-
Postów
1 737 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
2
Treść opublikowana przez Kraft_
-
w chleb powszedni wracasz z niebytu nadrobimy pominięte chwile przy kolacji zagrzebiemy wspomnienia kilka marnych szkiców z nicości przerabiając na kolorowe obrazy w odcieniu ze śniadaniem w tle oprawiamy świty w ramy okien z widokiem na jutro www.com jak wena wiersz wiesz drzwi przyjdą później jeszcze zanim zapłonie pamięć
-
po rycersku przez otwarte okno na sny nie wietrzył że nie ma jej zamkniętej wysoko w chmurach gdzie na białym koniu miał przybyć jako zwycięzca ubrany jedynie w srebrna aureolę kiedy zabrakło aniołów w pamięć wkłuł podskórną miłość wędrując niespokojnymi drogami na skrzyżowaniu tęsknot w tę i z powrotem ktoś powiedział że z nieba blisko do piekieł tam gdzie wszyscy święci wynieśli się do wszystkich diabłów teraz już wierzy że nie ma wieży
-
ckliwy facet ... jest prawdziwy, kiedy jest facetem ;) pozdr. K :)))
-
do nieba każdy krok ma znaczenie a twój w szczególności wrotami do rozkoszy oferujesz niewyspane świty idąc w rozchył udo za udem zsuniętym ramiączkiem w czerwone podwiązki dźwięcznymi strunami przesuwasz smyczki a ja tańczę jak mi zagrasz poległy w rytmach samby kiedy za nic na świecie nie chcesz spać
-
pocieszeniem dla pragnących kiedy przesuwasz dłońmi jak artystka jestem gdzieś w środku twojej wilgoci zazdroszczą mi oceany do twarzy ci w wieczorowej porze ubrana w namiętne pocałunki smakujesz jak czekolada z chili z wyobraźnią zasługującą na eden taka pyszna kochanko nie jednej nocy uwielbiam kiedy rozbierasz mnie z nagości
-
:))) od wczoraj masz na imię jesteś ;) dziękuję za odwiedziny Natko :))) pozdrawiam. K. :)))
-
widząc barwy w tych samych odcieniach postrzegaliśmy bezkres jednookim malowaliśmy obrazy tym samym pędzlem oprawiając rezultat w blejtram namiętności czerwonym tańcem do białego rana aż pożądanie padało na pysk rozklejam się porą księżyca w rękach wiatr trzymany mocno podsłuchałem ostatni twój wiersz o drzewach i miłości na plaży mówisz że słońce wszędzie zachodzi tak samo jednak czy aby na pewno wzeszło w pogoni za szczęściem dlaczego jutrem uciekamy w ciemne dumania o świcie
-
krokiem w nieskończoność za bramą najcichszej alkowy spocząłem na płatkach pełnych wilgoci nie miałaś nic do ukrycia a ja rozkładałem pożądanie na łopatki o świcie bogów w szkatułce delikatnych śladów układając rozkosz w bukiety szukałaś miłości bez słów byłaś jak opium którym nie sposób się nasycić w tańcu zmysłów neostradą do nieba trwałe zarysem przemilczeń wyznania na przekór rodziły omamy a my tonęliśmy w jeziorze gdzie namiętność wodą powszednią
-
w realiach niebajkowych dwudziesty siódmy tydzień kopciuszek czeka by nastała światłość w rozkwit brzydkiego kaczątka macocha oddycha czymkolwiek trzy brzydkie siostry mają szmery w płucach od nienawiści zazdrosne stosunkiem do człowieka książę niekoniecznie brunet zgrywa szu mierząc pantofelki wszystkim napotkanym na czarnym koniu nocą bez miary ośmiokrotny kot przebiega mu drogi stara rozpostarta półdupkiem na fotelu otwiera wino zębami snując elegie o budowaniu obrazu domowym ogniskiem szturmuje dusze rozkapryszonych córek chciał nie chciał skazanych na shawshang tylko poezje znad kwiecistych łąk budują maleńki dom na zaciszu dwudziesty siódmy raz z rzędu
-
banialuki o miłości podwodne miasta rozmowy z bogiem a komu to przeszkadza gdzieś w nas prawdziwa droga pochowanych wrażeń nie zagłusza niewyklutych skowronków próby śmierci ukryte w głosie twojego anioła nie wykluczają powrotów wyciągnąwszy realizm poza nawias wierszem napisanym nocą nad horyzontem zakrzywionych słów podaj mi siebie najlepiej na żywo w nawiasie bez dodatków
-
w song nocy raczej letniej tam gdzie ci najlepiej karmiąc gołębie starta w proch na sto jeden milczeń stroisz wczorajsze zegary moralny amor śni o dłoniach na wypadek gdyby zgasło słońce w nadciągający wieczór zawsze można bez zezwolenia malować teraz niby przezorne obrazy z księżycem w tle rozświetlone przez cztery świece na terytorium spłoszonych nadziei kiedy zgaśnie ostatni ogarek słowa porwane na strzępy ujrzą świt przebudzone na podstawie jutra
-
przeznaczeniem do poziomu wiary rozhuśtałaś myśli jak wiosnę na zielonej bujawce odmieniając miłość przez przypadki z anielskiego życia brałem cie na ręce tam gdzie wiatr przysiadał w kącie przychylając słonecznych gałęzi rysowałaś baranki w chmurach chochlą wspomnień przerzucam niebo do pieca nocy jutro rano będziesz ze mną w piekle
-
pozwól mi na siebie spojrzeć inaczej bez odbicia twarz naprężona do granic widnokręgu w sobie noszę to wszystko kiedy na ciebie patrzę ocean błędów wiesz jak to boli tylko nie pocieszaj spójrz na mnie znoszony frak nie chce na wieszak wytarty z plwocin nie umiem się przebić przez kroplę soli zamglony obraz wyciska kryształy nadzieja im matką idioci potrafisz zabijać i wskrzeszać jadę na dopalaczu znam wzór chemiczny reszta zostaje zagadką
-
:))) pozdrawiam, K. ;)
-
dziekuje Filip. pozdrawiam ciepło ;) K.
-
no! dwa głosy przeciw imieniu! imię do bani jest! no i Cezar też ma rację! pozdrawiam :)))) :))) :***
-
słowo jutro to symbolika przyszłości, większa niż pojutrze :) dziekuję za wgląd i pozdrawiam :))) K.
-
banalny ... ale prawdziwy przez to :))) dziekuje za odwiedziny i pozdrawiam :) K.
-
:))) dziękuje i pozdrawiam Nowa ;)
-
podróż za jeden pocałunek odchodzi alternatywą prostych torów w prozaicznych zakrzywieniach szukając ratunku w każdym razie incepcja snów zmieniła kolor etykiety na wyblakły zapach pragnienia zajechał rozkładem zamieniony w cholera jasna wpuścił przeciąg do pociągu przy oknie kosmiczne mgły zajmują miejsca w błękitnym przedziale na trasie piekło - niebo jedziemy donikąd
-
:))))))))))))))))))))))))))))))))) słyszysz, Kraft??? pozdrawiam, Innocenty, buziaki serdeczne. :)))))))))) słyszu, słyszu :))))))))))))))))))) nuuu, zajac, pagadziiiiiiiiii :D hehehehe :D :*
-
:))))))))))))))))))))))))))))))))) słyszysz, Kraft??? pozdrawiam, Innocenty, buziaki serdeczne. :)))))))))) słyszu, słyszu :)))))))))))))))))))
-
twarzą w twarz poezja ptaków ucieka w słowa zbielałe od obietnic wystrychnięty na obraz i podobieństwo pisałem pocztówki do być gdybyś zechciała odtworzyć ich bieg minionych przewinień nie starczy by złapać oczka pogubione w pośpiechu przyjrzyj mi się uważnie wsłuchaj w trel zakręcony w obłoki siedzę na drzewie które sama zasadziłaś zrobiony w szum wiatru odbijam echo czując się tym co dumnie noszę na głowie nadziei wypatruję stojąc w oknie sam na sam z poezją ptaków
-
to właśnie ona jest tą drugą połówką moglibyśmy uciec gdzieś stąd i zamieszkać na barce za dnia malowałbym swoje obrazy a ona byłaby moja muzą noce tworzylibyśmy wspólnie