Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Na twoim przystanku.


Patrycja Gurgul

Rekomendowane odpowiedzi

Z szorstkiej wiśni spadały ostatnie suche , żółto-brązowe liście. Dróżką , która była ulubionym miejscem miejscowych pijaczków szedł mężczyzna w średnim wieku . Patrzył przed siebie , a idąca obok kobieta trzymała go pod rękę . Jego podniszczone, szare ubranie idealnie wtapiało się w kolor jesieni , jesieni na tej zwykłej , również szarej , wsi. Szli spokojnie w stronę przystanku autobusowego. Ona nie chciała siadać z nim w oszklonej budce , obleganej przez amatorów butelki, których w myślach nazywała : ,, pokemonami”. On czuł obecność innych ludzi . Z powodu zimnego wiatru, a może próbując ukryć twarz, naciągnął puszystą czapkę na uszy. Kobieta czule poprawiła mu ją , wyciągnęła z małej portmonetki pieniądze na bilet i skrupulatnie je liczyła.
- Pani, masz pani może dwadzieścia groszy na chleb pożyczyć ? - spytał jeden pijaczków, lekko zataczając się do przodu .
Przypomniało jej się , jak ojciec pożyczał pieniądze na chleb. Ukradkiem popatrzyła na męża, miała taki odruch, gdy denerwowała się lub nie wiedziała, co robić . Nie musiała patrzeć mu w oczy , żeby czuć to , czego niektórzy nie doświadczają przez całe życie. Ostatnio jednak ,
patrząc na niego , odczuwała wcześniej nie znane jej uczucie – jakby strach przed jego utratą . Jej kobieca intuicja próbowała jej coś podszepnąć, ale ona nie chciała słuchać wewnętrznego głosu – przerażał ją . Z zamyślenia wyrwał ją ten sam ochrypły głos cuchnącego tanim winem pijaka.
-Pani kochana, daj pani choć dziesięć groszy ! Roboty nie ma, to i żebrać przychodzi.
Wiedziała , że tych dziesięciu groszy brakuje mu do kolejnego wina. Nigdy jednak nie umiała odmawiać . Wcisnęła monetę w zgrzybiałą rękę . W drugiej dłoni poczuła ciepło. Znajome ciepło. Odwzajemniła uścisk . To Michał pytał w ten niemy sposób, czy nie trzeba jej pomocy. Pogłaskała delikatnie jego palce.
W tej samej chwili usłyszała przeraźliwy pisk, a dłoń, którą trzymała, odruchowo drgnęła. Początkowo nie zdawała sobie sprawy ,skąd dochodzi ten straszliwy dźwięk . Po chwili zobaczyła psa – miał brązowo -czarną sierść , zakrwawione łapy i zaropiałe oczy . Spojrzał wprost na nią . Wzdrygnęła się . Ten wzrok przypomniał jej wszystkie ostatnie przeczucia...
-A poszła ! Ty ! Bura suko ! - wrzasnął jeden z pijaków , gdy zwierzę próbowało podejść do ludzi . Chciał je kopnąć , ale młoda dziewczyna , która stała obok , nie pozwoliła uderzyć psa. Ten zaś , o dziwo wcale nie zdziwiony reakcją ludzi , odszedł , kulejąc. Nagle odwrócił się , zawył ponownie , spoglądając ponownie na Annę , i upadł z wysiłku . Nikt nie odważył się do niego podejść. Nawet chmara pijaczków zamilkła . Słychać było tylko stukanie butelek i zaczynające uderzać o chodnik krople deszczu. Dziewczyna, patrząca na parę z boku, jechała do pobliskiego miasta. Miała zajęcia dopiero w południe, ale musiała jechać już rano , bo potem autobusy odjeżdżały dopiero wieczorem. Z uwagą spoglądała na nieznajomych i zastanawiała się , skąd przyjechali . Zauważyła ,że on jest niewidomy. Gesty tych dwóch osób intrygowały ją . Były pełne... Czegoś. Nie potrafiła stwierdzić , czego . Czułości? Zaufania? Miłości? Jednak gdy ostrożnie im się przyglądała, czuła się nieswojo. Wokół nich panowała aura spokoju. Grobowego wręcz spokoju. Tylko kobieta często rozglądała się dokoła, przewracała coś w torebce, poprawiała płaszcz- wyglądała na zdezorientowaną i chyba trochę przestraszoną .
Rozmyślania przerwał nadjeżdżający autobus , machający uparcie skrzypiącymi wycieraczkami , zbierającymi krople deszczu. Dziewczyna usunęła się ,aby pozwolić tej parze wejść do środka . Chciała przyjrzeć się im z bliska.
-Pewnie przyjechali do kogoś w odwiedziny – myślała.
Pierwszy wsiadł mężczyzna , potykając się delikatnie przy pierwszym stopniu. On od razu wyciągnęła do przodu obie ręce , lecz zrobiła to tak , by nie odczuł tego ruchu. Weszła za nim, zapłaciła za bilety , usiadła obok męża – na pierwszym siedzeniu , tuż przy kierowcy . Dziewczyna zobaczyła , jak mężczyzna upewnia się, czy jego towarzyszka jest obok. Jego charakterystyczne , pozornie puste oczy skierowane były na lekko zaparowaną przednią szybę . W zniszczonym autobusie było zaledwie kilka osób. Anna, Michał, przyglądająca się im studentka , a oprócz nich – jakiś starszy pan kurczowo ściskający skórzaną torbę , młoda kobieta z dzieckiem o umorusanej chipsami buzi i wyrostek wciśnięty w tylne siedzenie , niemal w nim zatopiony po końcówki odstających uszu, w których znajdowały się słuchawki. O szyby zaczął stukać coraz grubszy deszcz , dokładnie wymywał szkło, ściekał strugami po oponach. W taką pogodę najlepiej być w domu i obserwować świat przez okno. W ciepłym , oświetlonym pokoju , przy kaloryferze i z herbatą w dłoniach. Budzić w sobie poczucie bezpieczeństwa . Tymczasem autobus przyhamował ,
zatrząsł się , zakaszlał i zatrzymał.
Wysiadając z cuchnącego wilgocią pojazdu, Michał wdepnął w kałużę . Nie przejął się , kiedy jeszcze widział , też często mu się to zdarzało. Nie mógł zobaczyć swego odbicia
w lustrze ,ale czuł długi nos, krótkie włosy, szorstką skórę. Inne zmysły bardzo wyostrzyły się po utracie wzroku. Gdy tylko opuścił autobus, usłyszał bardzo dokładnie bicie dzwonów.
-Słyszałaś ? Chyba ktoś umarł. Sześćdziesiąt dziewięć razy dzwonili. Jednak komuś jest już
chłodniej niż nam . - zwrócił się do żony.
-Właśnie , chodź, bo zamarzniemy tutaj . - odparła niechętnie.
Wzięła Michała pod rękę , weszli na chodnik. Wybrała miejsce zjazdu , wolała omijać krawężniki. Każde potknięcie wywoływało w niej uczucie żalu i niesprawiedliwości – nie wiedziała tylko , kogo winić za każdy krawężnik w ich życiu. Czasem zbiór tych małych problemów zdawał się trudniejszy do przebycia niż spacer po górach.
Jakieś dwadzieścia lat temu byli w Bieszczadach . Pamiętała ten czas bardzo drobiazgowo. Młodzi ,świeżo po ślubie. Michał pokazywał jej swoje ulubione miejsca . Jedno podobało się jej szczególnie – środek lasu, płytki strumyczek z kamieniami w środku i dookoła. Z tego miejsca widać było niemal całe Bieszczady. Pamiętała, jak zanurzyła przypadkowo nogę w tej przezroczystej wodzie , a on niósł ją potem na plecach. Śmiali się ,żartowali , siadali na miękkiej , gościnnej trawie. Wszystko było wtedy takie beztroskie, pełne planów. Mieli mnóstwo zajęć – praca, urządzanie domu po dziadkach , próby stworzenia nowego człowieczka... Ze wspomnień brutalnie wyrwał Annę podmuch zimnego wiatru. Zbliżała się zima. Musieli zacząć myśleć o drewnie, węglu i innych codziennych troskach.
-Damy sobie radę , damy radę , jak zawsze – myślała Anna. Kiedy doszli do domu , rozeszli się – ona do kuchni, on do saloniku.
Lubił być czasem sam. Nie samotny , sam . Od czasu wypadku chciał dawać Anuli wolny czas. Wiedział , że ona chce być przy nim ,ale pragnął by nauczyła się samodzielności .Zawsze był dla niej oparciem . Role nieoczekiwanie się odwróciły. Fotel , na którym siedział Michał , skrzypiał tak samo jak siedzenia w ich pierwszym samochodzie. Uwielbiał tego golfa – wciąż go polerował , w niedzielę jeździli nim do rodziców , a w trakcie tygodnia odwoził żonę do szkoły , nie chciał , żeby tłukła się tramwajem razem ze swoimi uczniami z podstawówki. Któregoś dnia mieli w warsztacie kolejny samochód do naprawienia . Trzeba było wymienić hamulce, zespawać to i owo. Michał lubił swoją pracę , już w technikum zaczął być mechanikiem. Spawał maskę od forda, gdy gumka od okularów pękła i zsunęły się one z jego twarzy. Iskry niefortunnie wpadły do oczu. Stracił wzrok. Na samo wspomnienie aż podniósł się z fotela i zacisnął pięści z bezsilnej złości . Jego życie legło w gruzach , ale nie poddawał się .
-Nie poddałem się i teraz też się nie poddam … To nic. Ten ból przejdzie. Utrata wzroku bardziej bolała , bo nastąpiła bez żadnej zapowiedzi … I tak już właściwie nie żyję , co to za życie . Gdyby nie Anula... - powiedział cicho.
-Co mówiłeś ? - z kuchni dobiegł głos Ani .
-Nic , coś mi się tylko przypomniało .- odpowiedział i wszedł do skromnie urządzonej , ale bardzo czystej kuchni. Czuł zapach smażonego kalafiora , ulubionej , czarnej herbaty żony i płynu kwiatowego , którym zawsze czyściła meble . Poczuł się nieco lepiej.
Gdy przebywał z Anią , wszystko wydawało się lepsze, łatwiejsze, wystarczała mu sama jej obecność. Szczególnie lubił noce. Wtedy i ona nic nie widziała . Prosił ją , by gasiła światło . Wiedział , że to zrobi , bo nigdy mu nie odmawiała , gdy czegoś pragnął .Przy zgaszonym świetle , gdy i ona widziała ciemność , czuł się jeszcze bliższy tej kobiecie. Dotykał jej miękkich włosów, czuł ciepło i zapach jej skóry. Zapamiętał ją jako dwudziestopięcioletnią dziewczynę . Była śliczna – wysoka, blondynka, niebieskie oczy , mleczna cera, równiutkie , białe ząbki . Nie wiedział , jak wygląda teraz. Nie chciał zresztą tego wiedzieć – nigdy jej o to nie pytał -czy zmieniła kolor włosów, czy ma zmarszczki , czy oczy straciły dawny blask. Wiedział , że ona taka – starsza – kiedyś zniknie, zamieni się w gnijące ciało . A on tak to ciało kochał... Zawsze bał się utraty jej obrazu jako młodej , kwitnącej kobiety. Jednak widział ją też inaczej – jako dotyk dłoni , które o niego dbają , jako płacz, gdy problemy to ukochane ciałko przygniatały .
Nigdy nie chcieli wiele – pragnęli tylko ładnego mieszkanka, dziecka i spokoju. Może to było tylko. A może aż. Los nie obszedł się z nimi łaskawie .On stracił wzrok , ich córeczka zmarła kilka miesięcy po porodzie. Michał tak bardzo cieszył się na przyjście tego dziecka. Kupił wózeczek , budował już nawet małe łóżeczko , zostawał w pracy po godzinach,żeby zarobić na wszystkie wydatki związane z wychowaniem maleństwa. Ania szyła ubranka, wieszała różowe zasłony, wyciągała misie i zabawki ze strychu . Kiedy tylko zobaczyła swą małą córcię – czuła się wspaniale. Wiedziała, że to małe, płaczące ciałko jest teraz najważniejsze . Gdy spojrzała w oczy Michała i zobaczyła w nich łzy wzruszenia , była najszczęśliwszą kobietą na świecie. Trwało to jednak krótko. Mała Amelcia była ciężko chora, urodziła się jako wcześniak, lekarze nie byli w stanie uratować życia tego aniołeczka. Po śmierci małej Ania próbowała popełnić samobójstwo . Nie potrafiła znieść bólu, jakim jest utrata dziecka. Michał zdążył zabrać ją do szpitala , gdzie została odratowana. Brakowało im w życiu szczęścia. Brakowało też zawsze pieniędzy. Najtrudniej było zimą – dużo wydatków i tyle samo czasu do rozmyślań. Krótko dane im było czuć się beztrosko szczęśliwymi. I właśnie pamięć o tych chwilach zatruwała codzienność , ponieważ wiedzieli , że najszczęśliwsze momenty już nie powrócą.
Po dużych szybach okna spływały powoli i spokojne grube krople deszczu. Przed domem leżała już pokaźna warstwa wodnego lustra. Po ciemnym niebie nadal przesuwały się ciężkie, obrzmiałe, granatowe chmury. Ania i Michał siedzieli przy stole, wsłuchiwali się w szmer wody, pili gorącą herbatę . Zachowywali się tak jak zawsze, jednak oboje czuli się dziwnie nieswojo , jak gdyby coś wkroczyło pomiędzy nich , coś niewytłumaczalnego , coś , czego żadne z nich nie rozumiało . A właściwie nie chciało zrozumieć . Michał poczuł znajomy ból w dole brzucha. Nie mówił o nim Ani, nawet nie drgnął , jedynie bębnił palcami o blat . Nie chciał jej martwić . Właściwie ucieszył się z diagnozy lekarza : ,,Ma pan nowotwór ” - bezlitosne słowa , które kogoś innego zapewne zasmuciłyby okropnie. On tymczasem prosił Boga tylko o to , aby móc umrzeć spokojnie, w domu i bez większego cierpienia. Cieszył się ,że Ania wreszcie będzie mogła ułożyć sobie życie bez niego .Wiedział , jak ona go kocha. Ale sądził ,że mogłaby mieć lepsze życie niż życie z kaleką , jak o sobie myślał.
Dlatego , nie chcąc przysparzać Ani zmartwień , nic nie mówił . Zdawał sobie sprawę ,że starałaby się go wyleczyć . Rozumiał też ,że nie mają na to pieniędzy. A poza tym – stanie w kilometrowych kolejkach , czekanie na zabiegi , kolejne kredyty brane po to , by kupić leki warte setki złotych . Nie chciał tego przechodzić . Czuł ,że zostało mu niewiele czasu. Dlatego też byli w odwiedzinach u jedynych przyjaciół , jacy im zostali od momentu wypadku.
-Słyszałeś ? - spytała nagle Anna .
-Co? Nie wiem. Zamyśliłem się, kochanie . - odparł .
-Ach, to nic . Słyszałam … Chyba słyszałam jakiegoś psa. A może tylko mi się wydawało . - uspokajała sama siebie, bo stanął jej przed oczami chory pies , którego widziała przy przystanku. Już od wielu dni wydawało jej się , że w ich domu zmienia się atmosfera , czuła jakiś chłód. Chłód , który był podobny do tego , jaki czuła po utracie córeczki. Teraz jednak wydawało jej się ,że coś cały czas trwa przy niej i jej mężu . Nie potrafiła określić tego uczucia, znikało tak nagle jak się pojawiało. Niespokojne sny, potłuczona szklanka , szum wody płynącej z kranu – wszystko wydawało jej się zapowiedzią jakiegoś bliżej nieokreślonego nieszczęścia. Nie rozumiała swoich przeczuć . Przecież tak wiele już stracili . Co jeszcze mogło ich czekać ?
Dwa dni po powrocie do domu Anna zastała Michała leżącego na podłodze w kuchni. Nie wiedziała , co zrobić . Chciała myśleć, że śpi. Ale wiedziała ,że nie żyje. Przypomniały jej się wszystkie przeczucia . Siedziała na tym samym krześle, w które on dwa dni temu bębnił palcami. Nie podniosła się przez godzinę . Czuła jak miłość do męża wzrasta w niej coraz bardziej. Zaciągnęła jego , ciepłe jeszcze, ciało do ich sypialni . Położyła do łóżka i przebrała w jego ulubione rzeczy. Członki nie stały się jeszcze drętwe . Nadal były elastyczne, więc nie sprawiło jej to większej trudności. Gdy ubierała męża, była niesamowicie spokojna. Sama się temu dziwiła – żadnych łez, , rozpaczy. Wiedziała, co robić. Wiedziała, że nie będzie w stanie znieść tej tęsknoty, która nigdy nie znajdzie ujścia. ,,Teraz nie ma nikogo , kto mógłby mnie uratować . Może to i lepiej. I dla mnie .I dla niego ” - myślała , łykając tabletki i popijając je butelką wina. Usłyszała bicie dzwonów zmieszane z szumem deszczu za oknem . Ubrała się w sukienkę , której tak lubił dotykać. Przytuliła się do zmarłego męża i zasnęła pełna spokoju. Na zawsze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...