Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Piłkarze główkują ...
Proponuję i Wam pogłówkować ...

Noc świętojańska (kastalia*)

W czas sobótkowy krążą zjawy
i skrzą miliardy gwiezdnych lamp,
7,5,6,4 gdy TAM w diamenty i szmaragdy
8,4 TA noc wędruje niczym tramp.

VI TAM, krążą biesy w transie " voodoo",
1,9,3 CI, aż spod kopyt iskry tlą,
niesamowity, pełen cudów,
8,3 TEN narkotyczny, dziwny pląs ...

I aniołowie złotoskrzydli
spływają z chmur by ruszyć w tan,
1,11 aby TEN nastrój się rozmydlił,
aby dać ludziom więcej szans ...
Noc sobótkowa gęsta, słodka,
10,9,11 splątana jak TE ciepła snem,
noc marzeń i upojnych spotkań,
zaczarowany ciągnie tren.


Lśnią skry robaczków świętojańskich,
2,7,10,11 jak TE zapominalskich gwiazd,
wirując w locie obłąkańczym
ponad dachami wsi i miast.


5,2 W piątej TEJ świata leci pocisk
Erosa, który gra nie fair,
zakwita nocą kwiat paproci,
przyjaciel zakochanych serc .


"EMBE"


*
Kastalia to odmiana szarady w której zamiast sprawdzianów liczebnikowych
użyte są zaimki wskazujące TEN, TA, TO i dla sprawdzianów nieodmiennych
przysłówek TAM.
Kolejność sylab rozwiązania wskazują liczby umieszczone przed danym wierszem,
zawierającym sprawdzian.
Użycie sylaby w sprawdzianie wspak wskazane jest przez wydrukowanie
liczbą rzymską.
Zaimki zachowują rodzaj, przypadek i liczbę szyfrowanego sprawdzianu.
(Sprawdziany "martwe" - TE, "żywe" - CI).


Autorem jest Marian Butrym.
Ukazała się w "Szaradziście", w czerwcu 1984.

Opublikowano

Uwaga! Odpowiadam na pytanie nr 1:
- W poniedziałek.
Odp. na pytanie nr 2:
- sto piętnaście
pytanie nr 3:
- cztery jajka rozbić, oddzielić białko od żółtka.
nr 4:
- tak
nr 5:
- nie
nr 6:
- to byli faszyści
nr 7
- Stalin
nr 8
- czereśnie kwitną na wiosnę
nr 9:
- Pingwiny ( ale tu mogę się mylić)
nr 10:
- Henryk Paczuła.

Coś może wygrałem?

Opublikowano

Szaradziści są wśród nas!

Nazwę 'kastalia' wymyślił jej twórca, Stanisław Kaszubski, używający pseudonimu
"KASTA".
Na pewno czerpał natchnienie ze źródełka apollińskiej Kastalii.
O mało co bym utopił 'ARNIego', woda Kastalii była za głęboka.
Szarada to nie quiz.

To tym razem coś łatwiejszego, szarada klasyczna, autorstwa Juliusza
Głowackiego. Rzecz ukazała się w Kalendarzu Szaradzisty 1961.

1961 ... rok magiczny!

Czerwiec (szarada)


W lesie wyrosły SZEŚĆ-SIÓDME-PIĄTE
puszyste jak pióropusze.
Snuje się myśli ukrytej wątek
i lęk zakrada się w duszę.


Łąka się CZWÓR-DWA ziół tysiącami,
słońce RAZ-OSIEM ją wokół.
Lecz gdy noc przyjdzie to myśl omami
szczęściem co kwitnie o zmroku.


Cóż znaczą łąki CZWÓR-DRUGIE-TRZECIE,
gdy chciwość woła: - pójdź ze mną!
W RAZ-PIĄTYM będziesz tonął, bo przecie
znajdziesz tę paproć tajemną!


Te SIÓDME-TRZECIE słowa zachęty
mącą rozsądek człowieka.
Tej nocy szczęścia kwiat będzie ścięty,
nie trzeba bać się ni zwlekać!


A ja ÓSMEMU powiem dobitnie:
- Zostań, choć chciałbyś tam pobiec!
Złota nie znajdziesz, paproć nie kwitnie -
a szczęście nosisz sam w sobie!

J.G.


P.S Dla chcących zgłębić tajniki szarady polecam rozprawkę J. Głowackiego
w "Szaradzista radzi ...".
Rzecz do znalezienia w internecie!

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.





W lesie wyrosły paprocie
puszyste jak pióropusze.
Snuje się myśli ukrytej wątek
i lęk zakrada się w duszę.

Łąka się kwieci ziół tysiącami,
słońce złoci ją wokół.
Lecz gdy noc przyjdzie to myśl omami
szczęściem co kwitnie o zmroku.


Cóż znaczą łąki kwieciste,
gdy chciwość woła: - pójdź ze mną!
W złocie będziesz tonął, bo przecie
znajdziesz tę paproć tajemną!


Te proste słowa zachęty
mącą rozsądek człowieka.
Tej nocy szczęścia kwiat będzie ścięty,
nie trzeba bać się ni zwlekać!


A ja Ci powiem dobitnie:
- Zostań, choć chciałbyś tam pobiec!
Złota nie znajdziesz, paproć nie kwitnie -
a szczęście nosisz sam w sobie!


ZŁO-CI-STE KWIE-CIE PA-PRO-CI

ZŁOCISTE KWIECIE PAPROCI
Opublikowano

Oddajmy głos "Kaście", który czerpał z Kastalii ...


Zimowa baśń (kastalia)


Mrok się zbiesił, że z chaty
światło drze mu makaty
6, IX z TYCH ciemności i z cieni paździerzy.
2, 5 TAM je razy zagłuszył,
lecz nazajutrz kładł uszy
i dopiero zza płotu kły szczerzył.

*

8, I, 3 Przyszła Zima - TA czysta.
Mrok z uciechy zaświstał
i do kumy po pomoc już bieży:
6, 3, 9 niech zadymka TA właśnie
jutro, kiedy kur zaśnie,
wyratuje Mrok z głupiej obieży.

*

I nazajutrz zaiste
przeraźliwym poświstem
1,5,2 tonie blask w srebrnym TYM śnieżnych pierzyn.
4,7,6,7 TAM zadymka dom cały.
Okna świecić przestały.
4, 8 Mrok zdyszany waruje TAM dźwierzy.

"KASTA"

Ukazało się w "Szaradziście," 15.02.1964, nr4(198).

Opublikowano

Pozwolę jeszcze ...


W Noc Świętojańską (szarada)


Wieczór zapada - młode dziewczęta
OSIEM-CZWÓR zioła i kwiecie,
bo każda o tym dobrze pamięta,
że dziś czas wróżby, że jest noc święta,
jedna, jedyna w tym lecie.


RAZ-SiÓDMA czasem bywała płocha,
w sumieniu teraz się skrusza;
czy też jej chłopiec jeszcze ją kocha?
choć jak DWA-PIĄTY gruby ma nochal,
lecz chętnie TRZY mu całusa.


A dola chyba jest DZIEWIĘĆ-DRUGA,
a PIĄTE-PIERWSZE nieduże,
w staropanieństwie droga zbyt długa,
więc pomóc trzeba. Ot, gwiazdka mruga,
nie warto czekać już dłużej.


Rzeki pobrzeże nie jest już puste
i mnóstwo ogni się świeci,
płoszą się śpiące DWA-ÓSME-SZÓSTE,
płoszą się groźne DWA-CZWARTE-SZÓSTE,
porzucą zdobycz swą w sieci.


Dziewczyna DZIEWIĘĆ wiązankę z kalii
i patrzy z napięciem w twarzy,
komu TRZY-SIÓDMA będzie w oddali,
kto ją wyłowi z tej bystrej fali,
kto ją uczuciem obdarzy?

"ASTRA"

Zamieszczone w "Szaradziście", 11(133), 15 czerwca 1961.


UWAGA.
Dodatkowym ułatwieniem rozwiązania szarad jest to, że liczebniki oddają przypadek i liczbę zaszyfrowanych rzeczowników, zaimków itp. odmiennych części mowy.
Będzie więc np. KAWIE - DRUGIEJ-SZÓSTEJ, a np. KINA - PIĄTEGO-PIERWSZEGO.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Z poniższych sylab można odtworzyć zamysł autora:

ob-wie-na-ja-pi-za-ła-le-ok


Dołączę szaradę ",Junony", mistrzyni i teoretyka polskiej szarady:



Szarada wróżba

Ten rok* o wiele lepszy będzie
niż CZWARTE-TRZECIE-SZÓSTE lata,
bo zgoda zapanuje wszędzie
i przyjdzie stały POKÓJ ŚWIATA!


Wtym roku będzie PIERWSZO-SZÓSTO:
nie kraść, nie kłamać, nie pić wódki,
sumienia będą lśnić jak lustro
i przyjdą zmian tych dobre skutki!


W tym roku dla znękanych istot
CZWÓR-PIĘĆ-DWA dobry wiatr od boru -
będzie uczciwie,pięknie czysto,
nie będzie braków, trosk ni chorób!


W tej TRZY-RAZ-PIĄTEJ tkwi natchnienie
wróżące dobro, radość, chwałę -
więc niechaj cieszą się szalenie
wszyscy ci, którzy wierzą w CAŁE**!

"JUNONA"


* 1961
** hasło szarady

Zamieszczone w Kalendarzu Szaradzisty 1961.

Dla ułatwienia rozwiązania rozbicie sylab: je-prze-wie- mo-po-dnie.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Z poniższych sylab można odtworzyć zamysł autora:

ob-wie-na-ja-pi-za-ła-le-ok


Dołączę szaradę ",Junony", mistrzyni i teoretyka polskiej szarady:



Szarada wróżba

Ten rok* o wiele lepszy będzie
niż CZWARTE-TRZECIE-SZÓSTE lata,
bo zgoda zapanuje wszędzie
i przyjdzie stały POKÓJ ŚWIATA!


Wtym roku będzie PIERWSZO-SZÓSTO:
nie kraść, nie kłamać, nie pić wódki,
sumienia będą lśnić jak lustro
i przyjdą zmian tych dobre skutki!


W tym roku dla znękanych istot
CZWÓR-PIĘĆ-DWA dobry wiatr od boru -
będzie uczciwie,pięknie czysto,
nie będzie braków, trosk ni chorób!


W tej TRZY-RAZ-PIĄTEJ tkwi natchnienie
wróżące dobro, radość, chwałę -
więc niechaj cieszą się szalenie
wszyscy ci, którzy wierzą w CAŁE**!

"JUNONA"


* 1961
** hasło szarady

Zamieszczone w Kalendarzu Szaradzisty 1961.

Dla ułatwienia rozwiązania rozbicie sylab: je-prze-wie- mo-po-dnie.



Mrok się zbiesił, że z chaty
światło drze mu makaty
z pian ciemności i z cieni paździerzy.
wiele je razy zagłuszył,
lecz nazajutrz kładł uszy
i dopiero zza płotu kły szczerzył.

*

Przyszła Zima - okazja czysta.
Mrok z uciechy zaświstał
i do kumy po pomoc już bieży:
niech zadymka pijana właśnie
jutro, kiedy kur zaśnie,
wyratuje Mrok z głupiej obieży.

*

I nazajutrz zaiste
przeraźliwym poświstem
tonie blask w srebrnym zalewie śnieżnych pierzyn.
obłapiła zadymka dom cały.
Okna świecić przestały.
Mrok zdyszany waruje obok dźwierzy.


„Za-wie-ja ob-le-pi-ła ok-na”

„Zawieja oblepiła okna”


Szarada wróżba

Ten rok* o wiele lepszy będzie
niż poprzednie lata,
bo zgoda zapanuje wszędzie
i przyjdzie stały POKÓJ ŚWIATA!

Wtym roku będzie modnie:
nie kraść, nie kłamać, nie pić wódki,
sumienia będą lśnić jak lustro
i przyjdą zmian tych dobre skutki!

W tym roku dla znękanych istot
powieje dobry wiatr od boru -
będzie uczciwie,pięknie czysto,
nie będzie braków, trosk ni chorób!

W tej przemowie tkwi natchnienie
wróżące dobro, radość, chwałę -
więc niechaj cieszą się szalenie
wszyscy ci, którzy wierzą w moje przepowiednie!
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Sylaby rozwiązania: ją - o - śle - wian- wi- na - pa - da - ki

I pozostając w klimacie ...

Szarada mitologiczna
(Interpretacja Franka Kociołka*)

Słoneczną bryczką furmaniąc, Febuś
nie przypatruje się tylko niebu,
lecz i po ziemi ślipiami szasta,
czy się nie TRZY-DWA jakaś niewiasta.

Towaru tego widzi do diaska:
najady w rzeczce, driady w laskach;
i każda jedna jest nie od tego,
by uszczęśliwić PIĘĆ-RAZ-TRZECIEGO.

On dostatecznie jest zimnym draniem,
by bez pojęcia polecieć na nie,
i choć go judzi miłosny hormon
nie RAZ-PIĘĆ babek pokuśnym formom.

CZWÓR z CZWARTYM która ma zaznać mięty,
musowo pyszczek mieć uśmiechnięty,
festne RAZ-DRUGIE i reszte takoż.
(Febuś - esteta i prima smakosz).

Wypatrzył taką( Dafne się zwała)
i śpekuluje, że ta jest CAŁA**.
Skrzydlate śkapy w parkingu stawia
i bajeruje na manier pawia.

Lecz Dafne była lalka szemrana.
Jej nie imponią amory pana,
ucieka laskiem na prawo, w lewo.
W naoliwione zmienia się drzewo.

Do wiatru Febuś tak wystawiony
znów batem łoi końskie ogony.
Apiać po niebie gna złoty rydwan
szukać, czy inna w cug sie nie TRZY-DA.

"KASTA"

* cykl szarad "KASTY"
** treść rozwiązania

Zamieszczone w "Szaradziście", nr 8(130), 1.05.1961
Opublikowano

W " Kalendarzu Szaradzisty 1960"
ukazało się ...

WPROWADZENIE
do olimpijskiego cyklu szarad
FRANKA KOCIOŁKA



Z kart każdej książki i byle sceny
uwodzą ciebie Piękne Heleny,
łka Ifigenia, Edypa żona,
słyszysz kłopoty Amfitriona.

( Kto, z kim i za co, nie bardzo wie sie -
same zagadki w tym interesie).

Oglądasz Sartre'a albo Anouiha:
każdy o gościach nieznanych buja,
każdy imiona obce dobiera
i zapożycza coś od Homera.
Tu Achillesem Swinarski straszy -
i szlag cię trafia. - " Takie już caszy"!
Twarz SIEDEM-SZÓSTKA z urazy nie raz
i dreszcze wzbudza jasna cholera,
DRUGIE TRZY-DRUGIE tajemnic złości,

więc trzeba poznać cudacznych gości,
trzeba się wyznać którego chłopa
żoną Ksantypa lub Penelopa,
kto jest WSPAK SIÓDMY-WSPAK TRZECI-TRZECI,
dlaczego wielbią jego poeci,
trzeba coś wiedzieć także o Troi,
by być PIĘĆ medal, RAZ-SZÓŚCI moi.

DWA jest TRZY-CZWARTA-PIĄTA zasada,
którą do serca przyjąć wypada,
bo bez kultury migiem nawali
najbardziej modny egzysttencjonalizm.
Redakcji* hasło dokładnie znacie:
" BAWIĆ i UCZYĆ", więc te postacie
z PIĄTKA-PIERWSZY^M pozna najprościej
Franka Kociołka cykl o CAŁOŚCI**.


"KASTA"

* "Szaradzista"
** hasło rozwiązania szarady

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • a woło pałac cała połowa  i krowa a worki 
    • Facet to ma w życiu przerąbane. Uchodzi za chuligana lenia itp. Przejawem tych uprzedzeń jest dowcip: „Gdzie można znaleźć idealnego mężczyznę? Takiego, który chodzi spać o 21.00, wstaje o 6.00, sam ścieli swoje łóżko? W więzieniu.” Kiedyś to słyszałem, a niedawno znalazłem to znowu w internecie. I czuję się przez taką narrację trochę dyskryminowany jako mężczyzna. I dlatego zacząłem się zastanawiać, czy nie może to dotyczyć także idealnej kobiety… . Aż w końcu sam doświadczyłem, jak to może być za sprawą … mojej żony.   Z Agnieszką jesteśmy małżeństwem od trochę ponad trzech lat. Ja mam lat 37, jestem bibliotekarzem i nauczycielem akademickim, Agnieszka ma 30 lat i jest dziennikarką. Nie żebym chciał uchodzić za takiego całkiem „grzecznego chłopczyka”, ale to jednak moja małżonka ma większe skłonności do lekkomyślności i ... do alkoholu. Nie, żeby była alkoholiczką albo pijaczką, ale jednak, jak to się mówi, „lubi sobie wypić”. O tej jej lekkomyślności mogą opowiedzieć coś ci, którzy poznali jej styl jazdy samochodem. Ja natomiast doświadczyłem tego jej podejścia do życia, kiedy gdzieś razem szliśmy, ja stawałem na czerwonym świetle, a ona, jak gdyby nigdy nic, właziła na jezdnię. Dzieci, póki co, jeszcze nie mamy. I dlatego miałem nadzieję, że uda mi się Agnieszkę przed pojawieniem się naszego pierwszego dziecka trochę wychować w kierunku nieco bardziej odpowiedzialnego zachowania. Aż zdarzyło się coś, co mnie w znacznej mierze wyręczyło w tych wysiłkach wychowawczych.   Któregoś wiosennego wieczoru Agnieszka była na imprezie urodzinowej swojej redakcyjnej koleżanki. Wszystkie dziewczyny miały wypite i dlatego oczywiście pod koniec imprezy zostały wezwane taksówki. Kiedy jedna z taksówek mocno się spóźniała, moja Agnieszka, będąc w stanie zdecydowanie nietrzeźwym, uparła się, żeby koleżankę, dla której była przeznaczona ta spóźniająca się taksówka, podwieźć do domu samochodem gospodyni przyjęcia. Ponieważ moja żona w stanie upojenia alkoholowego stawała się bardzo stanowcza, natomiast dziewczyna, u której była impreza, pod wpływem alkoholu popadała w stan daleko idącego zobojętnienia, mojej żonie udało się wyciągnąć od niej kluczyki od samochodu i tak zaczęła się feralna jazda.   W stanie nietrzeźwym Agnieszka nie była w stanie jechać prosto i tak zjechała na lewy pas i uderzyła w bok samochodu stojącego przy lewym pasie jezdni, w którym nikogo nie było. Była to bardzo mała ulica, na której nie było prawie żadnego ruchu, znalazł się tam natomiast przypadkowo patrol drogówki, który bez najmniejszego problemu podjął czynności, ponieważ Agnieszka po tej kolizji nawet nie próbowała dalej jechać. No i okazało się, że miała 0,6 promila we krwi i dlatego sprawa trafiła do sądu, który był nieubłagany. Pomimo starań obrońcy Agnieszki, żeby sąd orzekł karę w zawieszeniu, moja żona została skazana na sześć miesięcy bezwzględnego pozbawienia wolności za jazdę w stanie nietrzeźwym. Sędzia, mężczyzna na oko w wieku przedemerytalnym, argumentował, że lepiej za pierwszym razem stosunkowo surowo ukarać i w ten sposób dać wyraźny sygnał zarówno oskarżonej, jak i całemu społeczeństwu, jak bardzo niebezpieczne jest takie zachowanie i w ten sposób powstrzymać rozwój szkodliwych skłonności u podsądnej. Pan sędzia był poinformowany o mandatach, jakie Agnieszka dostała nie tak dawno temu za przekroczenie prędkości i przechodzenie na czerwonym świetle. Przekonywał w uzasadnieniu, że Agnieszka wymaga bardziej intensywnego wysiłku wychowawczego, niż byłoby to możliwe w warunkach wolnościowych. Najwyraźniej argumentacja sędziego przekonała Agnieszkę, bo zrezygnowała z odwoływania się od wyroku. Wyrok się uprawomocnił i po jakimś czasie Agnieszka dostała wezwanie do zakładu karnego.   Tego dnia, kiedy Agnieszka udawała się do więzienia, żeby odbyć karę, ja nie miałem czasu jej odprowadzać. Pożegnaliśmy się rano, jak zwykle, szybkim całusem. Potem, przez następne dwa tygodnie, kontaktowaliśmy się ze sobą przede wszystkim telefonicznie. Ale te rozmowy telefoniczne były raczej zdawkowe. Aż wreszcie po dwóch tygodniach doszedłem do wniosku, że w zasadzie nic o tym nie wiem, jak Agnieszka w tym więzieniu żyje i zacząłem myśleć o jej odwiedzeniu. Nie, żebym się o Agnieszkę bał… To nie było w stylu naszego małżeństwa, żeby się bać o siebie nawzajem. Po prostu byłem ciekaw, a nawet bardzo ciekaw, jak tam leci u żony. O więziennictwie, także tym dla kobiet, miałem bardzo blade pojęcie. Jakieś tam migawki w telewizji, jakieś newsy ze zdjęciami w internecie, kiedyś może jakiś reportaż, ale poza tym nic… A więc tym bardziej byłem ciekaw, jak tam teraz wygląda.   Tym bardziej byłem ciekaw, jak to jest w takim więzieniu dla kobiet, że Polska się bardzo mocno zmieniała. Po kolejnych przejściach politycznych w zasadzie całkowicie załamał się system pookrągłostołowy. Budowanie wpływów sił globalistycznych, jakie nam towarzyszyło od początku transformacji ustrojowej na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku, a może i wcześniej, zostało przerwane, a jego efekty w znacznej mierze zniweczone, chociaż nie wszyscy to otwarcie przyznawali. W debacie publicznej główne siły polityczne zaczęły otwarcie negować ideę doganiania przez Polskę dobrobytu, czy to krajów zachodniej Europy, czy Ameryki Północnej, czy też jakichkolwiek innych tzw. krajów wysokorozwiniętych. Zaczęto nawet w dyskusji głównego nurtu negować ideę wzrostu gospodarczego! Coraz częściej zaczęto natomiast głośno domagać się własnej polskiej drogi w sprawach nie tylko polityki gospodarczej, ale wręcz rozwoju cywilizacyjnego. To wszystko byłoby podawane w otoczce ideowo-politycznej będącej mieszanką zarówno pierwiastków chrześcijańsko-demokratycznych i konserwatywnych, jak i radykalnie lewicowych, przy czym w tym wypadku kojarzenie radykalnej lewicy z ruchem LGBT jest błędem. Zarówno Unia Europejska, jak i Stany Zjednoczone straciły w naszej polityce zagranicznej w znacznej mierze na znaczeniu, czemu, wbrew temu, czego można by się spodziewać, nie towarzyszył wzrost znaczenia dla Polski takich mocarstw, jak Chiny i Rosja. Raczej Polska wzmacniała swoje relacje z chrześcijańskimi krajami tzw. Globalnego Południa, a na gruncie europejskim oczywiście z krajami Międzymorza. Wszystkie znaczące siły polityczne uznały za strategiczny cel daleko idącą autarkię gospodarczą Polski. Dla polityki gospodarczej oznaczało to wzmożony interwencjonizm państwowy, który w znacznej mierze wyparł międzynarodowe koncerny z polskiego rynku, w których miejsce weszły przedsiębiorstwa państwowe, oraz wzmocnienie pozycji małej i średniej przedsiębiorczości, między innymi przez zagwarantowanie w konstytucji, że daniny takie, jak składki zusowskie muszą być proporcjonalne do dochodu danego przedsiębiorstwa. Poza tym zniesiono wszystkie restrykcje odnośnie uprawy konopi, czy to naszych rodzimych, czy też indyjskich. W ogóle co rusz wychodziły na jaw różne globalistyczne układy, którymi Polska była dotychczas zniewolona i teraz nasz kraj je wypowiadał. Mógłbym jeszcze długo opowiadać o tym, jak Polska z dnia na dzień robiła się coraz bardziej autarkiczna, demokratyczna, chrześcijańska, prospołeczna i wolnościowa zarazem, jak porzucała zglobalizowany i oligarchiczny kapitalizm, ale nie o tym chcę tu opowiadać. Musiałem jednak zrobić ten wtręt, bo żadne małżeństwo i żadna miłość nie istnieje w próżni społeczno-politycznej. O więziennictwie w tej naszej nowej, polskiej, coraz bardziej odległej od mieszczańskiego społeczeństwa konsumpcyjnego rzeczywistości też była mowa. Miało ono mieć funkcję coraz bardziej moralizującą. Padały wręcz takie określenia, że zakład karny powinien być, jak klasztor. Co z tego jednak dokładnie miało wynikać, nie miałem za bardzo pojęcia. W końcu człowiek nie może zajmować się wszystkim…   A więc, wracając do sprawy odwiedzin u Agnieszki, zadzwoniłem do zakładu karnego i spytałem się, kiedy mogę odwiedzić żonę, a następnie wziąłem na ten dzień wolne w pracy. Żeby dotrzeć więzienia, gdzie Agnieszka odbywała karę, trzeba było jechać około godziny PKSem do miejscowości położonej nieopodal naszego miasta. Zaplanowałem podróż odpowiednio wczesnym autobusem, żeby mieć zapas czasu i wyszedłem z domu odpowiednio wcześnie, żeby kupić bilet na autobus w kasie. Jeżeli jakaś zmiana w kraju rzucała się szczególnie w oczy, to stosunkowo duża liczba żołnierzy na ulicach. Zarówno pojedynczych żołnierzy, jak i żołnierzy w zwartych formacjach i to w dosyć różnym wieku. Szeregowi w wieku 50+ nie byli niczym nadzwyczajnym. W ramach prosuwerennościowych reform w miejsce obowiązku obrony ojczyzny przywrócony został powszechny obowiązek obrony. Jakkolwiek nie została odwieszona zasadnicza służba wojskowa, to jednak stworzono taki system ćwiczeń wojskowych, że w zasadzie żaden w miarę zdrowy i sprawny face między 19 a 55 rokiem życia nie mógł się od tego wywinąć. No i żebym nie zapomniał: dotychczasowa kategoria D została z automatu zamieniona na kategorię A. Kto może w czasie wojny iść do wojska, ten może i w czasie pokoju – taka była oficjalnie głoszona logika. Ja też dostałem wezwanie na ćwiczenia i miałem się stawić do jednostki za dwa tygodnie. Przezornie zacząłem znowu biegać, robić pompki, wspinać się itd. Chodziły słuchy, że starszym rocznikom rezerwy mogą nawet dawać większy wycisk, niż młodemu wojsku, żeby takiemu n.p. czterdziestoośmiolatkowi na „dzień dobry” wybić z głowy jakiekolwiek myśli, że jest już stary, że to „już nie te lata”, itd. Trochę nawet rozumiałem takie myślenie. Oby tylko nie przegięli w tym kierunku…   Podczas całej tej podróży do Agnieszki musiałem się zająć myśleniem o właśnie takich i nieco innych sprawach, oglądaniem otoczenia, żeby się jakoś wyluzować, no bo jednak napięcie we mnie było. Pierwszy raz udawałem się do takiego miejsca, jak więzienie, które kojarzy się mimo wszystko raczej negatywnie, a w takim miejscu była właśnie moja żona… Po opuszczeniu autobusu i dotarciu do zakładu karnego, zostałem, po okazaniu dowodu osobistego, tam wpuszczony i zaprowadzony do pokoju, gdzie usiadłem na jednym z krzeseł i czekałem na Agnieszkę. Na ścianie wisiał jakiś regulamin, a nad nim nasz herb państwowy, orzeł biały w formie znanej z czasów PRL i Trzeciej Rzeczypospolitej, tyle, że z koroną zamkniętą z krzyżem na górze – efekt ostatnich prosuwerennościowych zmian. Nad wejściem wisiał krzyż. Po kilku minutach usłyszałem na korytarzu kroki – jedne bardziej ciche, inne bardziej klekoczące. Po chwili funkcjonariuszka wprowadziła Agnieszkę. „Macie Państwo godzinę czasu na widzenie”, powiedziała łagodnym głosem strażniczka. Ja na widok Agnieszki poderwałem się z krzesła, wymieniliśmy parę szybkich całusów, a następnie siedliśmy na krzesłach. „Jak tam, Marek, dajesz sobie radę beze mnie”, rozpoczęła Agnieszka rozmowę z radosnym uśmiechem na twarzy. „Jak zawsze wtedy, kiedy ciebie nie ma w domu” odpowiedziałem z lekką nutą obojętności, żeby z góry uciąć wszelkie sugerowanie mi jakiejś męskiej niezaradności. „Lepiej to ty powiedz, co tam u ciebie nowego. Widzę , że masz nową kreację...” powiedziałem do Agnieszki z lekkim ironicznym uśmiechem o delikatnym odcieniu złośliwości. „A co, podoba ci się” odparła Agnieszka rezolutnie, nie dając się poirytować. Ja się dalej przyglądałem tej jej „nowej kreacji”, która, sądząc po literach „ZK”, czyli „zakład karny” na piersi, była ubraniem więziennym mojej żony. Agnieszka ubrana była w zieloną drelichową kurtkę, w drelichową spódnicę tego samego koloru, a na nogach miała białe drewniaki. Mniej więcej takie, jakie dziewczyny nosiły latach 90. XX wieku, z tyłu otwarte z przodu zamknięte, tyle, że bez paska w poprzek stopy, natomiast biały wierzch każdego drewniaka po tej stronie, gdzie się wkłada stopę, miał niebieski margines. Ponadto na białym wierzchu każdego drewniaka widniały czarne litery ZK. Na głowie Agnieszka miała natomiast zawiązaną białą chustkę, spod której wystawał kawałek warkocza. „ Czy mi się podoba...” powiedziałem lekko zalotnie. „Jakoś tak staromodnie...” „No bo mamy konserwatywną rewolucję, to i ubrania więzienne są bardziej staromodne” odparła Agnieszka z lekką nutą ironii. „ Jakoś tak skromnie, wręcz siermiężnie wyglądasz...” powiedziałem. „No bo więźniarki powinny wyglądać skromnie. To właśnie przez brak skromności dziewczyny schodzą często na złą drogę. Ja jestem tego akurat przykładem” odrzekła moja żona teraz lekko zamyślona. „A możesz też chodzić we własnych ciuchach” drążyłem dalej temat. „No właśnie nie. I dlatego przypomnij mojej mamie, żeby mi tu żadnych ubrań i żadnej bielizny nie przysyłała, bo i tak tego nie mogę tu nosić. Jeszcze nie tak dawno temu te zasady nie były aż takie surowe. Ale teraz... Sam pewnie słyszałeś… Więzienie ma być jak klasztor...” Nasza rozmowa, która rozpoczęła się w radosnej atmosferze spowodowanej spotkaniem po dłuższym czasie, teraz stała się bardziej poważna. Mimo to, delikatny uśmiech nie schodził z twarzy Agnieszki. Ja byłem coraz bardziej ciekawy i dlatego drążyłem sprawę ubioru Agnieszki coraz bardziej. „A chustka na głowie to obowiązkowa?” „Tak, obowiązkowa. Musimy ją nosić właściwie wszędzie. Szczególnie na widzeniach. Co najwyżej w celach nam to odpuszczają.” Mówiąc to schowała wystający kawałek warkocza pod chustkę. „Dziewczyny lubią prezentować swoje fryzury. Dlatego za karę zabrania się im tego” powiedziała Agnieszka i zaśmiała się. Więzienny strój Agnieszki nie przestawał mnie intrygować. „A te twoje drewniaki...” zacząłem drążyć, „dawno już takich butów nie widziałem”. „No i właśnie o to chodzi, żebyśmy tu wyglądały niemodnie” usłyszałem z ust Agnieszki. „Mamy wyglądać skromnie i siermiężnie, żeby nas w ten sposób odciągać od współczesnego konsumpcjonizmu.” „A te drewniaki to twoje jedyne buty” dopytywałem dalej. „No nie całkiem. Te tutaj to nosimy wewnątrz budynku, a jak wychodzimy na zewnątrz to zakładamy takie same, tylko z czerwonymi literami ZK. I to są wszystkie buty, które nam wolno nosić.” Po chwili dodała: „Trochę ciężko tak chodzić cały dzień w tym twardym obuwiu, ale co tam… Dajemy radę...Wychowawczyni nam zawsze powtarza: Jak dawniej dziewczyny z biedoty w czymś takim chodziły, to wy też możecie”. „A tak w ogóle, to mamy tu żyć ascetycznie, jak zakonnice” dodała po chwili z fikuśnym uśmiechem. „Niedawno zresztą kodeks karny wykonawczy został uzupełniony o taki zapis. Dokładnie go teraz nie zacytuję, ale tak mniej więcej to brzmi...” wyjaśniła po chwili. To ostatnie stwierdzenie Agnieszki zrobiło nam mnie największe wrażenie. A więc ta medialna retoryka, że więzienie ma być jak klasztor, to jednak nie był pic na wodę. Mamy XXI wiek, a jednak władza wprowadza zakładach karnych jakieś porządki kojarzące się z jakąś dawno minioną epoką. Przez chwilę rozmarzyłem się… Zapatrzyłem się w Agnieszkę. Zacząłem w niej widzieć taką zakonnicę „na czas określony”, taką niesforną dziewuchę zamkniętą za karę w „klasztorze”. Popołudniowe słońce i zazielenione gałązki drzew zaglądające przez zakratowane okno tworzyły jakąś taką romantyczną atmosferę… Nie wiem, jak długo się tak wpatrywałem w Agnieszkę. W każdym razie po jakimś czasie usłyszałem jej pogodny i jednocześnie rezolutny głos: „Marek, obudź się. Nie mamy aż tak dużo czasu. Może porozmawiamy jeszcze o czymś innym. Nie tylko o więzieniu. Co tam na przykład u mojej mamy?” „U twojej mamy? Ach nic takiego...Oczywiście się bardzo przejmuje tym, że ty tutaj jesteś. Powiedziałem jej, że jadę do ciebie, więc kazała, żebym zaraz potem zadzwonił do niej.” „Przyzwyczai się” odpowiedziała Agnieszka wyluzowanym głosem. „A tak w ogóle to życie toczy się, jak zawsze. To lepiej ty opowiedz jeszcze coś o tym, jak tutaj, za kratami, życie wygląda. Nie boisz się żadnej ze współwięźniarek?” „No co ty” usłyszałem w odpowiedzi. „Wszystkie dziewczyny tutaj są w porządku. Zresztą to wygląda tak, że na początku więźniarka jest w pojedynczej celi, a potem, w czasie, kiedy cele są otwarte i możemy się swobodnie poruszać po oddziale, poznaje inne więźniarki i dziewczyny dobierają się, jaka z którą by chciała siedzieć w celi.” „Ale opowiedz mi trochę, co tam w szerokim świecie” dodała po chwili. „Bo my tutaj mamy tylko godzinę czasu dziennie, żeby skorzystać, czy to z internetu, czy z telewizji, czy z radia. A tak poza tym, to same gazety. Widzisz, to jeszcze jeden element tej ascezy.” No i zacząłem Agnieszce przekazywać różne informacje społeczno-polityczne, aż w końcu usłyszeliśmy miły, łagodny głos funkcjonariuszki: „Proszę państwa, musimy kończyć.” Wstaliśmy więc oboje z krzeseł, Agnieszka z radosnym spojrzeniem wyściskała mnie, ja ją zresztą też. Następnie żwawym krokiem ruszyła razem z funkcjonariuszką do wyjścia. Przed wyjściem spadł jej ze stopy więzienny drewniak. Agnieszka żwawym ruchem wsadziła stopę z powrotem do drewniaka, obróciła się szybko w moim kierunku i z rozpromienioną twarzą posłała mi całusa. Następnie funkcjonariuszka z Agnieszką zniknęły mi z oczu. Na korytarzu słyszałem jeszcze łagodne odgłosy kroków strażniczki oraz trzaskanie więziennych chodaków mojej żony.   Rozmarzony opuściłem pokój widzeń, a następnie teren zakładu karnego. I byłem taki rozmarzony najpierw w drodze z więzienia do autobusu, potem podczas jazdy autobusem, a potem w drodze z autobusu do domu. Wokół siebie widziałem ludzi mniej lub bardziej modnie ubranych, a tam za murami więziennymi moja żona praktykowała jakiś ideał ascezy chyba na miarę jakiejś innej epoki...Może ta epoka miała dopiero nadejść? Zafascynowało mnie, że moja żona, dotąd imprezowa dziewczyna, najwyraźniej odnalazła się w tym, jakże innym od jej dotychczasowego życia, świecie. Jako dziennikarka pragnęła doświadczać tego, co nowe, niezwykłe. Ale może był jeszcze jakiś inny powód. Na przykład jej pochodzenie szlacheckie. Myślę, że w Polsce, gdzie odsetek szlachty był stosunkowo duży, wiele osób może wywodzić się ze szlachty i o tym nie wiedzieć, ale akurat w rodzinie Agnieszki pamięć o tym była żywa. Tak sobie myślałem, że przecież szlachta to stan wojskowy, którego etos nastawiony jest na poszukiwanie przygód, a nie na drobnomieszczańską stabilizację. Agnieszka dotąd szukała przygód w imprezowym życiu, a teraz tę więzienną rzeczywistość także zaczęła traktować jako przygodę. I chyba ten jej sarmacki indywidualizm nie pozwalał jej traktować pobytu w zakładzie karnym tak, jak to nakazywały w znacznej mierze akceptowane normy społeczne: czyli jako czegoś wstydliwego, jako swego rodzaju dziury w życiorysie. Takie luźne i nie aspirujące do ścisłości myśli towarzyszyły mi podczas drogi od Agnieszki do domu. Po opuszczeniu autobusu spojrzałem na mój telefon komórkowy i zauważyłem, że teściowa próbowała się do mnie dodzwonić. Żeby nie zaczynać pod koniec dnia jakiejś długiej rozmowy, wysłałem teściowej tylko SMSa: „U Agnieszki wszystko w miarę w porządku. Porozmawiamy jutro. Marek.” Chociaż bałem się, że po takim dniu pełnym przeżyć trudno mi będzie zasnąć, to jednak dobra lektura szybko sprowadziła na mnie sen. A kiedy spałem były sny. Na przykład, jak Agnieszka zdejmuje kolorową sukienkę i szpilki i zakłada zieloną więzienną spódnicę i drewniaki...
    • @Nata_Kruk Dziękuję, pozdrawiam. 
    • @wierszyki Znajomość elfich obyczajów chyba nie jest powszechna:) Dziękuję. 
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Jestem przygotowany. Mam cukier, sól, mąkę, czekam aż piękna sąsiadka wpadnie coś pożyczyć :) :) :) Przyznaję, że potrafisz tchnąć dobrym humorem. Dzięki za odwiedziny :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...