Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'rym' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Wiersze debiutanckie
    • Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
    • Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
  • Wiersze debiutanckie - inne
    • Fraszki i miniatury poetyckie
    • Limeryki
    • Palindromy
    • Satyra
    • Poezja śpiewana
    • Zabawy
  • Proza
    • Proza - opowiadania i nie tylko
    • Warsztat dla prozy
  • Konkursy
    • Konkursy literackie
  • Fora dyskusyjne
    • Hydepark
    • Forum dyskusyjne - ogólne
    • Forum dyskusyjne o portalu
  • Różne

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Znaleziono 15 wyników

  1. _M_arianna_

    Cyrkulacja/przełom

    Między piekłem, a rajem mija się kwiecień z majem. :]
  2. ƺ Przede mną leciała Nić... Spłodzona w nagim galopie Choć chciałbym i czasem ją skryć, To Jej z zielenią nie stopię... Ni z winem, bo za wczas je pić... ƺ Przede mną spadała Nić... Ta, która zmysły zmieniła Źle, że muszę czasem ją kryć... Bo Ona myśl mą zdobyła - Prawda, z którą nie sposób być... ƺ Przede mną leżała Nić... Lecz los zarżał, rozdał karty Choć próbuję piętno ich zmyć, Krocząc przez chłód rozpostarty, Tylko podniosłem Ją, by znów... Przede mną leciała Nić...
  3. Kochać pierwszy raz, I pierwszy raz mieć żal, I pierwsze westchnienia dzielić, I pierwsze rozłąki, Pierwsze szumy włosów, rozedrganych serc brzmienia, I pierwszy kwiat pierwszego skraju łąki, I pierwszy szept pierwszego nocy cienia W pierwszeństwie uczucia - pierwsze myśli szczodre, Te głupie, mądre, przodne, i te co na opis miłości rozsądny nie dają nadzieji a tworzą przesądy, Przesadne i pierwsze stoją w gotowości by dać ów połówce namiastkę miłości, Niedojrzałe bo pierwsze, a nauk Wenery nie znają- dojrzalsze są mitu litery, od tych co dla uczuć tworzyć kąt się szkolą, i chęcią pokochania pierwsze z drugim spolą! Drugie nie wiąże już uczuć pomyślnie, Mijają ze snem ów, w dotyku kochanków Pryskają w kwiatów toni i spotkań zamyśle, Dojrzałe w swej naturze, barwnych szczędzą wianków.
  4. Szukając sposobu na wszelkie kłopoty Trzymając życie w swych sztywnych ramach Dostrzec nie mogą piękna głupoty Widząc wyłącznie swój własny dramat Co mają począć ci wszyscy mądrale Bez możliwości, która ich omija Stawiając wiedzę na piedestale Głupota dla wszystkich, a wciąż niczyja Instagram: @tojuzwiersz
  5. Pąk piwonii rozwarł płaty, W dniu imienin małolaty, Która w swym młodzieńczym pędzie, Sukno życia igłą przędzie, Nie wiadomo czy się ziści, Jej marzenie o kokardzie, Którą igłą namiętności, Z przędzy prządź poczęła hardzie, A gdy z oka nić się zgubi, A i igła w trawie zniknie, O kokardzie ogród życia, Wnet pamiętać będzie nikle, I by z lekka zaoszczędzić, Na straconym życia czasie, Wtem kokardę pozostawi, na spękanym kontrabasie, Owy, swym basowym głosem, (lecz nad wyraz poszarpanym), Uświadomi jej - kokardzie, Swoj charakter zapomniany, A nim mrok i świt nadejdą, W rytm historii instrumentu, Już kokarda zdąży pojąć, Swoją przyszłość nieugiętą, I zostanie z kontrabasem, W parze tej - dobranej zmyślnie, Przy piwonii gęstym krzewie, Wieść się będzie im pomyślnie. ----- Jestem tu nowy, chętnie nauczę się więcej. Proszę o wskazówki dot. wiersza
  6. graphics CC0 pierwszy android w Akademii pana Kleksa– to robot Adolf maszyna dyszy pęka w mozole człowiek nie stoi już na cokole bractwo metalu szarpiące kości nie ma dla ciała żadnej litości maszyna zieje – człowiek oddycha ona zarazę w człowieka wpycha ruchliwa masa zębatych kółek odpady wiórów wkłada do półek cokół telepie – myśl ma – na bakier słychać sekundnik w jej cyferblacie szumi i skrzypi trzeszczy i strzępi strzępy pakuje w ten dziób swój – sępi rzęzi – rotuje – piszczy i wyje chociaż fundament do cna w niej gnije skruszy – przemieli – zdepcze i zbełta ze smarem zmiesza wstrząśnie w uszczelkach w końcu wypluje to ścierwo brudne wyżęte – wzdęte – ciepłe – paskudne odstawia na bok wraca do pracy nie śpi – nie żyje – nie żąda płacy a człowiek patrzy bielmo na oczach taka dokładna taka urocza? jak upodobnić się do tej zmory? w tle – kompilacje – mózgowej kory układ scalony z ludzkich ambicji wojennych działań – kill-ekspedycji ludzki okupant chwyta karabin przemierza fronty – morduje – grabi przeklęte będzie jego imię… sam – nie dorówna nigdy maszynie! —
  7. Wprowadzenie: Bywacie czasem i moją inspiracją, po przeczytaniu „Pantum” @[email protected] , pod tytułem: „Ciche dni”, postanowiłem sprawdzić się w tym gatunku, jeszcze nigdy nie skonstruowałem tekstu w charakterystyce „pantum”, to pierwszy raz; stwierdzam bardzo przyjemna warsztatowo była to perspektywa w realizacji. Dziękuję więc @[email protected] , za przypadkowe uruchomienie mej nowatorskiej potrzeby twórczej. I namawiam Państwa do przeczytania również i jego cennego wiersza. Przypominam tytuł: „Ciche dni”, autor jak wyżej w nicku. pozwoliłem sobie pozostawić oznaczenia układu rymów i wytłuszczenia. Jak to się mówi - w imadle. Pantum jest obcym mi gatunkiem, tekst może zawierać błędy gramatyczne lub inne, nie korygowałem go specjalnie. graphics CC0 w ludzkiej potrzebie – z automatu\ [1] zerkamy w gwiazdy w obce oczy\ [2] świat grzmi w iluzji i wiruje\ [3] świetlisty obłęd zapatrzenia\ [4] w tym co po burzy widzą oczy\ [5=2] czy ozon się wydziela z białek?\ [6] czy ta Istota z zapatrzenia\ [7=4] wyświetla czujny obraz Duszy? \ [8] jesteśmy w związkach genów – białek\ [9=6] poukładanych w sekwens Stwórcy\ [10] i w naszej bezkrytycznej Duszy\ [11=8] tyle od siebie innym damy\ [12] wielka jest moc naszego Stwórcy\ [13=10] i wiedzą o tym gentlemani\ [14] i w kapeluszach huczne Damy\ [15=12] pod butonierką marynarki\ [16] zaszyfrowani gentlemeni\ [17=14] niewiasty zostawiają zapach\ [18] w służbie Ojczyzny – do Marynarki\ [19=16] w kolejnym porcie nowsza wena\ [20] poszlaka szminki obcy zapach\ [21=18] czy to jest kod rozumnych stworzeń?\ [22] a wiersza tego czulsza wena\ [23=20] żoną i córką tobie krzyczy!\ [24] ilu dotknąłeś twórczych stworzeń?\ [25=22] wierność użala się w twych wierszach?\ [26] Dusza twa co dzień rymem krzyczy\ [27=24] pierś wypinają – twe popiersia\ [28] do czego? do literek w wierszach?\ [29=26] albo do absurdalnych pokus?\ [30] nie tego pragną twe popiersia\ [31=28] one wierności – chcą uroku\ [32] nie daj się zwieść „oskarom” pokus\ [33=30] pozostań godnym wciąż człowiekiem\ [34] odczyń modlitwę od uroku\ [35=32] póki Bóg nie przykryje wiekiem \ [36=34] – 12.06.2020. zakończyłem tradycyjnym urwaniem wiersza bez powrotu do rymów z pierwszej zwrotki, co jest oczywiście dopuszczalne i bardziej czytelne dla mniej zorientowanego odbiorcy. *utwór nie ma konkretnego adresata, i nie należy go personalizować, odnosi się raczej do ogólnego rysu człowieczeństwa i osobistej autorskiej zwyczajnie naturalnej potrzeby uporządkowania świata w wartości wyższego rzędu – w symetrię wszechświata. Tekst nie narzuca postaw moralnych, są one w przekonaniu autora wolą i prawem każdego bez wyjątku człowieka.
  8. Dziś jeden z młodzieńczych kawałków, toporna rymowana "siekaneczka". Wrrrr! się kiedyś pisało! http://emotikona.pl/emotikony/pic/0LOL.gif graphics CC0 w Wigilię Świętego Jana opiłaś mnie mocnym ponczem i słuchasz tych słów naćpana a ja choć chciałbym – nie kończę w koślawych ikebanach w kobiercach z balsamu koniczyn w listowiu serc soczystych w potoku zielonej szarańczy mieszka w eremie cisza zbędne dialogów libretta słowo zarosło milczeniem po niebie pędzi kometa i tonie daleko w gąszczach na łukach widnokręgu rozmięka w sklepieniach szramą rozlewa szkwał czerwoną pręgą znów nuci urocza szarańcza pląs struny poezji zdobi nie możesz mi zakryć oczu? nie wolno ci tego robić? w koślawych interpunkcjach w wonnych kopułach stokrotek na palcach stąpa wstyd jak w pończoszkach podlotek zielona fantasmagoria pnączem oplata me ciało i wrzeszczy demon poezji za mało dreszczy – za mało i tam głęboko w zaroślach kusząco uwodzi czyjś głos a może to wyje wilk? albo to ryczy łoś? ten wilk jest z błękitnej stali a łoś z brązowej skóry a jakby wilk był zamszowy? a łoś srebrzystobury? lecz tego nawet nie wie zaczarowany fakir ja sam przecież nie odgadłem który jest który – i jaki? opuszczam spocone łąki hołduję zgubionym wiatrom już czas za nimi podążyć nim wstrzeli wzrok w chmurę albatros dmie wiatr jak w ogień czarodziej i woła mnie poprzez las znów pędzę oszołomiony wśród lian by zdążyć na czas gałązki biczują policzki przymilam pajęczyn kiście tu sarny w baranich przeskokach nieboskłon w gwieździstej asyście pędzą na cwał tabuny skrzydlatych woskowych koni nie możesz mi zakryć oczu? nie wolno ci tego robić? ja jestem inny od wszystkich obracam pierścienie gwiazd by z wosku w konstelacjach nagle spowolnił czas tu w słońcu wciąż rudo szklą z ołowiu żołnierzyki gdy zgięci do pasa słudzy proszą mnie do lektyki przemierzam krainę słońc ślizgając po rymów skroni nie zdołasz mi zabrać zmysłów nie uda się tego zrobić ja jestem inny od wszystkich bo lewituję w słowach królewno z powabnej bajki zauroczyła Cię mowa ty mówisz: JA CIEBIE ZNAM? WIDZIAŁAM CIĘ KTÓREJŚ NOCY MASZ TAKIE BRĄZOWE OCZY TO TY JESTEŚ MÓJ PIOTRUŚ PAN —
  9. graphics CC0 - [Skecz abstrakcyjny – absurd i w formie żartu] co za prymitywny świat zboczył z drogi przyzwoitej za pohańcem młoda klacz rzuca biodrem sztuka mitręg dla hołoty rozjątrzonej to jest mega trudny wiersz skąposzczety obojnacze wiją się i krzyczą: bierz! w trawestacjach [pro]_robaczych cóż za heretycka treść tu przemawia do pokoleń numizmatów głuchych brzęk złap za udo twierdzi goleń społeczeństwo hedonistów optymizmu lepki gang zamordystów – łgarzy – mętów cały obsceniczny klan teatralnych argumentów sarkastyczny uwiąd klęp byle krótko – byle szybko szpetna scena – kurtyn bieg role szyte grubą nitką w tym teatrze na paradyz zawsze zapraszają cię byś zostawił im pieniądze w zafajdanym atelier to jest sztuka prędkich zbłądzeń alboż w garderobie tłok z lycry ze spandexu panie wyprężają twardy biust notorycznie wyuzdane cichodajki złotych rymów scena od slangersów drży więc gotowy do awantur patogenny samców gzyl onageria samogwałtu! — *treść w charakterystyce rubasznej ironii, bez ukierunkowani personalnych, 100% abstrakcyjny
  10. graphics CC0 bonus poezja to mała kolejowa stacja, wysiadasz na niej nagle, w nieprzewidzianych sytuacjach… więc rejwach, rozglądasz się wokoło i pytasz: gdzie ja jestem? ocierasz przepocone czoło twój topos dudni w ciele kombinatu, to serce plus powietrze, symfonia aparatur poezja niczym suport, sprzężona z duchem maszyna raz się napręża raz się ugina łuk w sarkoplazmie mięśnia do kształtów do punktów odniesienia – jak zwinna ekworyna wiersz się do tkanek z rymem przemieszcza innym ci razem fikcję dopieszczasz niby we fraku w stroju galowym buzujesz bąbelkami w głowie bo co trwa w słowie to się gotuje jesteś wulkanem – drażnisz naturę a na tym party taki czad wszystko co zimne za pan brat stoi na stole szampan markowy, przepyszny – mocno zamrożony, nagle wystrzelasz z korkiem w górę w porozwieszane kotyliony z muzami taki bal, gdy ich zabraknie odczuwasz żal, i odlatują z światła lampiony gdzieś w siną bezduszną dal, poezja antrakt ma, i nic nie cieszy, nie ma tła a już po balu jak kochanka gdy kusisz lekko zamroczony zarzuca nogi we firankach na twoje zgięte w gryf pagony bo słowo lotne, zwiewne… tak oddziałuje na królewny liryczność płynie w żyłach, umila lot motyla, ubrana chyba u Versace?, pod drgnieniem skrzydeł piersi obnaża, nogi się plączą w rytmie cha cha to kęs zakotwiczony w kruchym jabłku w śnie aromatów soczyście owocowych spragnionych ust szum w tataraku, w posmaku cierpko-turkusowym, poezja wrasta w kosmos i tka jak dywan życie w krosnach do galaktyki papirusowej, żel gwiazd zasklepia lepkie zmysły zdziczała transgeniczna róża się w jakiś kąt za weną wciska podstępna despotyczna burza wyje jak pies i gromy ciska tu w antresolach psich ogrodów setery niosą w pyskach kwiaty, i wyścielają ci pod stopą czuły łagodny rym włochaty, szyfry poezji żyją w obłoku są rozprószone na ozonie pyłkiem paproszkiem w Arizonie rozanielonej macierzanki pachną bez przerwy i plotą wianki, wtedy poeta wersy układa – do swej od serca wybranki lecz lepiej się wyszumieć, poety żadna nie zrozumie —
  11. Wśród spojrzeń pełnych zachwytu Wśród mocnych uścisków dłoni Wśród nagród, przesady, dobrobytu Wśród kropel potu na mej skroni Wśród braw, uśmiechów fałszywych I podziwu, którego niejeden szuka Tam właśnie umarła gdzieś skromność Tam właśnie umarła gdzieś sztuka Zapraszam do dyskusji i na instagram @tojuzwiersz
  12. graphics CC0 W Argos panował Akrizjos Nie był to dobry król Miał śliczną córkę Danae Kochał ją cały dwór Król nie był jednak szczęśliwy Bo – bał się o swój byt Gdyż mu wróżyła wyrocznia Że wnuk mu wejdzie – w szyk Kiedy Danae dojrzała Wypełnił się wróżby mit Obmyta wszak złotym deszczem Zeusa wybrana Miss Aż w końcu powiła syna Śliczny był bobas ów Dano mu imię Perseusz A król ze złości – spuchł Więc uknuł pomysł szatański By się ich pozbyć – stąd Zamknął ich w wielkiej skrzyni I w morza rzucił – toń Płynęła skrzynia po wodzie Był taki bogów plan Żal im było – tych dwojga Więc dołożyli fal Kufer dopłynął do wyspy Co się Serifos zwie I tam znaleźli swe miejsce Matka i syn – już wiesz Szły lata dni i miesiące Perseusz dojrzał w mig Ach – wszystko byłoby dobrze Gdyby nie – uczuć plik W Serifos król Polidekes Już popadł prawie w szał Szukał na gwałt małżonki Czas – lata batem gnał Na złość ci poznał przypadkiem Śliczną Danae – gdzieś Zauroczony w dzierlatce Już – nie mógł spać – i jeść Pragnął ją pojąć za żonę (pewnie – by rzekła – tak) Ale Perseusz zaborczy Nie chciał ojczyma – znać Toć Polidekes zawodził Na cóż mu było żyć Skoro ta piękna Danae Nie miała – jego – być? Więc zmyślił genialny fortel Udał – że inną chce A była to Hipodamia Ojnomaosa gen Królewna z wyspy Elidy Z nią ślub się odbyć – miał I Polidekes głosił Że wkrótce nie będzie sam Więc wszyscy jego dworzanie Wołali – wiwat król! I szykowali prezenty Co młodym dać – na ślub? O – jeden tylko Perseusz Siedział skromnie i zmilkł Bo nie miał nic szczególnego Co by królowi zbyć Myślał – i myślał – bez przerwy Toż króla trzeba czcić A prezent musi być godny By nie znieważył – czci Gdy przyszła na niego kolej To przyrzekł wobec i wszem Że skręci głowę Meduzie Oj – nie zawaha się! Na to czekał monarcha Wyzwaniu poklask dał Pochwalił ci Perseusza Lecz fortel – za tym stał Mniemał iż młody pyszałek Szybko poniesie śmierć Meduza – najmłodsza z Gorgon Nie da – pokonać się Perseusz wyruszył w drogę Lecz – dokąd było iść? Atena mu doradziła By Starek spytał złych Starki zwane Grajami Wzute w jaskini pleśń Siwiutkie od urodzenia Żałobną ciągły pieśń Te wiedźmy o jednym oku I zębie jednym – też Którego sobie w dodatku Poży-czały – by jeść I dostał od nich hełm złoty Niewidzialności cud Buty skrzydlate – by latać Wśród Gorgon – świńskich kłów A z Gorgon były – trzy siostry z rąk brązowych ćmił blask Włosy z wężów uwite I skrzydeł złotych – las Najmłodsza była Meduza W jej wzroku wił się syk I w kamień – ten się przemieniał Kto – zerknął w trupi sznyt Te wampy spały nad morzem Koszmarne miały sny Perseusz stanął doń tyłem By nie oglądać – ich I widział w lustrze odbicie Gdy – ciął Meduzie łeb Sierpem co dał mu go – Hermes Złodziei bóg i kiep Z rozciętej szyi Meduzy Skrzydlaty skoczył koń I tak narodził się – Pegaz Sklepień niebieskich – dron Gdy się zbudziły dwie siostry Za późno było już Odleciał Perseusz w butach Skrzydlatych – w nieba róż Nie mogły go – też zobaczyć Na głowie miał złoty hełm Stał się więc niewidzialny Jak nieuchwytny – cel Gdy pruł nad klifem Etiopii To spostrzegł nagą gicz A była to Andromeda Słodka jak wina – kiść Ledwo oddana Smokowi Co pustoszył ten kraj Cielesna niewinna ofiara Wotywny – ludu – dar Uwolnił – ją – więc Perseusz I zabił smoka w mig A potem z nią się ożenił Ich miłość jak morza wir W końcu – powrócił do matki Przedstawił żonę – jej A wszyscy tacy szczęśliwi (To na uwadze – miej) Zaś żądny król Polidekes Pod nieobecność syna Chciał się ożenić z Danae I taki – miał być finał Lecz – koniec wszelkich nadużyć Perseusz skarcił – go Pokazał głowę Meduzy Zmieniając w kamień tron I całe odtąd królestwo Wyspa Serifos – też Okrzepła białym marmurem Los czasem – straszny jest Później Perseusz i matka Do Argos wzięli kurs Wraz z nimi Andromeda Przy mężu – to nie mus I wtedy się dopełniło to – co miało się stać A wszystko przez te – igrzyska (Na cztery lata – raz) Ach – mnóstwo stanęło śmiałków W szranki – by zdobyć laur I całe pytało Argos Kto dyskiem rzuca – w dal? Do boju stanął Perseusz Gdy puścił w niebo dysk Ten – z dłoni mu – wyśliznął I trafił dziadka w pysk! Tak przewidziała wyrocznia Taki tu miał być finał „Akrizjos utraci życie A wnuka – to będzie wina” Dziś w Argos nowego króla Wybrano skoro czas I został nim sam Perseusz & Andromeda – z gwiazd I żyli odtąd szczęśliwi A razem z nimi lud Bogowie pili ambrozję Zaś ludzie – słodki miód A ściętą głowę Meduzy Atenie dano – raz Ta – wpięła ją w swoją tarczę By wrogów zmieniać – w głaz! —
  13. graphics CC0 Nagła prewencja – zdarzeń przez zaniedbanie i pejzaże przez słoneczniki u Van Gogha w dwunasty topinambur – trwoga z pinakoteki po Monachium z obrazy do obrazów A dalej przez surowe morza przez kwas od jabłka melarosa przez talki i policzki w różu przez tkanki z pajęczyny kurzu zamykam paradoksy marzeń pasjanse naturalnych zdarzeń W jarzmie potencji – ciał oporu przez pryzmat rozszczepionych wzorów rozkładam parasole słowa dopieszczam sentymenty knowań a potem spieszczam rymem wolność podarowałem tobie hormon Już w jedenastu tłach obrazów rozkwitły kwiaty parafrazy jesteś słoneczko u Van Gogha podzielna – ruda erudycja słowa będą o tobie pisać wiersze ja piszę – jako pierwszy — 2015 r ; gdzieś, kiedyś - pewnej dziewczynie oczarowanej słonecznikiem
  14. Dziś moi Drodzy mozolnie, każdy wersik z dużej literki i z rymem, czyli zaciężna klasyka. graphics CC0 Człowiek z ciężkim plecakiem Wkracza w dystrykt Roztocza Traperem grubego buta W spadziste ruchome zbocza Oko zielony błękit Morzem nieba firana Obrasta orędziem paproci W leśnych pagórków szykanach Tu szumy i szypoty Szturmują ucho trampa A w Tanwi bystrych potokach Układa rzeczna kanwa Karki garbate muldy Floresy krętych wąwozów Zarosły powojem warżek W beteldres – ostrogą wrzosu Storczyków motyle skrzydła Niczym sukienki rusałek Muskają ci ludzkie stopy Cyklamenowym szalem I wiją niczym ustrój Wężowy Eskulapa Surowa monokultura Bliższa ciału niż szata Od synklin kredowych skał Kształtu nabiera dolina Kopułą z brązowych kani W leśne ustronie wrzyna A człowiek podąża dalej Upaja rzeźbą natury Niebieskie oko na niebo Drabiną do samej góry Brokatem pożywia Urania Muza nietuzinkowa Powoje kwieciste w nieboskłon Porywa plastyka kultowa Zakrada na firmament Zabełta przestrzeń z zielenią I tlenią się zmysły człowieka I lessy się w lazur tlenią W poroże zgrabnego jelenia Stukają kanciaste gwiazdy A srebrny rogal księżyca Blaskiem lśni Protoplasty Gdzieś głośno tokuje cietrzew Wysoko podnosi głowę Pstry lirowaty ogon Zarzucił wachlarzem w dąbrowy W pas kłania przy drodze brzoza Szumem wtóruje do pieśni A gardło śluzem obeszło Od flegm z zielonkawej pleśni Zaś człowiek podąża dalej Butami lustruje łono Pod stopą drży salamandra Czarna jak winogrono Amarantowe plamki Na ciele torfiastej kępy Jaszczurcza improwizacja Tuż obok suplementy Tańczą świerki i graby Kotłują skrzydlate ptaki Melodią kształcą tu dzioby Słońce w kolorze nijakim Jastrząb kpi z krzyżodzioba W grzędach z dębów i olszy Gdzieś człowiek w cieniu się chowa Śmie ptasim trelem zatoczyć W torfiastym czarnym bagnisku Głodna poluje rosiczka Morale, jak polski fiskus Wszystko pakuje do pyszczka Ów szczwany insektożerca Owadzi okrasza wdzięk smakiem Już legat spisała pszczoła Na miękkim pokładzie bagien Zielone liryczne łąki Nad Wieprzem wtuliły we mgły Zapachną naręczem kwiatów To specjał aczkolwiek zbyt mdły Patrz – człowiek zahacza o cypel Tu z woli zacnych waszmościów Na wyspie po środku stawu Wybudowano kościół Styl jego oręduje Modzie późnego baroku I Jana Nepomucena Jest aktem to święte lokum Tu ongiś ordynat Zamoyski Utworzył wielki zwierzyniec Przy dworku myśliwskim wypasał Sarny i dzikie świnie Otoczył siedlisko fosami Odgrodził zgrabnym parkanem Tu w bramy kopytem stukały Niewyrośnięte tarpany Białe drewniane chatynki Pokryte słomą lub gontem Pachną pieczonym pyrem Podczas Zielonych Świątek Kilimy na elewacjach Grzeszą kwiecistym morem I człowiek przechodząc obok Zachwyca ogrodów wzorem Bez przerwy migrują chrząszcze Pod miasto z nazwy - Szczebrzeszyn Z uporem młodego maniaka Przyroda wypręża popiersie Przepychem barwnego folkloru Bezwstydnie chełpi wyżyna Od chałup w małym Bliżowie Po cerkiew spod Szczebrzeszyna —
  15. graphics CC0 Teocentryzm Teofila Teneryfa Też Terminal Tenis – Tenisówka – Także Temperówka Tran (w) Teatrze Tyle Tego (w) Telewizji – Tempo – Telemetrii Tekstur (w) Tbilisi (w) Tel-Awiwie Tanie Tipsy Trudy Testów Transylwania Tołstoj – Tolkien Tuzin Twarzy Trądzikowych Tulipany (z) Telenowel Tu (i) Tam Toy Toy – (&) – Treść – Tego Tato Tamtego Teść Tola (w) Topie Tekla (w) Tropie Tej Tchawicy Trzask To Trochę Tuz Taktyczny Takelunek Trudno Toż – Tysięczny Trunek Tort (z) Tarasu Targowanie Tyle Tego Typowania Teofilowego Trudu Tajne Teczki – Typ TW Temporalny Ton TATU – Trzmiele Troszczą (o) Trybunał Trupistyczny Test Trybuna Trema Tego Teofila Tańcbud Typka (&) Textyla – Taka Teza Tandeciarska: Ten Teofil To Troll (w) Trampkach --
×
×
  • Dodaj nową pozycję...