Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ołta... iwś


Rekomendowane odpowiedzi

Noc była bardzo spokojna, nie miałem problemów z zaśnięciem, pomimo że to łóżko nie należało do wygodnych, a sprężyny w materacu chyba już się dawno wysłużyły. Zza okna od czasu do czasu słychać było przejeżdżające samochody oraz głosy powracającej z nocnych eskapad gwarnej młodzieży. Zawsze, gdy się tutaj budzę, czuję się szczęśliwy. Niewątpliwie duży wpływ mają na to ściany, które pomalowane są na jasne, pastelowe i miłe dla oka barwy. I te obrazy, mnóstwo obrazów, przedstawiające kolorowe, nieokreślone kształty. Za każdym razem odkrywam w nich coś nowego. Jednak cały czas odnoszę wrażenie, że od czasu gdy tutaj pierwszy raz przyszedłem, mieszkanie to stało się coraz bardziej zaniedbane, jakby straciło swoją duszę. Pamiętam, jak ona wtedy biegała i zbierała najmniejsze okruszki z podłogi. Robiło to na mnie z jednej strony ogromne wrażenie, a z drugiej przerażała mnie przesadna sterylność. A teraz? Na stole niepomyte naczynia i resztki niedopitej taniej wódki, wszędzie porozrzucane puszki po piwie, bielizna, pędzle, blejtramy, a podłoga pokryta resztkami farb. I ten duszący smród petów. Wygląda tak, jakby właścicielka tutaj tylko paliła, piła i nocowała. Jak bardzo zmieniło się jej podejście do wielu spraw od czasu naszego poznania.
Nagle zadzwonił budzik. O, przebudziła się! Spod kołdry zaczęła się wynurzać piękna kobieca postać. Promienie porannego słońca przenikające przez jasnobeżowe żaluzje w sposób wyraźny uwidaczniały wszystkie jej walory. Jakie ona ma ponętne kształty... Dzisiejszego poranka wygląda wyjątkowo. Kto by pomyślał, że za dwa tygodnie skończy 43 lata. No i te włosy! Burza błyszczących loków w kolorze soczystej marchewki. Spała chyba na lewym boku, bo z tej strony ma bardziej odciśnięte. I jej różowe usta… Jakby wołały „całuj mnie!”... Lekko się przeciągnęła i z gracją podążyła do łazienki. Z precyzją zaczęła przeglądać się w lustrze, jakby chciała policzyć wszystkie piegi na twarzy. Czyżby je w końcu polubiła? Cały czas miała z tym problem. Ja natomiast uważam, że to jej niesamowity atut. Zawsze latem są jeszcze piękniejsze. Po niespełna pięciu minutach, gdy sąsiad z trzeciego bądź pierwszego piętra spuszczał wodę, zaczęła wykonywać różne dziwne rzeczy, jakich już dawno nie robiła. Nakładała nieporadnie na twarz po kolei różnego rodzaju kremy, tusze, pudry… Co się dzieje? Jak ona dziwnie się zachowuje - pomyślałem w duchu. Przecież jeszcze do wczoraj zachowywała się całkowicie inaczej. Makijaż, fryzura były dla niej czymś obcym. Nie wspomnę już o ciuchach, zawsze szare, ponure, a do tego najlepiej z drugiej ręki. W pewnym momencie nie wytrzymałem i zapytałem.
– Co ty robisz?
Nina ni stąd, ni zowąd z gestem i spojrzeniem niczym Greta Garbo rzekła:
– Jak, to, co? Od dziś zaczynam wszystko od nowa.
– Od nowa? Co to ma znaczyć? To chyba skutki wczorajszej libacji!?
– No, wiesz jak możesz!
– To ty mnie do tego przyzwyczaiłaś.
– Lepiej już idź! Musze wszystko zmienić, nawet ciebie!
– Alkohol wypalił ci resztę szarych komórek, jak chcesz – wychodzę.
– Tylko zabierz swoje brudy, nie będę dłużej Twoją praczką.
Jakub nagle wstał, w oczach miał zgaszony promień wczorajszego słońca, poczułam się okropnie. Już chciałam go zatrzymać, krzyknąć – zostań, ale wiedziałam, że jeśli nie wyjdzie, będę tego żałowała.
– Idź już Jakubie.
– Nina…
– Nic już nie mów, po prostu wyjdź.
Stała nadal przed lustrem widziałem, jak na mnie spogląda, choć starała się to ukryć. Chwyciłem za klamkę z nadzieja, że mnie zawoła. Nie upokarzaj się - pomyślałem, nacisnąłem na klamkę, ale jakby coś od drugiej strony nie pozwalało mi otworzyć drzwi. Odwróciłem się. Zauważyłem jej radość i nie wytrzymałem:
– Jak możesz, po tym wszystkim?
– Jakub daj mi już spokój, powiedziałam zostaw mnie.
– Nie martw się już cię opuszczam, już mnie nie zobaczysz.
– Chcesz mnie przestraszyć?
– Żałuję …
– Czego, że mnie poznałeś, czy o co ci chodzi?
– Tak! Właśnie tego! Moje życie wyglądałoby inaczej gdyby nie ty i Joachim.
– Nie użalaj się nad sobą, jesteś taki słaby, zawsze to wiedziałam.
– Zmarnuj życie komu innemu, żegnaj Nina.
– Wynoś się z mojego życia.
Ledwie wyrzekła te słowa, zadzwonił dzwonek. Wówczas jej mina oraz poza zmieniły się i bardzo cichym, lecz zdenerwowanym głosem szepnęła:
– Jezu, to on.
– Kto?
– Joachim.
– Nina, czy ty się jego boisz?
– Nie, ja po prostu… ty tu jesteś.
– No i co, przecież nie pierwszy raz jestem u ciebie.
– Tak, ale to ty zawsze byłeś tym, który przychodził.
– Wiem, wiem zawsze byłem tym drugim.
– Wiesz, że nie o to mi chodzi.
– Dobrze, nie tłumacz się, mam otworzyć te drzwi?
– Nie wiem….
Zauważyłem w jej oczach strach i wołanie o pomoc - jak wtedy… To był błąd. Ta myśl przemknęła mi błyskawicznie.
– Dobrze, otworzę drzwi, ale co mam powiedzieć?
Wtedy nasz poranny gość zaczął się niecierpliwić i walić w drzwi.
– To na pewno on - jeszcze ciszej wyszeptała i w pośpiechu zaczęła ubierać te swoje niemodne szmatki. Jakby zapomniała o swoim porannym postanowieniu.
– Powiedz mu, że nie wróciłam na noc - proszę.
– Nina, czego się boisz?
– Nie, ja niczego się nie lękam, ja zwyczajnie…, sama nie wiem.
– Nie oszukuj mnie, przecież widzę, że cała drżysz.
– Jakub, proszę cię, musisz mnie zrozumieć.
– Nie mam już siły dalej brnąć w tym chorym układzie.
– Zrozum, ja nie mogę go stracić.
– Mi też zależy na jego przyjaźni.
– Wiem.
Twarz Niny cała była pogrążona we wszystkich odcieniach smutku. Jej oczy przemawiały strachem i marzeniem, że zniknie cała ta koszmarna sytuacja, w jakiej się znalazła. Chwilę ciszy, jaka nagle zapanowała w mieszkaniu przerwał powracający odgłos walenia do drzwi.
– Idę otworzyć.
– Nie, nie poczekaj.
– Na co, już czas wszystko wyjaśnić.
Skierowałem się do drzwi, a Nina pobiegła do małego pokoju, potrącając po drodze drewniany taboret, który uderzając o podłogę spowodował wielki huk. Nie zwracając na to najmniejszej uwagi postanowiłem niezwłocznie powitać naszego zniecierpliwionego gościa.
– Już otwieram - powiedziałem zdecydowanym głosem, mając w pamięci ostatnie spotkanie z Joachimem, które dodam nie było zbyt przyjemne. Otworzyłem drzwi… i nastała ciemność.


Przewracałam się z boku na bok, a przez myśli przemykało mi całe moje dotychczasowe, ponoć dobrze zapowiadające się życie. Próbowałam wszelkiego rodzaju sposobów, aby zasnąć, by rano wstać wypoczęta oraz chętna do zmierzenia się z kolejnymi wyzwaniami. Właściwie powinnam być szczęśliwa - przecież koszmar, którego powodem był Joachim, już się skończył. Czy to była tylko jego wina? Nie wiem, tak jest mi łatwiej sobie to wytłumaczyć. Nawet próba spania na lewym boku tym razem mi nie pomagała. Tak nie może być dłużej. Mam 43 lata, apartament w ponoć bogatej, warszawskiej dzielnicy i cały czas powtarzają mi, że jestem dobrze zapowiadającą się artystką w każdej dziedzinie sztuki. Czego się nie dotknę – słyszę: „Pani to ma pomysły. Ile w pani jest wrażliwości. Jeszcze o pani usłyszymy. Jest pani wspaniałą artystką”. Hm… artystką, właśnie artystką, jak łatwo w tym kraju można być nazwaną artystką. Artystką od wszystkiego? Pamiętam, na rok przed stanem wojennym, miałam wtedy 25 lat, dostałam stypendium, jako nadzieja polskiego malarstwa. 14 grudnia 1981 roku miałam wyjechać do Stanów. No cóż… Stany miałam gdzie indziej. Tam mnie wyszkolili. A ile twórczych rozmów przeżyłam. Moja pracownia oraz plener miały całe osiem metrów kwadratowych i lufcik od południa, przez który wpadały promyki światła. Światło - to słowo często powtarzał mój profesor na Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu. Właśnie, światło. To jest to, o czym zapomniałam.
Zadzwonił budzik. Niech jego odgłos będzie początkiem szukania światła - pomyślałam. Wstałam i podążyłam do łazienki, aby rozpocząć na nowo swoje życie. By znaleźć światło. Stwierdziłam, że zacznę od makijażu. Nina nerwowo zaczęła rozglądać się po łazience szukając potrzebnych jej kosmetyków i nagle przypomniała sobie o prezencie, który podarował jej Joachim na kilka dni przed tą feralną nocą spędzoną z Jakubem. Wyjęła z szafki różowy kuferek z przyborami do upiększania. - Tak dawno nie używałam kosmetyków. Jeszcze pięć lat temu nigdy nie wychodziłam z domu bez pełnego makijażu. Boże jak mi drżą ręce… Koniec, od dzisiaj przestaję pić. W trakcie, gdy malowałam usta, w lustrze zobaczyłam odbicie leżącego na łóżku Jakuba, który dziwnie mi się przyglądał. W gruncie rzeczy jest całkiem, całkiem… Może się podobać innym. Przez swój egoizm całkowicie o nim zapomniałam. Przecież to musiało go bardzo boleć. Wtedy Jakub krzyknął:
– Co ty robisz?!
Jak to co? - pomyślałam. Cały czas powtarza, że powinnam coś zmienić. A teraz pyta mnie, co robię? Zdecydowanym głosem odpowiedziałam:
– Od dziś zaczynam wszystko od nowa.
Wtedy na jego twarzy zobaczyłam tę ironię, która przez całe życie mu towarzyszy.
Roześmiał się. I zanosząc się śmiechem zapytał:
– Od nowa? A co spowodowało tę decyzję, czy kolejny jednodniowy romans? Czy o czymś nie wiem? Wczoraj o niczym nie mówiłaś. Czy uważasz, że nakładanie tych wszystkich pudrów zmieni coś w twoim życiu? Nie! Przede wszystkim wyzbądź się swojego egoizmu. Musisz, najpierw polubić ludzi. Gdzie tylko się pojawisz - wszystko niszczysz, burzysz. Nie wystarczy ci, że zniszczyłaś naszą przyjaźń z Joachimem? Tego już się nie da odbudować.
Nina ponownie posmutniała, a w jej oczach pojawiły się łzy. Ona tak rzadko płacze. Zakrywając twarz rękami wyszeptała:
– Joachim nie żyje. Wczoraj wieczorem, gdy myślałam, że to on tu przyszedł, to była policja. To ty nic nie pamiętasz? Gdzie idziesz? Zaczekaj, wszystko Ci wytłumaczę.
Usłyszałam tylko trzaśniecie drzwiami. Wyszedł? Dokąd? Nie wiem. A tak naprawdę, czy to w ogóle mnie interesuje? Jakub zawsze był słaby psychicznie, trochę zbyt wrażliwy. Hm, zemdleć na wieść o śmierci. No cóż…
Nina nerwowo zaczęła przechadzać się po pokoju, potrącając leżące na podłodze przedmioty, w końcu zatrzymała się przed oknem. Zaczęła przez nie wyglądać, jakby szukała straconego czasu. Pogoda tego dnia była bardzo słoneczna. Widać było, że wiosna już zagościła na dobre. W parku spacerowały zakochane pary oraz matki z radośnie biegającymi dziećmi. Jaki to ja mam teraz plan? - wyszeptała cicho. Tak, światło to jest mój plan. Ale czym ono jest? Muszę ponownie zacząć malować. Gdy maluję, zawsze czuję się wolna. To przez nich straciłam ostatnie lata mojego życia. Potajemne spotkania raz z jednym, raz z drugim. I to udawanie, ten strach i niepewność. Nie miałam czasu tak naprawdę dla siebie. Jakie to wspaniałe uczucie. Czuję się tak, jak wtedy, gdy 22 lipca 1983 roku wyszłam z mojej „pracowni”. Jestem wolna. Tak, zacznę malować, tylko malować. Będę miała w końcu swój własny wernisaż, na który zaproszę wszystkich moich znajomych. Ponownie myślę o sobie. Jak to on powiedział? „Musisz najpierw polubić ludzi”. Polubić ludzi. Nawet nie zapytałam, w jaki sposób umarł Joachim. No właśnie. A może to zrobił przeze mnie? A może on naprawdę mnie kochał? Przecież, jeżeli będę tak przedmiotowo traktowała ludzi, to zostanę całkiem sama. Sama… Sama w poszukiwaniu światła. Już teraz nikt mnie nie zaprasza, a telefon dzwoni tylko wtedy, gdy… właśnie…, kiedy on ostatnio dzwonił?
Nina w dziwny sposób oglądała aparat telefoniczny, jakby czegoś szukała. Jakub! Krzyknęła. Muszę się z nim spotkać. Przecież nie możemy przekreślić ostatnich lat, w czasie, których był zawsze przy mnie. Ale dlaczego? Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, dlaczego był zawsze przy mnie, gdy go potrzebowałam, albo czy kiedykolwiek zastanawiałam się nad tym, dlaczego wszyscy mnie opuszczają? Nawet rodzice. Rodzice, co oni dla mnie zrobili? Po prostu spłodzili. Ostatni raz rodziców widziałam, gdy miałam 7 lat. I te słowa matki: „W tym domu będzie ci dobrze, tu jest tyle dzieci”… Wyszli, nawet się nie odwrócili. Ciekawe czy jeszcze żyją, czy kiedykolwiek o mnie pomyśleli? Czy kiedykolwiek pomyśleli, co ja wtedy czułam?
– Nie, muszę wziąć jakieś tabletki, muszę się w końcu porządnie wyspać. Nina poszła do łazienki, połknęła swoje „tabletki ciszy”, otuliła się w swój antydepresyjny koc i bardzo szybko zasnęła.
Nazajutrz po dwunastogodzinnym śnie obudziło ją delikatne stukanie do drzwi. Wstała z koszmarnym bólem głowy, który towarzyszył jej od kilku dni. Chyba muszę zmienić tabletki. One jakoś dziwnie na mnie działają - pomyślałam w pośpiechu. Ledwie doszła do drzwi. A za nimi stał...
– Uuu… widzę, że Pani miała ciężką noc - jakby nigdy nic z uśmiechem na twarzy powitał ją Jakub.
– Tak, miałam ciężką noc – dopowiedziała, poprawiając rękoma swoje włosy. - Myślałam, że już nigdy nie zobaczę twojej wrednej twarzy.
– I myliłaś się. Nie, nie muszę, nie chcę z tobą sypiać, ale nie potrafię funkcjonować bez naszych wspólnych rozmów o wszystkim.
– Zgadzam się z tobą Kubusiu, seks z tobą był…
– Nie kończ - przerwał mi wpół zdania. – Czyli mam czuć się zaproszony do środka?
– Wchodź.
– Jaki tu zaduch. Kiedy ty tu ostatnio sprzątałaś i wietrzyłaś?
– Potrzebuję twojej pomocy.
– Zamieniam się w słuch. Czym chcesz mnie zaskoczyć? - zapytał z moją ulubioną ironią.
– Przestań się śmiać! Dużo wczoraj myślałam o tym, co mi powiedziałeś.
– Ooo! Myślałaś! W końcu. Z tej strony ciebie nie znałem.
– Nie żartuj. Moje życie zatrzymało się w miejscu. Od kilku lat nie namalowałam żadnego obrazu, nie byłam na żadnej wystawie, rano wstaję, jem śniadanie zamówione z restauracji, potem palę, piję i…
– A wiesz, kto jest prezydentem? Użalasz się nad sobą, wszystko masz na wyciągniecie ręki, tylko trzeba odrobinę wysiłku. Za kilka lat usiądziesz w fotelu i …
– Nie kończ, proszę.
– Miałem ci to dać za dwa tygodnie w dniu Twoich urodzin. Jednak idąc dzisiaj tutaj poszedłem na lotnisko i zmieniłem termin.
– Co to jest?
– Bilet na samolot. Odlot masz za godzinę. Jedź tam poszukać swojego światła.
Już dawno nie widziałem w jej oczach tego błysku.
– Dlaczego to wszystko dla mnie robisz? - Zapytała zniżonym głosem. Czy oczekiwała odpowiedzi? Nie wiem. Mam nadzieję, że ją znała. Miło było patrzeć, jak z podniesioną głową wsiadała do swojego czarnego mercedesa i odjechała. Czy odnajdzie swoje światło? Czy wróci? Nie wiem. Usiadłem w moim ulubionym, wygodnym, ciemnobrązowym fotelu i wypiłem lampkę koniaku z czasów, kiedy to jeszcze Nina zwracała uwagę, na jakość, a nie na ilość alkoholu. Poczułem się błogo i lekko…
Wstałem i ruszyłem do przodu, w pośpiechu przewracając drewniany taboret, który uderzając o podłogę spowodował wielki huk. Nie zwracając na to najmniejszej uwagi postanowiłem niezwłocznie powitać naszego zniecierpliwionego gościa.
– Już otwieram - powiedziałem zdecydowanym głosem, mając w pamięci ostatnie spotkanie z Joachimem, które, dodam, nie było zbyt przyjemne. Otworzyłem drzwi. Było ciemno, bardzo ciemno. Przez całe moje ciało przeszedł bardzo nieprzyjemny dreszcz. Czułem, że nie ma już powrotu. „Musisz iść do przodu!” – coś cicho mi rozkazało. Teraz jakby zrobiło się trochę jaśniej. Na ścianach wisiały obrazy przedstawiające ludzi w różnym wieku. Z jednej strony czułem, że ich znam, a drugiej - że są mi całkowicie obcy. Miały jednak jeden wspólny element. Oczy. Oczy, które byłe wbite w jeden punkt. Tym punktem byłem ja. Było to straszne uczucie, mój oddech coraz bardziej przyspieszał. Czułem potworny strach oraz wołanie – „pomóż, pomóż mi!”. W pewnym momencie wokół mnie było pełno krwi. Krew lała się ze ścian, sufitu i podłogi… i ten strach… Teraz zacząłem biec z całych sił, czułem, że to wszystko musi się skończyć, że gdzieś jest jakiś kres. Postaci na obrazach zaczęły znikać, wyglądało tak, jakby ktoś pędzlem zamalowywał ich rysy twarzy. Nagle na końcu korytarza zauważyłem przenikające przez drzwi promienie światła. Otworzyłem.
Stała na środku zielonej polany, promienie gorącego słońca oświetlały jej jasne, aksamitne i nagie ciało, gdzieś w oddali słychać było bzyczenie komarów. I ten spokój. Tak, jakby zegar nie odmierzał już czasu. Każdy ruch jej pędzla prowadzony był za pomocą promienia słońca padającego na płótno. Wokół niej stali w bezruchu ludzie, których przed chwilą widziałem na portretach. Nie było tam tylko jednej osoby… Nagle usłyszałem te same słowa: „Musisz iść dalej” Teraz już nie czułem strachu. Poczułem się bardzo pewnie. Na mojej drodze pojawiły się kolejne drzwi. Czułem, że muszę tam wejść. Gdy stanąłem przed nimi, słychać było bardzo wyraźne głosy. Nacisnąłem klamkę i drzwi się otworzyły. Za nimi była wielka, bardzo jasna sala. Wokół łóżka biegali ludzie w białych fartuchach. Coś mówili…, lecz co? Nie wiem. Na łóżku leżała znana i bliska mi osoba… Nagle usłyszałem regularny i miarowy dźwięk, dźwięk bicia serca. Po chwili głos Niny… „Jest z nami”. Po czym wszyscy ludzie zniknęli i zrobiło się bardzo ciemno.
Pozostał jedynie dźwięk aparatu wydającego odgłosy bicia serca, który stawał się coraz bardziej natarczywy, przechodząc w dźwięk dzwonka do drzwi. Obudziłem się cały spocony, a serce waliło mi jak po biegu maratońskim. Wstałem i ruszyłem do przodu. W pośpiechu przewróciłem drewniany taboret, który uderzając o podłogę spowodował wielki huk. Nie zwracając na to najmniejszej uwagi, postanowiłem niezwłocznie powitać zniecierpliwionego gościa.
– Już otwieram - powiedziałem zdecydowanym głosem. Otworzyłem drzwi i nastała… jasność. Nazajutrz siedzieliśmy już razem w wygodnych fotelach, popijając koniak. Nasze rozmowy dotykały wszystkich tematów poza jednym. Tak jakby nie było tych ostatnich. Zegar swoim tikaniem miarowo odmierzał czas. Czułem, że znalazłem swoje światło, choć tak naprawdę go nie szukałem. A Nina…? Czy odnalazła swoje światło? Jakieś trzy lata temu przesłała mi krótki list. „Dbaj o mieszkanie, ja nie wracam. Dziękuję i przepraszam. Nina”. Później jeszcze kiedyś widziałem ją na ulicy. Wyglądała na szczęśliwą. Szła z małym dzieckiem, trzymając je za rękę, lekko i dumnie, jak wtedy, kiedy ją pierwszy raz zobaczyłem na Marszałkowskiej. Z tą tylko różnicą, że zamiast dziecka szedł obok niej Joachim. Wglądali na bardzo szczęśliwych, żałuję tego, że wtedy do nich podbiegłem, przecież wówczas moje oraz ich życie wyglądałoby całkowicie inaczej. Tylko ta moja ciekawość zawsze jest silniejsza ode mnie. Kolejny raz najpierw coś zrobiłem, a jak zacząłem o tym myśleć, to już było za późno.
Zostałem wciągnięty w jakiś dziwny, dotychczas nieznany mi stan. Wspólne spotkania, długie nocne rozmowy. To wszystko było jak narkotyk. Nie wyobrażałem sobie dnia ani wieczoru bez spotkania z Niną i Joachimem. Rozumieliśmy się bez słów. Wtedy trzeba było się wycofać i nie pozwolić na ten krok. Właściwie nie pamiętam jak doszło do tego, że Nina znalazła się ze mną w łóżku. Pamiętam tylko, że o coś się pokłócili i Joachim wyszedł w środku nocy. Nina wtedy zaczęła mi się skarżyć, że jest przez niego zaniedbywana. Najgorsze jest to, że ja wiedziałem, co jest tego powodem, ale nie mogłem tego jej wyznać. A może powinienem? Od tamtego czasu tylko raz spotkaliśmy się w trójkę. Spotkanie to było zakończone wielką kłótnią. Nina wtedy podjęła decyzję, że jest to niezdrowa sytuacja i musimy spotykać się osobno. Poddałem się jej decyzji. Jednak z dnia na dzień Nina coraz bardziej staczała się, coraz częściej opowiadała mi o swoich podbojach seksualnych z nowymi facetami. Opowiadała to z taką dumą jakby chciała podkreślić, że może mieć każdego. Ale wiedziałem, że jest to tylko gra i że muszę jakoś jej pomóc, bo to ja w dużej mierze przyczyniłem się do tej sytuacji. Mam nadzieje, że ten plan w jakiś sposób był odkupieniem moich win.
Chciałem do niej zawołać. I wszystko jej wyznać. Ale tylko przez chwilę przemknęła mi ta myśl. Po czym uświadomiłem sobie, że lepiej tego nie robić. W końcu minęło już tyle lat.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo dobre do połowy, a potem to już slalom gigant bez hamulców ku dolinie bełkotu...panująca przecinkoza i liczne ogonówki w żaden sposób nie umniejszają klasy pierwszej części, ale w drugiej ciągną tekst, autora i historię na dno niczym niechciany balast. Tytuł jak Titanic, wabi, zachęca i obiecuje niezatapialność w formie literackiego odjazdu, ale napotkanie góry lodowej, w postaci:..."Usłyszałam tylko trzaśniecie drzwiami..." i dalej, skutecznie wypruwa z mózgu resztki chęci dopłynięcia do brzegu, bo:
Uno - wali chłodem kunsztu.
secundo albo primo ( nie wiem, jestem zawodowym błaznem, a nie lingwistą) - gryzą rekiny ludojady:...Nina nerwowo zaczęła przechadzać się po pokoju, potrącając leżące na podłodze przedmioty, w końcu zatrzymała się przed oknem. Zaczęła przez nie wyglądać, jakby szukała straconego czasu. Pogoda tego dnia była bardzo słoneczna. Widać było, że wiosna już zagościła na dobre. W parku spacerowały zakochane pary oraz matki z radośnie biegającymi dziećmi. Jaki to ja mam teraz plan? - wyszeptała cicho. Tak, światło to jest mój plan. Ale czym ono jest? Muszę ponownie zacząć malować. Gdy maluję, zawsze czuję się wolna. To przez nich straciłam ostatnie lata mojego życia. Potajemne spotkania raz z jednym, raz z drugim.... ( co to, motyla noga jest!? 189654 odcinek Isaury?)
Podsumowując, wkurzyłeś/aś mnie potężnie, bo dobrze się zapowiadało...Oj kapitanie, zatopiłeś/aś taki tekst w odmęcie literek! A fe!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...