Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zauważyliście, jak często się zdarza, że na niektóre bardzo dobre filmy trafia się zupełnie przypadkiem? Naturalnie, w większości, są to filmy po prostu przegapione - z różnych względów - w okresie kiedy było o nich głośno, czasem, gdy chodzi o filmy starsze od nas, na tej „lekcji” niezbyt uważaliśmy. Coś tam niby słyszeliśmy lub czytaliśmy, może nawet jakiś fragment gdzieś widzieliśmy, ale każdy rok przynosi nowe tytuły, nowe nominacje, nagrody i zachwyty, kto by za tym nadążył i wszystko spamiętał? A potem, tajemniczym zrządzeniem losu, właśnie ten a nie inny tytuł przyciągnie naszą uwagę w wypożyczalni albo telewizyjnym rozkładzie jazdy. I wow! Oszołomienie! Co za film!

Ja w ten sposób przeżyłam ostatnio dwie znakomitości, skrajnie różne: kilka tygodni temu „Wiosna, lato, jesień, zima… i wiosna” Kim Ki-duka (o nim więcej innym razem) i „Frost/Nixon” Rona Howarda (z 2008 roku) dziś wieczorem. Zwiastun w programie był średnio zachęcający: „telewizyjne starcie Richarda Nixona i Davida Frosta w serii wywiadów z 1977 roku, które stały się jednym z najważniejszych wydarzeń w historii amerykańskiej telewizji” ale, że tytuł był opatrzony czterema gwiazdkami , a na pozostałych czterdziestu kanałach kompletna bryndza, pomyślałam: czemu nie? Zaplecza nie miałam żadnego, o historycznych wywiadach bladego pojęcia, oczywiście Nixona kojarzyłam z aferą Watergate ale nic poza tym. W 1977 roku byłam smarkulą, a polityka nigdy mnie specjalnie nie pasjonowała. Zresztą w tamtych czasach, kurtyna, jakkolwiek może już nie taka szczelna, nadal izolowała skutecznie, a wersja oficjalna wydarzeń na Zachodzie wiadomo, jaka była. Ale wracając do filmu - nie wiem dokładnie, na czym to polega, ale w dobrych filmach jest coś takiego, że przykuwają uwagę od pierwszych scen, choć nic takiego może jeszcze się nie dzieje. Pewnie w dużym stopniu to sprawa aktorstwa, a w tym filmie jest ono najwyższej próby, zarówno tytułowych adwersarzy (Frank Langella w roli Richarda Nixona i Michael Sheen jako David Frost,) jak i postaci drugoplanowych (m.in. znakomity jak zawsze Kevin Bacon). Dwóch wytrawnych myśliwych ale tylko jeden – jak powie Nixon w dramatycznej scenie nocnego telefonu - może stanąć w blasku jupiterów, więc który z nich stanie się łupem zwycięzcy? Jeśli ktoś, tak jak ja, nie znał faktów i nie wiedział, jaki będzie finał rozgrywki, do końca musiał nerwowo zaciskać palce. I mimo, ze piwo się skończyło, nie odszedł od ekranu ani na chwilę. Reżyser przyjął konwencję filmu paradokumentalnego, dzięki czemu w trakcie akcji pojawiają się wstawki będące komentarzami lub fragmentami wywiadów osób z otoczenia Frosta i Nixona. To ciekawy zabieg, bo te same osoby co chwilę widzimy w podwójnej roli - i „w środku” i „na zewnątrz”. Kiedy są naprawdę sobą? Co, tak naprawdę, chcieli osiągnąć? Co, tak naprawdę, zmieniło w nich to doświadczenie?

Dzisiaj, grubo trzydzieści lat później, kiedy debaty telewizyjne są na porządku dziennym, a dziennikarze i politycy prześcigają się w udowadnianiu, że zasada „wszystkie chwyty dozwolone” wciąż ma niewyczerpane możliwości, starcie Nixona i Frosta ogląda się też z naszej własnej perspektywy. Nie sposób obronić się przed skojarzeniami typu: Wałęsa – Kwaśniewski 1995, czy z nowszej historii: Kaczyński – Tusk 2007. Ktoś prychnie: to nieporównywalne! Zgoda, nieporównywalne, ale daje namiastkę wyobrażenia wstrząsu, jakim tamte wydarzenia musiały być dla Amerykanów. Nawet jeśli kogoś zupełnie to nie obchodzi, film gorąco polecam.

Opublikowano

Dziękuję, Magda, ale przygodę z "Bluszczem" mam już na koncie :( To nie jest pismo dla takich jeszcze amatorów jak ja. Jeśli moja pisanina tutaj zachęci Cię do obejrzenia filmu, to dla mnie wystarczająca satysfakcja. Buziak odwzajemniam :) - Ania

Opublikowano

Bardzo lubię Aniu Twój styl pisania. Duża poprawność
rzeczowość i elegancja wysławiania się.
Serdecznie pozdrawiam
- baba

p/s a tych w "Bluszczach", to już nie lubię, nie znają się,
widocznie!

Opublikowano

Bardzo miło usłyszeć tak pochlebną opinię! Bardzo cenię, Babo, Twoje zdanie i ogromnie się cieszę, że do mnie zaglądasz. Już od jakiegoś czasu tak mi się porobiło, że nie potrafię wymyślić żadnej historii, wszystkie próby sama skreślam już na etapie pomysłu. Pisanie o tym, co czytam lub oglądam, to trochę taki pomysł na przetrwanie trudnego czasu :) Pozdrawiam serdecznie - Ania

Opublikowano

Aniu. Na naszej planecie mieszka około 6 milardów człowieków, z tego około 4 milardów ni w ząb nie zna języka angielskiego. Chiński, koreański,arabski,hindi,urdu czy farsi. Amerykanie przejęli nazistowski model propagandy - albo czymś straszą albo coś chwalą albo biją się w piersi - wszystko bez ograniczeń - a i tak czynią swoje, wprowadzają "ichni" styl życia pod strzechy. Oglądałem ten film ( zwracam uwagę na reżysera i jego dotychczasowy dorobek). Proszę sobie wejść na youtube, wpisać " wermacht stalingrad" i można na własne oczy zobaczyć kto jest mistrzem, a kto dopiero się uczy. Dla mnie ( przeczytałem na ten temat mnóstwo książek- o " tamtych usa) film nie jest żadną rewelacją. Gustaw Ucicki wyreżyserował w czasie wojny antypolski film. pod tytułem " Powrót do ojczyzny". Zagrali w nim za pieniądze Polacy: Wanda Szczepańska, Juliusz Łuszczewski, Józef Kondrat, Hanna Chodakowska, Tadeusz Żelski, Michał Pluciński i Stefan Golczewski, Bogusław Samborski. Igo Sym - przyjaciel rezysera został zastrzelony w Warszawie przez ruch oporu za kolaborację. Film uzyskał mnóstwo nagród. I to jakich!
Wracając do Twojej propozycji -taki sobie reżyser, dobrzy aktorzy za potężne pieniądze, próbują pokazać ludziom jedyną prawdziwą wersję wydarzeń, a wszystko to, bo teraz jest trendy pokazać słabość, zakłamanie i jeszcze parę wad usa - które dalej robią swoje.

Moja ocena: propaganda na maksa, do popatrzenia ale nic więcej.

Opublikowano

Marcin, nie jestem znawcą ani kinematografii amerykańskiej, ani indyjskiej, ani chińskiej, ani żadnej. W ogóle nie jestem żadnym znawcą i nie mam ambicji nim być. Jako zwykły widz sądzę jednak, że reżyser miał prawo pokazać swoją wersję wydarzeń, bo to film fabularny a nie dokumentalny, tyle, że oparty na faktach. Nie zamierzam nikomu nic narzucać, wyraziłam swoją opinię. Cieszę się, że Ty też, bo zwracasz uwagę na zupełnie inne rzeczy, niż ja. Komuś, kto to przeczyta, może się przyda. Może się zachęci do obejrzenia, a może zniechęci. Jego wola. Nie podlega dyskusji, że inni reżyserzy zrobili lepsze filmy, które i Ty i ja oceniamy jako bardziej rewelacyjne. Na przykład ten, o którym piszesz - nie słyszałam o nim, ale chętnie czegoś na ten temat poszukam w sieci.
Propaganda i manipulacja jest wszędzie, nie tylko w kinie, nic nowego. To, że jednego bardziej wkurza propaganda amerykańska a drugiego np. rodzima, to kwestia gustu.
Podtrzymuję swoje zdanie, że Frost/Nixon jest wart obejrzenia, choćby dla znakomitego aktorstwa. Pozdrawiam - Ania

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Tylko co ma do tego AI? AI będzie tak funkcjonować, jak ją zaprogramują ludzie, a ci oczywiście zrobią to zgodnie z jakimiś wzorcami. Pytanie - jacy to będą ludzie i w jaki sposób wychowani. A to, że koncepcje wychowawcze się zmieniają, nie ulega wątpliwości, odkąd potrzeby jednostki zostały postawione ponad potrzeby wspólnotowe. Sztuczna inteligencja nie stoi jednak w kontrze do czegokolwiek, odzwierciedla tylko bieżący stan rzeczy. Oparta (głównie) o modele językowe, operuje jedynie na systemie kodów i znaczeń. To my ją 'wychowujemy', jeśli można to tak nazwać,  ucząc pewnej struktury, odzwierciedlającej mniej więcej naszą logiczną percepcję, nasz aparat pojęciowy. AI nie rozumie rzeczywistości jako czegoś ciągłego, zmieniającego się pozostającego w ruchu, ewoluującego zrelatywizowanego, tylko jako zbiór stałych elementów, które zostały wprowadzone do bazy danych i w ich obrębie się porusza. A elementy te już wprowadza człowiek, który może być dobry lub zły, głupi lub mądry, mieć rozwiniętą wyobraźnię lub nie, rozległą lub wąską wiedzę.... No i trzeba jeszcze dodać, że AI jest - na razie - tworzona do realizowania określonych zadań, co pokazuje, że człowiek jednak chce pozostać wolny i zrzucić na nią to, czego wykonywanie go ogranicza. Odszedłem trochę od tematu, a zmierzałem do tego, że AI będzie w stanie 'widzieć' różnice', o których piszesz, jeśli tego zostanie nauczona.  Chyba, że chcesz powiedzieć, że sam czujesz się trochę taką sztuczną inteligencją, bezdusznie programowaną do pełnienia określonych funkcji  narzuconych przez zewnętrzny, techniczny plan, a nie dzieckiem wychowywanym do samodzielnej realizacji siebie, w zgodzie z tym, czego AI jeszcze nie posiada (wolna wola, samoświadomość).
    • Na pierwszy rzut oka ma to być coś sonetopodobnego. Ale popłynęłaś po tym jeziorze... w szuwary, Środki artystyczne zostały dobrze dobrane. obrazy są plastyczne, żyjące, z łatwością poddają się wizualizacji. Tymczasem forma sprawia wrażenie bardzo nieudolnie skleconego pancerza, w którym wiersz się dusi i dogorywa, a to przez nienaturalne inwersje, a to przez brak rytmu, a to przez pokracznie poprzekręcaną gramatykę. W ten sposób od razu pokazujesz czytelnikowi wszystkie słabe miejsca, gdzie nie umiałaś sobie do końca poradzić z językowym budulcem. Niech będzie to zwykły, wolny wiersz, który uwolnisz z tego stylistycznego żelastwa, a jeśli koniecznie upierasz się przy sonetach, to trzeba więcej treningu, bo tu już 'intuicyjnie' się nie da.
    • Kluczowe pytanie - co to znaczy 'lirycznieć'?  Życie staje się poezją, to oczywiście wynika samo z siebie, ale interpretacja utworu musi wyjść poza zwykłe ubarwianie, upiększanie. Wpisanie wspólnie przeżywanego czasu w wiersz zdefiniowany jako określona struktura, ma charakter o wiele bardziej brzemienny w skutki. Liryka jest przede wszystkim poszukiwaniem formy dla emocji, a jakie to ma konsekwencje dla bohaterów lirycznych? Jeśli ich doświadczenia zostaną przeniesione w rzeczywistość metafor, wówczas okaże się, że współdzielenie codzienności jest zarazem tworzeniem jej tak, jak poeta tworzy swoje dzieło - budowaniem sensu (życia) poprzez indywidualizację tego, co ogólne i nieokreślone. Np. we fragmencie ze sklepem - wszyscy tam robią zakupy, ale dla bohaterów nie jest to zwykłe wyjście do sklepu, bo liryka tak manipuluje percepcją, aby mieli poczucie, że chodzi o coś zupełnie innego. Realność staje się umowna,  jej poszczególne elementy mają być tylko nośnikami czegoś, co istnieje jedynie w świadomości i  osób mówiących w wierszu. Upraszczając - lirycznieć to budować rzeczywistość i kod, który ją na nowo zdefiniuje (niekoniecznie werbalny), zgodnie z tym, jak w niej chcą funkcjonować bohaterowie wiersza, czy jak to sobie - wspólnie - wyobrażają.
    • Zastanawiająca przypowieść, w której prosta obserwacja przechodzi w trafną ekstrapolację. Gwarowa 'śleboda' dodaje wierszowi ciekawego smaku.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Porażająco głęboka refleksja na tle nieistotnej reszty.   Ale dam lajka, bo moc tej cząstki rekompensuje wszystko inne.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...