Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Kiedyś, jeszcze przed wielkim wybuchem. Na jednej z planet naszego Wszechświata żyły Istoty nader inteligentne i przyjazne. Wyglądali oni wszyscy tak samo, nie posiadali żadnego owłosienia, ponieważ na początku ich powstania nie potrzebowali dodatkowej ochrony przed utratą zimna. Wyszli oni z wody, i tam nowe pokolenia się rodzą raz na 3 lata (w kalendarzu gregoriańskim). Mają oni super nowoczesne komputery oraz różnego rodzaju moce, np. każdy z nich w pewnym etapie swojego (krótkiego) życia widzi przyszłość organizmów powstałych po wymarciu Istot. Lecz ich życie jest monotonne. Ze względu na upały chodzą oni w togach, a na głowie mają znaki określające ich przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, które otrzymują wraz z wyjściem z wody. Ciekawostką jest to, iż nie ma u nich podziału na płeć oraz nie są fizycznie zaangażowani w powstawanie nowych osobników. Mają oni inny kalendarz niż my, tak jak u nas np. 1461 dni są to cztery lata, dla nich mija dopiero rok. Także dni i miesiące są dłuższe, ponieważ są to bardzo powolne istoty, który w razie potrzeby rozwijają swoją prędkość do ponad 300km/h. Lecz żyją znacznie krócej niż ludzie, bo tylko 16lat.
Wiedzą one także, iż niedługo wymrą dając miejsce odrodzeniu się wszystkim organizmom, i rozwinięciu się Ludzi. Dzięki swoim nadprzyrodzonym zdolnościom poznania przyszłości, wiedzą, iż Ludzie mają nad nimi przewagę, gdyż żądzą nimi emocje i uczucia, a nie tylko wiedza i mądrość starszych pokoleń. Istoty postanowiły więc sprowadzić na ich planetę Ludzi, by nauczyć się od nich miłości, gniewu, pożądania czy złości.
Po wielu staraniach udało im się stworzyć kilka okazów Ludzi. Było ich ośmioro. Czterech mężczyzn i cztery kobiety. Dla Istot była to nowość, gdyż nawet w swoich wizjach nie potrafili przewidzieć ich wyglądu. Mężczyźni byli muskularnymi, opalonymi blond-przystojniakami, a kobiety blondwłosymi pięknościami. Na początku swojej wędrówki w świecie Istot, musieli oni być badani przez naukowców (starszyzna), a następnie wystawieni do ogólnego przyswojenia sobie ich wyglądu, włosów, czy narządów. Można to porównać z żywą wystawą w muzeum, lub z Zoo.
Po kilku lub kilkunastu latach ( po kilku już zmianach starszyzny) Istoty zauważyły, iż po pierwsze Ludzie nie starzeją się tak szybko jak oni, po drugie, że nikogo jeszcze nie nauczyli żadnych uczuć, ani sami ich nie okazuję względem siebie. Na obradach starszyzny doszli do wniosku, iż albo ich wizje są kłamstwem, albo przybyli na ich planetę Ludzie poddali się warunkom, i zachowuję się tak jak oni. Zauważyli także, że liczba ich bardzo szybko wzrosła, i bojąc się zbliżającej się utraty władzy nad planetą postanowili zgładzić Ludzi. Mieli już wcześniej przygotowany do tego piec. Piec Połączenia. Tylko starszyzna wiedziała skąd się w nim bierze ogień i czemu on się tak nazywa. Dla innych było to zagadką.
Po wielu miesiąc starań pozbycia się Ludzi, tak by nie było zauważalna ich strata doszli do punktu kulminacyjnego swojego przedsięwzięcia. Z ich wyliczeń sądzono, iż zostało im już kilka samotnych okazów oraz Ludzi pracujących pod Piecem Połączenia. Żołnierze mieli rozkaz (co było nowością nauczoną od Mrówek, które przybyły przypadkiem z Ludźmi) każdego osobnika ludzkiego przyprowadzić do Pałacu Ognia i zamknąć w komnacie dla przygotowania do Ceremonii Połączenia.
Jedna z grup żołnierzy spotkała na swej drodze nowy, jeszcze nie spotkany okaz. Była to młoda lecz jeszcze nie dojrzała dziewczyna zachwycająca się roślinnością tej planety. Miała ona brązowe włosy oraz piegi na polikach i nazywała się Selena. Istoty były tak przerażone jej wyglądem (nie były przygotowane na inny kolor włosów), iż zamiast ją pochwycić uciekli do pałacu. Tam jeden ze starszyzny kazał im wrócić i odnaleźć to stworzenie. Po wielu godzinach poszukiwań, znaleźli ją śpiącą w konarach jednego z drzew.
Zaprowadzili ją do komnaty i kazali jej przygotować się do Ceremonii Połączenia oraz powiedziano jej, iż jeśli uda jej się okazać komukolwiek jakieś uczucia bądź emocje, zostanie ich Niebiańską Kapłanką. Niestety Selena nigdy nie nauczyła się od nikogo tych cech ludzkich bo od początku wychowywała ją Istota zajmująca się lasem. Codziennie rano dziewczyna wstawała myła się, czesała, ubierała i malowała, myśląc, że dziś jest dzień ceremonii. Tak mijały jej dni. Towarzyszył jej jeden z żołnierzy Istot, Tomo, który miał za zadanie pilnować jej oraz przekazywać starszyźnie jej poczynania.
Nastał dzień Ceremonii. Selena nie wykorzystała możliwości stania się kimś ważnym w świecie Istot, lecz także nie miała pojęcia co ją czeka.
Wszyscy spotkali się na placu. Tam oto na podwyższeniu siedziała starszyzna plemienia, oczekująca Ludzi. Selena, a wraz z nią kilku mężczyzn stanęło na podeście i oczekiwali swojego końca. Dziewczynka, choć tak bardzo odmienna od prawdziwych Ludzi, okazała się bardzo powiązana ze swoimi korzeniami. Ze strachu przed utratą wiernego przyjaciela -żołnierza Tomo zaczęła płakać. Łzy same leciały jej z oczu, nie potrafiła nad tym zapanować. Nie tylko ona była w tym stanie. Tomo także o dziwo był smutny i nie miał ochoty nic jeść, bo podczas pilnowania małej dziewczynki Ludzkiej zbliżył się do niej i poznał ją o wiele bliżej niż kiedykolwiek udało mu się poznać jedną z Istot swojego świata.
Po tej scenie Selenie oddano pokłon i została ona Niebiańską Kapłanką.
Wraz z jej przybyciem Istoty nauczyły się odczuwać emocję, i zrozumiały, że wyższość Ludzi była spowodowana ich bliskością kontaktów i wzajemną pomocą. Lecz miesiące panowania Niebiańskiej Kapłanki, były ostatnimi w dziejach Istot. Niedługo później z niewyjaśnionych przyczyn cywilizacja Istot przestała istnieć...



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Rafael Marius wróciłam do domu jak dama nowej generacji toyotą corollą, mam tyle systemów bezpieczeństwa. Gdyby ktoś usnął przy jeździe, zatrzymałaby się sama w punkcie zero. Dłuższy sen, weekend odpoczywam w domu:)
    • - Witaj, Rzeszowie - powiedziałam na głos, gdy wysiadłam z piątego wagonu pociągu ekspresowego Pendolino po przemierzeniu trasy z Gdańska. Działo się to późnym wieczorem 23. Grudnia, kilka minut po 23.00 . Cóż: zbieżność daty z godziną po typowym, jak wiedziałam, ponad półgodzinnym opóźnieniu tego właśnie pociągu. Kolejna zbieżność, tym razem odwrócona względnie naprzemienna: trzydzieści dwa. Ano, co zrobić. PKP, emocje nie pomogą. Rozejrzałam się odruchowo, poprawiwszy plecak ujęłam uchwyty walizek dużej i małej, po czym szybkim krokiem ruszyłam w prawo, w kierunku ruchomych schodów.    - Dawno tu nie byłam - kontynuowałam myśl. - Czas to nadrobić, pobyć w twojej przestrzeni chociaż raz na rok. Chociaż teraz, z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Tak zwanych Bożego Narodzenia, poprawiłam się. Wszak Wszechświat odnawia się austannie w każdej żywej istocie, od najbardziej skromnej rośliny poczynając na najbardziej imponującym wiedzą, światowym obyciem, majątkiem czy fizycznością człowieku kończąc.     Westchnęłam ciężko.    Nasza przedwyjazdowa rozmowa - w znaczeniu moja i mojego mężczyzny nie była zbyt miła. Wiadomość, że chcę pojechać do dawno nie odwiedzanej rodziny na święta przyjął spokojnie - trudno zresztą, aby było inaczej. Ale gdy zapowiedziałam, że przez cały ten czas nie znajdę dlań ani chwili, poczuł się urażony.  Z tonu jego słów i wyrazu twarzy, pomimo zachowywanego spokoju, przebiło się wspomniane poczucie urazy.     - Chwilę - zaczął powoli. - Po twoim ponadrocznym zniknięciu bez słowa wyjaśnienia schodzimy się na powrót pod warunkiem, że będziesz dokładać więcej starań niż za pierwszym razem. Tymczasem w dwa miesiące po naszym drugim początku dajesz mi do zrozumienia, że nie dość, że podjęłaś decyzję o wyjeździe beze mnie, to jeszcze oznajmiasz mi, że nie będziesz miała wtedy czasu nawet na rozmowę, bo - jak to określiłaś - potem na pewno będziemy mieli go wiele? Nawet nie zaproponowałaś, abym z tobą pojechał - zaciął usta w sposób, którego nie lubiłam i którego trochę się obawiałam.     Dłuższą chwilę zbierałam się na odwagę. Przyszło mi to wbrew pozorom tym trudniej,  że pozostał opanowany, czego zresztą mogłam być prawie pewna: przy mnie zawsze bardzo mocno kontrolował uzewnętrznianie swojej mrocznej strony.     - Nie zaproponowałam - zaczęłam powoli odpowiadać, ze słowa na słowo coraz szybciej - wiedząc, że i tak pojedziesz tam ze mną. Chociażby po to, aby być blisko mnie. Co zresztą jest całkowicie logiczne także z emocjonalnego punktu widzenia. Po co miałbyś tkwić sam na drugim końcu Polski? - spróbowałam uśmiechnąć się lekko. Wyszedł mi ten uśmiech jak zwykle w podobnych sytuacjach. W reakcji uśmiechnął się tyleż lekko jak ja, a trochę od swojej strony - krzywo.     - Chyba lepiej, że proponujesz mi to późno niż wcale - odparł. - Ale czy zmienia to fakt, że sytuacja ta nie powinna mieć miejsca? Spójrz na to od mojej strony, wyobrażając sobie, że to ty zgadzasz się dać mi drugą szansę pod określonym warunkiem, tymczasem ja daję ci do zrozumienia, że ty i ten związek nie jest dla mnie tak ważny, jak cię zapewniam.     - To nie tak... - spróbowałam spojrzeć mu w oczy. Nie udało mi się. Odruchowo spuściłam wzrok, odwracając po chwili głowę. Wiedziałam, że w pierwszym odruchu chciał wyrzec z przekąsem, że dokładnie taki mój ruch był do przewidzenia. Jednak po chwili ciszy usłyszałam inne pytanie.    - A jak? - spojrzał na mnie, pozostając tam, gdzie stał i krzyżując ręce, po czym powtórzył trochę głośniej: - Jak?    Chciałam podnieść wzrok i spojrzeć mu w oczy. Nie zdołałam. Kotłowało się we mnie do tego stopnia, że przestałam być zdolną wykonać jakikolwiek ruch, o wypowiedzeniu jakiegokolwiek słowa nie wspominając. Przeklęte emocje! Przeklęte wspomnienia! Nie byłam gotowa powiedzieć mu o tak wielu sprawach z przeszłości. Gdy spotkaliśmy się i zaczęliśmy być ze sobą po raz drugi, obiecałam sobie - solennie na wszystko, co dla mnie ważne - że tym razem będę wobec niego w porządku. Że nie popełnię żadnego błędu. Że koniec z przerwami w komunikacji, z zamykaniem się, wycofywaniem i milczeniem. Z osobnym spaniem wreszcie, chociaż akurat przy spaniu w jednym łóżku nie upierał się twierdząc, że chrapie, a nie chce, abym chodziła ciągle niewyspana. Skończyło się tak, jak się obawiałam. W miarę upływu tygodni strach zapanowywał nade mną, coraz bardziej wpływając na moje postępowanie. Zmianę w moim zachowaniu i milczące "odstawanie" od złożonych deklaracji zauważył od razu. To, że początkowo przyjmował to w ciszy, ciążyło. Gdy zasugerował, abyśmy o tym porozmawiali, poczułam się przybita jeszcze bardziej.    - Znów zaczyna się dziać ze mną jak wtedy - spostrzeżenie to, a jeszcze bardziej to, że dzieje się tak właśnie - nie dawało mi spokoju. - Ale jak mam przyznać mu się do strachu? Do rozdźwięku pomiędzy uczuciem i chęcią bycia z nim a lękiem przed wspólną przyszłością?    Starałam się przerwać ten napierający na mnie od wewnątrz tok myśli, ciągnąć za sobą walizki międzyperonowym korytarzem do hali dworcowej, po przejsciu której zamierzałam złapać taksówkę. Nie wychodziło. Przemieszczały się po owalnej linii wewnątrz mojego umysłu, to przyspieszając, to zwalniając przy pytaniu "Pędzimy jak chcemy. I co nam zrobisz?" Po czym gasnąc i przekształcając się w pobrzmiewające jego głosem pytanie. Które zadał mi sięgając po moje ręce, biorąc za dłonie i przyciągając do siebie, ale zatrzymując krok przed nim tak, aby musiała popatrzeć mu w oczy.    - I co ja mam teraz z tobą zrobić?      Rzeszów, 25. Grudnia 2025   
    • Rzekli mu bracia: – „To dziś bracie!” – „Następne dziecko dla mnie macie.” – „Tak dziecko, ale nie następne! Tysiącleć wpraw szlaki tu błędne, Weź duszę Zbawiciela na świat! Choć wątpliwe czy będzie mu rad? Widzisz z nami wszystko…: krzyż i śmierć, Na Boga, tak ma być, bierz i leć!” Wziął czarnoskrzydły dziecko-słońce I spadł pociech szepcząc tysiące, Zdumion, a szczęśliw kogo niesie… . . . – „Panie magu, patrz tam: Kometa!” – „Choć, zda mi się piękna, to nie ta, Co się wśród dal kosmosów niesie… Siodłaj koń! Anioł niósł tam dziecię.”   Wszystkim dobrym duszom z życzeniami wszystkiego najlepszego na Święta Bożego Narodzenia.   Ilustrował „Grok” (pod dyktando Marcina Tarnowskiego), grafiką „Anioł niosący duszę Jezusa na ziemię”.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @Rafael Marius Rafał ja lubię swoje piosenki. Lubię je i lubię każdą z nich. Jest to nieco bezkrytyczne przyznaję, ale istotnie lubię te teksty. Wiadomo jedne gorsze, drugie lepsze, trzecie nijakie. W dodatku z podkładem AI, a to zupełnie nie to samo. Ale nie przeskoczysz. W ogóle świat nie bardzo chce żebyś to przeskoczył :) Taki lajf już. 
    • @Rafael Marius będę tęskniła :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...