Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Gdzieś pomiędzy


Sam jeden

Rekomendowane odpowiedzi

Skoro tylko napotkały się ich spojrzenia, wiadomą rzeczą było, że niepospolitość tego zdarzenia, natychmiast odciśnie na nich swe piętno.

Mężczyzna zrazu dostrzegł na jej twarzy niejaką żywość, która pod jego spojrzeniem pobudziła się jeszcze bardziej. Może nie z oczu, ale już na pewno z rozedrganych delikatnie ust, można było wyczytać, że żywość owa od bardzo dawna już ujścia swego znaleźć nie mogła. Powściągnęła oczy w tym zakresie, te swoje wielkie, błękitne jeziora, dlatego jedynie z ruchu jej niezwykle wyrazistych warg, tylko ktoś tak spostrzegawczy jak on, potrafił bezbłędnie rozszyfrować i zrozumieć tajemnicę przez nią noszoną.
Bił od niej jakiś wytworny smak, mało spotykany u innych kobiet. Owa elegancja w każdym geście, spojrzeniu, czy wypowiedzi sprawiała, że obcowanie z nią było jak audiencja u królowej jakiegoś znamienitego państwa, której majestat przytłaczał przepychem myśli, urody i otoczenia.
Wobec tego stanu rzeczy, adoratorów miała jak na lekarstwo, niemniej jednak nie było chyba mężczyzny, który nie zechciałby jej zwyczajnie posiąść. Ale typowo męskie myślenie - (’’Jest za mądra, choć w życiu nie widziałem bardziej kształtnych bioder…’’) sprawiało, że cała wielka tęsknota za prawdziwą namiętnością przypominała drogę, która kończy się w środku lasu, a poryw naturalnej żarliwości wydawał się jej nie dla niej przeznaczony.
Tyle bezsennych, samotnych nocy… Wypłakanych łez bez słów otuchy. Tylko chłodna, nieużywana połówka jej pościeli wie, jak to jest, gdy wijesz się z podniecenia, ściskasz poduszkę wyjąc z rozczarowania, wierzgasz na oślep, kopiąc kołdrę, i wciskasz ją sobie między uda.
Ten skrawek jej rzeczywistości był nieznany dla nikogo, i bardzo dbała, żeby ten stan się nie zmienił.

Jednak teraz to wszystko było mało znaczące, ponieważ ów zniewalający mężczyzna podchodził do niej i podchodził, aż zbliżył się do niej na odległość tchnienia, czy też może dystans między nimi był trochę większy...
Obydwoje, w jednym momencie, pomyśleli dokładnie o tym samym - ''Jak żałośnie brzmiałyby teraz jakiekolwiek słowa''...
Milczeli więc.
Ona… Jej usta daremnie starały się przypuścić to ostatnie wielkie natarcie, na jakie było ją jeszcze stać ( przynajmniej tak jej się wydawało ) - na powrót do rozsądku.
’’ - Nie! ’’ - kłamstwem starała się załatać niewypełnioną przestrzeń między nimi. Był to jednak tak słaby protest, że nie uwierzyła w niego sama.
Pragnęła go już do utraty zmysłów, które rzeczywiście zaczęły z wolna opuszczać jej gorejące ciało, ale tylko po to, by za chwilę ze zdwojoną mocą do niego powrócić. Nie czuła nóg, jakieś drewniane protezy zamiast nich, podtrzymywały jeszcze nią całą. Narastająca suchość w gardle spowodowała, że musiała je zwilżyć, przełykając ślinę. Lica jej zapłonęły ogniem, a w głowie kłębiła się bezradność pomieszana z dziwnym uczuciem przynależności.

Z trochę wyniosłej, mało przystępnej damy, dla której niewinny flirt był szczytem szaleństwa, nieprzekraczalną barierą konwenansów, przeistoczyła się w piękną, wysmakowaną hurysę, gotową na taniec brzucha, po brzegi wypełnioną namiętnością.
To tak, jakby spokojna bibliotekarka przedzierżgnęła się w seksualne tornado.
A on… Zbliżył swoją twarz do niej tak bardzo, że stykali się już niemal czubkami nosów.
Przymknęła na moment powieki, i zachłannie wwąchiwała jego zapach. Roztaczał woń zboża na moment przed skoszeniem ( zboże emanuje wtedy najbardziej intensywnym zapachem, w naturalnym odruchu obronnym, chcąc odstraszyć napastników ), wyczuła również wyraźny zapach anyżu. Od razu skojarzył się jej z cukierkami o tym właśnie smaku, które uwielbiała.
Czuła jego ciepło, czuła, że chciałaby się w tym cieple zanurzyć, i nigdy nie wypływać na powrót na powierzchnię.
Jego oddech otulał jej myśli, hołubił je, choć robił to nie do końca świadomie.

Otworzyła oczy, i wtedy mężczyzna dostrzegł, że oprócz roznieconej pasji promieniuje z nich również tkliwość. Nie była to jednak żadna czułostkowość, żaden sentymentalizm, tylko naturalne, wewnętrzne czucie, wymalowane w jej oczach, a wynikające z ogromnego pragnienia bliskości z kimś, kto tym samym potrafi się odwzajemnić.
Mężczyzna uniósł nieco swoją twarz, i zaczął bez zbędnego skrępowania całować gęste, długie powieki jej połyskliwych oczu, muskał wargami brwi.
Westchnęła głęboko i z ulgą, z którą uleciało całe napięcie, przyczajone wewnątrz niej.
Trochę jeszcze trwało, nim tak naprawdę spotkały się ich suche, spragnione usta. Droczyli się ze sobą, dotykając się nimi, i szybko cofając, jakby one parzyły z gorąca. I tylko ich ciche śmiechy, były dowodem na to, że tak nie było.
Spodobało się jej też, jak on w sposób niezwykle delikatny, wgryzał się w jej wargi, ciągnąc je zębami przez ułamek sekundy, po czym puszczał, i rozpoczynał od nowa.

Wczesywał swoje niecierpliwe, mocne dłonie pomiędzy jej długie, lśniące włosy. Przesmykiwały się pomiędzy palcami, pieściły mu skórę. Westchnęła wtedy jeszcze głębiej, a on zrozumiał, że oto właśnie absolutnie, całkowicie, i nieodwołalnie oddała mu się we władanie.

Wpadała czasem w taki stan, jak ją całował, że się czuła, jakby to nie była ona. Wychodziła wtedy z siebie, i stojąc obok w innym wymiarze, patrzyła z niedowierzaniem, co też to ciało, z którego wyszła, wyczynia najlepszego? Czy to na pewno ona? Jednak za chwilę, jak przez ssawkę odkurzacza, została na powrót wciągnięta do wnętrza materii, z której została ukształtowana. Tak, to ona!

Ale jednak, jak bardzo sceptycznie by nie podchodziła do tego, że to tylko i aż jej ciało, to nie można powiedzieć, by w tej chwili ten szczególik był tak dużą przeszkodą.
Wręcz przeciwnie.
Powolutku zaczęła do niej docierać świadomość, że ten mężczyzna, ten właśnie, który trzymał w swych silnych dłoniach jej twarz, odgarniając właśnie kosmyk niepokornych włosów z gładkiego czoła, zapatrzony już nie w jeziora, ale w oceany olbrzymich oczu, jest tym uciekinierem, zbiegiem, kryminalistą, co to się dopuścił setek sprośności w jej umyśle, którego to tak gorączkowo poszukiwała tuzinem listów gończych, wystosowanych przez umęczone, tracące już nadzieję, marzenia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Przeczytałam z mieszanymi uczuciami. Nie potrafię odgadnąć, czym jest dla Ciebie to opowiadanie; żartobliwym przerywnikiem, czy czymś bardzo serio? Jeśli to pierwsze, jest OK, trzyma konwencję, jeśli to drugie, wobec zmysłów opuszczających i powracających do gorejącego ciała i temu podobnych - jestem zupełnie bezradna - ale to jest wyłącznie moje skrajnie subiektywne odczucie. Pozdrawiam - Ania

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W ogóle, to jestem gburem. Nawet jeszcze się nie przedstawiłem. Mam na imię Mariusz, bardzo jest mi Cię miło poznać, Aniu :)
Dzięki najmocniejsze, że poczytałaś i skomentowałaś :)
Jeżeli chodzi o to opowiadanie, to nie jest ono ani żartobliwym przerywnikiem, ani czymś bardzo serio, choć może i jednak jest bardzo serio, ale...
Zapatrzyłem się tu trochę w Tołstoja ( ''Anna Karenina''), a dalej już po swojemu pociągnąłem...
Stałem się kobietą, kobietą samotną, czekającą na prawdziwą namiętność, nie udawaną, nie wykalkulowaną i nie przetrawioną przez chłód rozumu; starałem się opisać naturalne reakcje i pragnienia...
Chyba mi się to nie udało?

Tak w ogóle, przyjemnego urlopu, Aniu :)
Pozdrawiam
M.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję, mnie też miło, Mariuszu, tym bardziej, że Twoje imię budzi we mnie bardzo pozytywne skojarzenia :) Ależ udało Ci się wejść w skórę takiej kobiety, całkiem dobrze Ci się udało, problem jedynie w tym, że tego typu emocje piekielnie trudno opisać, nie popadając przy tym w wyświechtane do cna określenia. Pozdrawiam serdecznie - Ania

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...