Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Azyl I


Rekomendowane odpowiedzi

1.
~Zajęcia z fortepianu~

5 grudnia
Drogi Alexie
Minął zaledwie miesiąc odkąd wyjechałeś, a tymczasem ja już zaczynam tęsknić. Zresztą nie tylko ja. Mama często siedzi przy oknie i płacze. Staram się ją wtedy pocieszyć, w końcu nic ci się nie dzieję, tam w Seattle, ale zdaję się to na nic. Wciąż nie może się otrząsnąć po twoim wyjeździe. Nie wierzy w to, że puściła cię w, jak ona to nazywa, „wielki świat”. Cały czas wspomina, jak byłeś mały, a zaraz potem wraca do tego, jaki jesteś teraz, czyli już całkowicie dorosły.
Odkąd wyjechałeś, czuję się bardziej samotny niż kiedykolwiek wcześniej. Jak wchodzę do domu to czuję w nim pustkę. Tak bardzo byłem przyzwyczajony do twoich wieczornych gier na gitarze, do twojego uśmiechu, a teraz już nawet tego nie ma. Ojciec często wyjeżdża, mama zawsze jest zmęczona, jak wraca ze szkoły, i tak naprawdę to nie mam, z kim porozmawiać. Już nie mogę doczekać się świąt. W końcu wrócisz. Mama na pewno się ucieszy. Ja i tata zresztą też, i to nawet nie wiesz jak!
Twój brat, Adam

Adam jeszcze raz spojrzał na kartkę papieru leżącą przed nim na biurku. Przeczytał jeszcze raz to, co napisał a potem wziął list i zgiął go na pół. Wstał. Podszedł do okna i wyjrzał przez nie.
Nad horyzontem widać było już pierwsze promienie słońca, jednak ono same nadal pozostawało niewidoczne. Skąpane w świetle brzasku Valley City, w stanie Północna Dakota, nadal spało. Na ulicach próżno było szukać samochodów, a na chodnikach nie widać było jeszcze przechodniów. Przez noc całe miasteczko zostało zasypane nową warstwą śniegu. Przez to wyglądało ono na zupełnie opuszczone i tajemnicze.
Gdy Adam zawsze wstawał rankiem do szkoły i patrzył na miasto, odczuwał tęsknotę za bratem. Każdy dzień sprawiał, bowiem, że coraz mniej pamiętał widok twarzy swojego brata, a było to bolesne uczucie. Jednak z drugiej strony, napawał go optymizmem, gdyż z dnia na dzień było coraz bliżej świąt, a co za tym idzie bliżej do spotkania z Alexem.
Z biegiem czasu miasto zaczęło ożywać. Z ceglanych kominów przysadzistych domów zaczęły wydobywać się kłęby szarego dymu, na spacer wyszła jakaś staruszka z pieskiem, a pierwsi kierowcy wyjechali na drogę.
Adam patrzył tak jeszcze chwilę na budzące się ze snu miasto, po czym obrócił się i cały czas przepełniony odczuciem tęsknoty, zaczął rozglądać się po swoim małym pokoju. Ujrzał kilka mebli wypchanych odzieżą, biurko, przed którym przed chwilą siedział i białe ściany oblepione plakatami z widniejącymi na nich fortepianami. Centralnie przed nim widniało wielkie lustro, zakrywające całą ścianę. To był pomysł rodziców Adama na optyczne powiększenie pokoju. Ten sprytny zabieg rzeczywiście sprawił, że to małe pomieszczenie wydawało się bardziej przestronne. Adam spojrzał w swoje odbicie. Ujrzał tam wysokiego szesnastolatka, z bujną czupryną jasnych włosów i stojącego jeszcze w piżamie. Szybko ubrał się w zwykłe, czarne dżinsy i granatową koszulkę i po porannej wizycie w łazience zszedł na dół. Zastał tam swoją mamę, Annę, która właśnie szykowała się do wyjścia. Kobieta chodziła zdenerwowanym krokiem wzdłuż kuchni, raz po raz zaglądając do torebki czy też przeglądając się w podręcznym lusterku. Wyraźnie była podenerwowana, gdyż często przygryzała zębami usta. Wreszcie zatrzymała się obok lnianej torby, w której leżał magnetofon, parę płyt i strój do baletu. Gdy tylko Adam wszedł do kuchni rzuciła:
- No, wreszcie wstałeś – A powiedziawszy to rzuciła się do wieszaka i pospiesznie zaczęła zakładać zimowy płaszcz – Dzwonili ze szkoły, że muszę być dziś wcześniej. Nie wiem, o co chodzi, ale lepiej nie zadzierać z dyrektorem. Śniadanie masz na stole. Pamiętaj żebyś nigdzie się nie szwendał po szkole i żebyś odrobił lekcje jak wrócisz. Tata wróci wieczorem. Dzwonił i mówił, że już wraca.
Ta wiadomość ucieszyła Adama. Chociaż jeden z członków rodziny, który wyjechał, miał wrócić.
Anna szybko założyła kozaki i popędziła w kierunku drzwi. Jednak zaraz zawróciła i wzięła przyszykowaną wcześniej torbę, która leżała przy stole i znów skierowała się do wyjścia. Potem tylko trzasnęło, zawiało zimnem i kobieta zniknęła. Adam nieco oszołomiony tempem zaistniałego zdarzenia podszedł zaspanym krokiem do stołu. Jak zwykle czekała już na niego miska płatków na mleku.
Nie zdążył jeszcze dojść do stołu, a drzwi frontowe znowu się uchyliły. Instynktownie obrócił głowę w ich kierunku. Znowu do domu wbiegła szybko mama. Śmiesznie wyglądała biegnąc w pośpiechu na wysokich obcasach. Wbiegła szybko do pokoju, potykając się o próg, po czym wróciła niosąc parę butów do tańca.
Adam parsknął śmiechem na widok zabieganej mamy.
- I nie zapomnij o swoich zajęciach z fortepianu – przypomniała, po czym znów rzuciła się do drzwi wyjściowych.
- Tak, pamiętam – odrzekł Adam, nadal z szerokim uśmiechem na twarzy, ale mamy już nie było.
Gdy wybiła siódma Adam zapakował podręczniki do plecaka, wrzucając do bocznej kieszeni list do brata. Ubrał się ciepło, zarzucił plecak na ramię i wyszedł na spotkanie swojemu przyjacielowi Jamie’mu. Gdy tylko wyszedł na dwór w twarz uderzył mu podmuch lodowatego powietrza. Wokół domu leżały wysokie na metr zaspy śniegu, a jedyną, pozbawioną białego puchu nawierzchnią była kręta ścieżka prowadząca do furtki. Tam czekał już na niego Jamie. Był on wysokim brunetem, z chudą twarzą przyprószoną teraz rumieńcami, zasłoniętą delikatnie przez potargane włosy.
-No w końcu jesteś. Już myślałem, że zamarznę na tym mrozie – rzucił szybko Jamie. W jego głosie dało się odczuć nutkę zdenerwowania.
-Hę? Spóźniłem się? – zapytał Adam
-Czy się spóźniłeś? Stałem tu jak kołek przez okrągły kwadrans. Domofon zepsuty, furtka zamknięta, wołam, wołam, ale ciebie nie ma. Już myślałem, że zapomniałeś o mnie -odrzekł zezłoszczony Jamie
-Nie, no co ty, nie zapomniałbym. Ale myślałem, że byliśmy umówieni na siódmą.
-Cos ci się pokręciło. Miałeś być tu za kwadrans siódma – odparł Jamie już nieco spokojniejszy.
Obaj ruszyli w kierunku szkoły. Zapadła cisza.
-Wiesz, podobno będziemy mieli nowego nauczyciela od historii. Johnson przeszedł na emeryturę. Ale ten nowy… chyba Walter, podobno jest jeszcze gorszy. – powiedział przerywając ciszę.
-Tak? Serio? – odrzekł Adam próbując wykazać zainteresowanie, jednak z marnym skutkiem.
Jamie nie kontynuował wątku. Znów zapadła cisza, którą nagle przerwał Adam
- A jak tam ferie? – zapytał, usiłując wprowadzić rozmowę na ciekawszy tor.
- Wyjechałem w góry, przecież wiesz.
- A tak, zapomniałem. A właściwie, kiedy wróciłeś?
- Dwa dni temu, ale z chęcią zostałbym tam jeszcze kilka dni.
-Nie chcę się wracać do szkoły, co? – zapytał retorycznie Adam.
- A żebyś jeszcze wiedział jak.
-Jakoś wytrzymamy te ostatnie dwa lata liceum. – pocieszył Adam.
- Tak, jakoś wytrzymamy, a gdy tylko skończę liceum wyjadę gdzieś.
- Wyjedziesz? – zapytał Adam, zainteresowany planami na przyszłość swojego przyjaciela – Że niby dokąd? – dodał.
- Jeszcze nie wiem, to się zobaczy później, ale najważniejsze jest to, że w końcu będę mógł podróżować ile tylko dusza zapragnie i żadna szkoła mi w tym nie przeszkodzi. – Jamie mówił z wyraźną fascynacją w głosie. Brzmiało to trochę tak jakby był więźniem własnego życia i czekał aż skończy mu się wyrok i odzyska wolność.
- Jamie?
- Tak?
- Czy ty nie przesadzasz? Poza domem jesteś, co miesiąc, cały czas siedzisz na walizkach i ciągle ci mało?
-E, to nie to samo. Ciągle musze myśleć o szkole i o przyszłości.
-Ale z podróżowania nie wyżyjesz – spostrzegł Adam, zadowolony, że rozmowa powoli zaczęła się rozkręcać.
-No jasne, że nie. Będę pisarzem podróżnikiem. Rozumiesz, co nie?
-Tak jakby – odparł niepewnie Adam.
-Zobaczysz, jeszcze kiedyś wejdziesz do księgarni a tam na półce z bestsellerami będzie moja książka – dodał dumnie Jamie.
- Wręcz nie mogę się doczekać – odpowiedział żartobliwie Adam. Rozmowa w końcu nabrała żywszego tempa, ale wtedy akurat dotarli do szkoły. Masywny budynek, przez ostatnie dwa tygodnie opustoszały, znów zapełnił się uczniami. Wewnątrz aż wrzało. Tu i ówdzie widać było przekrzykujących się uczniów, dzielących się wrażeniami z ferii. Adam i Jamie szli tymczasem niepewnym krokiem przez korytarz. Reszta uczniów rzucała im gniewne spojrzenia jakby chcieli powiedzieć coś w stylu: „Spójrzcie na te ofermy!” lub: „Niedołęgi!” i parsknąć śmiechem. Nie byłoby to w sumie coś nowego, Adam jak i Jamie już nie raz słyszeli oszczerstwa w nich skierowane, jednak żaden z nich nie wiedział dotąd, czemu ich nie lubiano. Zawsze wydawało im się, że są całkowicie normalni. Zwykli, przeciętni chłopcy. Najwyraźniej reszta miała nieco inne zdanie. Pierwszą lekcją miała być historia. Już po kilku minutach lekcji Adam stwierdził, że wolał już profesora Johnsona. Nowy nauczyciel kompletnie nie przypadł mu do gustu. Gdy lekcja okazała się totalnie nudna Adam i Jamie zaczęli rozmawiać szeptem, jednak po zwróceniu uwagi przez nauczyciela zamilkli. Wtedy Adam pomyślał o zbliżających się zajęciach z fortepianu. Od zawsze marzył, żeby na nim zagrać, to było jego marzenie, a Adam traktował je także jako rekompensatę za trudności w szkole. Myślami już siedział przy fortepianie. W jego uszach brzmiała cicha muzyka, wydobywająca się z instrumentu, a jego palce stukały w klawisze…
Do rzeczywistości przywołało go głośne chrząknięcie nauczyciela.
- No dobrze Beckett, powiedz klasie, co zapamiętałeś z dzisiejszej lekcji – powiedział wścibskim głosem pan Walter.
- Eee, przepraszam panie profesorze. Zamyśliłem się
-Ah, tak. Zamyśliłeś się. Dobrze ci radzę chłopcze, nie zamyślaj się więcej na moich lekcjach – rzucił gniewnie.
Adam poczuł na sobie spojrzenia uczniów całej klasy. Nawet Jamie, siedzący z nim w ławce patrzył się na niego jak osłupiały. Pan Walter wpatrywał się w niego cały czas, spojrzeniem tak wymownie karcącym, że Adam aż bał się podnieść wzrok. A wtedy zabrzmiał dzwonek. Przez chłopaka przepłynęła fala ulgi. Szybko zapakował książki i piórnik, poderwał się i ruszył do drzwi.
- No, no. Manto na pierwszej lekcji – usłyszał za ramieniem głos Jamiego, gdy wyszli na korytarz – dobrze zacząłeś nowy semestr, nie ma co – podsumował
- Daj spokój. Ten Walter to jakaś porażka. Miałeś rację, Johnson był sto razy lepszy. – potwierdził.
Kolejne lekcję mijały podobnie. Adam nie mógł się skupić, myśląc tylko o zbliżających się zajęciach fortepianowych. Parę razy został wywołany do odpowiedzi, dwa razy wpisano mu uwagę do dziennika, a kilka razy pogrożono, że nie zda do następnej klasy.
Nareszcie jednak nadszedł koniec lekcji.
- Co ty dzisiaj taki zamyślony, co? – spytał Jamie, zakładając kozaki i szykując się do wyjścia ze szkoły – tracisz kontakt z rzeczywistością, czy co?
- Nie, nie. To nic z tych rzeczy. Po prostu zaraz mam zajęcia z fortepianu i tak się zastanawiam jak będzie.
- Ho ho! Szykuję nam się nowy pianista?
- Nie, no co ty. To tylko taka pasja, nic nadzwyczajnego.
Adam zerknął na zegarek. Była 3:42
- Ok. Jamie. Trochę się spieszę. Za kwadrans mam zajęcia. Cześć! – rzucił, pospiesznie zakładając szalik i kurtkę.
- Cześć! Przyjdź potem i opowiedz jak się grało!
Jednak ostatnie zdanie Jamiego uszło uwadze Adamowi, gdyż ten znajdował się już przy drzwiach szkoły, a hałas uczniów skutecznie zagłuszył głos przyjaciela. Tymczasem Adam szedł już przez zaspy śniegu zapomnianą ścieżką koło parku. Gdy tylko wyszedł na odśnieżony chodnik zaczął biec. Nie musiał, bowiem szkoła muzyczna znajdowała się tylko parę przecznic dalej, ale wolał się nie spóźnić. Chciał sprawić dobre pierwsze wrażenie. Był całkowicie rozproszony. Pędził przez chodnik nie zwracając uwagi na przechodniów. Raz poślizgnął się na lodzie a raz potrącił jakąś kobietę z wózkiem dziecięcym. Na ziemie sprowadził go odgłos klaksonu. Zorientował się wtedy, że stoi na środku ruchliwej drogi. Odwrócił wzrok w kierunku, z którego pochodził ten głośny dźwięk. Ujrzał samochód, a w nim siedzącego kierowcę, z grymasem na twarzy. Zaczął krzyczeć coś do Jamiego, jednak oszczerstwa te spłynęły po nim. Podniósł tylko rękę na znak przeprosin za kłopoty i poszedł dalej. Zwolnił tempo, żeby nie spowodować już żadnego wypadku, ani nie zrobić krzywdy innym ludziom. Spojrzał na zegarek. 3:51.
- Ok. Mam jeszcze trochę czasu – mruknął pod nosem, po czym zaczął rozglądać się za jakąś cukiernią. Głód w końcu zaczął mu doskwierać. Nie jadł nic od rana. W oko wpadła mu mała kawiarenka po drugiej stronie ulicy. Prędko przeszedł przez jezdnię i wpadł do budynku. Zamówił kremówkę, usiadł przy stoliku i szybko zjadł smakołyk. Miał jeszcze pięć minut, a szkoła muzyczna była tylko sto metrów dalej, więc postanowił zagrzać sobie jeszcze ręce przez minutę, a potem wyszedł z kawiarni. Po kilku chwilach oczom ukazał mu się budynek szkoły muzycznej. Był może nie tak wielki jak szkoła, w której uczył się Adam, ale i tak sprawiał ogromne wrażenie. Przyspieszył kroku. Wpadł do niej niczym pocisk. Szybko odnalazł na grafiku numer swojej sali i wszedł do niej pewnym krokiem. Ujrzał grupkę uczniów siedzących na krzesłach po lewej stronie. Gdy tylko wszedł, zegar stojący tuż przy wejściu zaczął wybijać szesnastą.
- Cześć. Jestem Adam – mruknął nieśmiało, po czym podszedł i powitał się ze wszystkimi ściskając im dłonie. Usiadł na krześle obok innych i zaczął rozglądać się po sali. Była znacznie większa niż te znane mu ze szkoły. Naprzeciwko niego stały fortepiany, a za nimi była wielka scena zasłonięta teraz bordową kurtyną. Z sufitu zwieszały się wielkie żyrandole, oświetlające salę miłym, żółtym światłem. Ściany obite były boazerią, dlatego wewnątrz panował miły, przytulny nastrój.
Wtedy do sali weszło pięcioro innych uczniów. Adam solidnie im się przyjrzał. Wśród nich był wysoki brunet, który usiadł po lewo od Adama, oraz długowłosa blondynka z okularami na nosie, która zajęła miejsce po prawej stronie od Adama. Inni umknęli mu uwadze, gdyż skierowali się do następnego rzędu krzesełek, a tam wzrok chłopaka nie sięgał. Gdy Adam zauważył, że nauczyciel się spóźnia postanowił zapoznać się z resztą uczniów, która weszła po nim. Gdy jednak zauważył, że zarówno blond włosa dziewczyna jak i krótko ostrzyżony brunet zajęci byli rozmową z innymi, odwrócił się na krześle. Jego niebieskie oczy ujrzały brązowowłosą, piękną dziewczynę, siedzącą za nim. Siedziała z nosem w jakiejś książce, na której okładce widniały klawisze fortepianu. Patrzył się tak jeszcze chwilę na nią, ale ona zdawała się nie zwracać na niego uwagi. Adam omiatał wzrokiem każdy centymetr jej twarzy. Było w niej coś intrygującego, gdyż nie mógł oderwać od niej wzroku. W końcu, gdy uznał, że nie wypada milczeć zaczął rozmowę
-Eee… Cześć – powiedział niepewnym głosem.
Dziewczyna uniosła prędko oczy znad książki i wlepiła je w Adama. Na jej twarzy pojawił się serdeczny uśmiech.
- Cześc! Jestem Kate – powiedziała delikatnym tonem i wyciągnęła rękę ku Adamowi. Ten wyraźnie zadowolony odwzajemnił gest ściskając dłoń nowopoznanej koleżanki. Jej skóra była tak aksamitnie gładka niczym jedwabna poduszka.
- Ja… Ja jestem Adam – dodał, po czym znów zaczął podziwiać urodę dziewczyny. Ona jednak znów wetknęła nos w książkę, a ciemne, lekko kręcone włosy zasłoniły jej twarz. Gdy tylko poczuła na sobie spojrzenie Adama uniosła na chwilę oczy znad książki, roześmiała się wesoło i pokręciła głową. Chłopak chciał powiedzieć coś, ale bał się, że zabrzmi to totalnie bezsensownie, dlatego odwrócił się i zaczął rozmyślać o siedzącej za nim piękności. Poczuł jak serce łomota mu coraz szybciej. Czuł się bardzo zakłopotany, bowiem bardzo chciałby zagadać do nowej koleżanki, ale nie mógł zebrać odpowiednich słów, toteż milczał. Jego myśli rozproszyły się na chwilę, gdy do sali wszedł pan Brown.
- Dzień dobry. Witam wszystkich na pierwszych zajęciach fortepianowych. Nazywam się Jacob Brown i będę was uczył gry na fortepianie. Jednak najpierw sprawdzę listę obecności. – powitał wszystkich serdecznym tonem.
Wtedy pan Brown wyjął z teczki mały notes i zaczął odczytywać poszczególne nazwiska. Adam został wyczytany jako pierwszy. Potem dowiedział się, że dziewczyna siedząca po prawo ode niego nazywała się Emily, a chłopak po jego lewej stronie to Bryan. A wtedy nauczyciel powiedział: „Kate Murray”. Odpowiedziało mu ciche: „Jestem” pochodzące zza głowy Adama. Głos był tak piękny, że chłopak mógłby słuchać go całymi dniami.
Kiedy nauczyciel sprawdził listę, zaczął omawiać teorię gry na fortepianie. Adam starał się skupić, ale w jego myślach wciąż widniał tylko obraz pięknej twarzy dziewczyny siedzącej za nim. Przez to zapamiętywał tylko fragmenty wypowiedzi pana Browna. Tak minęła mu pierwsza godzina zajęć.
- No dobrze, to tyle teorii. Teraz możecie zasmakować praktyki. Jednak przed tym jak zasiądziecie do fortepianów chciałbym rozwiązać jeden problem – tu zniżył głos – otóż jest was w grupie dwanaścioro, a fortepianów jest tylko dziesięć. Przy dwóch będą musiały siedzieć dwie osoby, będą one ćwiczyć na zmianę. Czy są jacyś chętni, którzy chcieliby usiąść w parze?
- Ja mogę usiąść z Bryanem – rzuciła dziewczyna siedząca po prawo od Adama, Emily – chyba nie masz nic przeciwko Bryan, prawda? – zerknęła na krótko ostrzyżonego chłopaka siedzącego dwa miejsca dalej.
- Ok., możemy grać razem – przytaknął wyraźnie ucieszony
- No to jedną parę mamy załatwioną. Jeszcze tylko jedna. Jest ktoś chętny? Inaczej będę musiał sam połączyć kogoś z was w parę.
W głowie Adama zakłębiły się nowe myśli. Tak bardzo chciał teraz zagrać z Kate. To byłoby coś cudownego. Siedzieliby razem przy jednym fortepianie, śmieliby się, uczyliby się razem nowych melodii. Tak bardzo chciałby teraz powiedzieć: „ Ja chciałbym usiąść w parze z Kate”, ale szybko odpędził tę myśl. Nie chciał się narzucać nowopoznanej koleżance. Wolał milczeć, z nadzieją, że zaraz usłyszy z tyłu głowy głos Kate, który spyta czy Adam nie chciałby z nią zagrać. Jednak ciszy nie przerywał żaden dźwięk.
- No więc? – zapytał zniecierpliwiony pan Brown
- Ja mogę z kimś grać – odezwała się Kate. Głos jej był taki piękny, niemalże hipnotyzujący.
Wszyscy odwrócili instynktownie głowę na brązowowłosą dziewczynę. Również i Adam spojrzał na Kate, a na jej widok serce załomotało mu szybciej. Dziewczyna rzuciła mu wymowne spojrzenie. To była jedyna szansa…
- Jeśli nie masz nic przeciwko… ja mogę z tobą zagrać -powiedział szybko Adam
Teraz spojrzenia wszystkich przeniosły się na chłopaka.
-Kate, chcesz grać z Adamem w parze? – spytał zniecierpliwiony nauczyciel.
- Dobrze. Tak. Nie mam nic przeciwko – odparła Kate.
- No to załatwione. W końcu – powiedział pan Brown – a teraz do fortepianów! Szybko! – krzyknął i klasnął zachęcająco w ręce
Adam siedział jeszcze przez chwilę odwrócony do Kate i zapatrzony w nią. Dopiero, gdy wszyscy wstali, przestał wpatrywać się w jej olśniewająco piękną twarz i zaczął rozglądać się po fortepianach.
- Do którego idziemy? – zapytał, gdy Kate przeszła przez rząd krzesełek i stanęła u jego boku.
I gdy tak stali zorientowali się, że, właśnie wszystkie fortepiany, oprócz jednego są już zajęte
- No cóż. Teraz to już chyba nie mamy wyboru – rzuciła Kate, uśmiechając się delikatnie. Zaczęła iść powoli do fortepianu stojącego najbardziej po prawo. Adam podążył tuż za nią rozglądając się na resztę uczniów. Część zaczęła grać, a z instrumentów wydobywała się przyjemna muzyka. Doszedł do Kate i usiadł obok niej. Na jej twarzy wciąż widniał ten sam uśmiech, co przedtem. Sprawiała wrażenie bardzo miłej. Chciała już położyć palce na fortepianie i zacząć grać, ale powstrzymała się i obróciła ku Adamowi
- Może ty chcesz zacząć? – powiedział, a jej melodyjny głos wprawił Adama w obłęd.
- Eee. Wiesz… To chyba nie najlepszy pomysł, dawno nie grałem i już nic nie pamiętam. Zacznij pierwsza, ja się czegoś poduczę w trakcie i spróbuję po tobie – powiedział. Nie kłamał. Na fortepianie grał tylko raz w życiu, na urodzinach swojej prababci. Jednak, gdy ta zmarła fortepian trafił na aukcję.
- No dobrze, jak chcesz. Ja gram już od trzech lat, a skoro nic nie umiesz, mogę cię poduczyć trochę praktyki, chcesz?
- Tak. Jasne – odpowiedział szybko Adam
- No dobra. No to spróbuj zapamiętać ten utwór.
Wtedy Kate położyła palce na fortepianie. Z jej twarzy znikł uśmiech. Wyglądała na bardzo skupioną. Zastanowiła się krótko, jaki łatwy utwór wybrać, aby Adam umiał go zagrać. Gdy już wybrała, wzięła głęboki wdech i po raz pierwszy stuknęła w klawisz. Potem w jeszcze jeden, i jeszcze jeden i następny. Salę wypełniła piękna melodia. Adam zapomniał kompletnie o patrzeniu na klawisze. Swój wzrok skupił na Kate. Wyglądała tak pięknie jak grała. Jakby była w zupełnie innym świecie. Bardzo dobrze było widać, że kocha to, co robi. Jednak jej utwór trwał bardzo krótko. Widocznie nie chciała komplikować go, aby Adam mógł z łatwością go zagrać. Gdy muzyka zamilkła powiedziała:
- No dobra. To teraz ty.
Jej słowa wyrwały Adama z amoku.
- Czy…Czy mogłabyś zagrać to jeszcze raz? Trochę nie nadążam – skłamał Adam
- Nie nadążasz. – powtórzyła cicho Kate śmiejąc się cicho i kręcąc głową – No dobra, ale teraz skup się.
I wtedy znów zabrzmiał ten sam utwór, co przed chwilą. Cudowna muzyka zainteresowała pana Browna, który stanął za Adamem i Kate i spoglądał przez ich ramiona na dłonie dziewczyny, które grały tą śliczną muzykę.
Tym razem Adam wpatrywał się cały czas klawisze, próbując zapamiętać cały utwór. Nie było to trudne, bowiem cały trwał około piętnastu sekund. Gdy muzyka ponownie umilkła Kate dała Adamowi znać żeby zaczął grać. Chłopak położył niepewnie ręce na klawiszach. Starał przypomnieć sobie cały utwór Kate. Na szczęście zapamiętał go. Gdy pierwszy raz stuknął w klawisze przeszła przez niego fala radości. Oto znów grał na fortepianie. Oto spełniało się jego marzenie. Melodia do złudzenia przypominała tą graną przez Kate. Adam poczuł satysfakcję. Gdy skończył, spojrzał na rówieśniczkę, siedzącą obok niego. Ta uśmiechała się do niego szeroko. Chciała już coś powiedzieć, ale przerwał jej pan Brown, stojący tuż za nimi.
- Dobrze. Naprawdę bardzo dobrze – powiedział nauczyciel, klepiąc Adama po ramieniu. Potem odszedł w kierunku innego fortepianu.
- Szybko się uczysz – skwitowała Kate – może teraz wytłumaczę ci jak komponować dźwięki?
-A może zagralibyśmy jeszcze coś razem?
Ta propozycja wyraźnie wybiła Kate z toku.
-Lepiej żebyś poznał podstawy, a potem dopiero grał.
-No dobra. No to słucham.
Przez najbliższe pół godziny Kate tłumaczyła Adamowi podstawy komponowania dźwięków. Opowiadała o tym, jakie nuty razem łączyć, by całość brzmiała dobrze. Tym razem Adam postanowił skupić się maksymalnie na wypowiedzi Kate. Raz po raz spoglądał jej prosto w oczy. Wtedy zapadała cisza, jednak szybko Kate wracała do tłumaczenia, starając się ignorować zachowanie Adama. Czasami chłopak miał wrażenie, że spojrzenia ukradkiem rzucane Kate, denerwują ją, toteż postanowił absolutnie skupić się na fortepianie.
- No dobra. Teraz ty. Zagraj coś. I pamiętaj o zasadach.
Adam poczuł lekki stres. Zagrać utwór z pamięci umiał, ale wymyślić na poczekaniu swój nie potrafił.
- Nie martw się. Zagraj tylko parę nut. Chce zobaczyć, czego się nauczyłeś
Adam nieco spokojniejszy przyłożył palce do fortepianu. W myślach przypomniał sobie wszystkie zasady, które przez ostatnie trzydzieści minut Kate wpajała mu do głowy i sięgnął pamięcią do wypowiedzi pana Browna. Gdy nabrał nieco pewności wcisnął pierwszy klawisz. Potem poszło już lepiej. Ani się obejrzał a już skończył grać.
- Dobrze, całkiem nieźle – odparła Kate – zagraj jeszcze raz, chcę ci coś pokazać
Adam przepełniony ciekawością, ponownie położył palce na klawiszach. Znów wystukał swoją melodię, a gdy był mniej więcej w połowie przerwała mu Kate
- Tu zatrzymaj.
Adam przestał grać. Kate wyciągnęła rękę i chwyciła dłoń Adama. Chłopak spojrzał na nią, a potem na ich splecione ręce. Dziewczyna jednak tylko uśmiechnęła się niepewnie i kontynuowała
- Tu powinieneś zagrać tą nutę – powiedziała, chwytając palec wskazujący Adama i przyciskając go do jednego z klawiszy – No, spróbuj teraz.
Adam już po raz kolejny tego popołudnia przyłożył palce do klawiszy. I gdy już chciał zacząć grać, przerwał mu głos nauczyciela
- Dobrze, proszę o uwagę! – krzyknął klaszcząc w dłonie – Idzie wam naprawdę dobrze. To koniec ćwiczeń na dzisiaj. Chciałbym tylko teraz sprawdzić jak sobie radzicie. Podejdę teraz do każdego z was, a wy zagracie coś dla mnie, dobrze?
Wszyscy spojrzeli na niego podejrzliwie
- Nie martwcie się, nie oczekuję, że zagracie coś na miarę Chopina. Chcę sprawdzić, czy zapamiętaliście coś z mojej wypowiedzi.
Adamowi serce podeszło do gardła. Krople potu wystąpiły mu na czole, a ręce zaczęły drżeć. Kate zauważyła reakcje chłopaka na słowa nauczyciela
- Nie martw się. Dasz sobie radę – pocieszyła chłopaka wplatając swoje palce między jego, co znacznie dodało mu otuchy.
A tymczasem w sali rozbrzmiała muzyka wydobywająca się z pierwszego fortepianu.
- Całkiem nieźle Johnattan. Widzę, że nie marnowałeś czasu przez ostatnie dwie godziny – skwitował pan Brown
Potem nauczyciel podszedł do następnego ucznia, a w sali zabrzmiała następna melodia. W ten sam sposób pan Brown przechadzał się pomiędzy fortepianami podsumowując pracę wszystkich uczniów. Gdy w końcu dotarł do fortepianu Emily i Bryana powiedział: „Bryan, bardzo dobrze, choć powinieneś zagrać to nieco szybciej. Za to Emily, bezbłędnie”. Na twarzy Emily wymalował się szeroki uśmiech a na policzkach wysypały się rumieńce. Wtedy pan Brown podszedł do fortepianu Adama i Kate.
- Dobrze Kate, ty pierwsza.
Kate posłusznie przyłożyła ręce do fortepianu i zaczęła grać. A grała dosyć długo. Skończyła po półtorej minuty. Widać było, że utwór dziewczyny zrobił na nauczycielu ogromne wrażenie gdyż ten stał zamyślony z otwartymi ustami. Podobną reakcję wykazała reszta uczniów.
- To było coś absolutnie wspaniałego. Powiedz, uczyłaś się już kiedyś grać?
- Tak proszę pana, ćwiczę od trzech lat w domu
-Widzę, że ciężko pracowałaś przez ostatnie trzy lata. A i słyszałem od pana Smitha, że i śpiewasz bardzo ładnie. Widzę przed tobą świetlaną przyszłość. Nie zmarnuj tylko swojego talentu
Kate wyraźnie się ucieszyła z komentarza pana Browna
- Nie mam takiego zamiaru – uspokoiła.
- No dobrze, a teraz przejdźmy do… Adama, tak?
- Tak proszę pana – odparł Adam nie odwracając głowy od fortepianu.
- No to słuchamy.
Adam po raz kolejny poczuł, jak serce łomocze mu szybciej, tym razem ze stresu. Lodowate ręce przyłożył do klawiszy.
- Będzie dobrze – szepnęła Kate
Gest ten, choć tak skromny, dodał Adamowi pewności siebie. Chłopak zaczął grać melodię, którą wcześniej ćwiczył z Kate. Grał nieco niepewnie, ponieważ nadal był spięty. Jednak melodia wydawała się wypływać sama z fortepianu. Wywarło to pozytywne wrażenie na nauczycielu.
- Całkiem interesująco – przyznał pan Brown, gdy Adam skończył grać. – Powiedz chłopcze, uczyłeś się przedtem grac na fortepianie
- Nie – odpowiedział Adam
- A grałeś w ogóle kiedyś na nim?
- Tylko raz, proszę pana
- Zdumiewające. Był to całkiem dobrze zagrany utwór.
- Dziękuję- odparł Adam
Pan Brown skierował się ponownie na środek sali, ale jednak zawrócił i powiedział jeszcze
- Aha, byłbym zapomniał. Bardzo dobrze łączysz dźwięki. Naprawdę bardzo dobrze. – A powiedziawszy to udał się ponownie na środek sali i zwrócił się do wszystkich – No dobra, to by było na tyle. Chciałbym jednak żebyście nie zaniedbywali ćwiczeń. Ćwiczcie przez weekend, jeśli możecie. A następne zajęcia będą w poniedziałek.
Po tych słowach wszyscy się poderwali.
- Naprawdę dobrze ci poszło – powiedziała Kate, gdy razem z Adamem zmierzała do drzwi.
- Naprawdę tak myślisz?
- Naprawdę. A widziałeś minę Browna? Patrzył na ciebie jak oniemiały! – dodała szybko
- Ale to wszystko dzięki tobie. Gdyby nie ty pewnie bym dał plamę na całej linii.
- I beze mnie świetnie dałbyś sobie radę - zapewniła
Tymczasem wyszli już z sali. Kate zwiewnymi ruchami, które przyprawiły Adama o zachwyt założyła płaszcz i szalik. Chłopak poszedł w jej ślady i zarzucił kurtkę. Gdy wyszli na zewnątrz, uderzyło ich zimno. Na dworze było już zupełnie ciemno. Większość uczniów już się rozeszła; część tylko została nadal wewnątrz, aby się przebrać.
- Piękna noc – rzekła Kate, patrząc w bezchmurne niebo
- Rzeczywiście bardzo ładna – potwierdził Adam. – Nic nie mówiłaś, że śpiewasz – wytknął, przypomniawszy sobie wypowiedź pana Browna, po utworze końcowym Kate
- A tak. W sumie to bardziej wole śpiewać niż grać na fortepianie, ale lubię i to i to – odparła, powoli schodząc ze schodów
- Śpiewasz już tak samo długo jak grasz na fortepianie? – zapytał Adam, nie ukrywając zainteresowania
- Nie do końca. Śpiewam, od kiedy tylko pamiętam. Mama mi nawet mówiła, że nawet jak byłam mała i oglądaliśmy akurat seriale, śpiewałam sobie piosenki lecące na zakończenie. Podobno mieli niezły ubaw ze mnie. A potem poszłam do szkoły. Po podstawówce Zapisałam się na profil muzyczny go gimnazjum i gdy mieliśmy zajęcia z fortepianu, całkiem mnie to zainteresowało.
- A tak właściwie to, do jakiej szkoły chodzisz?
- Do takiej poza miastem, nie znasz pewnie. Do Valley City przyjeżdżam tylko do babci, no i do szkoły muzycznej.
- Więc nie mieszkasz tutaj?
- Nie, jakieś parę kilometrów za miastem.
- Słuchaj… Może mógłbym wpaść do ciebie w weekend? Sama rozumiesz przydałoby mi się trochę ćwiczeń – zaproponował Adam, zmieniając temat rozmowy. Czuł, że musi zadać to pytanie. Nie chciał powiem tracić kontakt z Kate aż do poniedziałku.
- Ćwiczeń powiadasz – zażartowała Kate, znów się uśmiechając – Jasne. Możesz wpaść. Mieszkam przy drodze wylotowej z miasta. Taki mały, drewniany dom po prawej stronie ulicy. Ale pieszo to chyba do mnie nie dojdziesz. Radzę ci wziąć pociąg.
Zatrzymali się tuż przy furtce
- To super. Będę w sobotę, ok.?
- Dobra, o której?
- Około piętnastej, może być?
- Dobrze.
-I dzięki jeszcze raz za te zajęcia. Naprawdę bardzo mi pomogłaś.
- Nie ma, o czym mówić, naprawdę. – odpowiedziała
- No to cześć-powiedział Adam
- Do zobaczenia w sobotę – odpowiedziała Kate machając na pożegnanie ręką
Mimo trzaskającego mrozu Adam poczuł przepływające przez niego ciepło. Przez chwilę śledził jeszcze postać Kate, oddalającą się coraz dalej. Odprowadzał ją tak wzrokiem dopóki nie zniknęła całkowicie w mroku. Wtedy Adam obrócił się na pięcie i zaczął iść w przeciwnym kierunku. W głowie kłębiło mu się mnóstwo chaotycznych myśli. Szedł jak zaczarowany przez chodnik, nie zważając uwagi na to, dokąd idzie. Ulice nadal były bardzo zatłoczone, podobnie jak chodniki. I tak Adam jeszcze bardziej rozproszony niż wcześniej parę razy poślizgnął się na lodzie czy przeszedł przez jezdnie na czerwonym świetle, wywołując maksymalne rozdrażnienie u kierowców.
W końcu doszedł do domu. W sąsiednim domu, w którym mieszkał Jamie zobaczył palące się światła. Nagle zorientował się jak wiele zmieniło się przez ten jeden dzień. Jeszcze rano stał w tym samym miejscu, zupełnie pozbawiony chęci do życia, a teraz, późnym wieczorem czuł pulsujące mocno serce przepełnione entuzjazmem. Szybko otworzył furtkę i wszedł na ganek. Wytarł dokładnie buty ze śniegu i wszedł do domu. Natychmiast poczuł przyjemne ciepło wydobywające się zapewne z kominka. Zdjął z siebie kurtkę, buty zostawił na środku, plecak rzucił pod ścianę, a potem wszedł do salonu. Właściwie to nie marzył teraz o niczym innym jak udać się do swojego pokoju, wlepić wzrok w sufit i rozmyślać o pięknych chwilach, które go dzisiaj spotkały. Szybko jednak pomyślał, że takie zachowanie natychmiast zwróciłoby podejrzanie rodziców. A poza tym wrócił tata – chciał się przywitać z ojcem po kilku dniach rozłąki. Nie miał wyjścia. Chciał teraz tylko wejść do salonu, przywitać się, powiedzieć że wszystko w porządku i udać się na wymarzony odpoczynek. Zaplanował, że załatw to jak najszybciej jak się da i będzie mieć święty spokój, a przy tym nie wywoła żadnych niepotrzebnych domysłów rodziców.
Powoli chwycił klamkę i uchylił drzwi do salonu. Światło było zgaszone. Mroki rozświetlały szalejące w kominku płomienie. Naprzeciwko stała kanapa a zza nagłówka wystawały dwie głowy oparte jedna o drugą
Adam wszedł bezszelestnie do salonu. Migiem rozpoznał sylwetki obojga rodziców i z udawanym entuzjazmem powiedział
- Cześć tato! W końcu jesteś!
Tata Adama, Joseph Beckett odstawił kieliszek wina, które właśnie popijał razem z żoną. Spojrzał spod okularów na stojącego przed nim syna
- Cześć Adam – odpowiedział wyraźnie uradowany, ale nie krył zmęczenia. Nawet nie zmusił siebie żeby uśmiechnąć się, czy podać rękę.
- Tata jest zmęczony. Wrócił dziesięć minut temu.– wyjaśniła mama
- A tak. Rozumiem – odparł Adam
Tymczasem dało się słyszeć ciche chrapanie Josepha, który wtulił głowę w ramię swojej żony.
- A powiedz jak tam w szkole – rzuciła szeptem mama
- Nic nowego, zmienił nam się jeden nauczyciel – odparł Adam ukrywając swój entuzjazm, aby nie zdradzić buzujących w nim uczuć.
- A jak zajęcia z fortepianu? – zapytała mama
- Dobrze. Ten fortepian to był świetny pomysł
Na twarzy Anny wymalował się uśmiech.
- Cieszę się, że ci się podoba, a teraz idź już i zajmij się czymś. Tylko nie rób hałasu, ja i tata jesteśmy zupełnie padnięci. Przedłużyły mi się o godzinę lekcję tańca. – powiedziała mama
Adam poderwał się z kanapy i zaczął iść ku drzwiom, ale zatrzymał go głos mamy
- Aha, Adam. Dzwonił Jamie. Mówił żeby przypomnieć ci żebyś wpadł do niego dzisiaj
- Jasne, już lecę – odparł szeptem chłopak. – Ja też jestem zmęczony, odwiedzę go jutro. - sprostował
- I dzwonił Alex. Kazał cię pozdrowić. – dodała cichszym, smutniejszym głosem
- Alex? Aaa, ten Alex – przypomniał sobie Adam. Przez to całe zamieszanie w jego głowie całkowicie zapomniał o liście - To… to miło z jego strony – powiedział.
- No dobrze, a teraz idź już. Daj ludziom odpocząć – rzuciła Anna podkładając sobie poduszkę pod głowę.
Adam ponownie złapał za klamkę i wyszedł z salonu. Idąc na górę cały czas myślał o sobotniej wizycie u Kate i o tym, co go dzisiaj spotkało.
Tej nocy, mimo potwornego zmęczenia nie mógł zasnąć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...