Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'upadek' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Wiersze debiutanckie
    • Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
    • Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
  • Wiersze debiutanckie - inne
    • Fraszki i miniatury poetyckie
    • Limeryki
    • Palindromy
    • Satyra
    • Poezja śpiewana
    • Zabawy
  • Proza
    • Proza - opowiadania i nie tylko
    • Warsztat dla prozy
  • Konkursy
    • Konkursy literackie
  • Fora dyskusyjne
    • Hydepark
    • Forum dyskusyjne - ogólne
    • Forum dyskusyjne o portalu
  • Różne

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Znaleziono 13 wyników

  1. słońce nie jest dla mnie dziś łaskawe zbliża się bez zaproszenia z pogardą patrzy mi w oczy śmieje się w niebogłosy doprowadzając mnie do upadku podchodzi jeszcze bliżej szepcze: "nic ci nie grozi"
  2. z każdym upadkiem zamykam oczy coraz bardziej za nimi imaginacja zaczyna swoją własną projekcję świata urojonego bez sensu bez serca gdy taka percepcja dominuje rozłam nastaje pomiędzy zmyślonym widokiem a niemą rzeczywistością która z zewnątrz jedynie rzuca pojedyncze dźwięki w filharmonii wielkiej schizmy V 2022
  3. pojęcie pustego świata to tylko namiastka jego rzeczywistości przeszyte bólem twarze, proszące o chwilę spokoju demony w głowie śpiewające wciąż tę samą pieśń i potrzeba wypisania się z ich myśli to tylko proza życia uniesiona przez ręce upadłych aniołów, tańczących z diabłami w piekle skazane na wieczne potępienie, szukają iskry, która oświetli im drogę w poszukiwaniu lepszej ziemi a ich serca z kamienia to odpowiedź na największe zło tego świata
  4. Czasami zastanawiam się kiedy to się zaczęło. W którym momencie uruchomiłam to domino złych decyzji. Kiedy te cholerne kostki zaczęły przewracać się tak szybko, że sam mur chiński by ich nie zatrzymał. Bo to musiał być jakiś konkretny moment. Czy powiedziałam wtedy za dużo czy może za mało? Czy walnęłam pięścią w ścianę czy może mniej brutalnie wypłakałam się w poduszkę? Chciałabym cofnąć czas i pomyśleć wtedy jakie to będzie miało konsekwencje. Chciałabym właśnie w tamtym momencie obudzić w sobie tę świadomość, która przyszła o wiele lat za późno. Może to był jeszcze moment, w którym mogłam to wszystko zatrzymać, wyprostować tę równię pochyłą. Darować sobie tę serię przelewów zasilających szczęśliwe życie moich wszystkich psychologów albo zapobiec wizytom, cenowo pokroju wysokiej klasy pani do towarzystwa, u psychiatry, który nie nadążał za wymyślaniem jakie cukierki tym razem mi będą smakować. Potem jednak zawsze dochodzę do wniosku, że tak musiało być. Nawet jakby się Ziemia rozstąpiła i tak bym zdążyła wszystko schrzanić. W całej historii Milionerów nikomu nie rzucono tylu kół ratunkowych, ile ja dostałam a nawet to nie pomogło. Więc wstaję dumnie każdego dnia i robię swoje, w końcu lepiej i tak już nie będzie.
  5. Czternastego grudnia spojrzałem na jego twarz, a dopiero potem dostrzegłem blask jego piwnych oczu. Był blady, lecz się nie bał. Byłem blady, choć w głębi towarzyszyła mi odwaga. Podszedłem do jego ciała i swoją dłoń położyłem na jego ramieniu. On odwzajemnił mi mój ruch nieśmiałym uśmiechem, po czym złapał wspomnianą dłoń i zdjął ją ze swojego ramienia. Co ty robisz? - rzekł wpatrując się na mnie z brakiem zrozumienia. Mnie zaś wypłynęła z oczu łza i załamany własnym czynem uciekłem od niego, pozostawiając jego ciało w ciemności panującej wtedy nocy. Wróciłem do nieocieplonego domu, usiadłem przed gramofonem i począłem słuchać muzyki klasycznej. Zakochałem się w nim bez wzajemności i miłość, która powoli zaczęła kwitnąć nagle, niczym burzy atak, umarła przez strach i zbyt liczne szkody. Wiem... widzisz we mnie szaleńca, widzisz we mnie psychopatę. I jestem psychopatą, bo jak to możliwe, że akurat ciebie pokochałem. Chciałem go objąć i pocałować, a teraz przy marnym papierosie rozmyślam nad bezsensownością obecnego życia. Cóż ze mnie za idiota. Pogrzeb już dla siebie uszykowałem. Pora zmienić strój, zmienić twarz... pora przestać być tym kogo dotąd widzieliście i kogo dotąd nie rozumieliście.
  6. Jak co środę przychodzę do biblioteki mojego Uniwersytetu. Siadam przy starannie wykonanym dębowym stoliku z książką i notuję. Nagle coś przykuwa moją uwagę. Kilka stolików ode mnie siedzi mężczyzna. Miał on na sobie bluzkę w czerwono granatowe paski i niebieskie jeansy. Przez to był bardzo zauważalny w tym brązowo zielonym pomieszczeniu. Na szyli miał niecodzienny medalion. Zlepiony z modeliny, przypominający twarz żółtej postaci rodem z kreskówki. Chociaż przyznam że nigdy takowej przed tym nie widziałem. Jego ubiór stal się jeszcze bardziej niecodzienny kiedy spojrzałem na jego twarz. Miał na twarzy kilku dniowy zarost i około 23 lat. Jego oczy były niebieskie oczy chociaż lewe było lekko zielonkawe i na nosie miał okulary. Trzy fakty na jego temat szybko sprawiły że wszyscy w sali zwrócili na niego uwagę. Jego wiek, sposób ubioru i to co robił w tej bibliotece. Każdy z nas tutaj zgromadzonych czytał, pisał czy uczył się na nadchodzący egzamin. A on miał w ręku kredkę i kolorował jakiś rysunek. A obok siebie oprócz kartki miał kupkę innych kredek oraz dwa ołówki. Zaciekawiony postanowiłem że wstanę, podejdę pod regał który stał za stolikiem przy którym siedział i udam że szukam jakiejś książki. Tylko po to aby zobaczyć co takiego rysuję. I tak też uczyniłem. Rysował postać przypominającą tą której wizerunek nosił na piersi. Chociaż nie mogę ukryć że nie był utalentowany w tym co robił. Bo jego rysunek wyglądał jakby narysował go ktoś o 16 lat młodszy od niego, ale przynajmniej robił to co lubił. Fascynujące było to z jaką pasją i skupieniem wykonywał owy rysunek. Wszyscy studenci spoglądali na niego ciągle, a on ani nie drgną. Jakby nas nie nie było. Zazdrościliśmy mu trochę. Wszyscy pracowali, uczyli się a dni leciały coraz szybciej. I nagle widzimy człowieka który co prawda starzeję się ale żyje tym czym żył swą młodość. Zamknięty w swej bańce w swym własnym świecie. Przed wejściem do budynku ludzie mogli by dźgać się bagnetami, ale on by nie uniżył się. Wieżowce mogły by spłonąć a Bastylia upaść. Ale on by się nie lękał. Przed nim na półkach leżą pracę wielkich filozofów i uczonych, Arystotelesa, Platona czy Kopernika. Czy jest on świadom ich mądrości? Czy on w ogóle umie czytać? A zanim stosy opowiadań romantycznych, czy mógłby się w nie wczytać i zrozumieć potęgę uczucia? Nikt z nas tego nie wie. Mijały dni, miesiące i żadnej zmiany. Może oprócz tego że przytył trochę. Nie wie co jego czeka. Nie wie jeszcze że po tym jak pastor jego kościoła odkryje jego dokonania w sieci to zostanie wygnany z kościoła. Chociaż nie ma się co to martwić, w tym kraju i tym bardziej w tym stanie jest wiele kościołów i pastorów którzy przyjmą go z otwartymi ramionami. Miejmy nadzieję że po za tym jego życie w końcu znajdzie wyjdzie i nie potoczy się na dno. To był właśnie Christian Weston Chandler.
  7. Moje szczęście efemerydalne Ucieka szybciej niż się zjawia Dlaczego życie tyle bólu mi sprawia Usta się śmieją, a me oczy płaczą Choć nie zobaczysz łez za dobrze kłamią Bywałem już na dnie, ale gdzie jest granica Za którą nie będzie możliwości odbicia Czy byłem jej blisko, nie wiem może wcale Całe szczęście zawsze na górę wracałem
  8. Upadek Aleksandra Macedońskiego Rozpoczynał się kolejny czerwcowy poranek w Babilonie. W bogato zdobionym pałacu. Pisał coś dobrze zbudowany mężczyzna. Na głowie miał czarne i krótką fryzurę. Krzesło i ława przy której siedział były wysadzone złotem. Na biurku leżał zwój papirusu i butla atramentu. Nie wiem co pisze ani nie wiem w jakim w języku. Jestem zaś pewien że robił to pośpiesznie. Nagle wylał atrament na materiał. Poirytowany wstał od ławy i prędko zaczął iść w stronę balkonu. Lecz nagle upadł. Upadek ten bardzo go osłabił powiadam. Ledwo żywy próbował wstać. Po krótkiej chwili poją że już nie wstanie. Więc zaczął opłakiwać nastały stan rzeczy. Nie zdoła już nic biedak podbić. Podłoga zalała się jego łzami, niczym Azja została zalana jego wojskiem. Lecz po chwili płacz ustal. Tak jak jego bicie serca. I tak zmarł Król Królów. Nie zdołali przyjść Egipscy kapłani na pożegnanie swego Boga. On sam nie zdołał ostatni raz ucałować swej kochanki i wtulić się w klatkę piersiową swego kochanka. Miłość znikła wraz z człowiekiem. Imperium upadło. Zostało podzielone i każdy ważny Grek dostał część. Lecz to nie zapobiegło to wojnom które nawiedziły tę ziemię po śmierci władcy. Świat stał się Chaosem. Nawet ja, dawniej członek służby Pana. Teraz piszę koniec jego historii. Dalej nie ma już nic. Ludzie o nas zapomną. A o nim będzie pamiętał wszystek ludzki na wieki. K. P 29.01.2021
  9. Północna Ulewa Kropla rosy spada z trzciny o spokojnym poranku, po Północnej Ulewie księżyc, w pogoni za słońcem, rozpaczliwie wędruje po niebie; upada, bez względu na siebie. wpada w pułapkę, wpatrzony w pejzaż wschodu słońca: połączenia ust powolnych, splecionych z przędzy, wplatania się pomiędzy te głębokie, błogie więzy, jak trzcina cukrowa frywolnych zachowań lecz zamiast wśród wschodu, skończył na północy, pół nocy przepadło: upada nam księżyc. Między pieśnią złamanych kości i płuc zatopionych w słowach, za których szczyty, księżyc się chowa, w tańcu wiruje ta jedyna, samotna. O, trzcino cukrowa, służ mu za wiatrowskaz, gdy zagubiony chłopak, będzie płynąć łodzią, czyli będzie iść na nogach, a jej kolano w tańcu będzie zwinnie meandrować, pejzaże wciąż malować, wabiąc go w swe słowa Przesyłać mu swą miłość, wraz z kroplami deszczu, karmić go, jak morze, mądrościami wieszczów o legendarnych językach, co zaprowadzą nas do sensu, ulewać biżuterię ze stłuczonych diamentów, wyłowionych z morza. Ulewa gasi pożar, który zniszczył trzciny a księżyc, jako chłopak upadł dla dziewczyny. Trzeba było słuchać ciem z szali leciwych; chciwość jawi się w blond włosach i tanecznych pozach, a on był bardzo chciwy.
  10. Zamiast miłości czuje mdłości Smutek wstąpił w moje wnętrze Żegnając wcześniej szczęście Uśmiech zamieniłam na Dziwny grymas ,, Dziękuję" zamieniłam na Ten okropny wyraz Nie podchodź bo cię nim powitam Tak tylko ostrzegam Mimo wszystko nie chce zeby Stała ci się krzywda Okazało sie, że również mnie Dopadła ta okropna grypa Zaraza wrogości i nienawisci Każdemu już dokucza
  11. Jak drzewo niedożywione i pokarane przez przeznaczenie, drzewo spróchniałe, tak sumienie moje... Woła o pomstę. Próchnica, której fluor nie pomoże. Ta dziadowizna, co historia o niej niezapomni. Wyrzucona w twarz, niczym oszczerstwo. Niestety nie jest oszczerstwem... Korzenie martwe życia już nie wydadzą. Życie zatraci się jak ziemia pod kurzą łapką, rozdrapane jak strup, który nie tylko krwawi a piecze, jak jasna cholera! Czym tak zgrzeszyłem, że litość straciłem? I zgubiłem uczucie miłości - kwiat ten różany Zanikła również dobroć - jak poranek, który nie wróci. Jestem tylko maszyną - lokomotywą, co mknie po torach losu. Promienie jaśniejącej zorzy - przyprawiają o wymioty. Gwiazdy zatęchły, gdzieś w pamięci. Jedyne, co dziwi naprawdę - to że... Serce moje jeszcze pompuje życie. Gdym cieniem nicości jest. Gdy światło duszy zgasło. A na czole widzę liczbę 666.
  12. a gdy upadnę czy wszystko znowu odejdzie czy na pewno moja droga zostanie na ziemi w ciemnej piwnic czuje gorzki smak łez czy przeżyje jeszcze jedne dzień w mojej głowie słychać krzyki na samy końcu piwnic nie pójdę tam ktoś tam jest a ja się boje go dlaczego to się znowu dzieje jak to dalej potoczy leczy czy to aby na pewno się skończy słychać zegar co mi pokazuje że czas mi się kończy mojego czasu jest coraz mniej , jest coraz bliżej ktoś do mnie idzie , tak to on tak czarna twarzy z uśmiechem tlen nie ucieknę z tego miejsca nie wiem gdzie jestem nie wiem gdzie mam uciekać i tak nigdzie nie jest dobrze widzę ciemności czy to wina tego że kończy mi się tlen czuje go jest coraz bliżej boje się tego co będzie za chwile znowu się dusze przed mój strach do świata on się gapi na mnie jak na śmiecia zrób no to co masz ochotę tylko zostaw mnie może zabije mnie i tak nie jestem tu ważna tnij mnie tak głęboko jak tylko możesz zabij mnie nożem który się bawisz wyśmiej mnie i tak masz już uśmiech proszę zrób coś proszę nie patrzy na mnie z tym uśmiechem no proszę zabij mnie i tak jestem niepotrzebna nikomu czemu mnie nie zabijesz czemu tego nie zrobisz chcemy już spać na zawsze tylko proszę nie bądzi blisko mnie już nigdy
  13. nauczono mnie że nie warto więc stoję i unikam ciosów zamiast wiać jak najdalej lub obić gębę losowi jak mogłam tak bardzo się skurwić
×
×
  • Dodaj nową pozycję...