Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Jego kruczoczarne włosy, swobodnie opadały na poczciwe czoło, a błyszczące końcówki muskały niemalże kobiece brwi, podkreślające jego wrażliwość na sztukę. Oczy jego, iskrzyły się niczym z wolna tlący się ogień. Były ciemne. Sam kolor dodawał im nieprzeniknionej głębi. Nos, jak u Michała Anioła. Długi i wymodelowany, nadający całej twarzy subtelnego wdzięku. Policzki akuratnie zaróżowione. Usta pełne, aczkolwiek nie przesadnie. Cała twarz uwieńczona pięknie zarysowanym podbródkiem, stanowiącym o jego silnej woli.
Adam uważał się za człowieka sztuki. Artystę. Pisarza. Poetę. Gdzie tylko nie bywał, uważał za niezbędne, dawać innym ludziom do zrozumienia, iż obcują z nie byle jakim człowiekiem. Był samozwańczym erudytą, niebieskim ptakiem. Był świadomy swojej nieprzeciętnej inteligencji, i nie miał pojęcia co z nią zrobić.
Od małego dziecka, miał dziwne przeświadczenie, że jest w centrum wszechświata. Uważał, że świat dostosuję się do niego, nie na odwrót. Po burzliwym okresie dojrzewania, w którym jego rodzina przeżywała katusze, popadając w obłęd, nie mniejszy aniżeli sam Adam, uznał, że będzie wyrażał się poprzez sztukę. Odczuwał potrzebę. Był przekonany, że nie znalazł się tu przypadkowo. Pełnił misję. Misję polegającą na przekazaniu ważnych myśli do ludzi, którymi otwarcie gardził. Gardził tłumem. Gardził wszystkim co masowe.
Po rozpoczęciu studiów, odczuł największy zawód. Całe dotychczasowe życie, wkładano mu do głowy, że studia to najlepszy okres naszego życia. Że drugiego takiego nie będzie. W jego umyśle studia jawiły mu się jako powtórka liceum. Masa niepotrzebnych przedmiotów, obowiązkowe obecności. Stwierdził, że to nie dla niego. On, był wyjątkowy. Niech masy się dokształcają, każdy może mieć dyplom. Poświęcił się sztuce.
Ubierał się dosyć ekstrawagancko, rzec można nawet lekko kiczowato, choć w subtelnym znaczeniu słowa kicz, jeżeli znaczenie takowe jest w miarę ścisłe. Nie rzadko na jego głowie pojawiał się kaszkiet. Nosił kilkudniowy zarost, nadający mu powagi i inteligencji. Niedbale przerzucony szal przez szyję potwierdzał jego związek ze sztuką. W przerwach kiedy nie tworzył, wybitnej prozy, przechadzał się warszawskimi uliczkami, szukając natchnienia. Był obserwatorem. Dosyć dobrym. Wystarczyło mu kilka szczegółów, do określenia, zazwyczaj trafnie czym para się dana osoba i temu podobne. Nie miał przyjaciół. Zerwał wszystkie znajomości, zaraz po tym, gdy postanowił zostać autentycznym artystą.
Do jego zwyczajów, oprócz mycia zębów, należało palenie papierosów, i picie kawy. Robił to zazwyczaj podczas tworzenia. Sypiał w dzień. Tworzył w nocy. Żył tylko z matką, do której nie żywił zbytniego uczucia. Miał do niej żal o wiele decyzji, a także o to, że nie rozumiała go jako człowieka sztuki. Wolała aby Adam skończył studia, które dadzą mu zatrudnienie i nudną posadę w biurze. Adam wolał umrzeć aniżeli skończyć jak zwykła biurwa, planująca raz do roku wakacje w Bułgarii. Gardził ludźmi pracy. W głębi duszy czuł niezmierny respekt do outsiderów i ku innym odmieńcom, żyjącym na marginesie.
Lata mijały. Uznał, że nastała pora, aby wyjawić swój geniusz. Aby publikować. Zaczął od tak wspaniałego i opiniotwórczego środka masowego przekazu jakim jest sławny internet. Ku jego zdziwieniu wzbudzał pewną uwagę, ale nic więcej. Nikt nie ogłaszał go następnym Kafką. Czuł wszechogarniającą przeciętność, znajdując się w jednym rzędzie wśród internetowych pseudo artystów. Nie docenianych...
Pomyślał, że szary tłum nie poznał się na jego talencie. Wysyłał swoje najlepsze dzieła do wielu redakcji, wydawnictw. Żadnego odzewu. Jego mama, z trudem utrzymująca dom, zachorowała. Pieniędzy ubywało. Adama wstrząsnęła wiadomość, że rachunki same się nie płacą. Że przeważnie wszystko kosztuje. W obliczu depresji i nadciągającej perspektywy pracy, jako zwykły wyrobnik, na dodatek, z tak niechlubnymi ludźmi, przeciętnymi konsumentami, zaczął myśleć o samobójstwie. Poczytał trochę Londona, Thoreau, Bukowskiego, i doznał dziwnego uczucia. Utożsamiał się z postaciami w ów czytanych książkach. Wszystko, tylko nie przyziemne sprawy. Jałowość. Praca od rana do wieczora. Płacenie rachunków. Załatwianie spraw w urzędach. Kolejki. Obce Twarze. Wrogie. Niedołężni starcy. Kolorowa młodzież. Głośne rozmowy. Marne ludzkie prawdy. Zimne autobusy. Podejrzliwe spojrzenia. Wszystko to razem, za każdym razem gdy jawiło się w głowie Adama wywoływało dreszcz, który nie raczył omijać żadnego skrawka ciała.
Zaczęły go gnębić coraz dziwniejsze myśli. Nie prosił się na ten świat. Nie miał wyboru. Nie akceptował swojego bytowania. Chciałby móc oglądać MTV co wieczór, w gronie banalnych znajomych, lecz nie potrafi. Za późno. Za dużo wie.
Przynależał do grona wybitnie wrażliwych jednostek, nie czujących się swobodnie w swojej epoce. Nie znalazł odwagi, na czyn jakim jest zaprzestanie gry w grę zwaną życiem. Przestał tworzyć cokolwiek. Jest wielkim ciężarem dla chorej matki i reszty rodziny. Nie wychodzi z domu. Nie robi zakupów. Nie rozmawia z nikim. Rzadko się myje. Co najwyżej podmywa. Swoją postawę tłumaczy nie chorobą psychiczną, lecz filozofią życiową u której podstaw leży jego wybitna wrażliwość połączona z inteligencją. Osiągnął mistrzostwo w obojętności. Stara się robić jak najmniej. Co by wymagało jakiegokolwiek dużego dla niego wysiłku, Adam wycofuje się. Nie podejmuje zbytnich zadań. Największymi aktami dnia codziennego tego zagubionego (jakby powiedziało szare społeczeństwo) chłopca jest jedzenie i oddawanie fekaliów. I to sprawia mu wiele wysiłku.
Minęło czasu. Może dużo. A może mało. Dziadkowie Adama dawno odeszli, a teraz śmierć zgłosiła się po jego matkę. Ojca dawno nie miał. Adam został sam samiutki. Nie czuł nic. Ćwiczył to przez lata. Nie wiedział co dalej. Nie miał siły ani na śmierć ani na życie...
Trwał. Istniał. Żył. Tyle można było rzec. Inni ludzie zakładali rodziny, cieszyli się ze swoich wnuków. Kupowali zbędne przedmioty. Cieszyli się z nowych spodni, czy butów. Ogłupiali się na wzajem, wedle Adama. On za to, gnił. Stał się rośliną. Tak wielbiony indywidualizm, sarkazm, cynizm, zrobiły z niego to czym jest. Ciężko to nazwać. Trudno nadać temu kategorię. Czas w jego wypadku był zarówno wrogiem jak i sprzymierzeńcem.
Adam umarł. Okazało się, że tam dalej, tam potem, nic nie ma. Zostali tylko ci co są. Ta żyjąca głupia, tępa, jednorodna, ociemniała masa. I koniec.

Aleksander G.
Dopisek- konkurs...

  • 1 miesiąc temu...
Opublikowano

w skali 0-10
coś, koło 6

zabrakło mi heppy end'u

zwykłe, nie nawet, nie zwykłe, nawet nie przeciętne, to takie mniej niż zero i to jeszcze nie pozostawiajace nawet smutnych wspomnień... takie jak ulatnianie się wody ze zgubionego w drodze do linek w ogródku ręcznika... też wysechł, ale te w ogrodzie poczuły wiatr i słońce, tamte dwa zerwał wiatr i poleciały na płot, a trzeci wprost na kałużę blisko śmetnika... który z nich miał ciekawiej? bo przecież nie ten który spadł, w drodze do linek w ogrodzie...
życie, życie pisze jeszcze dziwniejsze opowieści...

  • 2 tygodnie później...


×
×
  • Dodaj nową pozycję...