki.

- Możesz mi powiedzieć, co to ma być??!!- zaczeła Arabella.

- Ale że co?- Grzesiek zaczął grać na zwłokę.

- Ty mi tu nie udawaj, że nie wiesz, o czym mówię!!!!!!! Jak możesz zdradzać Walec Drogowy?! Co prawda, jest paskudnie wredna, ale nikt nie zasługuje na coś takiego!!! Ty podły szczurze!!! Nie zasługujesz na miano brata, padalcu!!!- wrzasneła Ara, uderzyła go w twarz i ruszyła do swojego pokoju.

- Nie masz prawa...!- w Grześku zrodził się bunt. Siostra rzuciła mu wrogie spojrzenie ze schodów.

- Tak??- wysyczała. W jej oczach płoną ogień.

-... tak wrzeszczeć. Is może mnieć atak.- podsunął ostrożnie. Z Arabellą lepiej nie zadzierać.

- Nie wymiguj się siostrą!!! Jesteś tak podły i tchórzliwy, że osłaniasz się chorym człowiekiem!!!!- warkneła i poszła na górę. Grzesiek odetchnął z ulgą.

Ara bywała nieprzewidywalna, ale jedno kżdy wiedział na pewno: nigdy nie należy doprowadzać jej do furii. Inaczej istniało ryzyko trafienia do szpitala z połamanymi kośćmi.




Rozdział IV

SEN

Artur nie mógł pojąć, co się stało. 5 minut temu leżał w łóżku, a teraz stał ubrany w zimowe ciuchy stał w szczerym polu. Prószył śnieg.

"Jest 8 grudnia. Śnieg nigdy nie pojawił się tak wcześnie. Co to?"- pomyślał. Ujrzał cień, zmierzający w jego stronę. Raźno ruszył ku postaci. Kiedy ujrzał twarz gościa, stanął jak wryty. To właśnie Arabella stała przed nim ze spuszczoną głową.

-Cześć.-usłyszał.

- Cześć-odparł.

- Co tu robisz?

- Sam nie wiem, a ty?

-Szukam cię. Chciałabym ci coś pokazać.-szepneła Ara i uniosła głowę. Śnieg przestał padać, a księżyc wyjżał zza chmur. Artur ujrzał jej zakrwawioną twarz.-co...co...co... co ci się stało???- spytał przerażony.-Co? A, chodzi ci o to?-wskazała zakrwawionym palcem na swoją poranioną twarz.- Nie widziałeś tego.- rzekła i wyjeła coś czerwonego spod płaszcza. Artur zbladł. Uświadomił sobie, że oto stała przed nim cudowna, zakrwawiona zjawa, która pokazywała mu swoje jeszcze bardziej niż ona skrwawione serce.

- Co..?- wyszeptał tylko tyle.

-To wszystko sprawiły twoje słowa wypowiedziane 3 dni temu. Teraz już wszystko wiesz.- powiedziała i schowała serce z powrotem pod płaszczyk.

- Nigdy nie będziemy razem!!!! Zrozum to wreszcie!!!- wrzasnął Artur.

Na obliczu Arabelli pojawiła się największa rana. W miejscu, gdzie powinno być serce, chłopak dostrzegł czerwoną plamę krwi. Usłyszał huk.

Po chwili znalazł się przed murem z czerwonej cegły. Pojawiło się na nim pęknięcie. Artur ujżał... niebieskie oczy. Mur pękał dalej. Chłopak zrozumiał kto za nim stoi. Kiedy mur runął, jego przypuszczenia się potwierdziły. Po drugiej stronie gruzowiska stała cicho szeptająca Ara. Nagle zerwał się na równe nogi. Był w swoim pokoju, leżał we własnym łóżku. Spojrzał na zegarek. Była 3 nad ranem. Chłopak opadł spowrotem na poduszkę.

5 minut później smacznie spał.


Rozdział V
WALERIA CZY JESS?
Isabella leżała zwinięta w kłębek na łóżku. Miała kolejny atak migreny. Z każdą chwilą ból się nasilał.

Isa, mając 4 lata, spadła z huśtawki. Od tamtego czasu nie miała już szans na normane dzieciństwo. Przeszła operację i jeszcze się rehabilitowała. Z niewielkimi skutkami.

"Biedna Is. Tyle musi znieść- rozwrzeszczana Waleria i Mira, otumaniony Grzesiek, humorzast Konny... oddałabym wszystko, byleby tylko wyzdrowiała."- pomyślała z czułością Ara i przykryła siostrę kocykiem. W pokoju obok rozległa się niewiarygodnie głośno muzyka. Wszystko zaczeło drgać, a Is zwineła się jeszcze bardziej. Na czole wystąpił pot.

" No tak- ona to słyszy 3 razy głośniej"- pomyślała siostra i ruszyła do pokoju obok. Gdy weszła do środka, ujrzała swojego brata tańczącego na biurku i śpiewającego piosenkę "Boy likeYou"(Charlee), co było o tyle dziwne, że z głośników płyneła piosenka Seleny Gomez "Magic".

- What to do, what to do with the boy like you?- wrzeszczał jak opętany.

- Ścisz to! Is ma atak!- rozkazała Arabella.

- No to co? Kogo obchodzi taki bachor?? Niech zdycha, będzie o jedną mniej.- fukneła Waleria.- L-like you? What to do with you? (Oh!) What to do with the boy like you?- zawyła.

- Właśnie!- poparł ją Grzesiek.-I know you know Im wrapped around your finger You're so, you're so Beautiful and dangerous Hot and cold...- znów zaczął wrzeszczeć.

- Mam nadzieję, że na tę jego Walrunię spadnie co najmniej stu tonowy głaz, góra ptasich odchodów i pokąsają ją żmije.- mrukneła cicho Ara. W całym domu zgasło światło, a z wieży Grześka nie płyneła już żadna muzyka.

- Co jest??- warkneła poirytowana Waleria.

- Ara, coś ty zrobiła?- spytał Grzesiek swą młodszą siostrę.

- Dlaczego winę zwalasz odrazu na mnie. Czy te oczy mogą kłamać?- spytała niewinnie.

- I to jeszcze jak...!

- Dobrze, powiem. To wszystko dzięki charakterowi twojej super-blondi.- rzuciła beztrosko siostra.

- Już nie super-blondi, a super- narze...- zaczeła Waleria, ale raptownie przerwał jej Grzesiek Pepe( od Autorki: Zawsze mnie to imię rozbraja).

- Tak, tak, miło było, won...!- rzekł pospiesznie i wyrzucił siostrę za drzwi.

" O co chodziło? Nie super-blondi, tylko super-kumpeli...?znajomej...?... narzeczonej...? Chwila! Narzeczoną!!! TYLKO NIE TO!!!!!"- myślała Ara, wracając do pokoju siostry. Usiadła na jej łóżku i pogładziła ją po ręce.

- Lepiej?- spytała.

- O wiele. Dzięki.- szepneła wycieńczona Is. Arabella opowiedziała jej o dziwnym zdarzeniu.

- Możesz być pewna, że narzeczonej. Czyli, że to ona, a nie Jasmin.- odparła cichutko siostra.

- Oby nie...- Ara próbowała zatrzymać w sobie chodź odrobinę nadzieji.





Rozdział VI

MARZYCIEL
Konny siedział w kuchni razem z (uwaga!) cichobawiącą się Mirabellą. Co chwilę chłopak wzdychał. Mira w końcu nie wytrzymała.

- Co jest?-spytała.

-Co...? Nic.- odparł nieprzytonmy (umysłowo) brat.

Westchnął.

- Konny! Przestań!

- Dobrze, siostro, tylko nie wrzeszcz. Isa jest po ataku.

20 sekund później:

-Ach...

- KORNELIUSIE!!! Przestań!

-... ech...

-KONNYYYYYY!!!!!! Mam cię trzasnąć patelnią??!!-krzykneła rozjuszona Mira. Do kuchni weszła (szara ze zmęczenia) Is oraz Ara.

- Och...

- Coś taki rozmarzony??- spytała Ara, siadając obok Isabelli przy przeciwległym krańcu stołu.

- Hm?? Nie, nie jestem. Wydaje ci się.- odparł Konny i znów westchnął. Mirabella uderzyła go patelnią.

Zero reakcji ze strony brata.

- Och...!- westchnął znów Kornelius, doprowadzając tym samym najmłodszą siostrę do szału.

Niebieskie oczy Miry zaiskrzyły, porozrzucane loki nastroszyły się. Dziewczyna zaczeła krzyczeć, tupać nogami i rzucać w brata czym popadnie. Isę znów rozbolała głowa. Ara przytuliła siostrę i pogłaskała ją po głowie.

Po zdemolowaniu kuchni przez narwaną siostrę Ary:

Konny siedział posród sterty garnków i nadal był duchowo nieobecny. Mira potwornie się zziajała. Miała cichą nadzieję, że brat już odpuścił.

- Ach...- usłyszała cała trójka sióstr.

- KORNELIUSIE JAMESIE (czytaj: Dżejmsie) WINTER!!!!!- wydobyło się z piersi Mirabelli.

- Ona jest taka piękna...- dziewczęta zamurowało.

O co znowu chodziło???




Rozdział VII
MUR SIĘ BURZY
Mineło już 6 dni od dziwnego snu, a Artur wciąż słyszał w głowie huk pękającego muru.

"Okulary w niczym nie przeszkadzają."-pomyślał. Przed oczyma znów stanął mu okropny obraz: Ara cała we krwi. Otrząsnął się i ze zdziwieniem stwierdził, iż siedzi w kontenerze na śmieci. Obok niego przykucnął jego kumpel, Alex.

- Przypomnisz mi, co ja tu z tobą robię?- spytał Artur. Alex opowiedział wszystko szeptem, lustrując wzrokiem parking.

Sytuacja przedstawiała się dosyć nieciekawie- Artur dał się namówić na "akcję" i wyciągnięcie z domu o wpół do 21 tylko po to, by śledzić jakiś-tam złoczyńców. Okazało się, że chłopak Sary (najepszej przyjaciółki Ary, o czym Artur nie miał zielonego pojęcia) gwizdnął jakąś pakę z bagażnika stojącego na parkingu opla. Chciał ją niepostrzeżenie zwrócić, ale jak na złość ciągle ktoś się tam kręcił. Na przykład: akuratnie jakiś starszy facet (około 30-stki) próbował poderwać 16-latkę.

- Po co to robisz?- spytał Artur.

- Bo nie chcę, żeby Sara dostała donicą z palmą w głowę, chodząc po mieście. Dlatego!- odparł Alex i wywrócił oczami.- Ile można siedzieć na głupim parkingu??!!- warknął.

- Jaka palma??!! Człowieku, jesteśmy w Polsce, a nie w tropikach!- zdziwił się Artur.

- Dobra, dobra. Agerborn i tak nie występuje na żadnej mapie świata.- prychnął Alex.- Patrz!- syknął. Artur wychylił się trochę.

Ujżał faceta, który usilnie próbował wyjść z tej kamienicy razem z dziewczyną. Dziewczyna opornie odmawiała i co chwila wykrzywiała twarz.

- O boże, ale osioł!- Alex wywrócił oczami.

- Nie nazywaj barana osłem.- ostrzegł Artur.- Pewnie gada teksty typu: "Wiesz, którędy do nieba? Bo wyglądasz, jakbyś się z tamtąd urwała!"- podsunął.

- Lub: "Gdyby zamykali za bycie pięknym, to teraz pewnie siedziałabyś w celi razem ze mną"- dorzucił Alex.

- Albo: "Czy tu w pobliżu jest lotnisko, czy to me serce aż wystrzeliło na twój widok??"- Alex aż się zataczał ze śmiechu. Natychmiast jednak spoważniał na widok nowego przybysza.

- Ja... ja... ja... ja go znam!!!- wyszeptał konspiracyjnie.

- Co?- spytał nieprzytomnie Artur.

- To ten facet!!

- To że facet, to akurat widzę. Co jest, łażą tu tylko i wyłącznie twoi znajomi??

- Artek, zwiewamy!!!!!!!!!!!!!!- krzyknął cicho Alex. Artur porwał paczkę, wyskoczył z kontenera i pobiegł w stronę wyjścia z kamienicy. Alex runął za nim.

- Co jest? Czemuś uciekł??- spytał Alex, kiedy zziajani, odpoczywali przed kamienicą.

- Kazałeś wiać!- odparł Artur.

- GDZIE JEST PACZKA??!!

- Facio chciał się pochwalić autem, więc otworzył bagażnik. W biegu wrzuciłem tam paczkę. Razem z dziewczyną siedział już w samochodzie.- rzekł Artek, ciągle łapiąc oddech. Chłopcy powoli ruszyli w dół ulicy.

- Sprytne.-pochwalił Alex.

- Gdzie my jesteśmy?

- Na Gdańskiej.- odparł zapytany.

- Ech... Co tam u Sary??- spytał Artur.

- Spox. A u Ary?

- Skąd mam wiedzieć??- zdziwił się Artur.

- No... tak na siebie patrzycie w szkole...- zaczął Alex.

- Bzdury! Między nami nic nie ma.- prychnął Artek. Jego kumpel westchnął.

- Jest. Pomiędzy wami jest niespotykana chemia. Im szybciej to zrozumiecie, tym lepiej. Cześć!-porzegnał się i ruszył w kierunku ulicy Morskiej.

- Cześć!- odparł Artur i ruszył w przeciwnym kierunku ulicą Armii Krajowej do domu.





Rozdział VIII
ZARĘCZYNY
Był 15 grudnia. Najgorszy dzień w życiu Ary.

Od rana po domu biegała podenerwowana Waleria. Co chwilę cicho ustalała coś z Grześkiem i chichotała.

Koło południa, gdy Ara i Mira nakładały do stołu, do domu wpadła Is z zakupami. Rzuciła je na podłogę i pędem zdjeła z siebie zieloną kurtkę.

- Wróciłam!- obwieściła domownikom. Waleria wybiegła z pokoju Grześka i sprawdziła zawartość siatek.

- Ałł! Is, tobie nie wolno dźwigać takich ciężarów. Chcesz, żeby cała rehabilitacja wzieła w łeb?- sykneła Arabella, kiedy przenosiła siatki z zakupami do kuchni.

- Sara, Alex i Artur mi pomogli. Aha, przynieście więcej krzeseł. Zaprosiłam ich.- odparła siostra, próbując uwolinć się od szalika. Pomogła jej w tym Mira.

-CO??!!- wrzasneła Waleria.- Kto ci pozwolił??!!- krzykneła na Is.

- Ja sama.- szydziła Isabella.

- No to w takim razie leć po przyprawę do nuggetsów, bo już się skończyła!- zastrzegła Waleria.

- Ty tu pomóż. Ja pójdę.- powiedziała Ara i wcisneła na głowę żółtą czapkę-smerfetkę. Prędko się ubrała, wzieła żółty portfelik i wyszła z domu. Popędziła do pobliskiego spożywczaka. Wybrała potrzebne rzeczy i staneła w kolejce do kasy.

- Ara??- usłyszała za plecami. Odwróciła się.

Stała za nią ruda dziewczyna o brązowych oczach. Cała była ubrana na szaro.




Wydała się Arabelli znajoma.

- Sara??- zapytała z niedowierzaniem. Po chwili obie dziewczyny dusiły się o siły uścisku.

- Co ty tu robisz???- wydukała.

- Rodzice dostali nową pracę w tutejszej klinice dla zwierząt i się tu przeprowadziliśmy. Nie wierzę!! Szalony duet znów razem! Drżyjcie, mieszkańcy, bo oto nadchodzi era niesfornych dziewczyn!- zachichotała Sara. Dziewczyny zapłaciły, wyszły ze sklepu i ruszyły zaśnieżoną ulicą Senatorską 5.

Gadały i gadały, nie zwracając uwagi na to, że wędrują z domu Ary pod blok Sary i vice versa. W połowie drogi spotkały... ARTURA!!!!!

- Cześć!- wydukała Ara.

- Hejka Artek!- rzuciła Sara. Arabellę zamurowało.

- Cześć rudziku! Dawno się nie widzieliśmy!- stwierdził Artur.- O, Ara. Cześć.- zdziwił się.

- To wy się znacie?- spytała zdumiona Sara.

- Tak. Chodzimy razem do szkoły. A wy skąd się znacie?- zapytał Artur.

- Jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami od I klasy podstawówki!- odparła Sara.

- Wiecie, chętnie bym z wami tu pozostała, ale... muszę... muszę iść do domu... bo... bo, tentego, no... jadę z mamą... po ogórki. Tak, po ogórki! Pa!- czerwona ze wstydu, Arabell ruszyła pędem do domu. Rzuciła torebeczkę z przyprawą na stół, wyswobodziła się z szalika i została wciągnięta przez nurt nerwowych przygotowań. Waleria zagoniła trójkę sióstr do smażenia nuggetsów na patelin. Dziewczyny podzieliły się pracą; Is kroiła w paski piersi z kurczaka i je rozbijała(jak na koklety), Mirabella obtaczała je w mleku i w panierce, zrobiła również ostry sos. Ara natomiast smażyła mięso na pateli. Waleria tymczasem je wszystkie poganiała. Do kuchni weszli rodzice siostrzyczek.

Zdziwili się na widok odświętnie ustrojonego stołu. Waleria podskoczyła.

- Dziewczynik, ja to zrobię. Jestem dorosła, zaradna, umiem gotować i na pewno dam sobie radę.- zaczeła słodko kliwić, odganiając rodzeństwo od patelni.

- Widzę, iż jesteś bardzo troskliwą osobą.- zauważył tata. Arabell, Is oraz Mira otworzyły ze zdziwienia usta. Waleria??!! Troskliwą OSOBĄ??!! W troskliwość można by uwieżyć po wypraniu mózgu, ale to, że ona jest człowiekiem, przekraczało wszystkie dopuszczalne normy.

- Och, dziękuję. Arabelusia, Mirka i Isunia są dla mnie jak młodsze siostry, których nigdy nie miałam!- pisneła z przejęciem Walec i przytuliła zdębiałe z osłupienia siostry. Grzesiek usiadł naprzeciw rodziców. Ara zakrztusiła się sokiem pomarańczowym.

- Dobra, co jest? Od kiedy to Walec Drogowy się o kogoś oprócz siebie troszczy????- spytała, nic nie pojmując.

- Och, ależ one mają poczucie humoru!- zachichotała sztucznie Waleria.- Proszę usiąść. Jedzenie podano do stołu. Konny!- zaświergoliła.- Obiadek na ciebie już czeka! Szybciutko na dół, bo ci wystygnie!!- kliwiła niczym słowik z podciętym gardłem. Nikogo zapewne też nie zdziwi, że Mira tak mocno się zdziwiła, że spluneła sokiem przez pół kuchni.

- Komu gorzej??- spytał sarkastycznie Konny, stając w drzwiach kuchni.

- Siadaj, Konnusiu.- wskazała mu krzesło i zaczeła nakładać nuggetsy na półmisek. Podała je na stół razem z ostrym sosem. Zadzwonił dzwonek.

- Otworzę!- rzekła Ara i pobiegła do drzwi. Bała się, że Waleria wyrzuci Sarę, Alex'a i ...JEGO. Otworzyła.

- Hej! Wchodźcie!- zaprosiła gości do środka. Powiesiła ich rzeczy na wieszaku i poprowadziła ich do kuchni. Usiedli przy stole i w milczeniu zaczeli jeść. Ara zaczeła pić sok, zerkając co chwila na siedzącego po przeciwnej stronie stołu Artura. Konny usiadł obok niego.

- Tato, mamo.- zaczął w pewnej chwili Grzesiek. Wstał od stołu razem z Walerią.- Pragniemy was pionformować, iż zamierzam się ożenić z Walerią-( po wypowiedzeniu tego imienia wszystkie soki, woda oraz to, co było w tym domu w postacci płynnej, zamarzło. Nawet sok, który akurat teraz piła Ara).

- Artur...- usłyszała szept Alex'a. Płyn znów przybrał normalną formę. Ara przełkneła sok i również wstała.

- GRZESIEK!!!!! JAK MOGŁEŚ???!!!- krzykneła, po czym uciekła do swojego pokoju. Konny stanął koło brata.

- Powodzenia z przeproszniem Ary.- rzekł i wyszedł. Is, Mira, Sara, Alex i Artur opuścili kuchnię bez słowa.

- Zgadzamy się.- powiedzieli rodzice i pospiesznie wyszli z domu.




Rozdział IX
PRZYGOTOWANIA
- Wszystko ma być bladoróżowe; kwiaty, buty, twoja koszula, ubrania gości, wystrój sali i kościoła.- wyliczała Waleria.

- A twoja suknia??- spytał Grzesiek, notując wszystko w notesie.

- To niespodzianka.- rzekła Walec i wyciągneła z szafy wielkie pudło. Otworzyła je i wyciągneła zawartość. Oczom zebranych(czyli że Arze i Gregory'emu) ukazała się oto ta suknia:



- A suknia ślubna?- spytał Grzesiek, stwierdzając, iż Walec pokazała mu suknię balową.

- Ara po nią pójdzie.- stwierdziła beztrosko panna młoda i spojrzała na Arabellę.

Od czasu zaręczyn Walerii i Grześka dziewczyna ubierała się wyłącznie na czarno. Nie była również rozmowna.

Ara wzięła wizytówkę sklepu i poszła do galerii handlowej. Po drodze spotkała Sarę.

- Hej! Gdzie tak suniesz?- spytała ją przyjaciółka, chwytając za łokieć.

- Walec kazał mi iść po suknie ślubną dla niej. Pewnie jest ze złota.- prychneła Ara.

- Nie, no aż tak nie mogła cię załatwić. Grzesiek nie ma tyle kasy. Pewnie jest koloru liliowego.- zażartowała. Widząc, że koleżance nie jest do śmiechu, umilkła.

- To ten sklep.- rzekła po chwili Arabella, wskazując na biały budynek wciśnięty pomiędzy Cropp City a H&M. Nad szyldem z napisem "Sweet Weddings- moda ślubna"dwa gołębie trzymały w dziobach obrączkę. Dziewczyny weszły do sklepu.

- Witamy w "Sweet Weddings"- najlepszym sklepie z modą ślubną. Czym mogę służyć?- spytała automatycznie ekspedientka.

- Przyszłyśmy odebrać zamówioną suknię dla Walerii Nil- Winter. "Very Pig Weddings Dress á la Cherllote Vill"- przeczytała niewyraźne bazgroły z kartki.

- " Very Pink Wedding Dress á la Charlotte de Vill"- poprawiła ekspedientka.- Proszę za mną. To jedna z najbardziej orginalnych sukien znanej projektantki Charlotte de Vill. Proszę zobaczyć.- ekspedientka podała im wieszak z zawieszoną na nim suknią.

- O bosz! Jakie to różowe!- wydukała Sara.

- Najlepsze jest to, że Walec już taką ma.- odparła Ara. Ekspedientka przedstawiła im suknię balową panny młodej.- Tu chyba jest pomyłka. Panna młoda już taką ma.- rzekła do ekspedientki i podała jej karteczkę z nazwą sukni.- O tą nam chodzi.- powiedziała.

- " Very Pain Wedding dress á la Charlee Moon"!- westchneła z ulgą ekspedientka.- Przepraszam za pomyłkę. Proszę za mną.- poprowadziła dziewczęta w stronę sukien na specjalne okazje.- Proszę.- podała im prawdziwe cudo:



- Wow.- wyszeptała Sara.

- Ile płacę?- spytała trzeźwo Ara. Od zaręczyn wszystko było dla niej tak samo brzydkie i szare.

- 25 554 zł.- odparła ekspedientka.

- CO??!!- wrzasneła Ara.

- 20 500 zł za to, iż to orginalny produkt, a 5 054, ponieważ wykonano ją z czystego kaszmiru.- wyjaśniła ekspedientka. Arabella bez słowa podała jej kartę kredytową Gregory'ego.

- Raczej niewiele mu zostanie z tych 50 tysiaków, które rodzice przesłali mu na konto jako prezent urodzinowy.- szepneła do przyjaciółki.

- No tak. A buty?? Kosmetyczka, fryzjerka??- wyliczała Sara.

- Dobra, spadamy.- odparła Ara, wzieła suknię, zapakowaną w orginalny pokrowiec z logo sklepu, odebrała kartę, podziękowała i wyszła.

-Arabell, idziemy po buty?- spytała Sara.

- Niech Walec sam sobie lata z tymi gryzmołami na kartkach.- warkneła Ara. Przyjaciółka próbowała odciągnąć ją od tematu ślubu.

- Sar, to i tak nic nie da. Cześć.- pożegnała się po chwili i poszła w stronę swojego domu. Sara wzruszyła ramionami i pognała do pobliskiej kafejki zjeść śniadanie.






--------------------------------------------------------------------------------


W pokoju Grześka:

- No pokarz mi te suknię!!- Gregory Pepe skakał niczym piłka.

- W życiu!! Pokazanie sukni Panu Młodemu przed ślubem wróży nieszczęście!!- odparła Waleria, chwając pokrowiec z suknią na dnie szafy.

- No to Grzesiek patrzył na tę suknię chyba przez całe życie.- mrukneła cicho Arabella i poszła do swojego pokoju. Nie miała najmniejszego zamiaru zwariować przy narzeczonych.





Rozdział X
NAJLEPSZE ŻYCZENIA!
Arabella obudziła się ze świadomością, jaki okropny dzień ją czeka. Był to dzień jej urodzin.

Do pokoju Ary jak burza wpadli: Is, Mira, Waleria oraz Grzesiek. Każdy chciał jako pierwszy złożyć życzenia, więc powstał mały harmider. Kiedy już wszystko się uspokoiło, rozdano już prezenty i przygotowano się na piski wdzięczności ze strony Ary, dziewczyna rzuciła:

- Fora ze dwora! Dajcie mi się w spokoju przebrać!!- rodzinka wzruszyła ramionami i ulotniła się z pokoju solenizantki. Dziewczyna przebrała się w najczarniejsze ciuchy jakie miała. Zebrała się w sobie i ruszyła do kuchni.

- Siema, Konny.- rzekła, przechodząc przez kuchnię. Zdziwiła się, widząc siedzącą koło brata Sarę.

- Cześć! Wszystkiego naj, Aro, aby ci się w życiu szczęściło pełną parą!- kumpela natychmiast wstała i złożyła życzenia przyjaciółce.

- Doberek.- odparła Ara, ubierając żółty płaszcz (ten ze snu Artura).

- Gdzie tak pędzisz??- spytała Sara.

- Nigdzie.- odparła solenizantka, pospiesznie ubierając buty.- Pa, Saruchna.- cmokneła przyjaciółkę w policzek i wyszła z domu. Sara wróciła do kuchni.

- Ara jakaś taka dziwna się ostatnio zrobiła.- stwierdziła.

- Mhm.- potwierdził Konny, zjadając czekoladę.

- EJ!!!! To miało być dla Ary!!- wrzasneła Sara i rzuciła się ratować prezent urodzinowy.










--------------------------------------------------------------------------------



Arabella zjadła śniadanie w pobliskiej kawiarni. Przy wyjściu natkneła się na Artura.

- Cześć.- przywitał się.

- Cześć.- odburkneła, wychodząc z kawiarni i ruszając w stronę Placu Czterech Krzyży.

- Może cię odprowadzić?- spytał Artur, idąc za nią.

- Nie idę do domu.- odparła.

- To może chodźmy do mnie?- spytał nieoczekiwanie.

- Zgoda.- Ara nie wierzyła w to, co sama mówiła. Przez dłuższą chwilę szli w milczeniu, do momentu, kiedy skręcili na ulicę Armii Krajowej.

- To tu.- zatrzymali się przed pomalowanym na biało blokiem. Weszli do środka i windą wjechali na 4 piętro. Weszli do mieszkania numer 21. Zdjęli kurtki i ruszyli do pokoju chłopaka. W domu chłopaka nie było nikogo prócz nich.

- Usiądź.- Artur wskazał brodą sofę stojącą w kącie pokoju. Zaczął szukać czegoś w biurku.

Ara usiadła i z zaciekawieniem zaczeła rozglądać się po pokoju. Niby nic w nim szczególnego nie stało, ale posiadał on jakąś dziwną atmosferę.

- Wszystkiego naj.- rzekł, podając Arabelli pierścionek.

- CO??- wydukała.- Skąd...?

- Sara mi powiedziała.

- Ja się stąd zmywam.- powiedziała i wstała. Artur zaczynał ją przerażać. Chłopak odprowadził ją pod drzwi.

- No to cześć.- powiedziała, kiedy stała już w progu drzwi do mieszkania Artura.

- No to cześć.- odparł on. Oparł się o fragmurę drzwi i rozbrajająco się uśmiechnął.

Ara przybliżyła się do nieo. Artur przysunął się do niej. Sami nie wiedzieli, kiedy to się stało.

Pocałowali się.

To właśnie tak lody pomiędzy nimi stopniały.

KONIEC.


PS. W niektórych fragmentach opowiadania powinny być obrazki. Jeśli chcecie zobaczyć opowiadanie w pełnej krasie, zapraszam na: www.opowiadania-o-nas.bloog.pl

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Kiedyś gdy z zapamiętaniem surfując po internecie, Spędzałem całe godziny przed monitorem, Ujrzałem weń dumnego słowiańskiego wojewodę I skrzyżowały się zaraz spojrzenia nasze,   Dumny słowiański wojewoda, Rozsiadł się we wnętrzu mego monitora, Niczym niegdyś legendarny król Popiel, Zasiadł na swym zbudowanym z gigabajtów tronie…   Spojrzawszy na mnie z mego monitora, Ganić począł mego ukochanego powieściopisarza, Znaczące czyniąc Mu zarzuty, Rzekomej tyczące Jegoż niewiedzy,   Że uzbroił wczesnośredniowiecznych Słowian w młoty kamienne, A nie znane archeologom żelazne miecze, Niezawodne, niełamliwe, ostre i straszne, Niedorzecznymi bzdurami zapisując kolejną powieści kartę,   Że wsadził im w ręce drewniane kije, A nie śmiercionośne pioruny skrzące, Darem od gromowładnego Peruna będące, By wypalili nimi w ziemi Słowiańszczyzny granice,   Że nie odmalował w powieści słowiańskich wojów, Wiernym wizerunkom odkrytym w wnętrzach ich grobów, W trudzie i znoju polskich archeologów, Przeczących tychże niegdysiejszemu wyobrażeniu…   Zrazu zdezorientowany tymi zarzutami, Ku głębinom pamięci sięgnąłem wspomnieniami, Gdy po raz pierwszy w wieku dziecięcym, Dotknąłem nieśmiało niezwykłej tej księgi,   Kiedy to na starym strychu, Pełnym niezwykłych zapomnianych skarbów, W niewielkim domku mojej babci, Dotknąłem po raz pierwszy Starej Baśni…   A dumny wojewoda pogardliwie spoglądając z monitora, Ganił wciąż mojego ukochanego powieściopisarza, Iż piękni bohaterowie z kart Jego powieści, Śmią nie być posłuszni archeologa opinii,   Że ich nakreślone piórem powieściopisarza charaktery, Śmią nie hołdować współczesnych historyków wiedzy, Że nie wpasowują się w archeologów opinie, Wyobraźni pisarza pozostając jedynie posłuszne,   Że enigmatycznych tajemnic datowania radiowęglowego, Nie przewidział swym rozumem literata wrażliwego, Że śmiał nie przewidzieć w snach swoich, Najnowszych dociekań współczesnej archeologii,   Że najstarszej wzmiance o Słowianach, Zawierzył bez podejrzliwości wytrawnego badacza, Obnażając prostodusznego literata łatwowierną naturę, Niedorzeczną czyniąc zarazem powieści swej fabułę…   Mimowolnie oddałem się z dzieciństwa wspomnieniom, O niezwykłych chwilach spędzonych z starą tą księgą, Przypadkiem niegdyś na strychu znalezioną, W głębi mego serca rzewnymi wspomnieniami zapisaną,   I nieraz nieproszone pukają do mego serca, Tamte szczególne z dzieciństwa wspomnienia, Gdy z wypiekami na twarzy, Przewracałem wciąż kolejne Starej Baśni karty…   A usta zuchwałego wojewody, W coraz to mocniejsze uderzały tony, Coraz donioślejsze czyniąc zarzuty, Arcymistrzowi polskiej powieści,   Że tyle dobrego co i złego, Uczynił pociągnięciami pióra swego, Iż fałszywy obraz pradziejów, Nakreślił w wyobraźni swych czytelników,   Że poczynił On rażące błędy, Na kartach dziewiętnastowiecznej powieści, Odmalowując czytelnikom swą wizję Słowiańszczyzny, Tak różną od rezultatów odkryć archeologicznych,   Że uczynił On zbyt przyziemnymi, Dumnych synów rozległej Słowiańszczyzny, Od wyobrażeń panslawistów tak innymi, Od koncepcji mediewistów tak bardzo się różniącymi…   Cichutki szept koło serca, Rozkazał mi stanąć w obronie ukochanego powieściopisarza, Którego niezliczone piękne powieści, Kształtowały od dzieciństwa etapy mej wrażliwości,   Którego ponadczasowe mądre książki, W dorosłe życie mnie wprowadziły, A przez dorosłego życia ciernie i trudności, Swą niewidzialną mądrością za rękę przeprowadziły,   Przeto posłuszny podszeptom serca, Wbiłem swój gniewny wzrok w czeluście monitora, Niczym lśniący miecz ciśnięty w głębiny jeziora, By wyzwać strzegącego go wodnego demona…   I dumnego wojewodę zaraz wzrokiem przeszywam, Gestem tym chrobremu wojowi wyzwanie rzucam, A gniewne myśli ubieram w proste słowa… - Nie wyśmiewaj mojego ukochanego powieściopisarza!   – Wiersz zainspirowany powieścią „Stara baśń” autorstwa J.I. Kraszewskiego.   ------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Wiersz ten planuję w przyszłości włączyć do powstającego właśnie zbioru kilkudziesięciu wierszy mojego autorstwa opatrzonych wspólnym tytułem „Oddychając Kraszewskim…".    W zamierzeniu moim ma to być zbiór kilkudziesięciu wierszy zainspirowanych twórczością Józefa Ignacego Kraszewskiego i będących zarazem hołdem dla tego arcywybitnego polskiego pisarza. Spoiwem łączącym wszystkie te moje wiersze będzie chęć oddania hołdu szeroko rozumianej twórczości Józefa Ignacego Kraszewskiego będącej fenomenem w skali całego świata... Każdy z wchodzących w skład niniejszego zbioru moich barwnych wierszy będzie hołdem dla jakiejś powieści, opowiadania lub poematu autorstwa tego wielkiego Mistrza polskiej literatury.    Od czasu przeczytania przed kilkoma laty z wypiekami na twarzy Starej Baśni, to właśnie J.I. Kraszewski pozostaje jednym z moich ukochanych pisarzy, a każda przeczytana przeze mnie kolejna powieść Jego autorstwa zachwyca mnie jeszcze bardziej… Dlatego też pomysł stworzenia zbioru wierszy dedykowanego pamięci tego jakże wybitnego pisarza zrodził się we mnie z potrzeby serca, by w ten sposób wyrazić mój szacunek i uznanie dla tego jednego z najwybitniejszych Polaków w dziejach naszej Ojczyzny i dla Jego wieloletniej działalności pisarskiej i wydawniczej… Niestety nie mogę ze swojej strony obiecać że uda mi się rzeczony zbiór kilkudziesięciu wierszy mojego autorstwa szybko ukończyć, ani też nie mogę obiecać że uda mi się kiedykolwiek wydać go drukiem...
    • @Andrzej_Wojnowski       Nie na darmo jesteśmy Polakami! Lecz by po kolejnej nieprzespanej nocy, Gdy snem zamglone rozewrą się powieki, Rzucać się śmiało w wir codzienności.   I nie straszny nam podły świat Z wrogiem zawsze gotowiśmy w szranki stawać W obronie odwiecznych wartości śmiało oręża dobywać, Jak i przed wiekami kwiat polskiego rycerstwa…      
    • Mój bóg zapuścił długie włosy, Pije wódkę tam, gdzie są wyrzutkowie. Uśmiecha się, gdy gardzi się nim, bóg chaosu, nie królewskim syn.   Mieszka w squacie, co się rozpada, W świecie dymu, gdzie myśl odpada. Śmieje się z życia absurdalnej gry, Buntownik w chaosie, co stworzyliśmy my.   Bez złotych tronów, bez wielkiej wiary, Wspólny oddech to jego ofiary. Bóg szarości codziennych dni, Bez światła nieba, co w blasku lśni.   Ten mój bóg, tak daleki od prawdy, Istnieje w cieniach, w melancholii jawny. Lustro życia, które widzimy, bóg surowej rzeczywistości, w której żyjemy.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...