Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Brudny everest


Rekomendowane odpowiedzi

Na brudnym peronie 104 serwowanym razem z niebieskimi tablicami i starymi, drewnianymi ławkami, czekano na danie główne, które miało się pokazać niebawem. Mnóstwo ludzi, jak wataha wilków. Nikt się nie odzywał, każdy rozumiał. W oddali jakby zza rogu słychać było zgrzyt. Każdemu oczy zabłyszczały, czyżby? Jednak tory od przystanku po horyzont były puste i martwe. Tak, to my. Chłopaki o brudnych łapkach.

Byłem tam i ja, razem ze swoją historią, uśmiechem na twarzy i papierosem w ustach. Oczy się lekko przymykały. Czułem na sobie Słońce, dotykało mnie, gładziło, głaskało aksamitem. Dziecko wszechświata, ja. Każdy element i każda jednostka naszej grupy, niebo widziała już nie jeden raz. Zostaliśmy wybrani. Pływaliśmy już w złotym morzu, jedliśmy najsłodsze truskawki. Jeszcze jeden zgrzyt i zimny podmuch. Podglądałem życie przez dziurkę od klucza. Zawsze schowany i otulony magicznym kocem. Przestraszony jutra. Bojący się wyszczubić palec, bo ten świat nie był dla mnie, już nie. Od pierwszego wyjazdu, do ostatniego nie żałowałem sobie niczego. Ach, ten wiatr. Nie zatrzymywałem się, nie odpoczywałem. Ścisnąłem życie niczym pięść, która miażdży małego kotka i wypiłem do ostatniej kropli boski nektar, najpyszniejszy kompot, poniekąd gorzki, pozwalał mi delektować się sobą.

Dlatego tutaj jestem, czekając, oblizując wargi. Gdy nagle, pojawili się nowi goście. Wątpliwości. A jeśli nie przyjedzie. Jeśli trzeba będzie zostać. Ja nie chcę zostać. Nie tutaj i nie nigdzie. Wstałem i pobiegłem. Gdy złapał mnie i przygwoździł zimny wiatr, jakby ktoś sopel lodu włożył mi za koszulę. To była ona. W czarnym płaszczu. Stara znajoma, znaliśmy się bardzo dobrze, można powiedzieć, że znałem jej ulubiony kolor. To ona dała mi pierwszy bilet i mam go do dzisiaj, w ulubionej książce, na ulubionej stronie. Ach, niebo było w jej makijażu, jednak zbyt ciemnym i kurewskim, abym mógł dostrzec w niej urodę anioła. To dzięki niej tutaj jestem, przez nią. Zachłysnąłem się jej obecnością, jej niebieskimi oczami. Pytałem sam siebie, czy widzę w niej choć odrobinę miłości. Lecz miłość była tu jak papier, która wyciera się i gniecie pod dotykiem spoconych dłoni. Nie dbaliśmy o nas, oj nie. I teraz ona stoi z kosą w ręku, naprzeciw mnie. Opowiadaj moja Życie, moja Śmierć.

Już czas, ach nie mogłem się doczekać, jak przyjemny i wyczekiwany. Pojawiłaś się osobiście, pozwól się pożegnać. Ten ostatni raz, i odejdziemy każde w swoją stronę. Żałosny i mały poczułem ukłucie. Pamiętam setki takich ukłuć. Pamiętam je ja i każdy na peronie 104. Pamiętam jakby to było wczoraj. Pamiętam, że to nie było bez sensu. Pamiętam, że uciekłem, że się udało. Tak, udało! Udało nam się! Byliśmy wolni. Ten dzień, ach, jakże miłe to było wspomnienie.

Świat stracił kolory, dobrowolnie wykastrowaliśmy się emocjonalnie oraz zgwałciliśmy swój system wartości. Po to, aby kilka razy sprzedać życie, sprzedać świat, osiągając chwilowy i ulotny szczyt rozkoszy. Szukaliśmy pomocy i znaleźliśmy. To cały ja. Everest hedonizmu. Biedny ja.


--------------------------------------------------------------

edit: bylbym zaszczycony, gdyby ktoś się wypowiedzial, na temat tego "tworu". przepraszam za pisownię, ale nie dziala alt+l, nie wiem dlaczego :(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...