wyjąłem zapach twoich ramion
chcę stanąć na pomoście
w obudzonych wspomnieniach brzeg
ciemność jak okiem sięgnąć
impas nocy i dnia
przepuszczam kobietę nie widzę
to niespokojna przystań
we mgle biała łódka usiadłem
w głos piszę wiersz
na marginesie słów
rozpoznasz mnie strofa po strofie
o smutnych świerkach mówią
że to drzwi do zamyślenia
bez słowa idziesz lasem
ścieżką bez drogowskazu
szukając tęsknot ukrytych w gałęziach
gdzieniegdzie tylko
echo myśli odbija zapomnienie
od powiewu wiatru
dywan mchu pod stopami
chcąc nie chcąc
nie zostawiasz żadnych śladów
w szumie niedopowiedzeń
w ciszy która słucha
robisz striptiz sumienia
jedynie ptaki śpiewają
wolne od łez
w każdym westchnieniu łapczywie
łapiesz tlen
i świeżość
zapachem igliwia wbijasz centralnie
w nadzieję by na powrót
poczuć jej smak
dziekuję, ale bez przesady, każdy mógłby tutaj wydać swoje twory, nie tylko ja ...
zresztą nie uważam, że jestem gotowy na coś takiego ...
a piszę, bo sprawia mi to frajdę
i niech tak raczej zostanie :)))
pozdr. Kraft
idę dalej w pole skrajnych wartości
tam gdzie nawet bóg chodzi piechotą
perspektywy śladów w przypływach i odpływach
świadomych marzeń niedopowiedziana historia
zamarzanie myśli w kierunku zapomnień
balladą o obłędzie dozowanym
filozofię sensu układa w niemożliwy romans
rozstania na pustyni
pragnień bez słów sypią piachem
w oczy słońca które wciąż pali
dla niepoznaki
założyłem buty nieboszczyka
mam nadzieję dotrzeć do miejsca
gdzie nazwiesz mnie niewidocznym
od dziś mów mi Off
ucieczką w karuzelę
ze strefy podwójnego cienia
przychodzę poza kolejnością
bez ważnego biletu
mając nadzieję że jutro odkręci się samo
w miejscu gdzie syzyfowy anioł
robił testy na cierpliwość
czas teraźniejszy wszczepijąc w krwiobieg
stara płyta odtwarza naukę mówienia
wędrując po krawędzi słowa
posypuję kark
popiołem w przyprawie do skrzydełek
w poszukiwaniu sekund na krawędzi
uciekasz w życie wypełnione wierszem
między strofami małe tęsknoty
nie dają śnić po dwudziestej czwartej
kawie zwiastującej świt układasz
kolejne miniatury widziane inaczej
z perspektywy sennych inspiracji
jaki prawem znikają krajobrazy
nie mam pretensji
przecież w myśl istnienia jesteś poetką
jak ptak w klatce zaledwie ćwierkając
prosze tylko o odrobinę miejsca
w twojej błekitnej przestrzeni zapominam
że istnieje szara rzeczywistość
mów do mnie słowami ucieczek
wystawiasz rachunki za grzechy ojców
obwiniasz cały świat
za niesprawiedliwość losu
kulisami własnego ja nie chcąc uwierzyć
piszesz niekończący się poemat
o kamieniach bliskości zapachu fiołków
i elegiach pozostawionych na potem
mogłaś być najbliższą rzeką
światłem bezsennością
czasem zamkniętym w okładkę
pustka jedynie dźwięczy pozostała
niczym hymn śpiewany na bezdechu
do dmuchawcy fruwających w cieniu zgryzoty
niech się więc stanie
na poddaszu egzystencjonalnych rozważań
uczę się zbierać myśli w początek
dotykiem ku nowej wiośnie
teraz na zgiętych kolanach
tańczę oberka ostatnich nocy
palę skojarzenia w okruchach księżyca
łapiąc oddech bez dzikiego chciejstwa
zanim jeszcze dni ciemne a płoche
obedrą mnie całkiem ze skóry
w chwili kiedy już wszystko do mnie dotrze
pustki nie widać
za to cholernie boli
zapomniałaś o napiwku
promieniujesz w ulotne chwile
na obrzeżach wyciągnięcia ręki
pisząc telegram sercem ze szrotu
szedłem za kobietą z dzbanem
poza granicami persfazji
szukając nadziei na łyk kochania
w oczekiwaniu na światłość
jak bard spod lasu
gram concerto G-moll na dwa pragnienia
z których jedno pozostaje bez echa
pergaminowe aniołki gubią aureole
a niebo z wyprzedaży traci błękit
by zachować co piękne
chodźmy na przełaj krainą skojarzeń
w czas
gdzie twoje menu będzie decydujące
ofiarowałem ci miłość
taką na jaka mnie stać
wiem
w tym momencie to przeźroczysty portret
a siłą rzeczy dalszą drogę wyznaczy memento
ku pokrzepieniu
tak dużo ciebie pozostało na ustach
kiedy skórą w dotyk
nie lubisz znaków zapytania
w niedoszłym niebie o pierwszej w nocy
pisząc sobą wiersz
patrzę na niewygasłe gwiazdy
by więcej nie szlochać
wykupiłem też deszcz na receptę
w aptece zakwitłych jabłoni
przy tobie będę wisiał
póty nie zerwie się sznurek